Autor |
Wiadomość |
<
Cytaty
~
Opisy zbliżeń Lily i Jamesa
|
|
Wysłany:
Pią 14:52, 04 Wrz 2009
|
|
|
Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Ja bardzo lubię ten fragment :
Dopiero wówczas przyjrzała się dokładniej jego twarzy. Wodził wzrokiem po jej zielonych oczach,po jej ustach, po kosmykach włosów opadających na ramionach, zdała sobie sprawę, że pozwoliła mu gładzić swój policzek jakby to było coś naturalnego. A jego orzechowo-brązowe oczy wydawały się nie widzieć nic innego poza nią. – Nie słuchasz mnie…- wyszeptała z zadziwiającym dla niej samej spokojem. Z zaskoczeniem odkryła, że przechodzi ją przyjemny dreszczyk. Im był bliżej tym robiło się cieplej i bezpieczniej…- James…- powiedziała chcąc go napomnieć, ale nie była pewna czy rzeczywiście pragnie żeby się odsunął. To było dziwne uczucie, które ją paraliżowało i kazało myślom krążyć wokół jego osoby.
A James? James nie był w stanie skupić się na jej słowach.Dlaczego to było aż tak trudne? Dotarło do niego, że wypowiedziała jego imię,ale kiedy usłyszał po raz kolejny, ale już zupełnie innym tonem:
- James?- nie mógł się oprzeć i przytknął jej palec do ust,dając znak żeby nic nie mówiła. Wiedział, że posłucha… Widział to w jej oczach,które obserwowały go bacznie z dziwnym blaskiem, który zdawał się elektryzowaći przyciągać. Było w niej coś, co władało jego duszą. Nie chciał bądź nie potrafił tego określić, ale jej obecność była mu miła pod każdym względem. A świadomość, że wróciła, po tym wszystkich życzeniach, dodawała otuchy. Bo w końcu musiała tęsknić skoro go wróciła, prawda?
Bezwiednie zaczął przybliżać się do jej ust. Nie cofnęła się ani o milimetr… Co w niej takiego było, że tak bardzo potrzebował jej bliskości? Nie potrafił stwierdzić czy jest zaskoczona, czy może oburzona.Grunt, że go nie odtrąca. Powędrował dłonią z jej policzka, przez szyję, aby na koniec zatrzymać się w okolicach talii. To było swoiste zabezpieczenie. Gdyby nagle się zerwała mógł ją przytrzymać przez kilka sekund.
Lecz Lily nawet nie potrafiła wykrztusić słowa. Całkowicie pochłaniały ją jego oczy. Uczucie pochodzące z wczorajszego wieczoru powróciło.To samo bolesne szczęście zapełniające jej klatkę piersiową z każdym oddechem.Wciąż walczyła ze sobą. Zostać czy biec? Chcieć czy odtrącić? W rzeczywistości nie miała wyboru… Chciała… A dlaczego? Bo on stał się jej szczęściem. James Potter z wczoraj żyje w tym dzisiejszym. I co jeszcze odkryła? Że do pełni ideału musi mieć dwóch Jamesów…Nieświadomie czekała aż dystans między nimi zmniejszy się do minimum. I rzeczywiście…
James pochylił się na tyle głęboko, by już móc ją pocałować.Jednak nie zrobił tego… Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego lubował się w tym kiedy na niego czekała. Może dlatego, iż dotychczas to on czekał na nią? Całe lata… A teraz uwielbiał wstrzymywać się choć prze chwilę i delektować się jej cudowną twarzą, kiedy wyraźnie jest w niego zapatrzona. Para lśniących i rozbudzonych zielonych oczu, nierówny oddech oraz lekko rozchylone usta… Ponadto sylwetka młodej bogini… I to wszystko mogłoby być jego. Chyba nic nie sprawiłoby mu tak wielkiej radości jak wkroczyć z nią do wielkiej sali jako para… Machinalnie uśmiechnął się na tą myśl. Ona już jest jego…
- Śmiejesz się…- zauważyła drżącym głosem. Kiedy mierzył jąspojrzeniem swoich ciemnych oczu, przepełnionych iskierkami, czuła się słaba imała… Pierwszy raz wiedziała, że nie może nic zrobić, bo tak naprawdę nie chcesię wycofać.
James pogładził ręką jej talię. Uwielbiał to ciało…
- Na moim miejscu też byś się śmiała. – wyszeptał ztajemniczym uśmiechem. Nie minęła sekunda a on już zdążył delikatnie musnąć jejusta, jakby chciał sprawdzić czy nie ma nic przeciw temu.
Lil czuła, że brakuje jej powietrza… Blisko… Stanowczo zablisko… Jego zapach rozlewał się już od dawna, ale nauczyła się to ignorować,kiedy się śpi w sweterku Huncwota… Robił wszystko żeby sama poprosiła o więcej.Nie zrobi tego… Choćby nie wie jak bardzo by pragnęła… Jednak nie była w stanie opanować trzepotania serca, kiedy ponownie zaczął się zbliżać. Rozum powtarzał jej, że musi coś zrobić. Uciec…schować się…zatrzymać go. Tylko dlaczego nie mogła się poruszyć, a każda próba odtrącenia go zdawała się być beznadziejnym pomysłem?
- Szlaban…- wyszeptała słabym głosem, kiedy już prawie czuła dotyk jego ust. Wiedziała, że się uśmiechnął, chociaż był zbyt blisko, by mogła to dostrzec w pełni. Jednak zbyt dobrze pamiętała ten cudowny uśmiech… Widziała go oczyma wyobraźni…
- Mamy jeszcze 10 minut.- powiedział podciągając ją bliżej do siebie. Nie zrobiła nic… Nic żeby go zatrzymać…
- Dostaniesz nowy…- rzuciła, nie mając lepszego pomysłu.Wiedziała, że znów się uśmiecha, ale tym razem z większą pewnością siebie. Drżałaod wewnątrz…
- Zaryzykuję. – stwierdził lekko rozbawiony. – Ciekawy jestem, jakby to wyglądało w dokumentacji. Szlaban: James Potter za całowanie Lily Evans, która absolutnie się nie wzbraniała. Skazany na pisanie zdań… 100razy „Nie będę jej więcej całować”…- Lily wiedziała, że nie jest w stanie się obronić. Miała teraz swój ideał i miałaby go odtrącić? Z trudem powstrzymywała się, żeby go nie objąć, żeby się nie przytulić i jak wczoraj być blisko… To była ciężka walka z samą sobą, a póki co stać ją było tylko na brak ruchu i całkowite podporządkowanie jego woli. – Myślisz, że przez taką karę czegoś bym się nauczył? – w jego oczach zalśniły diabelskie iskierki. Znała odpowiedź. A on czuł się jakby całkowicie przejął kontrolę. Mógł zrobić niemal wszystko… Jak długo jeszcze wytrzyma jej silna wola? Nie obchodziło go to, bo sam ledwo wytrzymywał. Mogłaby dać mu i z 1000 szlabanów, a i tak by ją pocałował. Tym bardziej, kiedy przytrzymuje ją blisko siebie, przysuniętą maksymalnie… Taki klejnot nad klejnotami, który daje multum przyjemności. Oddychał głęboko przyglądając się po raz ostatni jej oczom. Wpatrywała się jak urzeczona w jego usta… Kiedyś, gdy skradł jej pocałunek, wydawało się, że nie ma rzeczy bardziej przyjemnej. Dziś wiedział, że o wiele więcej satysfakcji daje świadomość, że ona czuje to samo…
Nachylił się i pocałował ją, najchętniej w ogóle tego nie przerywając. W tym samym momencie bariera Evans pękła… Dziewczyna objęła go i pozwoliła sobie na odwzajemnienie pocałunku. To tak jakby oddawał jej część siebie, tym samym sprawiając, że nie liczy się nic więcej. Całował ją i przytulał, jedyne co Lil chciała pamiętać z dzisiejszego dnia to dotyk jego warg i dłonie obejmujące talię. Serce zdawało się wyrywać do niego…
James był pewien… Uwielbiał ją całować, bo nikt nie robił tego tak jak ona. Żadna z dziewcząt nie była w stanie sprawić, by chciał jednocześnie na nią patrzeć i być jak najbliżej. Poznawał Lil swoimi rękoma.Jego słodka dziewczynka, która nie jest pewna czego chce… Powoli, nie przerywając pocałunków, objął ją mocniej, przyciągnął do siebie i powoli położył na trawie pod drzewem, gdzie spotykali się już bardzo długo jako jeleń i pewna uczennica…
trochę długie to wyszło.;d
Post został pochwalony 3 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 22:55, 18 Kwi 2010
|
|
|
Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
(...)- Co robisz? – spytała z lekką pretensją.
- Udowadniam, że nadaję się do wszystkiego – Rogacz uniósł prowokacyjnie jedną brew. – Będziesz miała takie myślenie, że aż cię głowa rozboli – rzucił z rozbawieniem.
- Nie możesz! – szarpnęła się, ale trzymał ją zbyt mocno, żeby mogła uciec. – Już nie chce mi się myśleć! - James słysząc to, jedynie wzruszył ramionami.
- To dla dobra sprawy uznajmy, że ja muszę pomyśleć – spojrzał na nią z huncwockimi iskierkami w oku. Lil znieruchomiała, kiedy jedną ręką sięgnął jej policzka, przesuwając po nim opuszkiem palca, aby na koniec ująć kosmyk jej włosów i zakręcić go sobie wokół palca. Niesamowite, jak wszystko zmieniało się z minuty na minutę. Przecież chciała, żeby taki był, najlepiej, gdyby zrobił to jakiś czas temu, ale… Czy to nie była przesada? W tym momencie każda komórka jej ciała mówiła, że należy się obawiać i uciekać, może nawet mogłaby to zrobić, gdyby nogi nie wrosły jej w ziemię, kiedy patrzył na nią z całą swoją pewnością siebie. Musiał pomyśleć! Phi!
Nagle drgnęła, rozumiejąc znaczenie tych słów. Czy w zagadce było powiedziane, że to ONA musi wpaść na jakiś pomysł…?
- Chyba się nie boisz? – James puścił pukiel jej włosów, patrząc na nią prowokacyjnie. Ruda zmarszczyła brwi, jeśli myślał, że ją przestraszy…
- Chcesz, żebym pomogła ci w myśleniu? – zapytała rzeczowym tonem.
- Jak zwał tak zwał – Rogacz zacytował ją z rozbawieniem przyglądając się jej minie. Pojęcia nie miał o czym myślała, ale mógł tu z nią siedzieć, mógł spędzić z nią jak najwięcej czasu, ostatecznie zanim tamci znajdą klucz…
- Jeśli myślisz, że się przestraszę, to grubo się mylisz – Lil demonstracyjnie oparła dłoń o jego klatkę piersiową, próbując spojrzeć na niego zalotnie. Przydałoby się wszystko, czego nauczyła ją Rachel, jeśli miała być przekonująca.
- Do czasu – stwierdził beztrosko James, który na moment wstrzymał oddech. Tego, że w pewnym momencie będzie chciała się wycofać był niemal w stu procentach pewny, ale póki co…
Zrobił krok do przodu, zmuszając ją do cofnięcia się na ślepo. Lily krzyknęła cicho, kiedy potknęła się i wylądowała na łóżku. Spojrzała szeroko otwartymi oczyma na Pottera, który uśmiechnął się flirciarsko. „Chcesz tylko, żeby pomyślał…” – powtarzała sobie, kiedy pochylił się nad nią, wodząc wzrokiem po jej twarzy.
- I jesteś pewna, że się nie boisz? – zapytał swoim przyjemnie niskim głosem, nie przestając się uśmiechać.
- A ty? – odparła Lily, starając się unormować pracę serca, które goniło jak szalone. To nienormalne, aby ktokolwiek tak na nią działał! James uśmiechnął się z rozbawieniem, pochylając się jeszcze niżej, aby móc zbliżyć się do jej ucha.
- Powinienem się bać? – odparł pytaniem na pytanie, zauważając z satysfakcją, że zadrżała. Koniuszkiem nosa przeciągnął wzdłuż jej szyi, napawając się zapachem jej skóry. Uwielbiał te chwile sam na sam, szczególnie kiedy tak naiwnie pozwalała się podpuścić.
Lily nie chciała pozwolić mu na zdobycie jakiejkolwiek przewagi, ostatecznie mogli to uznać ze swego rodzaju rywalizację.... Zarzuciła mu ręce na szyję i pociągnęła na łóżko, zaraz potem przewracając go na plecy. Z dziwną satysfakcją odkryła, że wydawał się być całkowicie zaskoczony jej zachowaniem. Uniosła lekko jedną brew.
- Nie wiem – odparła z figlarnym uśmieszkiem. – Powinieneś?
- Nie... to nie fair... – objął ją w talii, kiedy pochyliła się nad nim, przykrywając ich kurtyną swoich długich włosów. – Jeśli oczekujesz, że potem w pewnym momencie po prostu wstanę i wyjdę jak na dżentelmena przystało...
- Ciii.... – Lily uciszyła go, przykładając mu palec do ust. Gdyby nie to, że strasznie ryzykowała mogłaby to uznać za świetną zabawę. Zapominała nawet o co tak właściwie jej chodziło. Szczególnie trudno było zachować trzeźwość umysłu, kiedy patrzyła na jego twarz. Przeczesała palcami jego i tak rozczochrane włosy, patrzyła prosto w oczy, które obserwowały najmniejszy jej ruch i ciągle znajdowała się pod wpływem olśniewającego uśmiechu, który po prostu rozjaśniał całe dormitorium.
- Nie powinnaś tego robić – w orzechowo-brązowych oczach James’a, zapaliły się huncwockie ogniki. Pociągnął ją na siebie, przytrzymując bardzo blisko, najchętniej przykleiłby ją do siebie już na zawsze. Mogłaby tak zostać, cudowne uczucie- budzić się z rana i widzieć Evans, iść przed siebie i widzieć Evans... Podobała mu się ta perspektywa.
- Jeszcze nie uciekłam – zauważyła Lil, jakby chciała sprowokować go do dalszych działań.
- Teraz już nie możesz – stwierdził Potter, obdarzając ją swoim huncwockim uśmiechem.
- Są sposoby, żeby się uwolnić – Ruda uwielbiała się z nim przekomarzać. Może było to odrobinę dziecinne, ale i bardzo pociągające.
- Na przykład? – James czekał, aż zaserwuje mu coś jeszcze, po czym zapewne już nawet przez myśl mu nie przejdzie, żeby pozwolić komukolwiek przerwać to sam na sam. Gdyby Tyrone zapukał w tej chwili do drzwi z pewnością poważnie by mu się naraził...
Lily wzięła głęboki oddech pochylając się nad nim. To jak drażnienie lwa, który w każdej chwili może cię połknąć, przez jakiegoś samobójcę... Samobójcę, który bardzo lubi adrenalinę. Kolejny raz była zaskoczona faktem, że sprawia jej to aż tak wielką przyjemność... Za każdym razem o tym zapominała i za każdym razem wracało, jakby czuła się tak po raz pierwszy. Pochyliła się jeszcze niżej, zatrzymując się dopiero wtedy, kiedy zetknęła się z nim nosem.
- Musisz się zastanowić... – zamruczała cicho, przyprawiając go o przyjemny dreszczyk emocji. Była niebezpieczna, po prostu niebezpieczna, powinno jej się zabraniać flirtowania i zakładania się z chłopakami! - ... czy z pewnością chcesz mnie krępować – dokończyła, posuwając się jeszcze dalej. Przelotnie musnęła jego wargi, rzucając mu przeciągłe spojrzenie swoich soczyście zielonych oczu. Czy chciał ją krępować?! Nie! To szaleństwo powstrzymywać ją od czegokolwiek! Dlaczego miałby ją trzymać, powinien natychmiast ją puścić, żeby...
Zamrugał kilkakrotnie, próbując wyrwać się spod jej uroku. Uśmiechnęła się do niego triumfalnie. Myślał, że nie może obawiać się bardziej kogokolwiek niż Evans, okazało się jednak, że MUSI obawiać się świadomej Evans, bo była sto razy bardziej pociągająca, kiedy zdawała sobie sprawę z tego, co robi, a na pewno wiedziała jak to na niego działa...
- Nie powinnaś była sobie na to pozwalać – powiedział cicho i chwilę później Lily aż krzyknęła, kiedy przewrócił ją na plecy, po czym zgrabnie zamknął usta długim pocałunkiem. Tego chciała... ale jeśli sądziła, że pozwoli jej to pomyśleć, to była bardzo daleka prawdy. Nie mogła się skupić, choćby bardzo chciała! Jak miała pamiętać o problemach, albo innych błahych sprawach, skoro była zajęta czymś o wiele bardziej absorbującym...?
Gdyby ktoś ją potem zapytał ile tak leżeli, nie potrafiłaby nawet odpowiedzieć. Może kilka minut, kilkanaście... Wszystko jedno i tak wydawało się, że czas ucieka zbyt szybko. Kiedy Potter na chwilę oderwał się od niej, aby przyjrzeć się dokładniej jej twarzy, oddech mieli płytki i Lil ze zdumieniem odkryła, że jej ręce znajdują się na karku Pottera, a palce ma wpięte w jego włosy. Tak nie powinno być, przecież nie miała sobie pozwalać na chwile szaleństwa. Tym bardziej, że byli w dormitorium Hitchswitcha! Przecież Tyrone by ich pozabijał, gdyby się dowiedział...
- I jak? – zapytała słabym głosem. – Masz jakiś pomysł? – potrzebowała przerwy na złapanie oddechu. James uśmiechnął się, aż zakręciło jej się w głowie od patrzenia na ten uśmiech.
- Mam jeden – powiedział mruczącym tonem, składając na jej szyi delikatny pocałunek. Kłócą się, a chwilę później leża razem na łóżku, lepiej niż to sobie zaplanował...
- Jaki? – zainteresowała się niemal natychmiast. Nie przejmowała się, że leży pod nim zupełnie bezbronna. Rogacz uniósł jedną brew, obserwując jej reakcję, kiedy swoją dłoń, przesunął z jej talii, odrobinę wyżej.
- Możesz ściągnąć ten sweterek – Lily zamrugała kilkakrotnie.(...) <3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 23:44, 18 Kwi 2010
|
|
|
Dołączył: 19 Paź 2009
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pszczyna^^
|
|
ale Rogaś to jest totalny manipulator xd a Lil nie lepsza;) powinni se ręki podać xd
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 14:46, 19 Kwi 2010
|
|
|
Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Z Lily robi się coraz większa kusicielka! Uwielbiam ich! <3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 9:24, 08 Mar 2011
|
|
|
Dołączył: 01 Lip 2010
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pszczyna
|
|
Odświeżam temat, bo mi się cholernie podoba!
Pociągnął ją do swojego pokoju, nie chcąc czekać dłużej. Niecierpliwie chwycił za klamkę i otworzył drzwi, wciągając dziewczynę do środka. Tam nawet nie zapalił światła, tylko od razu, przyciągnął ją do siebie, przyparł do ściany i pocałował. Nie zrobiła nic, aby mu przeszkodzić… Po około minucie oderwał się od niej łapiąc oddech. Nie zdążył zamknąć za sobą drzwi. Uśmiechnął się widząc w mdłym świetle gwiazd pochodzącym zza okna, jedynie jej błyszczące oczy.
- Co robisz? – spytała aż nazbyt delikatnie jak na nią. Po prostu jeszcze nie odzyskała swojego normalnego tonu…
- Zamykam drzwi. – oświadczył z zadowoleniem, kiedy w pokoju zapanowały jeszcze większe ciemności. Lily bała się ruszyć. Od swojego przyjazdu bywała tutaj wiele razy, ale nigdy w takiej sytuacji… Po chwili jednak oślepiło ją mdłe światło świec. Zdążyła zauważyć pewne zmiany.
- Gdzie są pozostałe trzy łóżka? – spytała, kiedy James przeczesał dłonią włosy i podszedł do niej ze swoim przystojnym uśmiechem.
- Kazałem im się wynosić. – oświadczył zjadając ją wzrokiem. Lily jednak zaniepokoiła się.
- Nie będę tu siedzieć całą noc… - zawiadomiła go marszcząc brwi.
- W sumie nie musisz… - stwierdził z zastanowieniem. – Choć nie przeczę, że na to liczę. – popatrzył na nią prowokacyjnie. – W razie czego mogę dać ci jedną z moich koszul. – Lily spojrzała na niego podejrzliwie. – No wiesz, do spania… - James był pewien, że wybrałby koszulkę, która już dawno jest dla niego za mała… Może ta z pierwszej klasy Hogwartu? Sięgałaby jej do pasa…
– A chłopcy wiedzą, że tu nie śpią?
- Nie.
- Nie?! – Evans drgnęła przestraszona.
- Dowiedzą się o tym sami – James zbliżył się do niej, gładząc ją po policzku. Przez chwilę chciał nacieszyć oczy jej widokiem. Stała przed nim w podkoszulku i spodniach, a rzadko widywał ją w normalnym ubraniu… Tak czy siak, już dawno przekonał się, że zapierała dech w piersiach za każdym razem, jakkolwiek by nie wyglądała, a dziś wydawała mu się jeszcze piękniejsza. Kiedy spojrzał w jej zielone oczy, pełne gorących iskier, aż się uśmiechnął.
- Jesteś piękna królewno… - powiedział swoim głębokim głosem.
- To coś w stylu odwdzięczania się za te wszystkie razy, kiedy ja mówiłam, że jesteś przystojny? – spytała z wrednym uśmieszkiem.
- A po co miałbym się odwdzięczać? – James uniósł jeden kącik ust. – Przecież oboje wiemy, że od dawna za mną szalejesz i pewnie wszędzie masz moje zdjęcia. – wziął ją na ręce z dziecinną łatwością, uśmiechając się czarująco, kiedy zarzuciła mu ręce na szyję.
- Niech żyje skromność. – skomentowała, dając posadzić się na biurku naprzeciw drzwi. Potter położył dłonie na cudownym wcięciu w jej talii, teraz zupełnie zauroczony jej wdziękami… Ruda zauważała wszystko doskonale. Siedząc na biurku przewyższała go, jednocześnie trzymając go kolanami, tak aby był jak najbliżej. Przeczesała dłonią jego włosy, a on uśmiechnął się olśniewająco w przystojny sposób.
- Bo jeszcze rozwalisz mi fryzurę. – wyszeptał szczerząc swoje białe ząbki.
- Próżności też nam nie brakuje. – zauważyła prowokacyjnie, nachylając się nad nim. Powoli złożyła ręce na jego karku. To co wyczyniał z nią Potter wydawało jej się niebezpiecznym i typowo niewłaściwym, ale dzisiaj już nie mogła zwalić całej winy na niego… Zresztą, nawet nie miała takiego zamiaru… W końcu przyjaźnili się… Od jakiegoś czasu byli bardzo blisko…
- Czy ty specjalnie mnie tak męczysz? – spytał z błyskiem w oku, kiedy wciąż zerkała to na jego usta, to wprost w jego oczy, znajdując się centymetry nad jego twarzą. Lil uśmiechnęła się lekko, omiotając go ognistym spojrzeniem.
- Nie wiem… wydaje się, że teraz nie myślę… - odparła szczerze. James pocałował ją w szyję, a kiedy zauważył jak przymknęła oczy i wypuściła powietrze z płuc pozwolił sobie na kolejne krótkie pocałunki. To zupełnie zniewoliło Evans.
- Boże… James! – wyszeptała gorączkowo, ujmując jego twarz w swoje dłonie. Uśmiechnął się powalająco, kiedy patrzyła mu prosto w oczy. W tej chwili ten zielony ocean należał do niego. Nie ważne co mówił Tyrone do tej pory… Nie ważne co kiedyś powie… Rogaś szczerze wątpił, aby kiedykolwiek wypowiadała imię Hitchswitcha w taki sposób w jaki przed chwilą wypowiedziała jego imię. Albo żeby chociaż obdarzyła kiedykolwiek Tyrone’a tak ognistym spojrzeniem. Z tej świadomości płynęła ogromna satysfakcja. Nie miał o kogo być zazdrosny…
Lily wydawało się, że i ona i James oddychają nienaturalnie szybko… To od początku zdawało się być jednym wielkim szaleństwem, ale jakże przyjemnym… Evans znów patrzyła w triumfujący wyraz twarzy swojego przystojnego towarzysza, który właśnie przemierzał dłońmi odległość od jej talii, aż do ramion. Zadrżała, czując jak wraz z tym powolnym przeciągnięciem jej podkoszulek odrobinę się unosi, a ręce Pottera leniwie przemierzają tą samą drogę w przeciwnym kierunku, zatrzymując się na biodrach.
Nie musiał nic mówić… Wystarczyła jego uniesiona brew. Lil nachyliła się i przycisnęła swoje usta do jego ust, całując go namiętnie. Na to czekał… Sam wsunął dłonie pod jej podkoszulek nareszcie mogąc obcować z jej jedwabista skórą. Nawet ten fakt nie zmusił jej do przerwania pocałunku. Nie zwróciła uwagi, na to, że James gładził jej talię i plecy bez dzielącego ich podkoszulka.
Rogaś, cały czas kontrolując sytuację, dał jej złapać oddech, przechodząc do pieszczenia jej szyi. Nie było w tym miejsca na delikatność… Nie przekonywał jej tym razem, aby z nim poszła, ale jawnie pragnął cieszyć się jej towarzystwem. Lily też nie wiedziała co w nią wstąpiło, ale nagle sięgnęła po koszulkę Pottera i szybkim ruchem ją ściągnęła, nie zwracając uwagi na to, jak musiał on wyjąć swoje ręce spod jej podkoszulka, a następnie, jak włożył je jeszcze dalej, obejmując w ten sposób całe jej plecy.
James zerknął na koszulkę spoczywająca na ziemi, a następnie spojrzał na wpół pytająco, a na wpół z rozbawieniem na Evans, która oddychała głęboko.
- No co? – spytała. – Przecież i tak śpisz bez koszulki. – na to trafne stwierdzenie uśmiechnął się huncwocko, po czym ponownie pocałował ją w usta, przyciskając ją do siebie.
Postanowił przenieść się na łóżko. Bez problemu podniósł ją z biurka. Lily jakby odgadując jego zamiar objęła go nogami w pasie idealnie przylegając do jego półnagiego ciała. Wszystko wydawało się pasować. Nawet wspólne przyśpieszone bicie serc…
James złapał ją mocno, odwrócił się i nagle stanął jak wryty. Zupełnie go sparaliżowało. Oderwał się od niej i patrzył z niemałym zaskoczeniem na osobę stojącą w drzwiach…
Remus wydawał się być w głębokim szoku. Właśnie oglądał najmniej prawdopodobną scenę jaką ktokolwiek mógłby zobaczyć…
- Ekhem… - odchrząknął, kiedy trafił na zaskoczone spojrzenie swojego przyjaciela. Dziewczyna w jego ramionach pisnęła i zeskoczyła na własne nogi. Lupin zamrugał kilkakrotnie. Kiedy w tym wątłym świetle świec widział burze długich włosów, miał jeszcze nadzieję, że to może Rachel wydawała się być ruda, ale teraz…
- Remus! – zawołała przestraszona Lil.
- Tak. Chyba… - zaczął Lunatyk. – Możecie mnie uszczypnąć? To nie halucynacja? – spytał. Evans odwróciła wzrok z zażenowaniem.
- Eeee… nie? – odparł niepewnie Rogacz. – Nie będę cię szczypał, ale…
- Nie śpię tutaj? – Lupin rozejrzał się za łóżkami. Lily i James zerknęli na siebie.
- Nie. – odpowiedział Potter, mierzwiąc włosy na głowie. Zapada niezręczna cisza, w trakcie której Remus wodził wzrokiem od Rudej do Rogacza, co chwila marszcząc brwi.
- Wiecie, przez chwilę myślałem, że Lily się spiła, a ty ją przenosisz na łóżko…
- Absurdalny pomysł. – weszła mu w słowo Evans oburzona tym, że mógł ją posądzić o coś takiego.
- Wydawał się być mniej absurdalny niż to, ale… - Remus ponownie zmarszczył brwi, jakby próbował ich sobie wyobrazić razem jeszcze raz.
- W ogóle, długo tu stoisz? – spytała Lily z lekkim niepokojem.
- Dość długo… - odparł Lupin. W końcu uśmiechnął się dobrodusznie i spytał: - To gdzie dziś śpię?
-Dwa pokoje na prawo… - powiedział spokojnie James.
- Dzięki. – mruknął Lunatyk, zerkając na nich po raz ostatni, po czym zamknął drzwi.
Lily nie wiedziała jak się zachować… ani co powiedzieć… Dali się złapać na głupim szaleństwie. Spojrzała na James’a, który wpatrywał się w zamknięte drzwi. Bez koszulki wyglądał niesamowicie… Z idealnie wyrzeźbionym ciałem… Jak zwykle przystojny… Nic dziwnego, że tyle dziewcząt się za nim ugania. Tym razem to ona była magnetyzowana przez jego sylwetkę, postawę…
Potter dostrzegł to i w duchu uśmiechnął się sam do siebie. Chwile później podchodził do szafki i wyjmował z niej zapinaną na guziki długą koszulę. Musiał zrezygnować z pomysłu z najkrótszą koszulką, gdyż wiedział, że taki widok mógłby być dla niego zgubny. Poza tym wierzył w cudowną moc guzików, które można odpinać i zapinać…
Lily wodziła za nim wzrokiem, aż w końcu stanął przed nią i wręczył jej swoją koszulę.
- Przebierz się w to. – powiedział uśmiechając się do niej czarująco.
- Po co? – spytała naiwnie.
- Bo nie wypuszczę cię dziś z tego pokoju. – odparł szczerze z huncwockim uśmieszkiem. Po iskrach w jego oczach poznała, że mówi prawdę. Westchnęła ciężko.
- Gdzie mam się przebierać? – na to pytanie Potter uniósł prowokacyjnie jedną brew.
- Tutaj… - jego głęboki ton ponownie przyprawił ją o dreszcz. Spojrzała na niego z przestrachem. Była śliczna… James ponownie objął ją w talii i pocałował chcąc zatrzymać tę chwilę na jak najdłużej. Lily nieświadomie oparła dłoń na jego obnażonej klatce piersiowej, a z każdym pojedynczym pocałunkiem, zupełnie traciła wolę przez co pozwoliła dłoni zsunąć się aż na dół jego gładkiego brzucha. – Tam masz toaletkę. – szepnął jej do ucha, kiedy już był w stanie oderwać się od niej na sekundy. – Idź i wracaj szybko. – rzucił do niej z przystojnym uśmiechem. Ruda uniosła odrobinę kącik ust.
- A co jeśli nie wrócę? – spytała chcąc się podrażnić.
- To znajdę cię, gdziekolwiek się nie schowasz i osobiście dopilnuję, żebyś spała BEZ koszulki. – odpowiedział huncwocko. Lil uśmiechnęła się lekko… Dziwne to zbiegi okoliczności, które odbierają rozum, aż na tak długo…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 9:43, 08 Mar 2011
|
|
|
Dołączył: 01 Lip 2010
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pszczyna
|
|
- No i dlatego wtedy musiałem to zrobić.- skończył swój wywód chłopak z niesamowicie rozczochranymi włosami. Siedział w schowku na miotły tuż obok dziewczyny swego życia, miejsce rozświetlał promień światła padający z różdżki Lil. Ruda znudzona tymi ciągłymi wymówkami miała dość. Godzina spędzona z Potterem to katorga, a zapowiadało się, iż zostaną tu na całą noc. Nie krzyczała o pomoc, bo i tak już ją wszyscy obgadywali, a co by się stało gdyby ktoś ją zobaczył z tym, którego uratowała?! Bała się myśleć. Postanowiła poczekać aż zostaną znalezieni przez szkolnego woźnego.
- Ale to nie tłumaczy czemu się nad nim znęcasz.- odcięła się. Już od jakiegoś czasu zaczęła wytaczać przeciw niemu zarzuty. Przypominała mu wszystko od pierwszej klasy, a on próbował się tłumaczyć. Irytował ją jego głupkowaty wyraz twarzy, jego sposób bycia, jego… jego sama obecność była wystarczająco denerwująca!
- Oj Lily! Przecież ciebie samą niejednokrotnie nazwał… no… sama wiesz jak. A mnie denerwuje, że tacy jak on się tułają po Hogwarcie i obzywają tak prześliczne czarodziejki jak ty. Pomyśl o tym w ten sposób: on z pewnością wyrośnie na zakałę tego społeczeństwa.- uśmiechnął się łobuzersko patrząc wprost w kusząco zielone oczy.
- To tacy jak ty są zakałą społeczeństwa. – rzuciła mu jadowitym tonem. Nie wytrzymywała z nim nerwowo. Wręcz nienawidziła całym sercem.
- Mniejsza z tym.- zakończył temat James. – A co z tobą? Czemu mnie zawsze odpychasz?
- Phi!- prychnęła pogardliwie. – Może dlatego, że nienawidzę próżniaków, którzy zachowują się jak napuszone pawie, kiedy wsiadają na tę swoją „wspaniałą” miotłę i popisują się różnymi technikami łapania znicza, którego i tak ukradną! – mówiła co raz głośniej starając się zachować spokój.
- Czasem trudno jest odróżnić miłość od nienawiści.- uśmiechnął się flirciarsko wiedząc, iż lada chwila dziewczyna wybuchnie.
- Czyli co sugerujesz?! – wydarła się nagle.- Że ja niby kocham kogoś takiego jak ty?! To śmieszne!- przewróciła oczami z najwyraźniejszą ochotą przyłożenia mu.
- Tego nie powiedziałem.- jeszcze bardziej wyglądał na zadowolonego niż wcześniej. Dobiło ją to.
- Jesteś idiota.- rzuciła odwracając twarz.
- A ty jesteś śliczna. – znów patrzyła na niego groźnie gotowa zaatakować.
- Próżniak.- obzywanie go miało na celu wyprowadzenie go z równowagi. Szczerze wierzyła, iż to sprawi jej niezmierną satysfakcję. W sumie dlaczego tylko ona ma być podenerwowana?!
- Moja królewna.- chłopak uśmiechał się przyjaźnie i najspokojniej w świecie obserwował jej zachowanie jakby na cos czekał.
- Spadaj durniu! Jesteś najgorszy z najgorszych!- burzyła się co raz bardziej…
- A ty jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką znam. – ten jego stoicki wyraz twarzy był najgorszy! Miała wrażenie jakby odbierał jej słowa jako komplementy! A przecież powinien rozpocząć z nią otwarta walkę! Tego oczekiwała i to chciała osiągnąć!
- A ty jesteś bałwanem.
- A ty jesteś urocza.
- Jesteś zakochany w sobie!
- Jesteś miłością mego życia…
- Mam cię dość Potter!- krzyknęła ze złością ledwo powstrzymując się od podniesienie ręki. Dawno nie odczuwała takiej chęci uderzenia kogoś. Ostatnio było to na wakacjach kiedy Petunia strasznie jej dokuczała (wtrącenie od autorki: pozdro dla Jen:P) właśnie wtedy zaczęła się z nią bić we własnym pokoju, którego potem nie mogła doprowadzić do porządku.
- Za to ja jestem pewien, że nigdy mi się nie znudzisz.- triumfował, a ona kipiała ze złości. Taka bezradna z pragnieniem zemsty. – Liluś pogódź się z tym- podniósł jedną brew co było wyrazem niezwykłej pewności siebie, którą Evans nazywała bezczelnością. – przeciwieństwa się przyciągają. Jesteśmy dla siebie stworzeni.- uśmiechał się teraz z rozbawieniem i czymś jeszcze czego ona nie nauczyła się rozpoznawać w jego twarzy.
- Wiesz co ci powiem?!- starała się mówić powoli i spokojnie, ale i tak było widać jak walczy z sama sobą, aby nie wrzeszczeć. – Nie licz na to Potter! I nigdy, przenigdy NIE MÓW DO MNIE LILUŚ! – sama nawet nie zauważyła jak zamachnęła się, by dać James’owi siarczystego liścia. Rogacz był jednak na to przygotowany. Jej dłoń była tuz przy jego policzku kiedy złapał ją za nadgarstek. Bawił się świetnie choć nieco go martwiło, iż jest aż tak wściekła.
Lily westchnęła głośno z wyraźną złością. W myślach przeklinała dzień, w którym pojawił się ten zapchlony okularnik!
- Nie denerwuj się skarbie.- mówił szczęśliwy James nie puszczając jej ręki. Wciąż istniała mała szansa, ze zrobi to ponownie, albo dokończy swoja malutką zemstę. Jednak w jego oczach istniała jako słaba kobieta kryjąca to swoim ognistym charakterem.
- NIE MÓW DO MNIE SKARBIE!- chwyciła drugą ręką jego dłoń i ścisnęła z całej siły. Chłopak zaskoczony jej agresywnością nawet nie zareagował. Szczerze mówiąc lekko odczuł jak ściska mu nadgarstek, ale nie zadała mu tym bólu takiego jakiego chciałaby.
- Jakaś ty nerwowa dzisiaj.- tonął w głębi jej wspaniałych oczu. Potrafiła utopić go na dobre… Przestawało się wtedy liczyć dla niego wszystko prócz tego spojrzenia. Nieświadomie go hipnotyzowała… Zaczął się zbliżać…
Ruda patrzyła zaskoczona i nagle dojrzała te same niebezpieczne iskierki w oczach Pottera. Modliła się, aby to był tylko wytwór jej wyobraźni… Wątpliwości rozwiały się, kiedy zauważyła jak odległość między nimi znacznie się zmniejsza. Ogarnął ją strach. Byli sami, a ona nie wiedziała czego się może spodziewać po James’ie.
- Potter ani mi się….- nie dokończyła. Nawet nie zwracał uwagi na jej słowa. Musiała działać a nie mówić. Wciąż wściekła skupiła się na ręce, która przytrzymywała jej nadgarstek. Szybkim ruchem przyciągnęła ja do siebie i ugryzła!
- Auć!- Rogacz natychmiast uwolnił ją ze swego uścisku i odsunął się. Odetchnęła z ulgą.
- Puść mnie!- rozkazała patrząc na niego wściekle.
- Ależ Evans. Jak się przyjrzysz to dojdziesz do wniosku, iż ja właśnie puściłem twoją rękę, za to twoja ręka nie puściła mnie.- na jego twarz powrócił ten łobuzerski uśmiech przystojniaka. Lil rzeczywiście zapomniała o swojej drugiej ręce. Natychmiast ją cofnęła. Opanowała się w jednej chwili. Wzięła kilka głębokich oddechów popatrzyła zdruzgotana na różdżkę. Jak długo tu jeszcze będzie?
- Ej! Nie powinnaś się tak smucić. – delikatnie podniósł jej twarz.
- Wcale nie jestem smutna.- odwróciła wzrok nie chcąc nawet obdarzyć go przelotnym spojrzeniem. W myślach szukała sposobów na wydostanie się stąd. Wszystkie zaklęcie, które znała zawiodły.
- Jak uważasz. Ja i tak wiem swoje.- nie mógł oderwać od niej wzroku. Ruda wpatrzyła się w widoczne bandaże na jego ciele. Zastanawiała się jak długo je ponosi i jakim cudem tak szybko odzyskał siły. Nagle dojrzała na jego szyi łańcuszek. Nie pamiętała, aby nosił cokolwiek. Spojrzała w jego orzechowe oczy i zmarszczyła brwi.
- Cos się stało?- zapytał Rogacz widząc nagłą zmianę w wyrazie twarzy dziewczyny.
- Co to za łańcuszek?- wskazała na przedmiot, który nagle ją zaabsorbował.
- To…- wyciągnął medalion zza koszulki.- to jest medalik ze zdjęciem osoby, na której bardzo mi zależy. – pokazał jej zawieszkę w kształcie serduszka a na samym jej środku dziewczyna ujrzała podobiznę…
- Rachel?- zdziwiła się widząc twarz o wielkich brązowych oczach, pełnych ustach i kształtnym nosie, którą otaczały długie fale gęstych włosów koloru ciemny brąz. Była starsza o rok i każdy chłopak uważał ją za jedną z najlepszych w szkole. Rok temu chodziła z James’em. Czyżby wciąż o niej myślał? Poczuła dziwne ukłucie na tę myśl. Drażniła ją ta świadomość.
- Tak…- Potter odpowiedział ostrożnie widząc jak Lily się nachmurzyła. Przez krótką chwilę zastanawiał się i w końcu postanowił odkryć przed nią tajemnicę.- Obiecaj, że się nie wściekniesz jak ci pokażę coś.- spojrzała z wyraźnym zaciekawieniem na okularnika. Ten delikatnie potarł zdjęcie, a osoba na nim natychmiast zaczęła się zmieniać. Teraz Lil zauważyła rudowłosą panienkę o zielonych oczach. Była uśmiechnięta i szczęśliwa. Poznawała tą fotografię. Była robiona w te wakacje, ale jakim cudem Potter ja zdobył… Zginęła jej tuż po wywołaniu filmu.
- Skąd ją masz?!- spytała ostrym tonem.
- Nie ważne. W każdym bądź razie Rachel była dla przykrywki. Na wypadek, gdybyś kiedyś dorwała ten medalik. – schował go dokładnie.- Nie musisz więc być zazdrosna. – popatrzył na nią uradowany.
Najpierw chciała dociekać skąd dostał jej wakacyjne zdjęcie, ale w ostateczności skupił jej uwagę na ostatnim zdaniu.
- Że niby ja zazdrosna?! O ciebie?! W życiu! Chyba sobie nie wyobrażasz co to znaczy tak bardzo kogoś nienawidzić jak ja ciebie! Takie bęcwała jak ty powinno się….- James doskonale wiedział, że teraz nic jej nie uspokoi, ale przynajmniej nie wnikała w szczegóły tej fotki. Patrzył jak Evans właśnie wyrzuca z siebie całą złość i nagle doszedł do wniosku, iż istnieje jeden sposób, który ją uspokoi… Bez namysłu i nie bacząc na konsekwencję szybkim ruchem zbliżył się do Rudej na tyle, aby swoimi wargami dosięgnąć jej ust. I udało mu się! Przez chwilkę nie wiedziała co się dzieje, dała mu odrobinę czasu i nagle szybko oderwała się.
- Co ty sobie myślisz?!- krzyknęła do niego gotowa kopnąć. Po jego oczach jakoś wiedziała, że za chwilkę spróbuje ponownie. Były w nich te dzikie iskierki.- Nawet nie próbuj…- i zauważyła jak spojrzał na jedyne źródło światła jakie posiadali- jej różdżkę. – Wyciągnęła rękę i nagle….
- Nox!- głos James’a rozszedł się w jej głowie. W jednej chwili straciła z widoku swoją ostatnią deskę ratunku. Zapanowały ciemności.
- Potter?- spytała drżącym ze zdenerwowania głosem. I nagle znów poczuła jak ich usta się spotykają. Była całowana, ale ta świadomość do niej docierała dopiero po kilku sekundach, tak jakby na chwile ktoś ją wyłączył i była całkowicie bierna. Przez ten króciutki czas sama siebie złapała, iż przez chwilkę chciała wcale nie przerywać tego kontaktu fizycznego. Jednak zwyciężył rozsądek! Znowu przerwała i wzięła głęboki oddech próbując dojrzeć w ciemności tego wstrętnego Rogacza. Nie widziała jednak nic! – Jesteś okropny.- powiedziała spokojnie i nagle poczuła jak czyjaś ręka przyciąga ją do siebie. Jej ciało ściśle przylegało do jego ciała, a usta łączyły się w 4 już pocałunku.
James czuł, że tym razem Lily jest bardziej uległa. Pozwolił sobie nawet na krótką przerwę w całowaniu, aby to sprawdzić. I rzeczywiście! Nie odwzajemniała pocałunków, ale nie broniła się tak jak za pierwszym razem. To było bardzo pocieszające. Sam oddawał się dość przyjemnej atmosferze. Tak może spędzać całe życie…
Ruda nawet nie zauważyła jak z jej różdżki znów wydobywa się promień światła oświetlając całe pomieszczenie. Przez chwilkę miała wielką ochotę objąć chłopaka… Przytulić go do siebie… Już prawie to uczyniła, ale przypomniała sobie. „Lil co ty najlepszego wyprawiasz! To jest przecież James Potter!” . Odwróciła szybko twarz. Ale po kilku przeniosła wzrok na orzechowe oczy. Teraz te iskierki w nich dawały jej motywację. Wydawały się być dziwnie przyciągające i magnetyzujące.
Także i on dostrzegł w przepięknych zielono migdałowych oczętach coś czego wcześniej nie było. Żył w nich najprawdziwszy żar, który rozpalał go do granic możliwości! Przez moment był gotów znowu ją pocałować pewny swojej wygranej. Powoli zaczął się nachylać i… i się rozmyślił. I wtedy spotkało go coś nieoczekiwanego. Poczuł jak ręce dziewczyny zawieszają się na jego szyi, a dłonie trafiają we włosy miętosząc je we wspaniały sposób. Sama Evans przycisnęła do niego swoje usta z niezwykłą szybkością obdarowując go wspaniałymi i namiętnymi pocałunkami. Nie spodziewał się takiego zachowania po szkolnej prymusce, ale najwidoczniej była taka jak jej temperament- ognista… Lil przybliżyła się do niego i nie zwróciła uwagi kiedy oboje zaczęli leżeć na podłodze. Lily z początku na górze nie mogąc oderwać się od James’a. Nie dawała mu wytchnienia. Zupełnie jakby zaraz miał rozpłynąć się w powietrzu! Uciec, albo jakby dostała nową zabawkę, która jak najszybciej musi wypróbować.
Potter był wniebowzięty zapałem Evans. Nadzwyczaj mu to odpowiadało, no i oczywiście czerpał z tego korzyści. Już dawno powinien był wykorzystać właśnie taki sposób. Istniało tylko jedno, ale: musiał ją jakoś opanować, bo brakło mu powoli tchu. Bał się odezwać, aby nie odzyskała dawnej świadomości i trzeźwości umysłu. Nagle wpadł na pomysł. Powoli przewrócił ja n plecy nie odrywając się od jej warg. Teraz to on był na górze. Taka sytuacja zdarzała się do tej pory jedynie w snach i jego wyobraźni. Odruchowo położył rękę na jej talii. Udało mu się zwolnic nieco obroty choć nie ucierpiała na tym namiętność między nimi. Jego dłoń zaczęła wędrować co raz wyżej.. i wyżej….
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 17:06, 08 Mar 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
Z ostatniej notki chyba też się nadaje xD
- Uuuu…. – Black uśmiechnął się Huncwocko. – Powiedz Lily, co mu zrobiłaś, że postanowił zmienić zdanie?
- Nic – odparła Evans. – A nawet jeśli, to nie twój interes – rzuciła chłodno, wchodząc do szafy tuż za Potterem. Zamknęła drzwi, a kiedy się obróciła krzyknęła cicho, zdając sobie sprawę, że prawie wpadła na bruneta, który stanął chyba najbliżej jak się dało.
- Co robisz? – zapytała ze zdumieniem, kiedy wcale się nie odsunął. James nonszalancko oparł rękę o ścianę, tuż nad jej ramieniem.
- To na co mam ochotę – odparł nieco niższym tonem.
- O nie James… - Lily zmrużyła nieco oczy. – Nie wolno ci, złamiesz układ…
- Och, nie mam zamiaru łamać układu – zapewnił ją. – Ale poudawać mogę – dodał z huncwockim uśmiechem.
- Poudawać? – zapytała Lil. Zupełnie tego nie widziała…. Co właściwie zamierzał udawać? I czy nie mógł się odsunąć…? Czuła się strasznie skrępowana, kiedy wisiał nad nią przez cały czas.
- Nie ruszaj się – ostrzegł ją James, przybierając nieco poważniejszy wyraz twarzy.
- Ale po… - urwała, kiedy zbliżył się jeszcze trochę. Wręcz wstrzymała oddech, bojąc się nawet drgnąć! A on pochylił się najspokojniej w świecie i zawisł kilka milimetrów nad nią, wodząc wzrokiem po jej twarzy. Lily aż za dobrze znała ten wzrok… I gdyby nie ich układ, to właśnie w tym momencie powinna zacząć się wyrywać, ale nie mogła… Przy najmniejszym ruchu musiałaby sama złamać umowę! Pozostało jej tylko obserwować jego poczyniania i biernie czekać, aż postanowi się odsunąć…
Spojrzała mu karcąco w oczy, mając nadzieję, że odzyska zdrowy rozsądek.
- James to idiotyczne…
- Ciii… - uciszył ją Rogacz, uśmiechając się olśniewająco. Nie wiedziała, czy to za sprawą wypitego alkoholu, czy może po prostu poczuła się słabo, ale James znów zaczął mówić tym swoim przyjemnie niskim tonem, a ona znów musiała nabrać powietrza do płuc, kiedy pochylił się jeszcze niżej. A przysięgłaby przecież, że dodatkowy milimetr w dół całkowicie przełamałby dzielącą ich odległość! – Dla mnie to całkiem interesujące… - stwierdził cicho Potter, uchwytując spojrzenie jej zielonych oczu. – Boisz się? – zapytał.
- Nie wiem… - odparła Lil zgodnie z prawdą, czując jak serce zaczyna jej szybciej bić. – A mam czego? – sama złapała się na tym, że mówi coraz ciszej. Niesamowite, co on potrafił wyczyniać z innymi ludźmi! A przecież mieli układ właśnie po to, żeby nie mógł roztaczać na nią swojego zgubnego wpływu…
- Przecież cię nie dotknę… - przekonał James, chociaż wyglądał jakby za moment decydowanie miał to zrobić. Lily już nie wiedziała, czy aktualnie była zestresowana, czy może przerażało ją to, że pojawił się owy dreszczyk emocji, który zawsze towarzyszył przebywaniu z Potterem.
I w tym momencie Rogacz pochylił się jeszcze bardziej, a Lil była pewna, że właśnie teraz ich układ przestanie być ważny, że będzie to koniec ich tygodniowej pracy, ale dziwnym trafem nie przejęła się tym aż w tak wielkim stopniu. Bardziej przejmowała się faktem, że za sekundę ma na własnej skórze poczuć (dziwnie to zabrzmi) Pottera. Pierwszy raz od tygodnia miał złamać barierę fizycznego kontaktu i robił to we właściwy sobie sposób, jak zawsze czarująco sprawiał, że mogłaby chwilami pomyśleć, że sama tego chce…
- Trzy minuty – usłyszała, jakby ktoś dosłownie przebudził ją ze snu. Zamrugała kilkakrotnie, patrząc na Jamesa z odległości jego ramienia (tak, przynajmniej ramienia), nie mogąc uwierzyć, że w takim momencie się odsunął! Przecież w taki sposób można kiedyś doprowadzić kogoś do szału… Z drugiej strony, czy powinna być aż tak zawiedziona…? – No co? – James uśmiechnął się do niej, widząc niezadowolenie w jej pięknych oczach. – Dotrzymałem słowa, przecież cię nie dotknąłem, wyglądał nawet na odrobinę rozbawionego.
- Wiem – mruknęła Lily, szybko odwracając wzrok. Może to nie James stwarzał problem, tylko ona? Jeśli właśnie teraz odczuwała jawny niedosyt, to czy to nie świadczyło o niej bardzo, bardzo źle? Jakby ktoś w jej głowie domagał się większej ilości podobnych atrakcji i zdecydowania kibicował Potterowi we wszystkim co robił… - Idziemy? – zapytała, biorąc głęboki oddech.
- Jeśli chcesz możemy zostać… - stwierdził James, uśmiechając się flirciarsko. O tak… Chciała zostać i właśnie dlatego nie powinna… Cały czas starała się pozbierać myśli, ale Rogacz wcale jej nie pomagał, rozpraszając ją co chwila.
- Wiesz, że musimy wracać – zmarszczyła nieco brwi. – Chodźmy – zadecydowała, podchodząc do drzwi. Chwyciła klamkę, uchyliła je i niemal upadła, kiedy ktoś od zewnątrz popchnął drzwi z powrotem.
- Co się dzieje… - zdezorientowana, naparła na drzwi całym ciężarem ciała i przez małą szczelinę, którą udało jej się utworzyć, zauważyła pukle czarnych włosów i huncwockie błyski w stalowych oczach.
- Black! – krzyknął James.
- Słyszycie mnie? Świetnie – rzucił szybko Łapa, nie pozwalając Lil na zwiększenie szczeliny w drzwiach.
- Otwieraj, ale już – syknęła Lily mocując się z drzwiami.
- Nie, otworzę, a raczej wypuszczę was, kiedy jedno z was złamie umowę, wiecie o co mi chodzi! – powiedział uparcie Syriusz. – Nie obchodzi mnie, które się poświęci, będziecie tu siedzieć tak długo jak będzie trzeba!
- Zabiję cię Black, wiesz, że cię zabiję! – Ruda kopnęła w drzwi z bezsilności.
- Przesuń się, Lil – rozkazał James, zamierzając siłować się z Blackiem.
- Zamykam! – szybko rzucił Syriusz. – I na koniec: to dla waszego dobra! – i zanim Rogacz dopadł do klamki drzwi zatrzasnęły się. Lily z czystą desperacją spojrzała na Pottera, który był równie zaskoczony co ona. Nie mogła uwierzyć, że Black posunął się do czegoś takiego…
- No… - po drugiej stronie Syriusz uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy reszta znajomych rozszerzyła oczy ze zdumienia.
- Czy to aby nie było zbyt drastyczne? – zasugerowała ostrożnie Dorcas.
- Ani trochę – odparł Łapa z niesamowitą pewnością siebie. – Gramy dalej?
- Bez Jamesa to bez sensu – Sheryl wstała, nie kryjąc swojego poirytowania. – Dlaczego w ogóle ich zamknąłeś?
- Bo taki był plan – wyznał Black spokojnie.
- Może wcale tego nie chcieli! – zaoponowała Sher.
- Ja lepiej wiem, czego chcieli, a czego nie – zirytował się Syriusz.
- Ale zamykać ich na klucz… - Dorcas zamrugała kilkakrotnie, mając poważne wątpliwości.
- Przecież drzwi same się otworzą, kiedy tylko złamią umowę… - odparł Łapa, siląc się na cierpliwość. – Siadajcie – rozkazał, mając dość tej dyskusji, ale Meadows dalej niepewnie patrzyła na szafę.
- To chyba nie jest dobry pomysł – powiedziała po chwili, decydując się otworzyć drzwi, ale Black natychmiast zastąpił jej drogę.
- Robi się bardziej ciekawie niż przypuszczałem – skomentował Remus, siadając wygodniej.
- O co tak właściwie chodzi? – zapytała Jasmine.
- O umowę – wyjaśnił Peter. – James i Lily zawarli porozumienie.
- I chcesz je złamać? – Elvin spojrzała na Syriusza, jakby był to jego najgłupszy pomysł na świecie.
- Chcę je złamać – przyznał Łapa. – James mnie o to poprosił, a ja zawsze dopinam swego!
- A skąd wiesz, że dalej tego chce? – Sheryl skrzyżowała ręce na piersiach.
- Nieważne, czy dalej tego chce, czy nie – westchnął Black. – Przecież widzieliście jak dziwnie się zachowywali! Wiem, co jest dobre dla mojego przyjaciela – oświadczył z dumą. – A ty przestań się przeciskać, bo i tak cię nie puszczę! – zwrócił się do Meadows, która próbowała przejść mu pod ramieniem.
- Myślałam, że zrobisz to delikatniej! – wyrzuciła mu. Istotnie spodziewała się bardziej subtelnej ingerencji…
- Wiedziałaś? – zapytała Jas, przyglądając się koleżance ze zdumieniem.
- Tak… - mruknęła niezadowolona Dor.
- Właśnie przekreśliliście sobie spokojny rok w Hogwarcie – oświadczyła Sheryl.
- Lily was zabije… - przyznała Jasmine.
- Syriuszu! – Dorcas z większą siłą spróbowała przedostać się do szafy. – Proszę cię, puść mnie, ja po prostu…
- Zwiążę każdego, kto spróbuje otworzyć tę szafę! – ostrzegł Łapa. – I mówię to z pełną powagą! – Meadows zerknęła na niego, nie spodziewając się aż takiej determinacji, a kiedy Black zszedł jej z drogi wcale nie była pewna, czy mądrze byłoby dać się związać…
- Za karę wszyscy pijecie kolejkę! – zadecydował Syriusz.
- Jasne… - mruknęła niezadowolona Sheryl.
- Och, jak kocha, to po wyjściu z szafy z pewnością doceni, że na niego czekałaś – rzucił Black. – A do tej pory możemy się trochę pobawić…
- Ja jestem za – odezwał się Lupin. – Tylko chciałbym pamiętać ten wieczór, ewentualnie ranek. Ostatecznie Lily jest bardzo, ale to bardzo uparta i wątpię, żeby miała szybko odpuścić…
Westchnęła, opierając głowę o ścianę. Prawdę mówiąc miała już tego serdecznie dość…
- Ile już tu siedzimy? – zapytała ze znudzeniem, rozprostowując nogi na ławeczce.
- A bo ja wiem… - James wzruszył ramionami. – Z godzinę?
- Dopiero? – Lily była gotowa rzucić się na drzwi i krzyczeć, żeby Black ich wypuścił, choć szczerze wątpiła, aby cokolwiek mogło poskutkować w tej chwili.
- Nie otworzą… - Rogacz, jakby czytał w jej myślach.
- Skąd w ogóle będą wiedzieć, że mają nas wypuścić? – zirytowała się Lil. – Przecież nie siedzą i nie pilnują nas przez dziurkę od klucza… - gdy tylko to powiedziała, Potter przesunął się odrobinę w stronę drzwi i spojrzał w zamek.
- Nie, nie siedzą i nie obserwują nas – powiedział, uśmiechając się z lekkim rozbawieniem. – Za to jestem pewien, że tak samo jak szafa otwierała się po trzech minutach, tak teraz otworzy się, gdy złamiemy układ – stwierdził, ponownie siadając wygodniej na ziemi.
- Nie będę tu siedzieć całą noc! – Ruda wzniosła oczy ku niebu. Była wręcz zrozpaczona… Na moment zapanowała zupełna cisza, podczas której James rozważał po raz setny wszystkie możliwe wyjścia… Nasuwał mu się jeden, jedyny wniosek:
- Musimy złamać ten układ… - powiedział na głos, patrząc na zaskoczoną Lily.
- Nie! – natychmiast wyraziła sprzeciw. – Nie zrobię tego, czego chce Black.
- Daj spokój… - Rogacz spojrzał na nią, jak na małe dziecko. – Przecież oboje chcemy stąd wyjść.
- W końcu nas wypuszczą – Evans skrzyżowała ręce na piersiach. – Kiedyś muszą…
- Znam Syriusza i wiem, że może nas tak trzymać i tydzień – stwierdził zrezygnowany James. – Po prostu nie mamy innego wyjścia…
- Jeśli chcesz, to sam łam układ, ja nie zamierzam! – oświadczyła dumnie Lil.
- Nie przeraża cię samo złamanie układu, tylko fakt, że Łapa osiągnie swój cel – zauważył trafnie Rogacz, unosząc prowokacyjnie jedną brew.
- Nawet jeśli, to nie zamierzam ustępować – odparła Ruda. – Nie możemy się poddać, bo on tak chce!
- Lily, musimy… - powtórzył uparcie James. - Ten cholerny kluczyk przekręci się tylko wtedy, kiedy nasz układ padnie, nawet nie możesz go oszukać… - Lil drgnęła, patrząc na Pottera z nagłym ożywieniem. Ten blask w jej zielonych oczach całkowicie zaskoczył bruneta. – No co? – zapytał, nie wiedząc o co chodzi.
- Jesteś genialny! – Evans zsunęła się z ławeczki, siadając na ziemi naprzeciw Pottera. – Oszukajmy ich – zaproponowała. Rogacz patrzył na nią przez moment, myśląc, że dziewczyna żartuje, ale Lily dalej wpatrywała się w niego z przejęciem.
- Nie sądziłem, że przebywanie ze mną kiedyś pomiesza ci zmysły… - skomentował cicho. – Przecież tego nie da się oszukać!
- Nie wiemy – zauważyła sprytnie Lil. – Możemy udać, że łamiemy układ, jeśli się nie otworzy nic nie stracimy, a może akurat uda nam się wyjść.
- Co rozumiesz przez „udawanie”? – zaciekawił się Rogacz, powoli rozumiejąc o co jej chodzi.
- Powiedzmy, że zrobimy taki wyjątek od reguły i zdejmiemy układ na jakiś czas… - odpowiedziała ostrożnie Ruda.
- Zdejmiemy? – powtórzył Rogaś, patrząc na nią podejrzliwie. Wydawało mu się niesamowite, że Evans proponuje podobne rozwiązania, że też sam na to nie wpadł…
- Zniesiemy wszystkie zakazy, inaczej mówiąc – sprostowała Lil.
- Czyli chcesz, żebym cię pocałował? – James uniósł lekko jedną brew, a kącik ust zadrgał mu z rozbawieniem.
- Nie mówiłam nic o całowaniu… - Lil zerknęła na niego karcąco. – Wystarczy, że mnie dotkniesz.
- Nie bądźmy minimalistami – Rogacz zdobył się na olśniewający uśmiech, dostrzegając wszystkie plusy jej planu. – Jak już mam na niby łamać układ, to mogę zaszaleć.
- James! – napomniała go Lily, nie kryjąc swojego niezadowolenia.
- To musi być prawdopodobne – rzucił na swoją obronę. – Syriusz o wszystko mnie potem wypyta, a jak mu powiem, że po prostu cię dotknąłem, to nie uwierzy – Ruda zmarszczyła nieco brwi. To fakt… Black z pewnością musiał być potem podejrzliwy, więc musieli mu dać coś, w co uwierzy i co go zadowoli.
- No dobra… - zgodziła się niepewnie.
- Robi się coraz ciekawiej – stwierdził Rogacz z huncwockim uśmiechem, podchodząc do planu z coraz większym entuzjazmem.
- I powiemy Syriuszowi, że ty złamałeś układ? – upewniła się Lily, patrząc uważnie wprost w brązowo- orzechowe oczy Pottera.
- No nie wiem… - zamyślił się brunet. – Z pewnością bardziej go usatysfakcjonuje, jeśli ty to zrobisz…
- Ale wtedy będę musiała umówić się z tobą na niby randkę! – zaoponowała Lily z nutką oburzenia w głosie.
- Która przecież może się nigdy nie odbyć… - zauważył chytrze James.
- Jak zawsze dyktujesz swoje warunki – zauważyła Ruda.
- Nie dyktuję – zaprzeczył Potter. – Oboje wiemy, że mam rację. Kupimy sobie za to święty spokój – dodał już całkowicie pewny co do powodzenia planu.
- Zgoda – rzuciła niechętnie Lily. – W takim razie oficjalnie ja łamię układ…
- …czekamy aż ktoś nas otworzy, a jak już to zrobią oczywiście będziemy zaskoczeni, ty się obrazisz i wyjdziesz z dormitorium – wszedł jej w słowo James. – Idealny plan…
- Dlaczego musimy czekać aż nas otworzą? – zdziwiła się Lil. – Nie możemy sami wyjść?
- Nie, bo będzie to wyglądać podejrzanie. To musi być jak prawdziwe złamanie układu, całkowite zapomnienie się, jeśli wiesz co mam na myśli – James zerknął na nią prowokacyjnie.
- Wymagasz coraz więcej… - zauważyła szorstko Lil.
- Zapewniam, że nie będziesz musiała udawać – puścił do niej oczko, uśmiechając się flirciarsko.
- Chcesz, żebym już teraz żałowała, że się na to zgodziłam? – zapytała Ruda z nutką irytacji.
- To był twój pomysł – Potter powoli wstał, a Evans zrobiła to tuż za nim.
- Dobrze, już… - mruknęła Lily. – Miejmy to już za sobą – zadecydowała, patrząc na niego wymownie, ale Rogacz wcale się nie ruszył, również patrząc jej prosto w oczy. – No…? – ponagliła go, ale chłopak nagle spojrzał na nią podejrzliwie.
- A skąd mogę wiedzieć, że mnie nie oszukasz? – zapytał.
- Że co? – zdumiała się Evans.
- Może ja teraz złamię układ, a ty potem wyciągniesz z tego konsekwencje… - zauważył ostrożnie.
- Będziesz mi musiał zaufać! – zirytowała się Lily. Naprawdę wolałaby już opuścić tę szafę.
- W takim razie ty to zrób – zaproponował spokojnie James.
- Nie! – natychmiast zaoponowała, patrząc na niego z oburzeniem.
- Dlaczego? – sam Rogacz był zdziwiony jej reakcją.
- Bo znam cię i wiem, że ty z pewnością mnie oszukasz – stwierdziła Lil, mrużąc nieco oczy. James zaśmiał się, słysząc coś podobnego.
- Doprawdy… jesteś niesamowita – stwierdził, uśmiechając się do niej. – Dobrze więc… - westchnął po chwili, po czym opanował się, patrząc na poirytowaną Evans z wesołymi iskierkami w oczach. – Zdjemujemy układ?
- Tak! – rzuciła Lily, jakby miała już dość gadania.
- Trzymam cię za słowo – odparł James, w tym samym momencie jednym sprawnym krokiem, przemierzając odległość między nimi, ale żadne z nich nie mogło przewidzieć reakcji Lily, która automatycznie cofnęła się pod ścianę, patrząc na niego z lekkim przestrachem i zdumieniem, jakby nie tego się spodziewała. – Ale nie zamierzam cię ganiać… - powiedział Rogacz, patrząc na nią karcąco.
- Ja… po prostu… - Lily szukała w głowie czegoś na swoje usprawiedliwienie. Dlaczego w ogóle odskoczyła?! Była wściekła na siebie, być może mieliby za sobą przesiadywanie w szafie, gdyby nie jakiś idiotyczny odruch!
- Spokojnie… - James (tym razem nie śpiesząc się) podszedł do niej, zatrzymując się tak blisko, jak pozwalałby mu na to układ. – Ostatecznie mamy czas – stwierdził, uśmiechając się flirciarsko. Lil zmarszczyła brwi, postanawiając sobie, że kolejnym razem nie odskoczy, tym bardziej, że już nie miała gdzie…
- To pozostałości z przestrzegania układu – skłamała. – Po prostu to zrób…
- Zamierzasz mnie poganiać? – James uniósł nieco jedną brew, patrząc na nią z rozbawieniem.
- Jeśli będzie trzeba… - odparła rzeczowo Lil.
- Gdyby to ode mnie zależało….
- W tej chwili zależy – przerwała mu niegrzecznie Ruda, nie spuszczając oka z jego ciepłych oczu. Właśnie takie podejście wolałaby mieć, całkowicie obojętne, ta świadomość przymusu, a bała się szalenie, że Potter w jakiś magiczny sposób całkowicie to zmieni, sprawiając, że znów nie będzie siebie poznawać…
- Na twoje życzenie… - rzucił cicho James, pochylając się nad nią bardzo powoli. I znów wbrew staraniom Lily miała ochotę się wyrwać, jakby po prostu był to jej jedyny mechanizm obronny…. Tym razem jednak stała w miejscu, wstrzymując oddech i czując nieznośne bicie serca.
- Boisz się… - zauważył James zatrzymując się na tyle blisko, aby mogła czuć na sobie jego oddech. Patrzyła mu prosto w oczy i niestety musiała przyznać, że ogarniało ją lekkie przerażenie. Widziała jak na nią patrzył, wiedziała, że sam świadomie przeciąga tę chwilę…
- Wcale nie… - skłamała, odkrywając, że nie stać jej na to, aby powiedzieć cokolwiek głośniej. Jakby nie mógł zrobić tego szybko, tylko musiał ją dodatkowo męczyć…
James natomiast przesunął się nieco w kierunku jej ucha, a Lil zadrżała, kiedy poczuła jego oddech na swojej szyi. Jej serce biło stanowczo zbyt szybko, wcale nie była pewna, czy Potter tego nie słyszy… Czuła się jak przyszpilona do ściany, nawet jej nie dotknął, a było tak, jakby ją trzymał…
- Być może powinnaś… - to już była przesada! Szeptać jej do ucha, niemal mruczeć! Lily obróciła głowę i spojrzała mu prosto w oczy, oddychając głęboko. To jak mówił, to jak patrzył, to jak przeniósł wzrok na jej usta wcale nie powinno jej się podobać, ani trochę… Znów kompletnie ją oczarował, znów prawie nie myślała. Czuła, że jeśli pozwoli mu na złamanie układu, to nic nie skończy się dobrze, miał na nią zbyt duży wpływ… Powinna coś zrobić, nie może mu pozwolić na przejęcie kontroli… Albo wyjście z szafy, albo ucieczka od Pottera, z dwóch jedno.
W tym momencie James zdążył nacieszyć już oczy widokiem jej twarzy, ostatecznie kto wie, kiedy następny raz pozwoli mu złamać reguły układu. Postanowił ten raz wykorzystać maksymalnie, jakby nigdy nie miało być kolejnej takiej szansy. Nie zamierzał zwlekać ani chwili dłużej i ze zdecydowaniem przysunął się jeszcze odrobinę, pokonując resztki odległości między nimi, ale…
- James, czekaj… - Lily zatrzymała go, wyraźnie sama tym faktem zaskoczona. Klucz w drzwiach przekręcił się z głośnym kliknięciem. Z przerażeniem spojrzała na swoją dłoń, którą oparła o jego klatkę piersiową. – O nie… - jęknęła cicho.
- Zdjęłaś układ – przypomniał jej James, uśmiechając się do niej huncwocko. - A skoro już… - dodał swoim niskim tonem i zanim Lil przypomniała sobie, że przecież miała zaprotestować, już miała jego ręce na swojej talii, które chwilę później przyciągnęły ją tak blisko, że niemal stykali się nosami, nie wspominając już o tym, że przylgnęła do niego całym ciałem. Jeśli wcześniej nie poczuł jak szaleje jej serce, to teraz z pewnością to odkrył… Nawet nie zaprotestowała, kiedy jedną dłoń przesunął wzdłuż jej pleców, a potem delikatnie odgarnął jej włosy z ramienia, stać ją było jedynie na wstrzymanie oddechu i bierne obserwowanie jego poczynań.
- Chciałaś coś powiedzieć? – zapytał, unosząc lekko jej podbródek, by spojrzała wprost w jego oczy. Tak, chciała… Przecież miała tyle argumentów przeciw i nagle wszystkie zbladły. Już nic nie mogła poradzić… Zresztą była zbyt zauroczona tym jego figlarnym uśmiechem, którym ją raczył odkąd otworzyły się drzwi, sposobem w jaki na nią patrzył, tak… Te ciepłe brązowo- orzechowe oczy zdecydowanie były jego atutem…
- Nic… - odparła cicho, kiedy pochylił się nad nią, a chwilę później zadrżała, czując delikatny pocałunek na swojej szyi. Przysięgłaby, że śwat zawirował, a ona sama przestała oddychać. Specjalnie się z nią drażnił, po prostu nie widziała innej opcji…
Kolejny, i kolejny, i kolejny…. Wszystkie bliżej podbródka, aż wreszcie spojrzał na nią niemal z figlarnymi ognikami w oczach, jakby oczekiwał jawnego sprzeciwu, albo aprobaty… Lily wzięła głęboki oddech, próbując zmusić się do nieco trzeźwiejszego sposobu myślenia.
- Wiesz… - zaczął James spokojnym, stonowanym głosem, kiedy przeciągnął ręką z powrotem w dół jej pleców, w międzyczasie pożerając wzrokiem każdy atut jej urody. - …ten cały układ mi nie służy… - dodał, nachylając się nad jej uchem i z satysfakcją, odkrył, że kolejny raz wciągnęła powietrze do płuc, kiedy on napawał się zapachem jej skóry i włosów. Kolejny raz pocałował ją w szyję, nie mogąc uwierzyć, że bez żadnych konsekwencji można mu jej dotknąć. – Prawdę mówiąc… - powiedział, mrucząc jej do ucha. - …mam nadzieję, że wcale nas nie otworzą… - chwilę później przesunął się, patrząc na nią z zadowoleniem.
- Ty to po prostu robisz specjalnie, co? – zapytała słabym głosem Lily, której nie obchodził już układ, nie obchodził Syriusz, tylko sam fakt, że Potter tak nieznośnie wszystko odwleka.
- Niby co? – zapytał niewinnie brunet, gładząc dłonią jej policzek. – Nie wiem o co ci chodzi… - pochylił się nad nią z pełnym satysfakcji uśmiechem, wciąż powstrzymując się przed ostatecznym przekroczeniem bariery. Lily założyła mu ręce na szyję, jedną dłonią wędrując po jego karku wprost na włosy, które przeczesała palcami, nie spuszczając z niego swoich zielonych oczu. Był pewien, że zrobiła to świadomie, zresztą z wyczekiwanym skutkiem. Uwielbiał zwlekać jak najdłużej, uwielbiał czekać na ten moment, kiedy Lily sama przejmowała inicjatywę, ale teraz nie miał na to czasu…
- A niech to… - mruknął, po czym przycisnął ją do siebie i pokonał wreszcie ostatnie centymetry, które ich dzieliły, składając na jej ustach pierwszy, delikatny pocałunek. Jak ciężko mu go było przerwać, kiedy Evans wstrzymała oddech, a jeszcze ciężej było się powstrzymać, gdy chwilę później spojrzała na niego spod firanki ciemnych rzęs swoimi zielonymi oczyma, jakby miała mu wręcz za złe, że się odsunął. Przy tej dziewczynie nie mógł za siebie ręczyć, nie mógł nawet powiedzieć, że potrafi kontrolować sytuację. Ubiegła go dosłownie o ułamki sekund, kiedy wspięła się na palce i ponownie do niego przylgnęła, nie kryjąc własnego zniecierpliwienia. James przycisnął ją do ściany, nie pozwalając nawet na złapanie oddechu, a Lily wplotła mu palce we włosy, nie zamierzając puszczać go zbyt szybko. W tej chwili całkowicie się z nim zgadzała… Układ wcale im nie służył…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 17:10, 08 Mar 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
James rozejrzał się po dormitorium, nie wchodząc dalej ani na krok. Czy to możliwe, że byli sami? Zerknął na Lily, która ani drgnęła, wyraźnie spięta przez samą jego obecność. Choć widział ją zaledwie pare minut temu, musiał przyznać, że skąpana w świetle księżyca wyglądała jeszcze bardziej wyjątkowo… Może specjalnie nie zapaliła światła, spodziewając się, że przyjdzie, a może miała zamiar od razu się położyć? Tak, czy inaczej trafił tam, gdzie chciał być od momentu wyjścia z szafy, ale widział jeszcze jedną małą przeszkodę, która nie pozwalała mu przejść ani kroku do przodu… Patrzył na najpiękniejszą dziewczynę na świecie, której wyraźnie odebrało mowę i wreszcie postanowił zapytać:
- Układ już obowiązuje? – spojrzał na nią, jakby oczekiwał jednej konkretnej odpowiedzi, a Lily zupełnie zaskoczona wypuściła powietrze z płuc. Wiedziała co powinna powiedzieć, przecież była tylko jedna rozsądna opcja… Wiedziała na jaką odpowiedź liczył James, kiedy tu przyszedł, ale co było najgorsze, ona sama nie potrafiłaby się pogodzić z tym, że ten przeklęty układ (choć tak ustalili) miałby już teraz, właśnie od tego momentu stać między nimi. Och, pomyśli nad tym jutro! Przecież teraz nie ma pośpiechu, prawda?
- Jeszcze nie – powiedziała cicho, a kiedy Potter uśmiechnął się do niej na ten swój wyjątkowy sposób była pewna, że wszystko dookoła niej naprawdę zawirowało. Mogła jedynie dziękować Bogu, że James tak szybko przebył dzielącą ich odległość i natychmiast objął, jakby nie mógł się tego doczekać w tym samym stopniu co ona.
- Miałem nadzieję, że to powiesz – rzucił niemal z radością, zanim ją pocałował. Ale co to był za pocałunek! Lily była pewna, że nie zapomni go do końca życia. Przestała być pewna czegokolwiek, tego, czy było jakiekolwiek poważne przeciw, czy to ten sam Potter, którego kiedyś nienawidziła. Nie wiedziała jak mogła go nienawidzić! Przysięgłaby, że zapomniała nawet jak się oddycha, albo jak mogła wcześniej nie zauważyć, że ten przystojny i czarujący chłopak był aż tak wyjątkowy. Syriusz musiał mieć rację i uświadomił jej to w bardzo drastyczny sposób – w tej chwili po prostu za nim szalała. Nie wyobrażała sobie, żeby miał wyjść z tego dormitorium, bo z pewnością kolejny raz nie mogłaby sobie znaleźć miejsca, czekając aż wróci.
I nagle zdała sobie sprawę, że przecież w tym dormitorium mieszkają jeszcze trzy dziewczyny poza nią. Na samą myśl, że któraś miałaby wejść i wprawić ją w takie samo zażenowanie co Black, czuła się z góry zawiedziona. Nie chciała, żeby w ogóle tu wracały…
Z wielkim żalem oderwała się od bruneta, biorąc głęboki wdech, a kiedy ponownie odszukał jej usta…
- Poczekaj… - powiedziała, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że zdążyła zarzucić mu ręce na szyję, jakby nie zamierzała go puszczać. Przykmnęła oczy, próbując się trochę uspokoić.
- Co? – wyszeptał James, nie zamierzając przestawać jej całować. Jeśli chciała się nad czymkolwiek zastanawiać, to nie dziś… Nie chciał pozwalać jej dochodzić do jakichkolwiek wniosków.
- Dorcas, Jasmine i Sheryl… - wymamrotała Lil, otwierając powoli oczy. – Zaraz tu wrócą i… - zdała sobie sprawę, jak głupio zabrzmi „nie chcę, żeby przeszkadzały”. Jednak nawet nie musiała kończyć. Potter uśmiechnął się do niej, doskonale rozumiejąc o co jej chodzi.
- W takim razie chodźmy stąd, mam plan – powiedział, kolejny raz całując jej usta, Lily nie mogła uwierzyć, że to wszystko działa na nią aż w takim stopniu. Kiedy po kilku sekundach przerwał pocałunek, była niemal niezadowolona… Szybko wspięła się na palce i sama go pocałowała, nie zważając na jego zaskoczenie, ani to, że chwilę później przycisnął ją do siebie, obejmując ciasno, niemal podnosząc z ziemi, gdyby nie musiał złapać oddechu sam nigdy w życiu by tego nie przerwał.
- Nie opuścimy tego dormitorium, jeśli będziesz tak robić – wydyszał po chwili.
- Ja nie będę, jeśli ty nie będziesz – zastrzegła Lily, równie poruszona co on. James spojrzał na nią i stwierdził, że zbyt wiele kosztuje go w tej chwili walczenie z samym sobą, aby ponownie się na nią nie rzucić…
- Cholera, po prostu chodźmy – złapał ją za rękę i otworzył drzwi, ciągnąc za sobą, ale już w samym progu zatrzymał się, odwrócił i korzystając z jej zaskoczenia pocałował. – To na drogę – rzucił z huncwockim uśmiechem i zanim zdążyła zareagować, pociągnął dalej korytarzem, zostawiając za sobą dormitorium dziewcząt.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 17:10, 08 Mar 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
- Musisz się ze mną umówić – zauważył zdawkowym tonem.
- I tak bym musiała, Black by mi nie odpuścił – odparła spokojnie Lily. Aż chciało jej się skakać z radości, normalnie poczuła się tak lekko, jak nigdy w życiu!
- Skoro tak – James wzruszył ramionami, zero sprzeciwu, zero antyargumentów… Patrzył na nią, dalej zastanawiając się nad konsekwencjami tego, co powiedziała. Czyli Sheryl zasugerowała jej, że się w nim zakochała? A Lily wzięła to na tyle poważnie, że pobiegła do Syriusza, na którego była wściekła? Uśmiechnął się lekko, nie spuszczając z niej wzroku.
- No co? – zapytała Ruda z nutką zaciekawienia.
- Nic – odparł Rogacz, zaciskając mocniej palce na jej talii, której nie puścił od momentu odsunięcia jej od siebie. – Zupełnie nic – Lil dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Potter wciąż ją trzyma. Nie czuła się z tym aż nazbyt bezpiecznie… Zerknęła na jego ręce, a kiedy podniosła wzrok dostrzegła w brązowo- orzechowych oczach Rogacza znajome iskierki…
Jeśli układu nie było, a wciąż stali w ciemnym kącie, nikt ich nie widział… Czy uznałby, że jest w pełni normalny, gdyby zrezygnował z takiej okazji?
- O nie… - powiedziała z lekkim przerażeniem. – James przestań – zażądała stanowczo, kiedy tylko zdało jej się, że lekko się pochylił.
- Ale przecież złamałaś układ – zauważył chytrze z huncwockim uśmiechem. Teraz on był rozbawiony tym, że aż tak się przestraszyła.
- Chcę zawrzeć nowy – oświadczyła natychmiast Lily.
- Nie wyrażam zgody – odparł machinalnie Rogacz. – Od wczoraj wiem, że nie wytrzymałbym kolejnego tygodnia – dodał, całkowicie tego pewny. – To był baaaardzo długi tydzień – stwierdził, obserwując jak Evans zastanawia się nad inną propozycją, tylko w tej chwili nie bardzo interesowały go ewentualne układy. Cały dzień spędził zbierając coraz więcej złych informacji, których pozbył się przed chwilą w przeciągu kilku sekund. Mało tego, w zasadzie zgodnie ze stwierdzeniem Remusa rzeczywistość okazała się zupełnie inna od jego wyobrażeń, stanowczo o wiele lepsza…
Pochylił się nad nią, sprawiając, że Lily całkowicie wcisnęła się w ścianę, wstrzymując na moment oddech.
- James nie możesz…
- Ciii – uciszył ją, uśmiechając się olśniewająco. Teraz dopiero wydał jej się szalenie przystojny, a przecież jeszcze niedawno wściekłaby się, za to, że jest aż tak pewny siebie, że jej przerywa, że działa wbrew jej woli… Tyle tego było, kiedyś… - Mam to gdzieś – dodał zaczepnie, świadomie powtarzając jej słowa.
- James nie… - zanim się spostrzegła zamknął jej usta pocałunkiem. Wiedziała, że to zrobi, a jednak dała się zaskoczyć! Jakby kiedykolwiek udało jej się odwieść go od jakiegoś pomysłu…
Nie, żeby aż tak to jej przeszkadzało, nawet wcale i właśnie to było aż tak przerażające! W zasadzie od momentu, kiedy spojrzał na nią figlarnie właśnie takiego zachowania się po nim spodziewała… I wcale jej to nie złościło, wręcz zastanawiała się, czy Potter się powstrzyma, czy może czeka ją mała powtórka z wczoraj, której zresztą chciała, a nie powinna. Dlatego musiała zrobić cokolwiek… Naparła dłonią na jego klatkę piersiową, próbując go odepchnąć, ale wtedy Potter przesunął rękę na jej plecy, przytrzymując ją uparcie, a im więcej siły wkładała w oderwanie się od niego, tym bardziej on przyciskał ją do siebie.
Zupełnie jak z Syriuszem! Tak powinna o tym myśleć, że miażdży jej żebra jak Black! Przecież to taki sam pocałunek, prawda…? Oczywiście, że nie… Sama doskonale to wiedziała, bo choć starała się myśleć o Łapie, to i tak zauważyła, że nie nazwałaby Jamesa brutalnym, odciął jej dopływ powietrza, ale nie zwróciła na to aż tak dużej uwagi, choć powinna!
Potter oderwał się od niej na chwilę, pozwalając jej złapać oddech i przy okazji obrzucić go pełnym wyrzutu spojrzeniem. Sama nie wiedziała, czy powinna się na niego wściekać, że całkowicie ją zignorował, czy może dlatego, że tak skutecznie kruszył każdy, najmniejszy przejaw jej oporu.
James uśmiechnął się, po czym zerknął szybko na zegarek, ani na moment nie wypuszczając jej z ramion.
- Powiedziałem, że wrócę na obiad – powiedział cicho, ponownie się nad nią nachylając. – Mamy godzinę – wyszeptał jej niemal wprost do ucha. Zdążył zapomnieć, że był na nią zły. Po tygodniu rozmów i spacerów aż nadsto się stęsknił za podobnymi sytuacjami… Bo czy Evans nie była rozbrajająca? Chociażby z tym swoim brakiem jakichkolwiek konsekwencji, albo teraz, kiedy patrzyła na niego ze złością, choć wyraźnie starała się unormować oddech. W takich chwilach był prawdziwym masochistą, starając się wstrzymać choć na moment, aby cieszyć oczy jej reakcją.
Lily za wszelką cenę starała się myśleć trzeźwo, przecież nie mogła pozwalać mu na wszystko! Nie zamierzała spędzać tej godziny w taki sposób! Pod nogami miała torbę pełną prac domowych, które zaplanowała dziś odrobić.
- James… - zaczęła w miarę stanowczo, ale w tej chwili poczuła pojedynczy pocałunek na swojej szyi. Doskonale wiedział, że ją to rozprasza! Musiał to robić? Jeszcze jeden odrobinę niżej, wystarczył, aby zapomniała, że próbowała go odepchnąć. Kolejny był już całkowicie niebezpieczny, ale kiedy James pocałował ją w zagłębieniu kołnierza bluzki natychmiast drgnęła. – James przestań! – rozkazała ze złością, pragnąć przywrócić go do porządku i odrobinę zapanować nad sytuacją. Wtedy Potter wyprostował się, zatrzymując swoją twarz bardzo blisko jej twarzy. Był na tyle wysoki, że mógł spojrzeć na nią z góry, a Lily patrzyła na niego hardo, nie zamierzając tym razem się uginać. James uniósł prowokacyjnie jedną brew, też ani myślał odpuszczać. Doskonale wiedział czego chce.
- Nie przyjmuję żadnych odmów – oświadczył bardzo poważnym tonem, z huncwockim błyskiem w oku, odrobinę ją tym zaskakując. Sam fakt, że miał tak przyjemny dla jej ucha głos, fakt, że był aż tak zdecydowany… To wszystko powoli ją przerastało. Spodziwała się raczej kolejnego rozbawionego spojrzenia, albo… albo… no nie tego! Jak to nie przyjmował odmów? Zupełnie nie wiedziała co powiedzieć! – Brak sprzeciwu? – zapytał szybko, nie zamierzając dłużej czekać na kolejne głupiutkie argumenty. – Świetnie – uśmiechnął się olśniewająco i zanim się spostrzegła ponownie ją pocałował, tym razem bardziej agresywnie, czego zupełnie się nie spodziewała. To skutecznie przyśpieszyło bicie jej serca. Nawet nie zdążyła nic powiedzieć, nie zdążyła nawet pomyśleć, a on już przyciskał ją do siebie. Oczywiście przeszło jej przez myśl, żeby się wyrwać, ale wiedziała też, że to całkowicie bezcelowe… Tym bardziej, że powoli traciła jakąkolwiek ochotę do walki o swoją wolność. Zresztą, czy sama tego nie zaczęła?
Poza tym, co jej może zrobić jeden pocałunek więcej…? Przestała się opierać i ze zdumieniem odkryła, że znów w niesamowity sposób ją oczarował, bała się ruszyć, a z każdą chwilą coraz bardziej się poddawała. Po kilku minutach z lekkim rozczarowaniem przyjęła odsunięcie się Pottera, który pożerał wzrokiem jej twarz. Spojrzała na niego, spodziewając się kolejnego ataku, ale on zatrzymał się milimetry od jej twarzy, uśmiechając się triumfalnie. Zdecydowanie tęsknił za takim wydaniem Evans… Była po prostu świetna pod każdym względem, ostatecznie może popracować nieco nad jej irracjonalnymi pomysłami i skłonnościami do paniki oraz przesadzania, ale tylko ona mogła doprowadzić go do takiej pasji.
- Skończyłeś? – zapytała słabym głosem, siląc się na odrobinę poirytowany ton. Zupełnie jej nie wyszło… Była na siebie wściekła, że kolejny raz okazała się bezmocna w starciu z Potterem!
- Nie – odparł James z lekkim rozbawieniem. – I nie kłam, że ci się nie podoba – dodał, unosząc nieco jedną brew.
- Nie podoba mi się – natychmiast rzuciła Lily, doskonale wiedząc, że nie ma w tym ani krzty prawdy. Rogacz uśmiechnął się, mógłby zgadnąć, że to powie. Nachylił się nad nią i pocałował ją delikatnie w usta, wkładając całą siłę woli w moment, w którym musiał się od niej odsunąć. Uwielbiał przeciągać każdą ze wspólnie spędzonych chwil…
- A teraz? – zapytał po chwili, kiedy ani drgnęła.
- Nic – odparła cicho, czując na karku przyjemny dreszcz emocji. Dlaczego on zawsze musiał dopiąć swego? Dlaczego kolejny raz musiało się okazać, że wcale nie miała nic przeciwko, aby zbliżał się aż nadto?
- Hmmm… - zamyślił się, po czym ujął jej twarz w swoje dłonie i pocałował kolejny raz. Lily musiała wstrzymać oddech, przez moment złapała się na tym, że sama rozważa zarzucenie mu rąk na szyję i rzucenie się na niego, co oczywiście byłoby kompletną głupotą! Mimo to, aż nadto sprawiał, że przestawała myśleć o czymkolwiek innym. – A teraz? – zapytał, odsuwając się o kilka milimetrów, tak że mogła poczuć jego oddech na swojej skórze…
James spojrzał na nią z zaciekawieniem, uśmiechając się do niej prowokacyjnie. I kiedy tak na nią patrzył, Lily stwierdziła, że stanowczo za długie są te przerwy pomiędzy kolejnymi „a teraz”… Nic nie mogła na to poradzić, podobało jej się wszystko co robił, wszystko było równie ekscytujące i pociągające… Nie wspominając już o tym, że nawet chwile, w których na niego patrzyła zdawały się być równie przyjemne, po prostu lubiła ten widok, potrafił tak się uśmiechnąć, że zapierało jej dech w piersiach…
Nagle Lily zamarła w bezruchu, dotarło do niej straszne podejrzenie, na które nie mogła nic poradzić. Spojrzała wprost w brązowo- orzechowe oczy Pottera, które wpatrywały się w nią z zadowoleniem i odrobiną prowokacji. Od samego tego spojrzenia można było stracić głowę, to pewne, ale zupełnie nie o to jej chodziło…
- Podoba mi się – odparła powoli, nie spuszczając z niego wzroku. Rogacz uśmiechnął się, biorąc głębszy oddech, tak aby ponownie zachłysnąć się jej zapachem. Za każdym razem było to największe i najbardziej ekscytujące zwycięsto… Nie, kiedy przeprowadzał akcje z resztą chłopaków, nawet zwycięstwo Pucharu Quidditcha nie dawało mu takiej satysfakcji i nie budziło takich emocji, jak zmuszenie Evans do powiedzenia czegoś, co on już wiedział, a czego ona za nic nie chciała przyznać.
- Czekałem, aż to powiesz – zamruczał James, ponownie się nad nią nachylając. Tym razem Lily nie zamierzała zaprzeczać, ani próbować się wyrwać. Wręcz przeciwnie, objęła go z lubością wplatając palce w jego rozczochrane włosy. Uwielbiała to robić… Zupełnie jakby czekała właśnie na ten moment, kiedy sama postanowi się poddać. Ulga, kiedy obaliła teorię Sheryl nawet nie mogła z tym konkurować… Serce biło jej nienaturalnie szybko, od samego przebywania blisko, a kiedy kolejny raz ją pocałował, ani myślała o tym, aby cokolwiek przerywać. Przyciągnęła go do siebie, pozwalając mu się objąć, praktycznie chciała, żeby trzymał ją jak najmocniej, a on w jakiś magiczny sposób potrafił zareagować na wszystko we właściwy sposób. Zanim się spostrzegła przycisnął ją do ściany, nie pozwalając nawet na złapanie krótkiego oddechu. Czy nie to samo zrobił dziś Black? Lily szła o zakład, że niczym się to nie różniło, ale wcale nie przeszkadzało jej, że James mógłby zmiażdżyć jej żebra, wręcz przeciwnie, przyciągnęłaby go jeszcze bliżej, gdyby tylko mogła… I wcale nie potrzebowała łapać powietrza, w życiu by tego nie przerwała!
Po całym ciężkim dniu dostosowywania się do własnych wyobrażeń znalazła osobę, która stanowczo pobiła pocałunek z wczoraj, którego (teraz już była pewna) w rzeczywistości wcale nie idealizowała…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 18:11, 09 Mar 2011
|
|
|
Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Waliły Stacja
|
|
Omg... omg.... Błagam, nie wyciągajcie tak starych fragmentów, bo aż mi wstyd xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 18:31, 09 Mar 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
A niby dlaczego wstyd? Trzeba pokazać, że z notki na notkę jest coraz lepszy styl pisania i coraz ciekawiej się rozwija akcja! Wczoraj czytałam od nowa pierwsze kilka notek i może nie powalają na kolana, jak te tgeraz pisane, ale też nie są złe. Absolutnie poprawne. A jeżeli sprawiły, że nabrałaś dzięki nim praktyki i piszesz absolutnie niebanalnie <w moich ustach to wielki komplement>to je wręcz kochamy!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 22:24, 09 Mar 2011
|
|
|
Dołączył: 02 Wrz 2009
Posty: 331
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Waliły Stacja
|
|
co nie zmienia faktu, że sama nie czytałabym początków, bo dla mnie są wręcz krępujące. Zapewne za jakiś czas tak samo będzie z obecnym tekstem xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 22:45, 09 Mar 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
Nie sądzę. Bo tekst, który jest teraz jest niemal doskonały, więc nawet jeżeli później będzie jeszcze lepiej to ten jest przynajmniej na poziomie zawodowych autorów. Zresztą widać to po tym, że to mnie wciągnęło bardziej niż niejedna książka - to samo mówi przez się
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Wto 16:42, 11 Paź 2011
|
|
|
Dołączył: 01 Lip 2010
Posty: 620
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pszczyna
|
|
i tutaj trzeba by w kleić cały rozdział "Och, dobry/a jesteś". xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 16:13, 17 Paź 2011
|
|
|
Dołączył: 01 Wrz 2009
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Ann - właśnie miałam to samo napisać
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|