Autor |
Wiadomość |
<
Rozdziały
~
WSZYSTKIE NOTKI
|
|
Wysłany:
Śro 15:50, 15 Cze 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
- Hmm… - zamyśliła się, a jej loki zatrzęsły się jak doskonale skręcone sprężynki.
- Jas, no nie wiem. – Dorcas wyrażała własną wątpliwość.
- Mówię ci. Dajmy jej trochę czasu. – powtórzyła szatynka. – Ona musi poczuć, że ma w nas przyjaciółki.
- Zawsze miała!- oburzyła się Dor.
- Teraz znalazła innych przyjaciół. – na to stwierdzenie Meadows prychnęła. Jasmine uśmiechnęła się niewinnie.
- Zadziwiające… O chłopaka można być mniej zazdrosną niż o przyjaciółkę.
- Ja nie jestem o nią zazdrosna!- zaprzeczyła szybko Dori.
- Naturalnie, że nie. – Jasmine z całą swoją dobrodusznością w duchu stwierdziła, że wolałaby się nie kłócić.
- I niby o kogo miałabym być zazdrosna?!- spytała oburzona Dorcas.
- No kiedyś to byłaś o Blacka. I to dość często. – powiedziała spokojnie Elvin, ale to stwierdzenie nie spodobało się blondynce.
- Byłam! Dziś to skończony rozdział! I nie wyobrażam sobie spotykać się z nim jeszcze kiedykolwiek!
- Dor…
- I nie przerywaj mi! Wiesz, że mam rację! Dziś nic już do niego nie czuję, nic!
- To porozmawiaj z nim i powiedz to jemu. – wtrąciła nieco odważniej.
- Słucham?- Meadows wyprostowała się jak struna, zaskoczona owym stwierdzeniem. Jas tylko się uśmiechnęła.
- Odwróć się. – zaproponowała przyjaciółce.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że…
- Siemano dziewczyny. – Syriusz zrównał się z nimi, uśmiechając się nicponiowato. Dorcas pobladła i zdrętwiała.
- Siemano?- wykrztusiła zaskoczona słowotwórczym talentem Łąpy.
- No… Tak na powitanie. – wytłumaczył przyglądając się uważniej jej ślicznej twarzyczce.
- Ja tam wolę zwykłe „cześć”. – Lunatyk uśmiechnął się do koleżanek. Jednak jego całą uwagę przykuła nieśmiało uśmiechająca się szatynka.
- Czego chcecie od nas?- Meadows zerknęła z wyższością na Blacka.
- Oj, Dorcas… Skarbie… - Łapa obszedł ją mierząc ją uważnym spojrzeniem. – Może odrobinę grzeczniej?- zaproponował posyłając jej jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Tez zawsze na nią działał! I rzeczywiście. Blondynka wydała się w jednej chwili nieco zmięknąć. Westchnęła ciężko patrząc w te królewsko błękitne oczy, które wciąż ją przyciągały.
- Co chcecie?- spytała bezbarwnym tonem, czując, że właśnie się poddała.
- Ja w sumie… Przyszedłem aby ją porwać. – Remus stwierdził z dobrodusznym uśmiechem, chwytając Jas za łokieć. Meadows już wiedziała, że zostanie sama.
- No to lećcie. – powiedziała bardziej do Jasmine, choć było jej to wybitnie nie na rękę, kiedy odchodzili rozmawiając swobodnie. Zakochani… Możnaby rzec: para idealna. On spokojny, ona taka nieśmiała…
- Ekhem…- Black przypomniał jej o swojej obecności.
- Ach, tak. Ty wciąż tu jesteś… - Dorcas wymusiła na twarzy uśmiech. Wolała go unikać.
- Dajże spokój kochanie. – rzucił Łapa. – Mam ponownie zaciągnąć cię w ciemny kąt, abyś normalnie na mnie spojrzała?- uśmiechnął się, kiedy zauważył speszenie na jej twarzy.
- Myślę, że to byłoby nieprzyjacielskie zachowanie. – stwierdziła rozsądnie Meadows.
- Nie oszukujmy nikogo. Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. – Dorcas zmarszczyła brwi. Była bardziej bezradna niż myślała, że może być. – Byliśmy tak blisko. Ty i ja… - Łapa obserwował najmniejszą zmianę jej nastroju. Musiał być ostrożny jeśli chciał wygrać. – Dajmy sobie jeszcze jedną szansę!- poprosił ujmując jej dłonie. Widział, że się waha. Widać to było w jej spojrzeniu. – Powoli i świadomie. Bez pośpiechu. Na początek możemy umówić się w Hogsmeade. Najbliższe jest chyba szóstego grudnia. – wyrzucił z ożywieniem. Udawanie głupca pełnego nadziei wyszło mu tym razem całkiem nieźle. Sam siebie do końca nie rozumiał czemu tak zabiega o jej względy. – To jak?- spytał patrząc w jej niebieskie oczy pełne zmartwienia.
- Ja…- Dorcas przez chwilę nie wiedziała czy to aby Syriusz Black, którego znała.
- No, proszę cię… - jego błagalny ton sprawił, że coś w niej zadrżało. Dlaczego był taki przystojny?! Dlaczego? Dlaczego wciąż chciała z nim być?!
- Ale ja…- nie wiedziała co powiedzieć. Serce szybciej jej biło na jego widok, ale to przecież drań nad dranie… Tyle dziewcząt straciło myśli i serca przez tego podrywacza… A jednak… Może powinna z nim pójść?
- Dorcas, pamiętasz jacy byliśmy szczęśliwi?- doskonale pamiętała… Pamiętała tak świeżo, że jeszcze dziś w miejscach gdzie przesiadywali razem, nawiedzały ją cudowne wspomnienia. – Chyba nie pozwolisz, żeby jakiś głupi Krukon nam to odebrał, co? – na tę uwagę dziewczyna drgnęła i zrobiła nieco obrażoną minę.
- Masz na myśli Doriana?- spytała chłodno.
- Oczywiście.- potwierdził Black nie widząc, że właśnie popełnił największy swój błąd.
- Uważam, iż Dorian jest świetnym materiałem na chłopaka. – oświadczyła chłodno na co Syriusz roześmiał się ironicznie.
- Nie rozśmieszaj mnie. – to jeszcze bardziej podirytowało blondynkę. – On jest tylko namiastką mnie i dobrze o tym wiesz. – Łapa wyszczerzył zęby w bezczelny sposób.
- Powinieneś choć na chwilę przystopować i zastanowić się. – powiedziała odsuwając się od niego. – Jeśli idziesz do Hogsmeade to idź. Możesz zaprosić tę Fariel, Ariel, czy jak jej tam. Nie obchodzi mnie z kim się umawiasz. – odtrąciła jego dłoń nie zwracając uwagi na wyraz rozczarowanie. – Już nic mnie to nie obchodzi Syriuszu. – stwierdziła zostawiając go samego.
Zaśmiała się cicho, obracając między palcami delikatny kwiatek, a na jej policzki wypełzły rumieńce. Chłopak stwierdził, że byłą idealna pod każdym względem.
- Ślicznie się śmiejesz. – stwierdził zauroczony jej kruchą urodą. Poczerwieniała jeszcze bardziej.
- Dziękuję. – kąciki jej ust uniosły się lekko w idealnym uśmiechu.
- Nie sądziłem, że ktoś kiedyś będzie w stanie spędzać ze mną tak wiele czasu, wiedząc kim jestem. – wyznał szczerze.
- Remusie, - wielkie, bursztynowe oczy dziewczyny popatrzyły na niego łagodnie. – dla mnie jesteś wspaniałym człowiekiem. – stwierdziła. Jasmine w końcu mogła powiedzieć sobie, że jest szczęśliwa.
- Uwielbiam spędzać z tobą czas. – przytulił ją do siebie, a ona ponownie się roześmiała. Jej pogodny chichot mógłby chyba każdemu poprawić humor.
- Ja mogę powiedzieć to samo. – spojrzała na niego z promiennym uśmiechem. Nie potrafiła przestać się uśmiechać. Wystarczyła sama jego bliskość. Nie przeszkadzał im nawet chłód listopadowego popołudnia.
- Zadziwia mnie fakt, że James i Syriusz wciąż są sami, podczas gdy ja dostałem najcudowniejszą dziewczynę na świecie. – ostrożnie ujął jej dłoń.
- Syriusz i Dorcas to dziwna para… Dori wiele wycierpiała, dużo płakała. Przez cały czas przecież starała się o Syriusza, a on mimo to szukał i próbował innych. Wygląda na to, że teraz sytuacja się nieco odwróciła.
- Zgadza się…- przytaknął Lupin. – Łapa obsesyjnie myśli jak odzyskać jej względy.
- Może okaże się, że w rzeczywistości jednak taki podrywacz jak on jest przywiązany do jednej dziewczyny. – Jas uśmiechnęła się na tę myśl. Trudno było wyobrazić sobie Blacka, który mówiłby jakiejś dziewczynie „kocham Cię” i miał zamiar być z nią dłużej niż miesiąc bez oglądania się za innymi.
- Myślę, że on sam jeszcze nie wie czego chcieć. – ta uwaga chyba wydała się Elvin całkowicie słuszna, gdyż Jasmine nic już nie powiedziała. – A co sądzisz o Jamesie i Lilyanne? – zagadnął Remus, czując, iż ta wiedza mogłaby wiele pomóc jego przyjacielowi.
- Popatrz na ich zachowanie, a zgadniesz sam. – mrugnęła do niego pogodnie.
- No tak… Teraz zostali niby „przyjaciółmi”, ale mimo to jedno z drugim nie rozmawia. Wydaje się to odrobinę niezdrowe…
- Niezdrowe? – spytała udając obojętny ton. To było bezsensowne… Chciała wiedzieć jak najwięcej, a cudze wnioski mogły wiele pomóc.
- No bo…- Lupin speszył się odrobinę. Nie wiedział czy właśnie się nie wygłupia. Może Jas wcale nie chciała o tym rozmawiać?
- Bo?- dziewczyna zachęciła go swoim delikatnym głosem.
- Bo przecież żadne teraz nie jest… szczęśliwe. – powiedział z odrobina smutku. Jasmine natychmiast to wyczula. Przytuliła się mocno do niego, przyglądając się jego nad wiek poważnej twarzy.
- Oni nie są. – przyznała mu racje. – Nadejdzie ich czas. Ale ja jestem z tobą bardzo szczęśliwa. – ta uwaga bardzo podbudowała chłopaka. Uśmiechnął się do niej i delikatnie pocałował. Zdecydowanie jej pocałunki musiały być najlepsze w całym Hogwarcie…
Wpadła do dormitorium i natychmiast zobaczyła tam swoją ciemnowłosą koleżankę, której szukała od rana.
- Tu jesteś!- krzyknęła z nutką podenerwowania, ale Sheryl nawet nie podniosła twarzy z poduszki. – Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego nie było cię na eliksirach?- spytała nie ukrywając pretensji. Brunetka nic nie powiedziała. – Mieliśmy dziś pracę w parach!- oznajmiła Lil. – Wiesz z kim musiałam pracować?!- ramiona dziewczyny leżącej na łóżku poruszyły się beznamiętnie w wyrazie „a jakie to ma znaczenie”. – Uh! Ze Snapem! – Lily łaziła wściekle po pokoju, nie mogąc znaleźć ujścia złości. Zaś Sher powoli dźwignęła się z pozycji leżącej i wciąż nie patrząc na Evans odezwała się drżącym głosem.
- To chyba dobrze. – Ruda natychmiast zmarszczyła brwi i spojrzała groźnie na przyjaciółkę. W jednej chwili dostrzegła mokre ślady na jej policzkach… Już wiedziała, że musiało się coś stać choć nie widziała jej zapłakanych oczu. Czyżby przepłakała całe lekcje? Pół dnia rozpaczania? – W 5 klasie przecież wyraźnie powiedziałaś, że to wybitny talent do eliksirów, pewnie byłaś szczęśliwa. – dodała Corvin jadowicie.
- Możesz mi powiedzieć co się stało?- Lily zignorowała ją, ale po takiej uwadze nie potrafiła się zdobyć na łagodny ton.
- Ruszyłaś na kolejny podbój, co?- Sheryl spojrzała zawistnie prosto w jej zielone oczy. – James, Tyron, a teraz zachciało ci się Snape’a. Zapewne, żeby zrobić na złość Jamiemu.
- Co?!- spytała tępo, zdezorientowana nagłymi wnioskami.
- James stracił dla ciebie głowę już dawno…- przyznała z żalem i złością brunetka. – Tyrone nie odrywa od ciebie wzroku.
- Co ty gadasz!- oburzyła się Lil. – Z Potterem nie rozmawiam! – krzyknęła. – A Hitchswitch chodzi z Rachel. Widziałam dziś ich rano. – Rudej stanowczo nie spodobał się sposób w jaki Sher się zaśmiała.
- To było przedstawienie. – prychnęła ocierając łzy.
- Co ty znów gadasz, przecież widziałam…
- Widziałaś to, co miałaś zobaczyć! Rachel udawała! To dziewczyna Rogacza… - Corvin odwróciła się plecami do Rudej. Miała bardzo chłodny ton głosu. Lily musiała pomyśleć. Czy Potter mógłby zrobić jej takie świństwo, po tych wszystkich „zostańmy przyjaciółmi”? Nie wierzyła w to… Nie chciała wierzyć…
- Nie…- Lily cofnęła się siadając na łóżku.
- Niestety. – odpowiedział jej chłodny ton. Zerknęła na stojącą tyłem koleżankę. Nie wiedziała, że tamta odwróciła się, aby było jej łatwiej kłamać i że używa chłodnego tonu, bo uważa, iż Evans jest winna jej nieszczęścia. Może właśnie dlatego Lil pomyślała, że Sheryl stoi tyłem bo płacze, a chłodny ton wziął się z zazdrości o Pottera, co byłoby dowodem na to, że ma on dziewczynę…
- Czyli Tyron i Rachel…
- Tyron i Rachel nie są ze sobą! To było udawane… Rachel udawała na prośbę swojego chłopaka. Całkiem nieźle jej to wyszło. Chcesz dowodów? Zapewne dziś spędzi wraz z Jamiem wieczór. I mogę dać uciąć rękę, że zachowają się jak para… - Lily nie wiedziała dlaczego ją to tak rusza… Czuła, że musi poznać prawdę… Że powinna usłyszeć to z ust swojego „przyjaciela”…
- Gdzie idziesz?!- Sher krzyknęła zauważając jak Ruda opuszcza dormitorium w stanie wielkiego szoku i zdezorientowania.
- Ja muszę…- Lil nawet nie wiedziała jak to wytłumaczyć.
- Chcesz iść do NIEGO?! – Evans jeszcze raz wszystko dokładnie przemyślała. Iść do Pottera? To strasznie ją męczyło. A może ktoś inny? Może Tom? Tom… Wiedziała jakich odpowiedzi może on jej udzielić… Popatrzyła tylko wciąż tym samym zaskoczonym wzrokiem na brunetkę, po czym bez słowa wyszła.
- Idź do kuchni po czekoladę. – Łapa wyprawił Glizdogona, który wciąż nie mógł się otrząsnąć po dzisiejszym koszmarze. Kiedy tylko zamknął drzwi, od razu spojrzał na swojego przyjaciela, który marszczył brwi w wyrazie głębokiej zadumy. – I co teraz?
- Teraz czekać aż spełni się koszmar…- westchnął Rogaś, przewracając w palcach karteczkę z napisem „Dziś, 18:00 w Pokoju Wspólnym”. Ogarnęło go takie poczucie bezsilności… Że też niektóre dziewczyny muszą być takie wredne… Chociaż… Rude też są wredne… Uśmiechnął się lekko na tę myśl.
Wtedy drzwi otworzyły się gwałtownie i w wejściu stanęła dziewczyna o wyniosłym wyrazie twarzy i długich rudych włosach, związanych ciasno w koński ogon. Spojrzała na oniemiałego Syriusza swoimi zielonymi oczętami.
- Wyjść. – rozkazała chłodno, a Black z przestrachem skojarzył sobie wszystko i bez słowa wyszedł. James, który usiadł na jej widok, wpatrywał się w nią teraz pytająco. Spojrzała w jego brązowo-orzechowe oczy i poczuła, że jednak nie jest tak pewna siebie… Szybkim ruchem otworzyła drzwi zastając podglądającego Blacka.
- Wejść. – powiedziała tym samym zdecydowanym tonem.
- Już?- zdziwił się Black. Lily zignorowała go i poczekała aż Łapa zajmie miejsce na swoim łóżku. Ten naturalnie uczynił to bezzwłocznie. Wystarczył jeden rzut oka na minę Rudej, a już wiedział, iż nie jest w nastroju do żartów.
Dziewczyna zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Chcąc nie chcąc musiała teraz spojrzeć na Pottera. Wzięła oddech i podniosła spojrzenie swoich uderzająco zielonych oczu. No i od razu rzucił się w oczy. Nie chciała wierzyć w jego winę… To było jak absurd. Patrzyła na niego bojąc się nawet zaczerpnąć choć odrobiny powietrza. Syriusz widząc to jak Evans wpatrywała się w Rogacza już wiedział, że przyszła ona w najbardziej niechcianym celu. Tego się bał… Po co wchodził w spółkę z Rachel?
- Lily?- spytał łagodnie James, udając lekkie zdziwienie. On również doskonale wiedział co się stało. Poczuł w sobie cichą chęć uduszenia Sheryl.
- Nie. – powiedziała tylko jakby wyrywając się z własnego zamyślenia. Nie zrobił jej tego… Nie mógłby. Nawet z nim nie rozmawiała. Nic mu nie zrobiła. Czemu miałby wymyślać tak głupie zabawy?
- Nie jesteś Lily?- Black zaśmiał się, ale nikt mu nie zawtórował. Najwyraźniej próba utrzymania dobrego humoru nie za bardzo mu wyszła.
- Rachel chodzi z Tyronem czy to było udawane?- spytała bez ostrzeżenia. Sama dziwiła się własnej bezpośredniości. Syriusz zerknął na Rogacza. Nikt tu i tak nie zwracał uwagi na Łapę. Pozostało mu bierne obserwowanie, gdyż odzywając się mógł tylko wpędzić kumpla w tarapaty.
Lil tylko wpatrywała się w James’a szukając jakiejkolwiek oznaki potwierdzenia bądź zaprzeczenia. Potter tylko westchnął. Evans wiedziała już wszystko. Jej oczy rozszerzyły się w wyrazie głębokiego zdumienia i rozczarowania. James natychmiast to uchwycił.
- Pozwól, że ci wytłumaczę…- poprosił wstając i wyciągając ku niej rękę, ale odsunęła się.
- Nie chodzą ze sobą, prawda?- spytała nieco ciszej jakby zamyślona. Więc Sheryl miała rację…
- Nie, nie chodzą. – przyznał Rogaś z boleścią. Czy ona znów go znienawidzi? Będzie unikać bardziej niż wcześniej?
- To dlaczego…- zaczęła, ale James ja uprzedził.
- Poprosiłem Rachel żeby udawała. – powiedział przyglądając się profilowi Rudej. Patrzyła teraz gdzieś w stronę okna, byle nie spojrzeć na niego. Nawet nie wiedział, że może być coś gorszego od bycia ignorowanym…
- A ona zgodziła się ot tak?- Lily musiała sprawdzić wszystko. Czuła się jakby została sama z milionem problemów. Ten, który chciał sięgnąć jej uczuć kolejny raz okazuje się zwyczajnym draniem. W ton jej głosu powoli wstępowała zwyczajowa szorstka pewność siebie z jaką odnosiła się do Pottera.
- Nie…- Rogacz odważył się zrobić krok bliżej. Musi ją przeprosić… Jak rozejdą się teraz w wielkim gniewie, to kogo ma zabić? Najpierw Sheryl później Rachel czy odwrotnie? A może wyżyć się na Syfilusie? Smarkerus pewnie już za nim tęskni…
Lily z tego wszystkiego jednak wciąż miała idealny instynkt samozachowawczy. Choć nie patrzyła się przed siebie to jednak poczuła tak dobrze znany jej zapach. Coś w jej głowie odezwało się, a słowa jakie do niej dotarły były jednoznaczne: za blisko… Jeśli się odsunie wyjdzie na tchórza… Postanowiła zebrać w sobie całą swoja uwagę. I o dziwo udało jej się. Odważnie spojrzała wprost w parę ciepłych brązowo-orzechowych oczu. Zapewne najpiękniejszych jakie widziała… Ale nie można jej było tak myśleć! Popatrzyła na niego czując, że gra z ogniem. Tylko kto się na tym spali? Ona czy on?
- Co robisz dziś wieczorem?- spytała pewnie siebie, jakby nigdy nic. Potter poczuł się odrobinę zbity z tropu. Zmarszczył brwi, przyglądając się jej uważnie, ale Ruda patrzyła na niego dość łagodnie. Czekała na odpowiedź.
- Dlaczego pytasz?- kiedy położyła swoją rękę na jego ramieniu, zdał sobie sprawę, że właśnie ulega magii o wiele potężniejszej niż może sobie wyobrazić. Jeden jej dotyk był w tej chwili wszystkim, a ta delikatna dłoń zdawała się prosić by ją ująć.
- Chcę cię zaprosić. Porozmawiać…- powiedziała półszeptem. Nawet nie wiedziała, że udało jej się to tak idealnie. Nigdy nie umiała flirtować… Może było w tym coś z rytmu jej własnego serca? Zdawało jej się, że dokładnie słychać każde uderzenie. To jak przyśpiesza…
- Dziś?- spytał pożerając wzrokiem jej sylwetkę. Będąc tak blisko nie potrafił powstrzymać się od chociaż zerknięcia na całokształt tak idealnej istoty.
- Tak…- przyznała ostrożnie, pozwalając mu ująć swoją dłoń. Nie czuła się bezpiecznie. A jeśli jest na przegranej pozycji?
- Dla ciebie zawsze mam czas.- powiedział spoglądając głęboko w jej oczy. Aż zaniemówiła.
- Dziś nie może!- krzyknął Syriusz. – James obiecałeś mi!- wtrącił się Black, przywołując zdrowy rozsądek przyjacielowi. Był pewien, że w ten sposób pomoże kumplowi.
- Ach…- Rogacz poczuł się jakby coś ciężkiego lądowało mu w żołądku. Randka z Rachel… Natychmiastowo zerknął na Lily rozdarty między rzeczą, na którą czekał, a rzeczą, którą musiał. Dziewczyna wiedziała o tym doskonale. Ale nie wiedziała jak ma się teraz zachować. Naskoczyć na niego czy poczekać na odpowiedni moment? Była rozżalona…
- Lily, a możemy to zrobić jutro?- zapytał James z nadzieją, kompletnie tracąc poczucie racjonalności.
- Nie. – powiedziała chłodno, wyrywając swoją dłoń. Pottera zatkało. – Nie wierzę…- powiedziała patrząc na niego z czystym zawodem, który z pewnością łączył się z gniewem.
- To tylko jeden dzień…- Rogaś wciąż łudził się, że może uda mu się z nią spotkać.
- Och, przestań!- krzyknęła odsuwając się od niego. – W głębi duszy doskonale wiedziałeś, że nie mam zamiaru z tobą iść, a Black też wygląda na dobrze poinformowanego!- popatrzyła na przystojnego bruneta, który teraz spochmurniał. – Tylko nie mogę zrozumieć dlaczego… - żal w tonie jej głosu był przytłaczający. Potter nie wiedział jak się zachować…
- Lily, doskonale wiesz, że Tyrone…
- Milcz. – powiedziała nie ukrywając zawodu. -W twojej sytuacji nie wymawiałabym tego imienia. On w porównaniu z tobą nigdy by mi tego nie zrobił. To miała być przyjaźń? – spytała kręcąc z niedowierzaniem głową.
- On traktuje cię jak swoją własność!- wyrzucił James. – Powinnaś wiedzieć, że wyciągałem do niego rękę. – dodał szybko widząc, że Ruda już chciała zaprzeczyć. – Wiesz doskonale o kłótni. Wiesz co wtedy powiedział…- przypomniał jej. I rzeczywiście. Hitchswitcha stanowczo poniosło, gdy postanowił zdradzić, że Evans spała w jego dormitorium. Zielonooka pamiętała to zbyt żywo…
- Ale oczerniać go? Dogadać się z Rachel żeby oszukać mnie?! – krzyknęła z żalem. – Wstydź się!- była pewna, że takie argumenty są dobre. Jednak zawód zaczął ustępować rozsądkowi. Przecież Potter rzeczywiście chciał zgody…
- To była dla niego największa kara. – wtrącił się Black. – Spalić go w twoich oczach.
- Dlaczego?!- spytała już nieco spokojniej, ale wciąż z tą odrobiną smutną nutką, która sprawiała, że James miał ochotę zacząć ją błagać by zapomniała o tym. – Dlaczego to zawsze musi dotykać mnie?- popatrzyła smętnie w brązowo-orzechowe oczy swojego „przyjaciela”. Nie wiedziała jak nazwać ową fascynację tym widokiem. Już od jakiegoś czasu odkryła w tych oczach magię… Ale teraz… Teraz coś ją męczyło. Te oczy… Już nie były hipnotyzujące. Na myśl przywodziły tylko jedną myśl. „On ma dziewczynę…” I Evans poczuła, że nie wie co w tym takiego męczącego i smutnego. Ale to było to, co przyprawiało ją o ten smutek najbardziej… „Och, jaką jesteś egoistką”- pomyślała w duchu. „Wolałabyś żeby na zawsze został sam”.
- Lily…- James zaczął biorąc głęboki i melancholijny oddech. – Nie powinienem. – powiedział spuszczając smutnie głowę. – Nic nie jest w stanie mnie usprawiedliwić. Pomyślałem samolubnie, ale to było tylko po to żeby ostrzec Tyrona. Gdybym przewidział, że tak cię to dotknie… - westchnął. – Nigdy, przenigdy bym tego nie zrobił. – zapewnił podnosząc na nią wzrok. Zarówno Black i Lily byli pod wrażeniem tej przemowy. Łapa poniekąd dlatego, iż nigdy nie wierzył, że jego przyjaciel powie coś podobnego z tak wielkim przekonaniem, zaś Ruda… Ruda nie wiedziała co sądzić jeśli od chłopaka, którego (musiała w duchu przyznać) uznała za najprzystojniejszego usłyszała słowa wypowiedziane z zadziwiającą szczerością. Nawet przez chwilę mu uwierzyła. Przez jeden moment chciała powiedzieć, że… Chciała powiedzieć? Nie mogła… Po prostu chciała wrócić do normalności. Lecz znana jej myśl powróciła silniej. Opanowała się…
- Wierzę ci. – powiedziała spokojnie. Jednak coś w tym jej spokoju niepokoiło chłopaka dalej. – W przyszłości sprawy między tobą a Hitchswitchem załatwiajcie beze mnie. – dodała po chwili.
- Możesz być pewna, że tak będzie. – odparł Rogacz. – Dalej jesteśmy przyjaciółmi?- spytał z nadzieją.
- O tak. – potwierdziła uśmiechając się dość powściągliwie. Widząc, że odetchnął z ulgą dodała: - Ale nasze przyjacielstwo będzie polegać raczej na cudownym nierozmawianiu.
- Co?- to było to czego obawiał się najbardziej. Choć praktycznie nie zmieniało to ich dotychczasowej przyjaźni, to i tak poczuł, że traci tę cienką więź jaką wytworzył miedzy nimi.
- Wiem wszystko. – powiedziała, dzielnie udając obojętność. – O waszym planie, o tobie i Rachel…
- Chwila, chwila!- James natychmiast jej przerwał co nieco ją zaskoczyło, gdyż wyglądał na rozgniewanego tą uwaga. – Przyznam się do układu z Rachel, przyznam do tej scenki, którą odstawiła. Ale jeśli myślisz, że ja z nią chodzę to muszę cię wyprowadzić z błędu. – przyglądała się jego ściągniętym brwiom. Dopiero teraz zauważyła, że w chwili porywu chwycił ja za ramiona i patrzył głęboko w oczy. Znała te elektryzujące spojrzenie pełne pewności siebie i iskier w oku.
- Sheryl mi wszystko opowiedziała. – wyznała z boleścią.
- Sheryl sama to zaplanowała. – gdzieś z tyłu dobiegł ją głos Blacka. Lil patrzyła tylko i wyłącznie na Pottera. Mógł ja teraz okłamać? Szacowała każda możliwość jaka wydała jej się prawdopodobna. I coś ja ruszyło. Popatrzyła z dziwnym chłodem i wyższością na Pottera, który zdjął ręce z jej ramion.
- Więc dobrze. – powiedziała na wpół z podenerwowaniem, a na wpół z żalem. – To czekam na ciebie dziś o 18 na błoniach. – powiedziała, po czym zostawiła dwójkę chłopaków samych. James’a zamurowało.
- Łapo…- zwrócił się do przyjaciela z nutką paniki, wciąż patrząc w miejsce, gdzie niedawno stała Evans. – Jak być na dwóch spotkaniach jednocześnie?!
Podenerwowana wbiegła do sali transmutacji.
- Tyron!- wydyszała próbując uspokoić oddech. – Już… już jesteś?- serce waliło jej jak oszalałe.
- Tak. – chłopak odparł ostrożnie. Czuła jak uważnie się jej przygląda. – Już od jakichś…- zerknął na zegarek. – 5 minut. – uśmiechnął się do niej łagodnie. – A Ty chyba pierwszy raz się spóźniłaś. I to jakieś 3 minuty.- Lil popatrzyła na niego, wciąż próbując unormować oddech. Wiedziała, że na policzkach ma różowe plamy od mrozu.
- A gdzie Potter? – spytała ściągając płaszcz.
- Jeszcze nie przyszedł. – powiedział Hitchswitch. Zapadło milczenie… Lily szybko podeszła do biurka i zaczęła szukać kartek, które miała przyszykować McGonagall. – Biegłaś. – zauważył Tyron, podchodząc do niej. Dlaczego tak się bała? – I byłaś na dworze. – Lilian obserwowała jak chłopak marszczy brwi i wyciąga ku niej rękę. Zadrżała i przymknęła oczy. Poczuła jak Hitchswitch wyciąga jej coś z włosów. Podniosła powieki i ujrzała źdźbło trawy w jego ręce. Zamrugała szybko. – Coś ty tam robiła? – spytał lekko rozbawiony. Lil zdobyła się tylko na wzruszenie ramionami. – I jeszcze jedno. – kapitan drużyny Gryfonów wyciągnął dłoń, ponownie chcąc wyciągnąć z jej włosów, ślad pobytu pod dobrze znanym drzewem. I nagle drzwi do sali otworzyły się z hukiem.
James nie był pewien na jaki fragment trafił, ale natychmiast złapał przerażone spojrzenie Evans, z którą tak niedawno się widział. Nie podobało mu się, że Tyron stoi tak blisko niej, nie podobało mu się, że chłopak uśmiechał się, nie podobało się to, że zanurzał dłoń w kosmykach jej włosów. Z trudem zdławił zazdrość zżerającą go od środka. Nie mógł wydać sekretu swojego i Rudej…
- Czy ja wam oby nie przeszkadzam?- spytał próbując udawać rozbawienie, choć na jego twarzy wystąpił grymas jakby lekkiej złości. Na dodatek Hitchswitch uśmiechnął się szeroko… Gdyby James mógł zrobić cokolwiek, to kapitan szkolnej drużyny Gryfonów już by nie żył.
- Nie bądź głupi!- prychnęła Lil. – Spóźniłeś się…- zauważyła niby obojętnie. W rzeczywistości zapiekły ją słowa Pottera. Nie potrafiła już wyjaśnić nijak tego co czuła. Zaczynała kłamać, ukrywać się i robić rzeczy, których nie powinna. Przede wszystkim teraz zarówno i ona i Potter grali… Na dodatek nie sądziła, że to co miało miejsce powróci tak żywo do jej świadomości. Patrząc na niego, przypominała sobie jak nagle dotarło do niej, że Rogacz ma szlaban. Jak oderwała się od niego resztą siły woli i powiedziała, że muszą wracać. James nie powiedział nic… Tylko zerknął na zegar Hogwartu i stwierdził, że mają 2 minuty na dotarcie do zamku. Lil szybko otrzepała się z traw i liści, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę zamku, a Potter tuż przy niej. I pamiętała jak zatrzymali się nagle, jak otrzymała ostatni pocałunek i usłyszała „biegnij, bo nie zdążysz”. I ta ostatnia myśl… „On wie, że nie mogą widzieć nas razem”. Zaiste… James Potter doskonale wiedział czego dziewczyna boi się najbardziej.
A teraz, gdy Lilian przyglądała mu się z ciężko bijącym sercem, wiedziała, że odczuwa on zazdrość. Wyczuła to w tonie jego głosu. I nie wiadomo skąd poczuła potrzebę tłumaczenia się. Tylko sytuacja nakazywała milczenie… Wtedy dostrzegła jeden mały szkopuł. Zamrugała kilkakrotnie. Na rozczochranych włosach Rogacza… Jeden malutki, pożółkły listek. Przeraziła się i zerknęła szybko na Tyrona. Oby tego nie zauważył…
- Siadajcie!- rozkazała wytrącona z zamyślenia tym nagłym odkryciem. James i Hitchswitch zajęli jedną ławkę. – Zaraz dam wam kartki… - z lekko drżącymi dłońmi Lily zaczęła szukać specjalnie zaczarowanych pergaminów. Dlaczego zaczarowanych? Ruda nie pierwszy raz dawała szlaban Huncwotowi. Doskonale wiedziała, że są oni w posiadaniu samopiszących piór. Dlatego wyciągnęła wreszcie odpowiednie arkusze papieru i z lekkim uśmiechem podała je chłopakom.
- A co mamy pisać?- spytał Tyron nie udając znużenia i chwytając swoje pióro do ręki.
- „Nie będę więcej wzniecał bójek, obrażał i groził komukolwiek.” razy 150. – wyrecytowała dziewczyna.- Możecie zaczynać. – zatrzymała się obok ich stolika. Najpierw przy Hitchswitch. Wpatrywała się jak atramentem wypisuje on już drugie zdanie. Następnie podeszła do Pottera, który o dziwo miał już 3 zdania. Jednak prawdziwym powodem jej obchodu, było nie sprawdzenie ilości wypisanych zdań, ale usunięcie jedynej rzeczy jaka jej zagrażała.
Upewniając się, że Tyron nie patrzy, powoli wyciągnęła rękę w stronę liścia na głowie Rogacza, po czym zaczęła powoli ją zabierać, mając nadzieję, że James nic nie poczuje. Myliła się… Obrócił głowę w jej kierunku na tyle szybko, ile pozwalała sytuacja. Byleby nie wzbudzić podejrzeń Hitchswitcha. Świetny refleks pozwalał mu również na złapanie jej ręki w nadgarstku. Lil zamrugała kilkakrotnie. Rzuciła zlęknione spojrzenie w stronę Tyrona. Nie patrzył… Pomachała Jamesowi przed nosem malutkim listkiem.
- Miałeś to we włosach. – wyszeptała, a ku jej zaskoczeniu James uśmiechnął się flirciarsko.
- Spotkajmy się. – jego niepoprawne zachowanie wprowadzało ją w zakłopotanie.
- Że co?- poruszyła bezgłośnie ustami upewniając się, że Hitchswitch nie słucha.
- Muffliato!- Potter wycelował różdżkę w Hitchswitcha, a zaklęcie pomknęło w ułamku sekundy.
- Spotkajmy się. – powiedział już dość głośno, ujmując jej dłoń i patrząc głęboko w soczyście zielone oczy, które wciąż wodziły nerwowo do Hitchswitcha. James’a niewiele obchodziło co zrobi jego przyjaciel jak się dowie. Ale jeśli Lil uważała dyskrecję za tak ważną…
- Ty chyba nie wiesz co ty gadasz!- syknęła, marszcząc brwi. – Rozum ci odjęło?
- Możesz i tak to ująć jeśli chcesz. – odparł uśmiechając się z arogancką pewnością siebie. Lily z przestrachem odkryła, że i ten uśmiech zaczyna uważać za cudowny. Wiedziała, że to co zrobiła dziś było złe… Czuła się jak małe dziecko, które wybrało coś czego nie powinno. A spotkać się z nim to jakby świadomie zrezygnować ze wszystkiego co do tej pory twierdziła. Przecież to Potter! Powinna go nienawidzić całym sercem. Dlaczego mu ustępowała? Co takiego zrobił, że nie potrafiła go odepchnąć? Nie mogła odpowiedzieć. Jedno było pewne- trzeba było jak najszybciej uciąć początek tego nowego poziomu znajomości…- Powiedz tylko gdzie i kiedy, ruszę niebo i ziemię, a będę. – powiedział już nieco poważniej. Najtrudniejsze było to, iż patrzył z wyczekiwaniem. Wbił w nią spojrzenie swoich ciepłych, orzechowych oczu…
- James…- zaczęła ostrożnie. – Chcesz być przyjacielem to bądź przyjacielem, ale jako przyjaciele nie musimy się spotykać po 5 razy dziennie. – westchnęła na koniec i zabrała rękę.
Rogaś patrzył na nią jeszcze przez chwilę. Wyraziła się jasno… O dziwo James stwierdził, że jakaś część jego podświadomości była świadoma takiej odpowiedzi. Nie ugodziło go to, tak bardzo jak się spodziewał. Wciąż czuł dotyk jej dłoni na swoim karku, albo pocałunki na ustach… Taka przyjaźń w zupełności mu wystarczała… - Pisz!- napomniała go, okrążając dalej ławkę. Potter posłał jej jeden ze swoich najcudowniejszych uśmiechów… Lily już wiedziała, że jego obecność jest dla niej zgubna…
- Nie wydaje mi się. – stwierdziła nieco znudzona, bawiąc się lśniącym kosmykiem swoich długich włosów.
- Kiedy ostatnio z nią rozmawiałaś?- dobiegł ją spokojny głos. Przewróciła oczyma, mając całkowicie dość tej konwersacji.
- Dawno… Pokłóciłyśmy się. – rzuciła obojętnie. Poczuła baczne spojrzenie pary sędziwych oczu. – Proszę przestać!- podniosła głos z podenerwowaniem.
- Mi się wydaje, że ty wciąż jej zazdrościsz. Wiesz, że kiedyś i tak będziesz ją musiała tu sprowadzić? – Sheryl skrzywiła się nieznacznie. Miała swoje argumenty.
- Lily nie wykazała chęci do dalszego praktykowania tego rodzaju magii. Po pierwszym spotkaniu nie przyszła ani razu…
- Pokłóciłyście się…- przypomniał Flitney (przyp.autorki: o ile dobrze pamiętam postać zawdzięcz nazwisko czytelniczkom, dokładniej prawdopodobnie Ann). – A z tego co mi opowiedziałaś, to wygląda na to, iż to nie była twoja kłótnia, tylko Dorcas. – Corvin wzruszyła ramionami.
- Proszę posłuchać…- Sher ponownie podjęła próbę wytłumaczenia swojej postawy. – Ona ucieka. Nie wmówi mi pan, że tego nie widzi. – uniosła wyżej jedną brew. – Poza tym… Uważam, że świetnie sobie radziliśmy zanim dołączyła. Przez nią musielibyśmy sporo się cofać. Ona wie tyle co nic, a jednak pan…
- A jednak to właśnie ona nie bała się ryzykować własnego życia dla człowieka względnie znienawidzonego. – Flitney wpadł jej w słowo, a Sheryl po raz jeden z nielicznych poczuła się zażenowana. – Nie pamiętasz jak się nią posłużyłaś, bo sama się bałaś?
- Pamiętam…- burknęła brunetka, marszcząc brwi. Pamiętała nazbyt dobrze… Pokój Wspólny… Noc… Plamy krwi… i James’a w środku, a nad nim Lily, blada jak ściana… Z rękoma w jego krwi. Sher aż nazbyt prześladowały koszmary nocne z tym motywem. Ileż to razy we śnie kłóciła się sama ze sobą. Musi mu pomóc, ale się boi! Jak mogła bać się zaryzykować swoje życie dla osoby, którą kocha?! Będzie się tego wstydzić do końca życia…
- Nie potrafiłaś wtedy podjąć próby.
- Wiem!- krzyknęła, a jej oczy zalśniły. – Ale gdyby nie ja to on by umarł, prawda? To ja pokierowałam Lil, sprowokowałam ją, kazałam pomóc…
- Tak…- Flitney westchnął ciężko. – I to czyni z ciebie jeszcze gorszą uczennicę. – Corvin wyprostowała się. Nie spodziewała się kiedykolwiek usłyszeć takich słów. Przecież przykładała się do Starożytnej Magii jak do niczego!
- Jak to gorszą?!
- Postawiłaś na szali życie nie jednej osoby, ale dwóch. Wolałaś poświęcić kogoś innego… - Sheryl patrzyła na nauczyciela pytającym wzrokiem, z lekką pretensją. – Ty wciąż nie dostrzegasz ogromu własnego błędu?- zapytał nie ukrywając zdziwienia. Brak reakcji ze strony dziewczyny mówił sam za siebie. Sher nie miała zielonego pojęcia co zrobiła źle. Czyżby to, że chciała go uratować to było okropieństwo? Flitney znów westchnął. – Właśnie dlatego potrzebujemy Lily. – błękitne oczy brunetki wbiły się w niego z nieukrywaną złością. – Ona była w stanie docenić siłę życia i uczucia. Ty też kiedyś będziesz jeśli skorzystasz z jej pomocy. Musisz popracować nas swoim egoizmem i zapanować nad niechęcią do tej dziewczyny. Wtedy będziemy mogli pójść dalej, bo póki co…zatrzymałaś się na poziomie wiedzy tzw. książkowej. – jego spokojny uśmiech potrafił dobić.
Sheryl nienawidziła uczucia jakiejś gorszości. Przecież była piękniejsza, pewniejsza siebie… Więcej potrafiła. A jednak on wolał ją… Nie chodziło o głupią Starożytną Magię czy cokolwiek podobnego… Nie było tajemnicą, że on władał sercem Sher od dłuższego czas, a Lily zgarniała go wiecznie dla siebie… I Corvin leżąc wieczorami w łóżku wyobrażała sobie jakby to mogła być… „Nienawidzę cię Lilian”- pomyślała, „A jednak cię toleruję, bo on nienawidziłby mnie…”
-Ech…- westchnęła odkładając podręcznik zielarstwa. – Jeśli wytłumaczysz mi dlaczego niektórzy muszą być uparci, a niektóre sprawy trudne to będziesz chyba bogiem. – stwierdziła z głębokim żalem. Widział, że miała jakiś problem i nie potrafiła sobie z nim poradzić, a mimo to zgrywała dzielną. Podziwiał ją za jej postawę.
- No cóż…- zaczął wciąż szukając w myślach pomysłu. – Upartość wychodzi z domu. Na przykład taki James. Jest jedynakiem. Nie wytłumaczysz mu, że Lily go nie chce, on po prostu będzie uparcie dążył do celu.
- A ty nie jesteś jedynakiem?- spytała chytrze Jas.
- Och… Ja jestem wyjątkowym przypadkiem. Uwierz mi. – uśmiechnął się do niej nieśmiało. Jednak Jasmine od dłuższego czasu walczyła z własnymi umiejętnościami. Babcia doradziła jej ufać. Zaufała i teraz…. To dawało jej znaczną przewagę. Widziała wiele więcej.
- Ja również.- stwierdziła. Jej oczy przez sekundę zabłyszczały bursztynem. Remus odskoczył, nie będąc pewnym czy widział, czy mu się zdawało… - Nie bój się…-na twarzy Elvin pojawiły się rumieńce. – Powinnam cię ostrzec. – stwierdziła zażenowana. Remus nie wiedział co chce mu powiedzieć śliczna szatynka z lokami sięgającymi ramion. – Moja babka była elfem. Czystej krwi. – dodała z przepraszającym uśmiechem. Lupin uniósł lekko brwi.
- Znaczy się…
- Znaczy się jestem mieszańcem. – wytłumaczyła wstydliwie. – Ojciec czarodziej, dziadek czarodziej… Matka półelfka. Widziałeś kiedyś bardziej porąbaną rodzinę?- spytała ze słabym entuzjazmem. Remus patrzył na jej loki i doszedł do wniosku, że i tak jest śliczna. Nie zmieniało tego jej pochodzenie, umiejętności, czy bogactwa.
- Tak…-odparł zachwycając się jej wdziękami. – Moja rodzina jest jeszcze bardziej porąbana. – uśmiechnął się do niej ze szczerego serca, a ona uczyniła to samo. Dawało to więcej satysfakcji niż W z najtrudniejszego z przedmiotów.
Jasmine pierwszy raz czuła, że znalazła bratnią duszę… Czytała mu w myślach…
- Znam twój sekret.- powiedziała, kiedy zajrzał do grubej księgi w bibliotece. Obserwowała jego reakcję. Zamarł… Popatrzył na nią z lekkim zdziwieniem.
- Nie wiem o co ci chodzi…- wyrzucił, udając, że czyta.
- Wilkołak nie jest najgorszym co może spotkać chłopca. Jakbyś się czuł po ujrzeniu Voldemorta? Który ma twoja rodzinę jak na smyczy? – nie uzyskała odpowiedzi. Cisza zdawała się być zbyt wymowna… Najwidoczniej fakt, że ona wie był zbyt przytłaczający.
- Musze iść. – powiedział Lunatyk, zbierając swoje rzeczy.
Jasmine przyglądała mu się, jak znikał za drzwiami. I doszła do wniosku, że nikt nie jest w stanie jej zrozumieć. Voldemorta wybrał jej babcię… Tak zostanie…
Nabrała powietrza w płuca i wypuściła je spokojnie.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy babciu, żeby go powstrzymać…- i choć intuicja i wiedza podpowiadały jej, że więcej swojej babci nie zobaczy, to jednak żyła myślą zniszczenia Lorda Voldemorta….
- Kończycie? – spytała znużona ich pracą. Od jakiejś godziny siedziała, mając nadzieję, że kończą…
- Gdybyś zadała mniej zdań byłoby szybciej. – stwierdził rezolutnie Tyron. W rzeczywistości w ciągu tej godziny zdołał dowiedzieć się wiele… Odpowiadało mu to. Na przykład podejście Lily do Pottera: „Wciąż mnie odpycha… Nie wiem co we mnie złego, ale nie chce się umówić”. To utwierdzało Hitchswitcha w przekonaniu, że Evans wciąż jest wściekła na szukającego Gryfonów. Uśmiechnął się obserwując, jak dziewczyna wznosi wzrok ku sufitowi i wzdycha ciężko, najwyraźniej powstrzymując się od złośliwego komentarza. Po chwili, tak jak przypuszczał, znów zanurzyła się w lekturze książki o transformacjach ludzi.
„Jak rozpoznać animaga, bądź co pomoże Ci w pełni odnaleźć w sobie zwierzę.” głosił tytuł. Lil czytając dowiedziała się o cechach charakterystycznych, których nie ukryjesz nawet jako zwierzę. Właśnie brała się za rozwiązywanie testu, który miał na celu powiedzieć jej w co powinna się przemieniać jako animag. Stłumiła ziewnięcie i przeczytała pierwsze pytanie:
Czy kolor Twoich włosów jest intensywny?- Lily chwyciła kosmyk swoich włosów i popatrzyła się na niego sceptycznie. „Głupi test”- pomyślała, zaznaczając „Tak”.
James zawzięcie trzymał pióro, które samo pisało zdania. Był za chytry na sztuczki Evans z pergaminami. Jeden jedyny raz nie był przygotowany na zaczarowaną kartkę, ale dziś… Po prostu miał już przygotowany arkusz pergaminu o identycznym wyglądzie, z identycznymi zaznaczeniami. A pióro pisało samo… Jedyną irytującą rzeczą był fakt, iż Tyron zadawał niepokojące pytania, korzystając z nieuwagi Lily. Potter był pewien, że zaraz usłyszy kolejną dawkę słów niemiłych dla jego uszu. I wiedział, że będzie musiał udawać obojętnego, choć z trudem powstrzymywał się żeby nie wstać i nie krzyknąć.
- Jeszcze jedno…- usłyszał szept Tyrona. Obrócił dyskretnie głowę w jego stronę, a twarz pozbawił jakiegokolwiek wyrazu. – Ona jest ci już obojętna? – na to James nie był przygotowany. Uniósł wysoko brwi. Oczywiście, że nie! Rzecz w tym, iż cos podpowiadało mu, aby skłamać…
- Ja i Lily postanowiliśmy zostać tylko przyjaciółmi. – powiedział chłodno. Hitchswitch zdawał się nawet nie dostrzegać zmiany tonu głosu przyjaciela.
- Więc nie będzie ci przeszkadzało jakbym chciał się koło niej zakręcić?- James wpatrzył się wściekle w swoje 150 zdanie i nieświadomie zaczął pisać kolejne, nie zwracając uwagi na to, że narobił kleksów.
- Jeśli myślisz, że masz u niej szanse…- odparł chytrze Potter, przypominając sobie o tym, że sen nie był snem, a pół godziny przed szlabanem spędził jedne z najcudowniejszych chwil swego życia. No nie licząc tych kiedy dokopał Snape’owi.
Nagle drzwi komnaty otworzyły się powoli. W wejściu z nieśmiałym wyrazem twarzy stała blondynka. Zatrzepotała rzęsami, gdy oczy wszystkich obecnych zwróciły się na nią. Lily odłożyła książkę i przestała czytać o tym jak dobrze byłaby zamaskowana udając wiewiórkę, choć jej zielone oczy mogłyby ją zdradzić.
- Dorcas?- spytała zdziwiona. Dziewczyna weszła do sali, mijając zgrabnie rzędy ławek. – Co ty tu robisz?
- Musimy pogadać. – stwierdziła poważnie. Lily w pierwszej chwili pomyślała, że coś zrobiła źle, ale… Przecież ostatnio pogodziła się z przyjaciółką.
- Coś się stało? – spytała zdezorientowana.
- Nie… Jeszcze nie. Muszę…- tu Dori popatrzyła podejrzliwie na Pottera. – Muszę się ciebie doradzić. – rzuciła ostrożnie. Evans zerknęła na dwójkę chłopaków.
- Skończyliście? – spytała podenerwowana.
- Nie.- powiedział James, szczerząc zęby. – Ale skończymy szybciej jeśli obiecasz na przykład, że pierwszy który skończy dostanie od Ciebie buziaka. – Rogaś z cała swoją bezczelnością wytrzymał zabójcze spojrzenie Rudej. Wiedział o czym myśli. Jej postawa mówiła „zabiję cię przy najbliższej okazji”.
- To kara Potter, a nie zawody!- zauważyła rezolutnie.
- Więc myślę, że za godzinę skończymy… - powiedział udając obojętność. Uwielbiał się z nią droczyć. Wiedział jak bardzo zależy jej na wysłuchaniu przyjaciółki.
- Och!- Lily nie wiedziała, dlaczego on jej to robi! – No dobrze! Cmok w policzek! – Rogacz uśmiechnął się do niej olśniewająco, ale co gorsza nie minęła sekunda a i on i Tyron wyciągnęli ręce ze swoimi kartkami. Dziewczyny zamrugały kilkakrotnie.
- No moja droga…- Dorcas zdziwiła się. – Widzę masz dziś wzięcie. – Lilian spojrzała na nią wściekle. Szybkim i zdecydowanym ruchem wyrwała im z rąk kartki.
- To gdzie buziak? – James uniósł triumfalnie jedną brew. Przez chwilę Lil patrzyła na niego z groźną miną. – No dalej Evans… Od tego się nie umiera. – rzucił uśmiechając się flirciarsko. Wtedy ku jego zdziwieniu Lil uśmiechnęła się, unosząc jeden kącik ust wyżej.
- Nie będzie cmoka. – odparła chytrze. – Oddaliście równocześnie. Nie było nic mówione o jakimkolwiek remisie. – Potter zamarł. Z jego twarzy można było wyczytać, że szuka w tej sytuacji jakiegokolwiek argumentu mówiącego o błędności jej stwierdzenia.
- Nie możesz tak zrobić.- powiedział wreszcie zaskoczony jej pomysłem.
- Mogę. – uśmiechnęła się triumfalnie. – A teraz sio mi stąd.
- Nie możesz!- rzucił desperacko. – Nie po to pisałem te 150 zdań….- Lil pokręciła głową i popchnęła go w stronę wyjścia, ale zaparł się nogami, wciąż gadając o niesprawiedliwości jaka go spotkała.
- James chodź!- Tyron również wyglądał na zdenerwowanego. Lily zdołała dopchnąć go drzwi wbrew jego oporowi.
- Zrozum, że muszę dostać….
- Papa. – powiedziała Ruda każąc mu zrobić jeszcze jeden krok za próg komnaty, po czym z rozmachem spróbowała zatrzasnąć drzwi, ale okazało się to niemożliwe. Została mała szczelina, w której pojawiła się głowa Pottera. Nie wiedziała czemu uważała to za zabawne, choć udawała nadzwyczaj poirytowaną. W duchu śmiała się z idiotyzmu tej sytuacji.
- Lily to jest nieuczciwe.
- Tak wiem. A teraz znikaj. – powiedziała uśmiechając się lekko, gdy zbliżyła się do tej szczeliny, przez która patrzył James. Bardzo blisko… Patrzyła w lśniącą parę oczu, w których tańczyły nicponiowate iskry.
- Daj całusa to zniknę. – powiedział napierając mocniej na drzwi. Nie spodziewał się takiej zabawy na koniec dnia. Tymczasem Lily upewniła się, że Hitchswitcha nie ma już za drzwiami. Po czym spojrzała poważnie na Rogacza i wyszeptała:
- Myślę, że powinieneś mieć dość całusów na dzisiaj.
- Och, twoich nigdy zbyt wiele. – uśmiechnął się do niej wrednie, a ona uniosła zniesmaczona jedną brew, włożyła minimalnie więcej siły i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Zanim James zdążył chwycić za klamkę, już usłyszał szczęk zamka.
Stał przez chwilę zdziwiony. Wciąż zaskakiwała… Uśmiechnął się sam do siebie.
„Ona mnie kocha”- pomyślał, przeczesując dłonią włosy. Jedno wiedział na pewno… Noe ma na ziemi bardziej wyjątkowej dziewczyny….
Lily opierała się o drzwi i zastanawiała się czy on już poszedł. Czy nie ma go po drugiej stronie. Nieświadomie uśmiechnęła się sama do siebie. Ogólnie miała ochotę usiąść na ziemi i zacząć się śmiać. Jest głupia. Bardzo głupia. Ale ta głupota cieszy. I kiedy już poddając się tej dziwnej chęci zaczynała obsuwać się niżej i niżej, nagle spotkała zniesmaczone spojrzenie Dorcas, która wpatrywała się w nią jak w wariatkę. Lil spoważniała w jednym momencie i odchrząknęła prostując się.
- No więc?- zagadnęła do przyjaciółki, gdy nabrała pewności, że na jej twarzy nie zagości uśmiech.
- No więc?- powtórzyła Meadows krzyżując ręce i unosząc jedną brew.
- Ekhem… - Evans kaszlnęła nerwowo. – Mów co się dzieje. – poprosiła łagodnym głosem.
- Może ty mi wyjaśnisz co się dzieje?- dziwna wrogość w głosie blondynki dawała poczucie zagrożenia. Lilian zmarszczyła brwi i popatrzyła pytająco na przyjaciółkę. Mówiła, że przyszła po radę, więc co może być źle?
- Aaaaaa…. Co jest źle? – Lily kompletnie zbita z tropu nie wiedziała jeszcze czy będzie kłótnia czy rozmowa. Póki co zachowywała spokój, próbując zbierać informacje.
- Myślisz kobieto, że tego nie widać?- spytała Dori nieco napastliwie, ale mina Evans mówiła tyle co „o co ci chodzi?”. – Masz mi tu zaraz wszystko wytłumaczyć! – rozkazała blondynka, nie przejmując się tym, iż Ruda nawet nie wiedziała o czym mowa. – Bo ja nie wiem…. Mam się zawsze dowiadywać ostatnia! To jest…
- Dobrze!- Lily niegrzecznie wpadła jej w słowo. – Już dobrze. – powtórzyła nieco łagodniej. – Tylko powiedz mi łaskawie co się stało.
- Co się stało?- Meadows wciąż nie mogła uwierzyć, że osoba tak inteligentna jak jej przyjaciółka, może tak wolno kojarzyć. – Ja ci nie powiem co się stało! Bo tylko TY to wiesz! – tu dziewczyna tknęła Evans mocno palcem. Zielonooka zamrugała kilkakrotnie. – Dziewczyno, widać to jak nie wiem! Jak się na niego patrzysz, jak zachowujesz i się uśmiechasz!- Lily otworzyła szerzej oczy w wyrazie niemego zdumienia. – Nie powiedziałaś mi nic o randce…- tu Dorcas zrobiła nieco obrażoną minę. – Ale po tym co widzę między wami domyślam się, że była udana. – teraz kącik jej ust drgał lekko. Evans zerknęła na przyjaciółkę, a następnie w okno… Ciemne niebo wysłane gwiazdami, przypominało jej o wieczorze, w który dostała broszkę i odkryła James’a- przyjaciela. Czy rzeczywiście zachowywała się inaczej?
- Nie wiem o czym mówisz. – stwierdziła wreszcie, pewna, że nie mogła się aż tak zdradzać.
- Ach no tak…- westchnęła sztucznie blondynka. – No trudno. Więc mniemam, że to jak na niego patrzysz to z czystej nienawiści. – Lily zmarszczyła brwi obserwując jak jej najbliższa koleżanka podchodzi powoli do niej. – Ten uśmiech pełen jakiejś nieprzeniknionej radości, tajemnicy… Może jeszcze czegoś….- Meadows zamyśliła się. – Najmniejsze gesty, błysk w oku… To wszystko nic…- Ruda zamarła. Te słowa już kiedyś zostały wypowiedziane. Doskonale pamiętała jak niegdyś wyciągała z Dorcas informację o jej skrytym uczuciu do Blacka. O ich wspólnych spotkaniach… Jej przyjaciółka wrednie postanowiła ją zacytować!
- Zostaliśmy przyjaciółmi!- broniła się Lily. – Może stąd ta lekka zmiana?
- Taaaaak. – przeciągnęła Dori najwyraźniej zaczynając zabawę w najlepsze. – I nie spotkałaś się z nim od wczoraj?- to pytanie było bynajmniej dziwne. Lil ściągnęła brwi…
- Przecież widziałam go dzisiaj. Podczas szlabanu. – wyjaśniła pewniej siebie.
- Ale nie spotkałaś się z nim dzisiaj na osobności? – wzrok błękitnych oczu nie przestawał przebijać Lil. Ruda była jednak na to odporna. To ona uczyła piorunujących spojrzeń. Jednak to pytanie zasiało w niej ziarno strachu. Zawahała się…
- Nie…- odparła spokojnie. To kłamstwo było odruchem samym w sobie. Jakby wiedziała, że musi chronić swój sekrecik.
- Oczywiście. – Dor uśmiechnęła się do niej przymilnie. Już wydawało się, że sytuacja została opanowana, że Meadows niczego się nie dowie, ale wówczas blondynka wyciągnęła malutki listek i pomachała nim przed nosem Evans.
- Och!- wyrwało się Lil. To był ten sam listek, którego wyciągnęła z włosów James’a Pottera…
- Och?- spytała Dorcas z nieukrywaną satysfakcją. – Jak to wyjaśnisz?- Lily zastanowiła się chwilę… Już znała odpowiedź. Bez kłamstw.
- James tuż przed szlabanem musiał być na dworze. Wyciągnęłam tego listka z jego rozczochranej czupryny. – prychnęła pokazowo.
- No dobrze.- westchnęła Dorcas zawiedziona, tym iż przyjaciółka nie chce jej powiedzieć prawdy. Zapadłą chwila ciszy, podczas której blondynka rozglądała się po komnacie, a Ruda upewniała się, że Dori nie ma więcej argumentów.
- Skończyłaś już ten idiotyczny wywiad?- spytała wreszcie Lil, pozwalając sobie na lekki uśmiech, który był wyrazem rozluźnienia.
- W zasadzie tak. – Dori również uśmiechnęła się. – Jeszcze jedno. Był na dworze tak? -Dorcas wpatrzyła się w przyjaciółkę podejrzliwie.
- Tak…- odparła machinalnie Lily, unosząc wzrok do góry. Nudziło ją to.
- I jesteś pewna tak?
- Tak.
- A skąd wiesz?- Lil tym razem była przygotowana.
- Kiedy odrabiał szlaban, wyciągnęłam mu ten listek z włosów, więc to chyba logiczne, że był na podwórku, prawda? – pewna siebie mina Lily zaczęła nagle strasznie bawić Dorcas. Blondynka zamyśliła się na chwilę. Wyciągnąć z niej te informacje, czy nie wyciągnąć? Może gdyby nie była tak ciekawa…
- No tak. – Dori uśmiechnęła się, a Lil poczuła się całkowicie bezpieczna. Wybrnęła… Właśnie pozbyła się kłopotliwych pytań. Nagłe nerwy sprawiły, że zapomniała o owej radzie jakiej miała udzielić przyjaciółce. Po prostu odczuwała wielką ulgę… - Ty też byłaś na podwórku. – usłyszała nagle.
- Co?- spytała zdezorientowana.
- Tam wisi twój płaszcz. – blondynka beztrosko wskazała coś schowanego w rogu komnaty.
- Ach…- Lily speszyła się. – No tak. – wydobyła z siebie niezbyt pewnie. – Byłam na dworze, ale…- urwała widząc jak Meadows podchodzi do części jej garderoby. – Nie ruszaj!- zawołała, ale było za późno. Blondynka przyglądała się płaszczowi dokładnie, a to co zobaczyła dziwnie ją wstrząsnęło. Zmarszczyła brwi i spojrzała pytająco na koleżankę.
Lilian nie wiedziała co tam takiego było dopóki Dorcas nie podrzuciła jej płaszcza. No tak… Cale plecy w źdźbłach trawy… Lily skrzywiła się rozumiejąc jak bardzo ją to pogrąża. Chociaż… Jeśli dobrze wszystko wyjaśnić…. Jednak Dor nawet nie dała jej otworzyć buzi.
- Całe plecki. – uśmiechnęła się strzepując paproszki na posadzkę. – Więc leżałaś na plecach. – No tak… Praktycznie rzecz biorąc nie musiałaś być z Rogaczem, prawda? – nie czekając na odpowiedź oniemiałej Rudej, dziewczyna ciągnęła dalej. – No, ale jeden mały szkopuł. -Dorcas zanurzyła dłoń w kapturze płaszcza i wyciągnęła drobny, pożółkły listek. Teraz Lil pobladłą.
- Chyba że wziąć pod uwagę to. – potrząsnęła dopiero co zdobytym dowodem. – Chyba pochodzi z tego samego drzewa co liść Pottera. Więc leżałaś tam. Hmmm….- Meadows urwała zamyślając się. – A on…na tobie?!- Dori podniosła głos, nie wierząc we własne słowa. To zdawało się brzmieć komicznie. Czekała aż Lilian zaprzeczy, poda kontrargumenty i zrobi swoją triumfalną minę. Ale zielonooka dziewczyna stojąca obok zmarszczyła brwi i wyglądała jakby zbierała w sobie odwagę.
Evans westchnęła… Musi jej opowiedzieć wszystko… To…przyjaciółka.
- Dorcas, - Lil urwała na chwilkę, zastanawiając się jak to wyjaśnić. – może zacznę od początku…. – i tak opowiedziała jej po krótce randkę, omijając wizytę w sklepiku z biżuterią. Pominęła też cały incydent z broszką, instynktownie wyczuwając, że jest to zbyt niesamowite, żeby Dorcas mogła uwierzyć. Na koniec wyjaśniła dzisiejsze zejście z Jamesem, choć czuła się naprawdę głupio…- I… tak wyszło.- zakończyła nieskładnie. Niespokojnie zerknęła na przyjaciółkę.
Dori usiadła na ławce z ogłupiała miną. Czy to jakiś żart? Dopiero kiedy usłyszała to z ust Lily, dotarł do niej ogrom sytuacji. Popatrzyła zaskoczona na rudowłosą dziewczynę stojącą z lekko zniesmaczoną miną. Chyba rzeczywiście nie wiedziała co robi, ale… Z kolei… Dorcas uśmiechnęła się promiennie.
- No i?- spytała z tą nutką zaciekawienia. Lil wbiła w nią swój pytający wzrok, nie za bardzo rozumiejąc o co blondynce chodzi. – Uch! – westchnęła Dor. – I jak całuje głuptasie!- wyjaśniła po chwili, oczekując odpowiedzi z szerokim uśmiechem. Lily zamrugała kilkakrotnie. Całowała się z nim tyle razy i nigdy się nad tym nie zastanowiła… Zerknęła w okno. Jak całował? Przypomniała sobie wszystkie te chwile, kiedy z ciężkim sercem się od siebie odrywali… Te sekundy wielkiego żalu i ochłaniania po czymś cudownym… Jak całował James Potter?
- Bosssko. – powiedziała wreszcie głęboko zamyślona. Dorcas zachichotała widząc rozmarzoną minę przyjaciółki. Tyle lat obzywania i nienawiści, a dziś tych dwoje…razem… Lil szybko się opanowała, wracając do brutalnej rzeczywistości. – Ale to nie powinno mieć miejsca!- stwierdziła szybko z lekkim przestrachem.
- To znaczy, że żałujesz?- blondynka popatrzyła na nią podejrzliwie. Czy Lily żałowała? Ruda westchnęła. Na samo wspomnienie odczuwała dziwny ucisk w klatce piersiowej, który dawał uczucie tęsknoty i przynależności. To jak przelewali swoje oddechy z ust do ust może zaliczyć do najszczęśliwszych chwil swojego życia, ale ogłosić to publicznie to jak rzucić się pod pociąg…
- Nie żałuję. – odparła smętnie.
- Wiesz co to znaczy?- Dorcas podeszła do niej blisko, odrzucając na bok niepotrzebny płaszcz. Ujęła twarz Lil w swoje dłonie tak, by dziewczyna musiała na nią patrzeć.
- Że źle postąpiłam? I będę musiała długo pracować zanim znów powiem „nienawidzę cię Potter?”? – Meadows uśmiechnęła się na te słowa.
- Nie. – powiedziała spokojnie z ciepłym błyskiem w oku. – Ty się w nim zakochałaś…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 15:51, 15 Cze 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
James wracał spacerkiem do PW. Pewnie Lily dziś długo będzie rozmawiała z Dorcas, ale jeśli zaczai się przy drzwiach dormitorium, to może ją spotka. Jakoś nie potrafił nacieszyć się tym co dziś otrzymał. Jakby to była obietnica lepszej przyszłości. No oczywiście był świadomy tego, że pewnie zacznie go unikać…odtrącać… Prosić żeby dał sobie spokój. Rzecz w tym, że on wcale nie zamierza się jej naprzykrzać. Nie mógł sobie tego lepiej wymarzyć… Poczeka aż sama do niego przyjdzie.
Mijał właśnie kolejny zakręt korytarza, wciskając ręce głębiej w kieszenie spodni, gdy nagle tuż przy jego boku znalazła się ciemnowłosa dziewczyna z nieco zdenerwowaną miną.
- Cześć!- burknęła nieco ponuro. Potter popatrzył się chwilę na nią, lekko zaskoczony jej złym samopoczuciem.
- Witaj Sheryl. – uśmiechnął się dla kontrastu. Ona wściekła… on szczęśliwy… Nawet nie chciało mu się zbytnio odzywać. Z Czasem zaczął pogwizdywać cicho jakąś melodię, nie zwracając uwagi na to, że Corvin przygląda mu się od czasu do czasu.
- Co ci tak wesoło?- spytała wreszcie niby obojętnie.
- Bo życie jest piękne, nie uważasz?- wyszczerzył do niej swoje lśniące ząbki.
- Phi. – prychnęła cicho. – Czyżby Lily dała ci szansę?- spytała zgryźliwie. Nie potrafiła inaczej. Sama myśl, że Evans miała wszystko to czego pragnęła na wyciągnięcie dłoni, wydawała się zbyt niesprawiedliwa. James spoważniał.
- Nie…- odparł zdawkowo. – Ale to nie zmienia faktu, że jest najbardziej zadziwiającą dziewczyną w Hogwarcie, prawda? – spytał przyglądając się reakcji Sher. Wyraźnie się w niej zagotowało. Była mu obojętna w tej chwili. A nawet irytująca. Psuła jego idealnie wspaniały humor…
- Mógłbyś choć na chwilę o niej zapomnieć?!- brunetka podniosła głos, a w jej chłodnych oczach pojawiła się żądza mordu.
- Nie. – stwierdził zgodnie z prawdą Rogaś. – A nawet jakbym mógł, to bym nie chciał. Bo ona jest CU-DOW-NA! – dodał, dobitnie podkreślając ostatni wyraz.
- W tym zamku jest wiele cudownych dziewcząt! – zaperzyła się Sheryl.
- No tak. Ale jak znajdziesz taką jak Lil, z jej wyglądem, jej charakterem i taką która będzie mnie dodatkowo chciała, to daj znać. – uśmiechnął się szeroko. – Bo póki co ja będę czekał na swoją Księżniczkę. – stanęli przed portretem Grubej Damy. Rogaś rozpromieniany już chciał podawać hasło, gdy poczuł jak dziewczyna obok zarzuca mu ręce na szyję i wskakuje na ręce. Odruchowo złapał ją, ale stracił równowagę i wpadł plecami na ścianę. Stłumił syknięcie z bólu, mrużąc tylko oczy. Ta Corvin jest nieobliczalna… Po kilku sekundach poczuł jak fala bólu rozprowadziła się już po jego ciele. Co najwyżej zostanie jakieś obtarcie, albo siniak. Pojawiła się za to złość na tę idiotkę. Pierwszy raz był rzeczywiście wściekły na dziewczynę.
- Co ty sobie myślisz?!- spytał wściekle. – Złaź natychmiast. – rozkazał, przestając ją podtrzymywać. Niestety Sher zdążyła go objąć nogami na tyle mocno, by utrzymać się jeszcze przez jakiś czas.
- Nie. – powiedziała już z lekkim uśmiechem. – Tak wygodnie. – w jej oczach pojawiły się wredne iskierki.
- Mnie to nie bawi!- James podniósł stanowczo głos. Sheryl zaśmiała się.
- Jaki jesteś poważny. – zauważyła rozbawiona. Nie widziała jeszcze swojego ukochanego, jak jest zły i krzyczy, albo jak ma poważny ton głosu. Mimo to jakoś poprawiało jej to humor.
- Ja nie żartuję Sheryl!- Potter ściągnął brwi, na co tylko się uśmiechnęła.
- Skrzywdziłbyś dziewczynę? – spytała zaczepnie. Wiedziała, że pod tym względem jest zbyt dobrze wychowany. Obgadywał tylko Ślizgonki, co nie zmienia faktu, że nie ubliżał im publicznie.
James postanowił jej nie odpowiadać. Czy tej Sher zupełnie odbiło? Nudziła się? Nie miała co robić?! Odwrócił wzrok i postanowił poczekać aż sama zejdzie, pewny, że nie mógłby jej po prostu zrzucić. Ale najwidoczniej wciąż jej było mało, gdyż ujęła jego twarz w swoje dłonie i spojrzała mu w oczy. Jeśli to miało być zabawne to nie było…
- Ja jestem 10 razy od niej lepsza. – powiedziała wreszcie, a w oczach o królewskim błękicie pojawiła się niechęć i uraza. – Pod każdym względem. Zapamiętaj to sobie Jamie. – chłopak popatrzył na nią pytająco. Czyżby uraził jej ambicję, mówiąc tak dobrze o Evans? – I wiesz co jeszcze?- tym razem ton jej głosu zrobił się miękki i spokojny.
- Co takiego?- spytał od niechcenia.
- Masz niesamowite oczy. – powiedziała nie spuszczając z niego wzroku.
- To wiem. – stwierdził. – Lily powtarzała mi to już nie raz. – dodał oschle. Sheryl tylko uśmiechnęła się słabo, najwidoczniej nie przejmując się tą ważną uwagą i dalej wpatrując się w niego jak urzeczona. Zaczynał mieć tego dość… Postanowił to skończyć. – Sheryl ja…- nie dokończył, bo w tym momencie usta dziewczyny sprawnie zabrały mu słowa. Poczuł palące uczucie złości i dosłownie w tej samej sekundzie, nie patrząc na to co robi zrzucił ją z siebie. Jak mogła?! Czy chociaż spytała go o zdanie?! Nie zwrócił uwagi na to, że Corvin upadła na ziemię. Miał ochotę ją zabić… Nie wiedział co jej powie, ale jednego był pewien. Niech ona trzyma się od niego jak najdalej!
- Wiesz co?!- podniósł głos piorunując ją wściekłym spojrzeniem.
- Nie wiem, ale to było niemiłe. – dziewczyna wstała rozcierając sobie bok, na który upadła.
- Powinienem cię…- urwał. Nagle poczuł się obserwowany. Przestraszony, w tle dostrzegł szatynkę o bursztynowych oczach, która z szeroko otwartą buzią obserwowała cała scenę. – Jasmine?- spytał kojarząc wszystkie fakty. To przyjaciółka Lil. Jeśli to wyglądała inaczej niż było, to Lily usłyszy z czyichś ust całkowicie zdeformowaną wersję wydarzeń. A to oznaczało tylko kłopoty…
Elvin podeszła do Sheryl i pomogła jej wstać, patrząc na Pottera z niedowierzaniem. Jamesowi mowę odjęło. Nie wiedział czy ma się tłumaczyć, czy może olać i iść dalej… Ale coś mu podpowiadało, że właśnie się pogrążył.
- Ja…co ty tu robisz? – spytał próbując wymyślić cokolwiek.
- Najlepiej się nie odzywaj Potter. – powiedziała dziewczyna, wlepiając w niego swoje wielkie oczy.
- Właśnie Jamie. – Sheryl uśmiechnęła się triumfalnie. – Najlepiej się nie odzywaj, a póki co… Do zobaczenia później. – uśmiechnęła się perliście i pomachała ręką na pożegnanie, gdy wraz z Jas przechodziły przez dziurę pod portretem.
- Cholera!- zaklął James, uderzając pięścią w ścianę. Szybko jednak stwierdził, że był to zły pomysł. Teraz bolały go nie tylko plecy, ale i ręka. Będzie musiał tej Sheryl co nieco powiedzieć zanim zrujnuje mu ona życie…
Nabrał powietrza w płuca i powoli je wypuścił, zastanawiając się o czym teraz rozmawiają Dorcas i Lily… Oczyma wyobraźni ujrzał twarz dziewczyny o lśniących zielonych oczach i kosmykach rudych włosów. Złość powoli mijała… Będzie dobrze. Nie takie problemy się miało…
Ponownie włożył ręce w kieszenie spodni i najspokojniej w świecie wkroczył do Pokoju Wspólnego.
- To co ja mam zrobić?!- załamała ręce. Taka sytuacja była dla niej nowa… Inna…
- Może daj mu szansę?- Lily wytrzeszczyła oczy na swoją przyjaciółkę. Czyżby ona oszalała?!
- Wykluczone! – powiedziała szybko. – Dorcas ja… ja nie chcę chyba. – zmarszczyła brwi. Sama już nie wiedziała.
- A czego chcesz? – to pytanie było trudne. Ruda zastanowiła się chwilę… Jeśli miała być szczera, to zaczynała żałować tego, że tak się dała podejść… Wszystko przez tę broszkę! Poczuła jej ciężar w kieszeni… Ale teraz przynajmniej wie…
- Chcę przestać o nim myśleć. Najlepiej by było gdybym mogła zapomnieć. – spojrzała na posadzkę, mając nadzieję, że Dorcas jej coś doradzi. Ale blondynka milczała. Cisza wypełniona była współczuciem, ale i niemożnością pomocy… Lily wiedziała, że sama musi coś wymyślić. Znów miała się przed nim chować? Nie… To nic nie da. Pokazuje tylko jak bardzo jest słaba. Dlaczego nie istniała rzecz, która zbierałaby uczucia i niszczyłaby je na dobre? Dlaczego Lil nie mogła zwrócić uwagi na jakiegokolwiek innego chłopaka, tylko właśnie na Pottera? Przecież był denerwujący i go nienawidziła… Co się stało, że nagle nabrał dla niej innego wyrazu? Dlaczego on?!
I nagle w rudej główce coś zaskoczyło. Wpadła na szalony pomysł.
- Dorcas!- zaczęła z lekką ekscytacją oraz nadzieją.
- Słucham?
- Tobie podobał się Black, tak? – to pytanie można było uznać za retoryczne. Mimo to Dori kiwnęła ostrożnie głową, nie wyczuwając z tego wywiadu niczego dobrego. – Nie potrafiłaś mu odmawiać i wracałaś do niego, dopóki nie spotkałaś Doriana, prawda?
- No tak… ale to był zawód miłosny…
- Więc ja znajdę kogoś innego!- wpadła jej w słowo Lilian, nie zwracając uwagi na spochmurniała minę Dorcas. Pomysł wydawał się być idealny… Zwrócić swoją uwagę w stronę kogoś innego. Odpowiedniego i odpowiedzialnego…
- Myślisz, że mogłabyś tak? – słowa Dor wyrwały ją z zamyślenia. Blondynka była nadzwyczaj poważna. – Patrzeć z utęsknieniem na chłopaka, który cię wybrał i za którym szalejesz, a jednocześnie wiązać się z kimś na tyle dobrym, że aż odpowiednim?
- Ja…
- Bo uwierz mi, że to trudne. Nie przestaniesz o nim myśleć. Ale za to skrzywdzisz tego drugiego. W końcu wpadniesz we własną pułapkę. Będziesz musiała wybrać. Albo ukochany, albo facet idealny. Powiesz mi co wybrać? Bo cokolwiek nie zrobisz i tak będziesz nieszczęśliwa. Albo zrezygnujesz ze swojego szczęścia, albo zranisz kogoś bliskiego. Któremu powiesz nie, a któremu tak? Potrafisz zdecydować? – Lily zamarła… Musiało się coś stać. Doskonale wiedziała, że cała ta mowa wcale nie jest bez przyczyny…
Dorcas posmutniała i odwróciła się plecami. Chyba było jej bardzo ciężko… Rudej zrobiło się głupio, iż tak egoistycznie przejmowała się swoim jakże mikroskopijnym problemem.
- Który kazał ci podejmować takie decyzje?- spytała wreszcie z nutą współczucia dla koleżanki i nieukrywanej pogardy do osoby, która miała się okazać tak podła.
- Ogólnie źle to wyszło… - Dorcas spojrzała na przyjaciółkę szklanymi oczętami. Wiedziała, że może być wobec niej szczera… Po upływie 5 minut zdołała wszystko streścić. A Lil była wdzięczną słuchaczką, która wszystkie uwagi zostawiała na koniec.
- Całowałaś się z nim przed randką z Dorianem…- wyszeptała zszokowana.
- Tak!- Meadows już nie wytrzymywała całej tej sytuacji. Żal i smutek ukrywane przez całe długie godziny teraz mogły spokojnie ujść. – Ale to dlatego, że on jest taki… taki… To po prostu Syriusz!- jęknęła, a po jej policzku spłynęła łza. Lily widziała jak bródka jej się trzęsie, a oczy lśnią od mokrej powłoki, która lada chwila miała się zamienić w krople spływające po jej twarzy.
- A Dorian kazał decydować…- Evans nie mogła w to uwierzyć. To było do niego niepodobne. – Muszę z nim poważnie porozmawiać. – oświadczyła stanowczo.
- Nie!- Dorcas poprosiła, ocierając szybko oczy. – Nie chcę żeby wiedział, że ci mówiłam. Ja… potrzebowałam się wygadać. – stwierdziła blondynka, próbując się szybko opanować.
- Kochanie…- zaczęła Lilian pewna, że nie może zawieść przyjaciółki. – Chcesz mojej rady?- spytała delikatnym głosem. Dori pokiwała głową, dławiąc łzy. – Odstaw dwóch. Z czasem okaże się, któremu zależało, a który się tylko bawił. – powiedziała najcieplej jak potrafiła, uwieńczając to delikatnym uśmiechem.
- Wiesz… Dziękuję ci… - Dor wyciągnęła chusteczkę i wydmuchała w nią nosek. Wyglądała jak duża dziewczynka, której ktoś ukradł ulubioną lalkę. Śliczna, młoda, załzawiona i z zaczerwienionym noskiem…
- Nie ma za co skarbie. – Lily uśmiechnęła się szerzej na to skojarzenie. Blondynka zatrzepotała rzęsami kilka razy, po czym odwzajemniła uśmiech na tyle na ile pozwalał jej humor.
- James ma na ciebie dziwny wpływ. – zauważyła blondynka ostrożnie.
- Jak to? – zaciekawiła się Lil.
- Zaczynasz mówić „skarbie” i „kochanie”….
Weszła zadowolona do dormitorium i z o wiele lepszym samopoczuciem rzuciła się na łóżko. Całkowicie usatysfakcjonowana tym, co właśnie zrobiła. Jasmine spojrzała na nią z lekką dezaprobatą.
- No co?- Sheryl uśmiechnęła się, nie widząc nic złego we własnym postępowaniu.
- Nie uważasz, że to było dość podłe? – spytała szatynka, przyszykowując sobie rzeczy do spania.
- Podłe? Nie wiem o co ci chodzi…- Corvin wzruszyła obojętnie ramionami.
- Myślisz, że nie wiem co zrobiłaś? – Sher zastanowiła się na te słowa… No tak. Jas musiała użyć swoich „super mocy”.
- Skoro widziałaś to dlaczego nie zbeształaś mnie przy nim?- spytała o wiele chłodniej.
- Bo jesteś moją przyjaciółką. – burknęła szatynka, a jej loki zatrzęsły się, gdy obróciła głowę.
- To jako przyjaciółka odegrałaś świetną scenę. – rozpromieniła się brunetka. – Wyglądało na to, że uważasz nas za ukrywającą się parę. – zachichotała uradowana tą myślą.
- Bo tak wyglądaliście. – syknęła podenerwowana Jasmine. Nie podobało jej się to co robiła jej przyjaciółka…
- No i dobrze!- stwierdziła butnie Sheryl.
- Może byłoby dobrze, gdyby nie to, że z jego umysłu wciąż szła ta sama myśl. – Sher zmarszczyła brwi i usiadła, wpatrując się w tę zazwyczaj spokojną dziewczynę.
- Nie rozumiem twojego gniewu. – powiedziała po chwili milczenia w dość napiętej atmosferze. – Przecież nic złego nie zrobiłam, a tak przynajmniej wiem, że mam szansę, żeby…
- Nie.- Elvin weszła jej w słowo. – W ten sposób dowiadujesz się, że nie masz szansy. – powiedziała szatynka z nieukrywanym podenerwowaniem. – A wiesz dlaczego? Kiedy z nim szłaś, myślał o niej… Kiedy rozmawialiście, myślał o niej. Gdy wpakowałaś mu się na ręce, a on z czystej grzeczności nie zrzucił cię na podłogę, myślał o niej. Nawet gdy go całowałaś to myślał o NIEJ. Nie o tobie.
- Kto o kim myślał?- do dormitorium weszła kolejna dziewczyna. O blond włosach do ramion i łagodnej twarzy. Powoli zamknęła drzwi… Jej koleżanki wymieniły między sobą spojrzenia, które nie znaczyły nic dobrego… Dorcas wyczuła kłopoty.
- Niech Sheryl ci opowie. – rzuciła Jasmine, idąc przebrać się do snu.
- A może nasza mała miss „wiem wszystko”? – Sher przewróciła oczyma i znów położyła się na łóżku. Nie ma racji… Jasmine nie ma nawet w jednej setnej racji.
- Dosyć tego… - wtrąciła się Meadows, siadając obok leżącej Corvin. – Poproszę od początku. – brunetka westchnęła głośno, jakby znudzona tym wszystkim.
- Kiedy wracałam do dormitorium, spotkałam James’a. Spędziliśmy razem kilka miłych chwil. – wyrecytowała od niechcenia. – Niestety…
- Nie pfafda! – z toaletki wyszła Elvin, ze szczoteczką do zębów w ustach. Obie dziewczęta spojrzały na nią, jedna ze zdziwieniem, a druga z niechęcią. Jas zniknęła na chwilę w łazience, dało się słyszeć odgłos płukania ust wodą. Po chwili szatynka ze szczotką w ręku wyszła do przyjaciółek. – Wracał James, ale nie wiem skąd…- Dorcas uśmiechnęła się słabo, uznając że jeśli wie coś więcej to musi zachować to dla siebie. – I Sheryl, też nie wiem skąd, ale to mało istotne. – machnęła ręką i zaczęła rozczesywać swoje włosy. – Wiem, że razem szli, że rozmawiali, a później zobaczyłam jak przy portrecie Sheryl pakuje mu się na ręce. – Dorcas z oburzeniem spojrzała na brunetkę, która tylko przewróciła oczyma.
- Sheryl, czy ty nie wiesz gdzie jest widoczna granica?! – spytała Dori, nie mogąc uwierzyć w bezczelność koleżanki.
- Ale nie protestował, prawda?!- broniła się Sher, poirytowana tą nagonką. Jedna mała rzecz, a tyle rabanu. Wiedziała, że posiadała dobry argument, ale..
- Nie..- przyznała Jasmine. – Nie protestował, ale grzecznie prosił żebyś zeszła. – zauważyła oschle. – A ty nie dość, że nie posłuchałaś, to jeszcze musiałaś go pocałować!- szatynka dodała z jawnym oskarżeniem.
- Pocałowałaś go?!- tego Dorcas nie była w stanie pojąć. Lily oszalałaby, gdyby się dowiedziała. To znaczy… Z pewnością nie dałaby po sobie poznać, ale… Nie! Wróć! Czy ktokolwiek widział Evans zazdrosną? Kiedykolwiek?
- Tak…- przyznała Sheryl. – I James całuje po prostu cudownie!- krzyknęła na zakończenie. Dorcas zamarła… Czyżby Potter bawił się dwiema dziewczętami?
- Nie kłam!- Jas jeden z tych nielicznych razy podniosła głos. – Zrzucił cię jak tylko się na niego rzuciłaś z ustami! Był wściekły! I nie wiem co ty sobie wyobrażasz, ale to nie pomaga, bo on dalej myśli o Lily! – po tych słowach zapadło milczenie. Elvin bardzo rzadko krzyczała na kogokolwiek, a teraz jej pierś falowała, pod wpływem złości. Dwie pozostałe dziewczęta bały się odezwać, może po części z zaskoczenia, a może dlatego, że chciały mieć święty spokój. Jednak nawet cisza nie może trwać wiecznie…
- Jasne…- powiedziała wreszcie Sheryl. – Niech liczy się Lily. Nie zabierajmy jej kolejnego adoratora, który nie ma u niej szans. Bo co cię to obchodzi, że ona go rani?
- Oni kiedyś ze sobą będą. – wycedziła przez zęby Jasmine.
- Ale jaki ty masz zysk w tym interesie. Że ich tak bronisz, co? – zjadliwy ton głosu przyjaciółki zdawał się podsycać do walki. Corvin nie panowała nad swoimi nerwami wobec niesprawiedliwości. Lilian zabrała jej Jamiego, zabrała lekcje Starożytnej Magii, odznakę prefekta i szczęśliwe życie…
- Może czyjąś radość Sheryl?- spytała ostrożnie Dorcas. Wiedziała więcej niż jej koleżanki… Ale wiedziała, że Lil powinna sama im się przyznać.
- Czyją Dor? Powiedz mi czyją?- poprosiła z żalem w głosie. – Rogacza, który jest cały czas odrzucany? Czy może Lily, która egoistycznie na nim pasożytuje? A może myślisz, że ja będę szczęśliwa bez niego? – Meadows nie wiedziała co powiedzieć. Nie mogła uświadomić Corvin w tym jak bardzo się ona myliła.
- Powinnaś dostrzec ile ona dla ciebie zrobiła, a nie ile jeszcze mogłaby zrobić…- podsumowała najpoważniej w świecie Jasmine, a jej bursztynowe oczy zalśniły w mdłym blasku lamp.
Remus nie mógł się skupić na nauce. Niczego się dziś nie nauczy.
Ona wie…
Jakiś głos powtarzał mu w myślach wciąż to samo. A w głowie plątało się jedno wspomnienie… Jak powiedziała słowo „wilkołak”. Pewnie bardzo mu współczuje… Myśli sobie „biedny chłopak, nikt nie może mu pomóc…na zawsze zostanie wyrzutkiem społeczeństwa”. Pewnie się go boi… Może już szuka srebrnych przedmiotów u siebie w szafkach…
Lupin sam nie wiedział czego się spodziewać. Był taki głupi, że przez chwilę pomyślał, iż mógłby tak jak jego przyjaciele posiadać wspaniałe dziewczyny. Chyba na zawsze będzie musiał pozostać sam… Jak Peter.
Lunatyk zerknął na swojego puszystego kumpla. „Może ja również powinienem zatracić się w czekoladzie?”, pomyślał, widząc jak Pettigrew głaszcze czekoladową żabę. Nagle drzwi dormitorium otworzyły się powoli, a do środka spokojnym krokiem wszedł Rogaś, pogwizdując i trzymając ręce w kieszeniach z tą swoją nonszalancją.
- No nareszcie!- Syriusz jakby tylko na to czekał. Od razy zerwał się z łóżka i podbiegł do Pottera. – Stary z nimi zanudzić się można! Remi udaje dziś poważniaka, a Glizdek podnieca się…- urwał przyglądając się wyrazowi twarzy przyjaciela. – Co ci jest? – spytał po chwili zaniepokojony. Wszyscy natychmiast zerknęli na James’a, który z dziwnym spokojem i powagą powiesił swój płaszcz i właśnie zaczął ściągać sweter.
- Nic…- odparł Rogacz, ale ton jego głosu wskazywał na coś zupełnie innego. Łapa tylko skrzyżował ręce i spojrzał surowo na okularnika. Zawsze w ten sposób zmuszał go do mówienia. – To nie był sen. – jednym zdaniem Rogacz był w stanie wytłumaczyć wszystko.
- Że co?!- Remus i Peter byli bardzo wdzięczni Blackowi za zadanie tego pytania. Sami niewiele rozumieli…
- Ona tu rzeczywiście była. Mam rację?- James zmierzył kumpla chłodnym wzrokiem, unosząc wysoko jedną brew. Syriusz nie zmienił wyrazu twarzy.
- Ja nie wiem o czym ty…- zrezygnował z taktyki udawania, gdy zobaczył niebezpieczne iskierki w oczach Rogosia. – No dobra! – rzucił wreszcie zrezygnowany. – Była! I co z tego?
- Kto był? – wtrącił się Lunio.
- I kiedy?- Glizdogon usiadł na swoim łóżku, gotów wysłuchać kolejnej opowieści przyjaciela.
- Och, Lily!- odpowiedział podenerwowany Syriusz.
- Warto dodać, że dziś rano. - James uśmiechnął się, ale szybko przywrócił poważny wyraz twarzy. Rzucił Syriuszowi chłodne spojrzenie. – Dlaczego mnie okłamałeś?- Black długo patrzył na swojego przyjaciela. Zabije kiedyś tę Evans, za to, że pakuje go w takie tarapaty. Co więcej James był najwyraźniej obrażony. Zresztą… Gdyby Potter przemilczał wizytę Dorcas nad jego łóżkiem, to Black zapewne nie odezwałby się do końca życia… No i warto dodać, że Syri na Meadows czeka od kilkunastu dni, a James na Evans…. Ech…
- A skąd wiesz, że kłamałem? – to wydawało się być dość mądrym pytaniem, biorąc pod uwagę, że nie był pewny, czy Rogacz po prostu nie stosuje jakiegoś tricku.
- Pff!- prychnął okularnik. – Od Lily!- teraz Syriusz wyraźnie poczuł jak się w nim gotuje… Jeśli ona mu się przyznała, a jego skłoniła do kłamstwa, to w zasadzie już jest martwa!
- Lily w życiu nie przyznałaby się do czegoś takiego!- to był doskonały argument… Black potrzebował się upewnić…
- Masz rację. – stwierdził obojętnie Potter. – Ale są sposoby na wyciąganie informacji, którym nie oprze się nawet Evans. – tu Rogacz uśmiechnął się nicponiowato. Syriusz zamarł. Tym razem był pełen podziwu. W porę ugryzł się w język żeby nie powiedzieć „I wiąż żyjesz?!” . Namówienie Evans do powiedzenie czegokolwiek co ukrywała, było niemożliwe nawet dla jej koleżanek, a co dopiero mówić dla Pottera! Czyżby to był kolejny dowód na jakowąś zmianę?
Łapa westchnął, wiedząc, że nie uchroni go nic. Skoro krył Lil, która sama się przyznała, to teraz wreszcie może być całkowicie szczery.
- Gdy nakryłem ją tu dziś rano, kazała mi obiecać, że nic nikomu nie powiem. Nie wyglądała najlepiej… - stwierdził na koniec, przypominając sobie jej dziwne zachowanie.
- Jak to? – Lunatyk zaciekawił się. Teraz wszyscy wsłuchiwali się w słowo Blacka, który chyba jako jedyny posiadał pełne informacje.
- Zadawała śmieszne pytania, była spłoszona… Jakby… do czego by ją tu porównać…- zastanowił się chwilę. – Jak Glizdek, kiedy zgubi swoje zapasy!- rzucił dumny z siebie, ale po chwili skrzywił się. – Nie… Glizdek wtedy piszczy i panikuje, a ona… hmmm…. – podrapał się po brodzie.- Jak…. Nie dam rady tego porównać!- Syri wreszcie się poddał. – Zdawało się, że bliska płaczu, jakby smutna, nietrzeźwo myśląca.
- Dobra, mniejsza z tym!- przerwał mu poirytowany Rogaś. W końcu ile można się zagłębiać w opisywanie czyjegoś stanu?!
- Mówiłeś coś o śmiesznych pytaniach? – Peter zamrugał nieśmiało.
- Tak. – Syriusz dość szczęśliwy z odwrócenia jego uwagi na pytania, zaczął opowiadać…- Wypytywała o James’a. – Rogaś poruszył się niespokojnie. – Kto to jest? Jaki jest? Jakby nie pamiętała…- stwierdził na koniec. Potter zamrugał kilkakrotnie. Upewniała się… Właśnie dostał jeszcze jeden dowód na to, iż nie śnił… Kiedyś Lily spędziła z nim cały dzień… Ponadto spędziła noc w jego ramionach… Dla tej świadomości warto było spędzić na uwięzi te 24h. Mógł być więziony przez samego siebie do końca życia, byleby mieć ją blisko siebie… Nagle ktoś pomachał mu ręką przed nosem.
- Halo! Jest tam kto?- Syriusz w dość drastyczny sposób przywrócił go do rzeczywistości.
- Ach, jest przyjacielu. – James uśmiechnął się pełnią szczęścia. – I to wcale nie taki wredny i podły palant jaki wydawał się na początku. – wyszczerzył zęby na koniec tej zagadkowej uwagi. Łapa zmarszczył brwi obserwując jak jego przyjaciel najprościej w świecie zachowuje się jak idiota…
- Odbiło mu…- stwierdził Remus, który również obserwował James’a.
- I to nieźle…- podsumował Syriusz, kiedy James stwierdził, że może już iść spać…
Lily posłała łóżko, zrobiła względny porządek… I stwierdziła, że jest dziesięć po siódmej. Za wcześnie…
Weszła do toaletki, w której od jakichś dwóch tygodni musiał być porządek utrzymywany przez cały czas. Stanęła przed lustrem i przeciągnęła dłonią po kosmykach rudych włosów. Tak długo je hodowała, że czasem zastanawiała się co zrobi jak je zetknie i czy kiedykolwiek je zetnie. Może dziś związać je jakoś inaczej? Rozpuściła swoje długie włosy, a te natychmiast opadły jej na ramiona, z lekkością i gracją.
- Któż taki zasłużył, aby specjalnie dla niego te cudowne płomienie tańczyły swobodnie?- Tyron ziewnął przeciągle, stojąc w wejściu do toaletki. – Czyżby jakiś przystojniak? – spytał już nieco trzeźwiej, podczas, gdy Evans uśmiechnęła się do niego i zaczęła splątywać włosy w ciasny warkocz.
- Jeśli już ktoś to akurat ty mnie taką widziałeś. – stwierdziła pogodnie, mijając go w wejściu. Była siódma dwadzieścia. Zasadniczo rzecz biorąc czas budzenia chłopaków. Hitchswitch wyszedł za nią do dormitorium.
- Powiedzieć im, że czas wstawać? – Lil spojrzała surowo na Hitchswitcha, który odkaszlnął, zdając sobie sprawę, że tym głupim pytaniem zniszczył cały rytuał. – Nie krępuj się. – dodał wreszcie zachęcając ją do codziennych czynności. Lily uśmiechnęła się z satysfakcją, po czym pewnym siebie krokiem ruszyła do okna. Szybkim ruchem odciągnęła zasłony na boki, zalewając dormitorium wczesnym słońcem.
- Jaki dziś piękny dzień!- krzyknęła teatralnie, słysząc jęki trójki pozostałych lokatorów.- Pora ruszyć się z łóżek i zacząć się zbierać! Kolejny szkolny tydzień!- oznajmiła z dzikim zadowoleniem. Uwielbiała to robić… Odwróciła się i napotkała wzrok Tyrona, który najspokojniej w świecie ją obserwował. Posłała mu pewny siebie uśmiech, na co on tylko pokręcił głową, rozbawiony sceną, która zwykła mieć miejsce już od jakiegoś tygodnia.
- Kiedy ty się od nas wyprowadzisz?- jęknął Jack, chowając się pod kołdrę. – Porządek w dormitorium… łazience…Pobudka o 6…
- Jest po 7…- poprawił go Conrad, ziewając.
- Co to za różnica?!- oburzył się Sterne. – Gdybym miał jakąś motywację. Powiedzmy takie jedno przytulenie, mogłoby mnie jakoś wyciągnąć z łóżka, ale…- wtedy chłopak poczuł jak ktoś powoli zabiera mu kołdro. Ujrzał rozpromienioną twarz rudowłosej dziewczyny. – Czyżbym zasłużył na porannego całusa?- spytał uśmiechając się żartobliwie i układając usta do pocałunku.
Lily roześmiana przyjrzała się Jackowi. „Głupek”, pomyślała, kiedy przydusiła go poduszką.
- Wstawać!- krzyknęła i nagle poczuła jak ktoś owija ją w kołdro i rzuca na łóżko obok. Zdezorientowana, próbowała wydostać się z tego kokonu jaki, któryś ze współlokatorów utworzył wokół niej.
- Ha ha!- usłyszała śmiech Sterne’a. – I co jej zrobimy?
- A bo ja wiem…- Mark odezwał się zaspanym głosem. – Myślę, że możnaby zabrać jej głos, żeby nas więcej nie budziła. – powiedział po chwili z lekkim ożywieniem.
- Taaa…- Straut znów ziewnął. – Albo zamknąć ją na kilka dni, to może nauczy się bałaganu, bo jako budzik mi nie przeszkadza.
- Jak mnie tylko wypuścicie, to już jesteście martwi. – powiedziała wreszcie próbując rozkopać kołdrę, którą ktoś musiał zaczarować.
- Ja mam lepszy pomysł.- dosłyszała pewny siebie głos Tyrona. – Przetrzepmy pościel. – powiedział z nutą rozbawienia w głosie.
- Nie ośmielisz się!- krzyknęła Ruda, rozpaczliwie próbując się uwolnić.
- A założymy się?- poczuła jak ktoś bierze kołdrę i przewiesza ją sobie przez ramię.
- Nie pozwalam!- krzyknęła. – Nie możecie! Urządzę wam takie piekło…
- Może ją wypuścić. – zaproponował nieśmiało Mark, zagłuszany przez krzyki Zielonookiej. Jack zrobił obrażoną minę, ale pozwolił na uwolnienie Evans. Hitchswitch z uśmiechem z rzucił ją na kolejne łóżko, wystarczyło machnięcie różdżki Conrada i Lil Była wolna. Zdyszana i z kosmykami włosów na twarzy, które musiały uwolnić się z dzisiejszych splotów. Dziewczyna zmierzyła wszystkich podenerwowanym wzrokiem. Czwórka chłopaków stała dookoła niej i każdy uśmiechał się równie bezczelnie.
- Już nie żyjecie…- wyszeptała i po chwili rzuciła się na Jacka. Rudzielec, zaskoczony, iż tym razem to on oberwie nie zdążył się nawet ochronić, więc wylądował powalony na ziemi.
Bytowanie Evans w dormitorium czterech chłopaków, którzy po części byli twórcami Huncwotów, miało swoje oddziaływanie na życie dziewczyny. Przede wszystkim szybko nauczyła się nimi rządzić. Zaprowadzała porządek i prywatność. Ale po kilku kłótniach i przekomarzaniach się, nabyła nawyk rzucania się na nich. Tyron zwał to skokiem kotka. Powalała na ziemie najbliższą osobę. Oni sami mieli podobny zwyczaj, tyle, że zaczynały się przepychanki, a z dziewczyną przepychać się nie należy…
Lily wstała i dumnie zgarnęła kosmyki włosów z czoła. Lekko zziajana, rozejrzała się po bałaganie jakiego narobili.
- Idę na śniadanie. Posprzątajcie… - rozkazała dumnie. Nie wiedziała jak to wyjaśnić, ale uwielbiała 4 tych niepoprawnych chłopaków. Żarty z nimi, budzenie ich… Wszystko stawało się codziennym rytuałem.
- Ej, ej, ej! A Ty nie pomożesz?- Conrad zmarszczył brwi patrząc jak Ruda otwiera drzwi.
- Nie!- rzuciła uśmiechając się wrednie. – I powodzenia. – zatrzasnęła za sobą drzwi słysząc jak cała grupa chłopców zaczyna na nią narzekać. Stłumiła śmiech i ruszyła w stronę schodów do PW.
Po drodze minęła drzwi do dormitorium Huncwotów. Codzienna droga tędy była walką z samą sobą. Zajść, czy nie zajść? Nigdy nie zachodziła… A dwa tygodnie temu myślała, że wszystko będzie trudniejsze…
Weszła na schody i zaczęła schodzić, stopień po stopniu.
Nie tak to miało wyglądać. Po owym incydencie pod wierzbą, była w stu procentach pewna, że Potter nie da jej spokoju… Tymczasem rzeczywistość wyglądała cokolwiek inaczej. Widywała James’a na korytarzach, przy stole wspólnym Gryfonów podczas posiłków, czasem w Pokoju Wspólnym, oraz na lekcjach… Ale przez te całe dwa tygodnie nie podszedł on do niej ani razu. Nie wiedziała czy to dobrze, czy źle, ale rozum podpowiadał „tak jest bezpieczniej”. Więc nic z tym nie robiła… Był jak każdy inny kolega. Nawet nie męczył jej zwyczajowym „Umówisz się ze mną Evans?”.
Westchnęła ciężko…
Dorcas też widywała o wiele rzadziej. Co innego Jasmine, która wciąż coś jej dopominała… Ale to nie było istotne. Lil czekała dzisiaj lekcja OPCM, co oznaczało kolejną sprawną ucieczkę. Nienawidziła wracać myślami do dnia, w którym „wilk” napadł James’a. A jednak to wówczas zaczęły się jakieś dodatkowe lekcje z Flitneyem. Druga sprawa, że Lilian zrezygnowała z nich, kiedy pokłóciła się z Sheryl. Głupi był pomysł z użyciem eliksiru wielosokowego… Do dziś tego żałuje. Chociaż pamięta satysfakcję, jaką sprawił jej fakt, iż James jednak zauważył różnice w zachowaniu dziewcząt.
Rozpuściła swoje długie włosy i zaczęła od nowa pleść warkocz.
Przynajmniej z Syriuszem została dość blisko. Co prawda tuż po jej urodzinach gniewał się odrobinę, za to iż wymusiła na nim obietnicę milczenia i nakłoniła do kłamstwa, ale szybko mu przeszło, kiedy zaczął wypytywać o sprawy między nią a Rogaczem. Doskonale pamiętała stwierdzenie „Skarbie, nie kituj, ja nie okno… Nie trzeba być specjalistą, żeby zauważyć pewne różnice, a biorąc pod uwagę, że ze mnie specjalista doskonały i znam odrobinę ciebie, a swojego kumpla jak własną kieszeń, to…”
Lil westchnęła, wchodząc do Wielkiej Sali. Obojętnie mijała uczniów pochłaniających swoje śniadanie. Kolejny tydzień szkolny się zaczął… Widać to było po minach wszystkich. W poniedziałki zazwyczaj większość osób była przygaszona, zaś w piątek budził się dziwny duch euforii. Jednak przy długim stole Lily dostrzegła dwie osoby, które były nadzwyczaj przygnębione. Zmarszczyła brwi.
Dorcas nachylała się nad swoim talerzem, a w jej pobliżu nie było nikogo prócz James’a Pottera, mówiącego coś z miną zbitego psa. Jeszcze wczoraj ten chłopak był pełny życia i gotowy na zaliczenie kilku szlabanów, a dziś nagle taka zmiana… Lil poczuła niepokój skręcający się w jej brzuchu. Zauważyła jak jej przyjaciółka, zasmuca się i mówi coś do niego półszeptem, grzebiąc widelcem w swoim daniu. Wyglądało na to, że oboje są nieźle podłamani i właśnie znaleźli osobę, której można się wyżalić. Evans poczuła się jeszcze gorzej… Zaniedbała Dorcas… Mimo wielkiej chęci podejścia i spytania o co chodzi postanowiła minąć ich w miarę obojętnie z rozrywającym się sercem. Ciekawe co się stało… Będzie musiała wypytać o to Dori… Tylko czy wciąż jest na tyle blisko blondynki, by nazywać się jej przyjaciółką?
Poszukała wzrokiem kogoś znajomego przy stole. Pusto… Dziwnym trafem nie mogła przestać patrzeć się na smutną twarz Pottera. To było silniejsze od niej. A im dłużej mu się przyglądała tym bardziej czuła się podle. Jakby to była jej wina… Nagle James zamrugał kilkakrotnie i wyprostował się, marszcząc brwi. Lily zdała sobie z tego sprawę zbyt późno. Chłopak zdążył złapać jej spojrzenie. Natychmiast się odwróciła, udając, że wcale nie patrzyła w tamtym kierunku…
Jak ciężko jest walczyć z samą sobą…
- Coś się stało?- usłyszał dość wyraźnie tuż przy swoich uchu. Nie odpowiedział… Dziwne wrażenie okazało się prawdziwe. Po prostu wiedział, że ktoś na niego patrzy, ale pojęcia nie miał, że to była ona… Wciąż ją obserwował. Odwróciła się, szukając jakiegokolwiek podparcia w tłumie obcych jej ludzi. Jakie to uczucie? Jest sama… Codziennie wychodzi sama z dormitorium chłopaków i idzie na śniadanie. Sama czeka pod salą, a później spędza czas na lekcjach, rozmawiając czasem ze swoimi przyjaciółkami. Później wychodzi niespostrzeżenie. Zapewne przesiaduje w bibliotece, odrabiając prace domowe, wraca do dormitorium i spędza czas w towarzystwie 4 szalonych chłopaków. Nie potrafił o niej nie myśleć. Za bardzo weszło mu to w krew. Tylko dlaczego teraz musiał ją przyłapać na tym iż się mu przyglądała? Przez to cała jego siła woli, która powstrzymywała go od chociażby odezwania się do niej, nagle stopniała… Miał ochotę zerwać się i podbiec do niej. Wymienić kilka słów… Uchwycić jej uśmiech.
- James słyszysz mnie?- Dorcas pomachała mu dłonią przed oczyma. Oderwał się od patrzenia na Evans i zerknął spokojnie, ale smutnie na Dorcas.
- Tak. Przepraszam cię, po prostu…
- Nie jesteś sobą. – dokończyła dziewczyna, wzdychając ciężko. – Zresztą kto na twoim miejscu by był…- ona również rzuciła krótkie spojrzenie w stronę rudowłosej istoty, która teraz siadała dumnie, aczkolwiek z bardzo zamyśloną miną.
- Najgorsze jest to, że wcale nie wiem czy dobrze robię…- stwierdził smętnie. – Nie tak to miało wyglądać…- Dori poklepała go lekko po plecach. Od jakiegoś tygodnia ona i James bardzo się do siebie zbliżyli. Była to dziwna znajomość. Może dlatego zaczęli się dogadywać, iż Meadows miała problemy z najlepszym przyjacielem Rogacza, a on problemy z jej najlepszą przyjaciółką. W każdym bądź razie niedługo po rozmowie z Lilian, Dorcas natychmiast zauważyła, Pottera w nadzwyczaj melancholijnym nastroju. Wtedy to oboje trochę sobie porozmawiali. Teraz Dor była jedną z nielicznych osób wtajemniczonych w plan James’a Pottera.
- Może ona potrzebuje czasu…- zagadnęła nieśmiało.
- Czasu?!- okularnik spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. – Czy dwa tygodnie to mało czasu? Myślałem, że po kilku dniach zdarzy się okazja, żeby z nią porozmawiać… Ale ona udaje, że mnie nie ma… Wiesz co jest najgorsze? – spytał blondynki, która pokręciła przecząco głową. – Teraz zabrnąłem w to zbyt daleko, żeby się wycofać.
- Nie prawda!- Dorcas podniosła nieco głos. – Zawsze możesz się z tego wycofać. Zawsze możesz podejść i po ludzku spytać, czy się z tobą umówi!
- Tak… Masz rację. – rzucił Potter z ironią. – Podejdę po 2 tygodniach nie odzywania się i powiem „Hej, Evans! Umówisz się ze mną?”. A ona popatrzy na mnie krytycznie i odpowie jak zwykle „Spadaj Potter!”. Wiesz, nie o to mi chodziło…- był rozgoryczony. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego wszystko musi się komplikować. Powinna do niego przyjść po 2 dniach. On osobiście już po 3 tracił nerwy. Przyłapywał sam siebie na tym, że zastanawia się czy do niej nie podejść i nie zagadać. Jednak sytuacja nigdy nie była korzystna. Szybko uciekała… Wydawała się być szczęśliwa… Bez niego. – Może Sheryl miała rację…
- Co?!- spytała Dorcas nieco zaskoczona.
- Może ona nigdy nie miała zamiaru dać mi żadnej szansy i tylko się bawiła…
- Nawet tak nie mów!- blondynka oburzyła się. – Znam Lily od 5 całych lat! Nigdy, przenigdy nikim się nie bawiła, nie kłamała. I uwierz mi, że jeśli nie rozmawia z tobą to nie dlatego, że ma cię gdzieś. Wyobraź ją sobie…- Rogaś nie musiał się zbytni wysilać. Miał ja przed oczami prawie cały czas…- Ona uchodzi za silną i zdecydowaną. W rzeczywistości to tylko skorupa. Ona chowa w sobie więcej niż możesz sobie wyobrazić. – James nie miał siły tłumaczyć Dorcas, że zna też nieco inną Lilian. Dziewczynę nadzwyczaj kruchą i wrażliwą, którą łatwo zranić. – I jakby ją spostrzegli inni, gdyby nagle zaczęła się umawiać ze swoim największym wrogiem? No nie wliczając w to Malfoya, bo to inny paskudny przypadek… Ale…ale ona cię nienawidziła! Jawnie.
- Umiesz pocieszyć…- James popatrzył na nią sarkastycznie.
- Spróbuj ją zrozumieć. Jest… Ona…- Dori szukała odpowiedniego słowa.
- Nie potrafisz wytłumaczyć jej zachowania. – stwierdził oschle okularnik.
- Tak samo jak ty nie potrafisz wytłumaczyć zachowania Syriusza. – odgryzła się.
- Syriusz chce do ciebie wrócić, więc w związku z tym zrobi wszystko, żebyś zapomniała o tym Dorianie. – powiedział James. – Nie rozumiem co tu jest jeszcze nie do zrozumienia? – Dorcas zrobiła bardzo sceptyczną miną. – No może poza twoim zachowaniem. Przecież zależało ci na Łapie, a teraz nagle wyskoczył jakiś Dorian i masz zamiar zapomnieć o Syrim?
- Black nie był do końca uczciwy i doskonale o tym wiesz…- zauważyła Meadows.
- Teraz to już mówisz po nazwisku? A nie pamiętasz jak jeszcze na początku roku za nim szalałaś? – Dor zmarszczyła brwi. Nie za bardzo podobało jej się to co mówił.
- Nie za bardzo. – odparła niezadowolona. Chociaż nikt nie musiał przypominać jej tego jak z utęsknieniem czekała spotkania z tym przystojnym brunetem z królewskiej rodziny.
- Problem jest w was. – stwierdził James już nieco pewniej. – Kobiety są wiecznie niezdecydowane. A Lily jest najbardziej wyjątkową ze wszystkich. Jeśli każdą z osobna można poznać, to jej nigdy do końca nie odkryjesz. – zerknął jeszcze raz w stronę rudowłosej panienki. Właśnie wstawała od stołu i zamierzała najwidoczniej wyjść z sali, a to oznaczało, iż będzie musiała przejść obok nich. – Wraca…- burknął cicho. Dorcas ściągnęła usta. Nie podobało jej się to jak sprawy się potoczyły… - Uśmiechnij się Dorcas i tak jak ja spróbuj udawać, że wcale ci jej nie brakuje. – zanim blondynka się spostrzegła na twarzy okularnika zagościł codzienny huncwocki uśmiech.
- Ty i ona zachowujecie się jak dzieci…- westchnęła dziewczyna, obserwując jak jej przyjaciółka nawet nie zerknie w ich stronę, gdy wychodzi z WS….
Jasmine ubrała się i stwierdziła, że nie jest na tyle głodna aby zejść na śniadanie. Dlaczego? Od dłuższego czasu jadła bardzo mało… Za bardzo się stresowała… Czas uciekał, a ona nie uczyniła żadnych postępów z przekonaniem Evans do oklumencji. Przecież powinna ją tego nauczyć… To podstawowa forma obrony…Tylko Lil chytrze unikała rozmów z Elvin. „Wybacz Jas, ale śpieszę się. Nie martw się, nad wszystkim panuje”, mówiła zawsze, po czym ulatniała się jak kamfora.
Szatynka wzięła swoje rzeczy i zaczęła schodzić do WS, mając nadzieję spotkać tam przyjaciółki. Swoją drogą wszyscy zaczęli się dziwnie zmieniać. James zostawił Lily, chociaż Jas doskonale wiedziała, że w tym jest nieco więcej tajemnicy, a spokój i normalność są udawane. Zaś Sheryl nigdy nie cieszyła się bardziej. „On już jej nie chce!”- popiskiwała od czasu do czasu radośnie. Nie zwracała jednak uwagi na to, jak bardzo okularnik jej unika. No sobotnia wymówka, że szukał spodni w kupie ubrań, która całkowicie go przykrywała, było po prostu śmieszna. A Sher albo nie chciała uwierzyć, że ona jest mu obojętna, albo rzeczywiście ślepo wierzyła we własne możliwości. Ale ten pocałunek 2 tygodnie temu… Był przegięciem samym w sobie.
- Witaj Jas.- usłyszała za sobą głos Remusa.
- Cześć. – wyszeptała przytulając do siebie swoje książki. Kolejna porażka jej życia… Popełniła błąd przyznając się, że wie… Teraz była tego pewna. Nie zamienili ze sobą słowa od tych dwóch tygodni. Jasmine po kilku dniach, gdy jedynym słowem jakie mogła powiedzieć do niego było zwyczajne „cześć”, doszła do wniosku, że ta znajomość nie ma szans… Została odtrącona… Nie miała nawet ochoty przebywać w jego towarzystwie, gdyż przyprawiało ją one o niemiłe skurcze żołądka.
Kiedy tylko otworzyło się przejście pod portretem, Jas zwinnie wyskoczyła na korytarz, a następnie nie odwracając się, ruszyła szybciej przed siebie. Lunatyk zaskoczony patrzył jak dziewczyna zostawia go w tyle. Jakby był zupełnie zwyczajnym znajomym. Dotychczas tak nie było… Poczuł dziwny ciężar, jakby był temu po części winny. Przemógł w sobie niepewność i podążając za myślą krzyknął:
- Jasmine zaczekaj!- odwróciła się machinalnie, a jej słodkie loki zatrzęsły się miękko, jak sprężynki, zmieniające swoje rozciągnięcie. Nie każąc jej dłużej czekać, podbiegł do niej i uśmiechnął się niepewnie. Patrzyła na niego zaskoczona, a spojrzenie jej wielkich, bursztynowych oczu zdawało się być bezcenne. – Nie chcesz już mego towarzystwa?- spytał, gdy tylko się z nią zrównał.
- Przecież i tak nie rozmawiamy. – stwierdziła bez ogródek, ponownie zmierzając na lekcje.
- No tak…- przyznał nieco speszony.
- Nie odzywasz się do mnie od naszej ostatniej rozmowy. A ja nie widzę powodów takiego zachowania…
- No wiesz…- Lupin zaczął nieśmiało. – Pomyślałem sobie, że jak większość osób nie chcesz mieć nic wspólnego z…- urwał. To słowo nawet nie chciało mu przejść przez gardło. Za to szatynka zatrzymała się gwałtownie i przeszyła go groźnym wzrokiem.
- Wilkołakiem?- spytała ściągając brwi. – To chciałeś powiedzieć?- powoli poczuła jak traci kontrole nad własnymi emocjami.
- Poniekąd. – Remus nie mógł spojrzeć jej w oczy. Czuł się zawstydzony, gorszy… Ona z całkowitą pewnością nie chce już z nim rozmawiać, a on po prostu jest nachalny. Tylko, że oczy Jas zalśniły.
- Nie obchodzi mnie to!- powiedziała dość głośno, zaciskając piąstki. – Rozumiesz? Nie obchodzi mnie to, że jesteś wilkołakiem. – Lunio spojrzał na nią smętnie. Pierwszy raz była aż tak zdecydowana. Dwa bursztyny lśniły od powłoki łez. – To nie zmienia tego, że cię lubię. Ale tobie oczywiście musi się wydawać, że jest inaczej, prawda? Jak mogłeś nawet pomyśleć, że mogłabym przywiązywać wagę do rzeczy tak powierzchownych?! Myślisz, że nie zwracam uwagi na nic więcej?! – słowa same toczyły jej się z ust. Była rozżalona.
- To nie tak…- Remus poczuł palącą potrzebę wytłumaczenia się.
- Nie tak?!- dziewczyna wpadła mu w słowo, zbliżając się do niego. Po jej policzku spłynęła mała kropla. – Mam gdzieś to, że jesteś wilkołakiem! Więc powiedz mi dlaczego się tak zachowujesz? – zanim się opamiętała już trzymała go za przód szaty, łkając. – Dlaczego nie może być normalnie i dobrze?!- dławiła się własnymi łzami. Remus poczuł się jak ostatni drań.
- Już ciiicho….- wyszeptał przytulając ją do siebie. Nie wiedział jak to wytłumaczyć… - Musisz zrozumieć, że jestem niebezpieczny. – zaczął wreszcie. – Raz mało nie zabiłem James’a, a uwierz mi, że nie zniósłbym, gdybym musiał mieć jeszcze ciebie na sumieniu. – dziewczyna oderwała się od niego i popatrzyła mu w oczy. Jego wzrok zawsze był o wiele bardziej spokojny i poważny. A dziś dodatkowo widziała w nim gorycz i smutek. Chłopak mimo woli musiał stwierdzić, iż nawet zapłakana, Elvin wyglądała ślicznie i zachwycająco.
- Nie boję się tego. – wyszeptała nie spuszczając z niego oka. – Musisz zacząć dopuszczać do siebie innych ludzi…
- Dopuszczam…
- Nie tylko trójkę swoich przyjaciół. Pozwól i mi podejść bliżej. – Lupin zmarszczył brwi, podczas, gdy ona wciąż patrzyła na niego z nadzieją. Te cudowne oczy lśniły jak żadne inne. Uśmiechnął się delikatnie i otarł jej ostatnią łzę. Prosiła o wiele… Najgorzej jest odrzucić strach…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 15:51, 15 Cze 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
Sheryl, nie mogąc ukryć zdenerwowania, dziś wyjątkowo na lekcji OPCM zajęła miejsce obok Evans. Taki wymóg… Gdyby Flitney jej nie kazał to z pewnością nawet by nie podeszła. Corvin bardzo podobał się ostatni układ rzeczy. Lil daleko od James’a, daleko od dormitorium dziewcząt…
Dziewczęta nie odzywały się do siebie przez cała lekcje. Lilian skupiona była na wykładzie o inferiusach. Doprawdy ciężko jej było sobie wyobrazić, iż być może gdzieś tam daleko, Voldemort przewodzi armii umarlaków. Dodatkowo obmyślała kolejny plan ucieczki na koniec lekcji. Wiedziała, że musi to zrobić sprawnie i szybko. Tak by profesor Flitney nawet nie zdążył poprosić jej żeby została.
I rzeczywiście. Równo z dzwonkiem była gotowa do wyjścia. Chwyciła w pośpiechu torbę i ruszyła do wielkich drzwi na końcu komnaty. Nawet Huncwoci nie byli szybsi od niej. Wtedy usłyszała jak coś ciężko pada na podłogę. Zamarła. Obróciła się i ujrzała swoje cenne księgi, rozłożone na posadzce. Torba musiała jej pęknąć.
- Och!- westchnęła, zaczynając w pośpiechu zbierać rzeczy.
- Może pomóc?- obok niej uklęknęła ciemnowłosa dziewczyna z iście diabelskim uśmieszkiem.
- Nie, dziękuję Sheryl. – odparła Lil dość obojętnie. – Poradzę sobie. – stwierdziła zgarniając wszystko do siebie. Corvin była jedyną osobą, która nie pozwalała jej wrócić do starego dormitorium. Lilian pogodziła się z Dori i z Jasmine, ale Sher wciąż pozostawała gdzieś daleko.
- A to co?- brunetka chwyciła jeden z podręczników.
- Też masz taki. – Lily przewróciła oczyma. – To do eliksirów. – wyciągnęła dłoń po książkę, ale Sheryl chytrze schowała ją za plecy, tak by Evans nie mogła jej dosięgnąć.
- Wiem o tym Lily.- Sher uśmiechnęła się na swój chytry sposób.
- Grasz na zwłokę…- wyszeptała Ruda, zdając sobie nagle sprawę z tego, że ostatnia osoba właśnie opuściła komnatę.
- Świetnie!- obie dziewczęta usłyszały klaskanie sędziwego nauczyciela. – Cudowny pomysł Sheryl!- Corvin dumnie wstała, oddając podręcznik do eliksirów swojej zielonookiej towarzyszce.
- Dziękuję profesorze. – powiedziała chłodno, podczas gdy Lil zdążyła naprawić torbę i spakować do niej wszystko.
- Tak…- odezwała się wreszcie niezbyt pewnie. – Dowidzenia. – powiedziała uśmiechając się delikatnie i odwróciła się do wyjścia. Nikt nic nie mówił. Podeszła do drzwi i pociągnęła za klamkę. Nic. Szarpnęła po raz kolejny. Nic… Zamarła. Została tu uwięziona. – Przepraszam. – odwróciła się w stronę starca i brunetki o znudzonym spojrzeniu. – Mógłby mnie pan wypuścić?- spytała jak najgrzeczniej potrafiła.
- Wyjdziesz stąd gdy tylko skończymy rozmawiać. – Lily poczuła jak coś się w niej gotuje. Wzięła głęboki oddech.
- Pan nie ma prawa trzymać mnie tu siłą!- wyrzuciła nieco niegrzecznie.
- Właśnie!- Sheryl najwyraźniej podzielała jej zdanie. – Ona nie chce! NIE CHCE!- podkreśliła Corvin. Flitney jednak zdawał się tym zupełnie nie przejmować. Wpatrzył się w sufit i zaczął spokojnie wygwizdywać jakąś melodię. Po minucie natrętnego milczenia Lil zrozumiała, że nie ma innego wyjścia jak wysłuchać co nauczyciel ma jej do powiedzenia. Nie cieszyło jej to…
Oznaczało to powrót do wszystkiego co było wcześniej. Głupie zasady, rady i formuły, których ani ona, ani Sheryl nie potrafiły przestrzegać. Szczęśliwa czy nie, podeszła do pierwszej lepszej ławki i usiadła przy niej, na co Flitney zareagował lekkim uśmiechem. Sher prychnęła głośno, ale również zajęła jedną z ławek.
- Nie usiądziecie razem?- spytał wreszcie nauczyciel. Brunetka zmierzyła go zabójczym spojrzeniem. Lilian było wszystko jedno… Zastanawiała się jak ma wyjaśnić fakt, iż postanowiła zrezygnować z lekcji Starożytnej Magii. Chwilę później Sheryl przesiadła się do Evans.
- Dobrze…- podsumował profesor. – Wreszcie udało mi się was zmusić do tego spotkania. – dwie dziewczyny patrzyły w różnych kierunkach z niezbyt zadowolonymi minami. – Więc możemy chyba kontynuować nasze lekcje…
- Panie profesorze. – Evans podniosła rękę.
- Słucham?
- Nie mam zamiaru brać udziału w żadnych dodatkowych zajęciach. Mogę wyjść?- spytała ze zdeterminowaniem.
- Nie. – staruszek uśmiechnął się serdecznie, na co Lily ściągnęła brwi, co nadało jej złowrogiego wyglądu. Jednak nie ruszyła się z miejsca. – Zbliżyłyście się do siebie? – zadał pytanie jakby nigdy nic. Lil i Sher zerknęły na siebie nieprzyjaźnie. – Posłuchałyście mojej rady? – Lily zmarszczyła brwi. Dziwnym trafem czuła, iż profesor rozmawiał już wcześniej z Sheryl i zna jej podejście do wspólnych zajęć.
- Owszem posłuchałyśmy. – odezwała się wreszcie. – Z tym iż nie sądzę byśmy w odpowiedni sposób zinterpretowały pana słowa. Wzięłyśmy je zbyt dosłownie. Uciekłyśmy się do zakazanych eliksirów, a musze przyznać, że w sumie nic nam to nie dało.
- Co zrobiłyście?!- spytał nieco zszokowany.
- Uh!- Sher najwyraźniej postanowiła się wtrącić. – Namówiłam Lily do zażycia eliksiru wielosokowego. Ona na jeden dzień miała być mną, a ja stałam się nią.
- No i?- Flitney najwyraźniej uważał to za bardzo ciekawe.
- No i Potter…- Lily urwała. Przypomniała sobie dzisiejszą smutną minę Rogacza. Zadziwiające było to, iż wystarczyła mała wzmianka o Jamesie, żeby Ruda zaczynała o nim myśleć. Bała się cokolwiek wspominać, gdy miał w tym swój udział…
- Potter? – Flitney popatrzył z zaciekawieniem na Evans. – James Potter?- powtórzył. – To ten chłopak, któremu uratowałaś życie?- Lily była już w kompletnej kropce. Nie rozumiała dlaczego on jej nie zauważa. Chciała móc zamienić z nim chociaż słowo… Ale przecież pierwsza nie podejdzie, bo… Właśnie… Bo co? Co złego się może stać? Upadnie jej chory honor? – Lilian słyszysz mnie?- wyrwał ją z zamyślenia głos nauczyciela.
- Tak…- przyznała. – Ten sam. – spuściła głowę, pragnąc uniknąć czyjegokolwiek wzroku.
- Więc co on znowu zrobił tym razem?- profesor pytał obu dziewcząt, ale żadna nie była skora do odpowiedzi. Lily była dziwnie świadoma tego, iż Sheryl w życiu nie dokończy za nią. Ruda zebrała w sobie resztki pewności siebie, by móc dopowiedzieć cała resztę.
- Zdemaskował nas…- powiedziała ponuro.
- Jak to zdemaskował?
- Nie wiem!- burknęła Lil. – Jakimś cudem wiedział. Na dodatek się obraził bo…- Zielonooka urwała, zdając sobie sprawę, że zaszła zbyt daleko z tymi wyjaśnieniami.
- Bo…?- Flitney teraz świdrował je obie wzrokiem, ale Lilian zerknęła niespokojnie na Sher. Brunetka zrozumiała, że teraz jej kolej opowiadać. Skrzyżowała ręce na piersi. Nie będzie się z niczego tłumaczyła!
- Bo, gdy udawałam Lily, trochę się zapomniałam i pozwoliłam się uwieść. – wypowiedziała te słowa ze stoickim spokojem. Zapadła cisza, w której dało się wyczuć zdenerwowanie Corvin, niepewność i zamyślenie Lil, która nagle zapragnęła wyjść stąd i pobiec przeprosić Pottera oraz lekkie rozbawienie Flitneya.
- Dziewczęta, dziewczęta…- zaczął. – Istotnie nie tak dosłownie miałyście potraktować moje słowa. – uśmiechnął się do nich serdecznie. – Chociaż was pomysł był całkiem dobry na poznanie siebie nawzajem. A teraz chcę wnioski. – Lily i Sheryl spojrzały na siebie niepewnie. Wnioski?
- Wnioskiem jest to, że błędnie zinterpretowałyśmy pańską prośbę. – Sher użyła tonu, który mówił, iż to powinno być oczywiste.
- Chodziło mi o wasze indywidualne wnioski i obserwacje. – wyjaśnił profesor. – Proszę bardzo. Sheryl, może zaczniesz?- dziewczyna zmarszczyła brwi.
- No cóż… Bycie Lily Evans wcale nie było takie ciężkie. – rzuciła, przypominając sobie jak to wówczas wyglądało.
- No dobrze… ale może jakieś różnice między twoim życiem a jej?- zapytał starzec. Corvin patrzyła na niego przez chwilę. Te pytania były idiotyczne.
- Tak, moje życie jest o wiele cięższe. – stwierdziła ze znudzeniem brunetka.
- Ech…- Flitney westchnął. – To może ty Lily?- zachęcił rudowłosą dziewczynę, która zdawała się dziwnie nieobecna. Evans zamrugała kilkakrotnie. Znała odpowiedź… Była ona dla niej aż nazbyt oczywista.
- Będąc Sheryl, zauważyłam jak blisko trzyma się ona kolegów Pottera. Znała wiele tajemnic, do których mnie i moich przyjaciółek oni nie dopuścili. Dodatkowo odkryłam, iż peszy ona wielu chłopaków. Zawstydza ich. Niektórzy wolą schodzić jej z drogi. – tu Sher parsknęła lekko, ale mimo to nie zaprzeczyła. – Nie napomina też uczniów, kiedy łamią oni regulamin szkolny. Przywykłam do tego, że idąc korytarzem mam idealny spokój, a gdy szłam jako Sheryl nikt nie zwracał na mnie uwagi!
- No tak… - Flitney uśmiechnął się spokojnie. – Może Sheryl chce spróbować jeszcze raz wyznaczyć jakieś różnice?
- U mnie nie było żadnych…
- Bo nie próbowałaś nawet się wczuć!- profesor wszedł jej w słowo z triumfalną miną. Dziewczyna była lekko zaskoczona.
- Próbowałam! – zaprzeczyła szybko. – Przecież…
- No tak! Przecież dostałaś wówczas wszystko czego chciałaś. – Corvin pożałowała, że ten staruch jeszcze żyje i naucza w Hogwarcie. Modliła się, żeby go wywalili. Tak jak poprzedniego nauczyciela OPCM. Jeśli tego nie zrobią, to ona chyba sama pewnego dnia przyjdzie i go udusi…
Lily patrzyła jak Flitney i Sher zaczynają się kłócić. Z pewnością nie przypominało jej to rozmowy nauczyciela z uczennicą. Jednak odkryła, że nie dociera do niej ani jedno ich słowo. Nie przejęła się tym. Nie pierwszy raz była aż tak rozkojarzona. Popatrzyła na amiriadel w swoim pierścieniu. Wiedziała, że to ma związek z nim. Ostatnio co noc miewała ten sam sen. Była w nim dziewczyną o długich, złotych lokach. Była smukła i krucha. Z nocy na noc coraz słabsza. Umierała… Nie wiedziała co ten sen znaczy. Pamiętała tylko, że co noc odmawiała pomocy jakimś ludziom, którzy z niej szydzili. Tylko nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma mówiąc „nie”… I to palące uczucie wstydu… W którymś momencie musiała okazać się bardzo słaba…
„Lilian…”
Obróciła się gwałtownie. Ktoś ją wołał. Popatrzyła niepewnie na kłócących się Sheryl i Flitneya.
- Słucham?- spytała mając nadzieję, że któreś z nich wymówiło jej imię. Wymiana zdań ucichła. I dwie osoby obecne w komnacie spojrzały na nią zaskoczone. – Ktoś coś chciał?- upewniała się. Może jej się przesłyszało…
- Nie wydaje mi się…- powiedział nauczyciel, zaniepokojony nagłym wtrąceniem się Evans właśnie w taki sposób.
- Lily dobrze się czujesz?- Sheryl wpatrywała się w nią z lekko zaskoczoną miną.
- Tak…- odparła Ruda powoli wstając.
- Jesteś cała blada. – zauważyła brunetka z lekkim przestrachem.
- Nic mi nie jest. – stwierdziła dziewczyna, czując na sobie wzrok dwóch osób. Zrobiło się duszno…
„Lily…”
- Znowu!- krzyknęła Evans, rozglądając się po komnacie.
- Co znowu?- Sher zaczynało się to coraz mniej podobać. Mogła nie lubić Lil za James’a, ale kiedyś świetnie się dogadywały. Nie zniosłaby chyba myśli, że nie zrobiła nic, gdy jej koleżanka popada w obłęd.
- Ktoś mnie wzywa…- wyszeptała Lil. Nagle coś skojarzyła. Oni tego nie słyszą… dotknęła czule amiriadelu na swoim palcu. To musiał być głos… z myśli… Bez dłuższego namysłu pogładziła ciemnozielony kamień z lubością. „Tom..”, pomyślała. I nie wiedząc skąd, po prostu była pewna, że ten młody mężczyzna, znalazł wreszcie czas, żeby się z nią zobaczyć…
- W skrzydle szpitalnym?!- James podniósł głos. I nie podszedł do niej ani razu… Całe dwa tygodnie zmarnowane, a ona trafiła do SS. – Co ona tam robi?!
- Chyba leży…- stwierdziła rezolutnie Dorcas, choć sama była w lekkim szoku.
- A ty skąd to wiesz?- Remus zmarszczył brwi.
- Sheryl przed chwilą przybiegła do dormitorium i powiedziała, że Lily zabrali do skrzydła szpitalnego. – wyjaśniła blondynka z ożywieniem.
- Jak to zabrali?- Syriusz zeskoczył z łóżka i podszedł do dziewczyny, która nie wiedziała czy ma panikować czy uspakajać innych, podczas gdy jej przyjaciółka leży w SS!
- Nie wiem…- Dori pokręciła głową. – Sher mówiła, że Lil zaczęła zachowywać się dziwnie. Coś chyba usłyszała, pobladła i nagle bum! Niby miała zemdleć, ale nie otworzyła oczu. – zapadła cisza. Black zmarszczył brwi i patrzył się na dywan w dormitorium. Peter otworzył szeroko usta ze zdziwienia, Remus zamrugał i usiadł na łóżku, zaś James… James ukrył twarz w dłoniach. „Nie otworzyła oczu”… I on z nią nie rozmawiał. O czym myślał całe te dwa tygodnie?!
- Przyszłam wam powiedzieć, bo pomyślałam… że chcielibyście wiedzieć. – dodała nieśmiało Meadows, przyglądając się zdruzgotanemu Potterowi.
Nagle Rogaś chwycił bluzę i zaczął ją zakładać.
- A ty gdzie narwańcu?!- Łapa podbiegł do niego i zatrzymał go w drzwiach.
- Idę tam!
- Zastanowiłeś się?!- Syriusz wyglądał na nieźle podenerwowanego. – Nie po to pracowałeś dwa tygodnie, żeby teraz wszystko spaprać. Jeśli cię zobaczy nad swoim łóżkiem to możesz się pożegnać z ideologią pięknej przyjaźni.
- W dupie mam tę przyjaźń! – rzucił wściekle James, próbując się wyrwać.
- Może ty teraz nie myślisz trzeźwo, ale ja nie pozwolę ci nic zepsuć!
- Przestańcie.- Lupin popatrzył na nich poważnie, ale nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi.
- Więc co?! Ty sobie tam pójdziesz i oczekujesz, że ja będę grzecznie siedział w miejscu?!- James wyglądał jakby zaraz miał zamiar zdzielić Syriusza z pięści.
- On ma rację. – wtrąciła się Dorcas. – Nie możesz mu zakazać pójścia do niej. – Black zerknął na nią surowo, ale mimo to puścił swojego przyjaciela. James poprawił bluzę i nie czekając na czyjekolwiek pozwolenie gotowy był wychodzić. – James, tylko proszę cię…- blondynka zwróciła się do niego z lekkim zmartwieniem. – Uważaj żebyś niczego nie zepsuł.
- Odrobina zaufania Dor. Wytrzymałem 2 tygodnie, a to o czymś, świadczy, ale nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie, kiedy z nią może dziać się coś niedobrego. – powiedział oschle.
- Czekaj.- Lunatyk chwycił swoje rzeczy. – Idziemy wszyscy. – zdecydował w jednym momencie. Black tylko kiwnął głową.
- A gdzie Glizdek? – Łapa rozejrzał się.
- Przed chwilą jeszcze tu był…- Dorcas zmarszczyła brwi, gotowa przeszukiwać całe dormitorium.
- Cholera!- Rogacz zaczynał tracić cierpliwość. – Będziecie tracić czas na tego głupka?!- spytał wściekle.
- Lepiej chodźmy.- zauważyła Meadows. Nigdy jeszcze nie widziała James’a aż tak zdenerwowanego.
- Taaa.- Syriusz przyznał jej rację. Szkoda tylko, że nie może jej teraz zatrzymać na miejscu i wymienić z nią kilku słów. Sytuacja wymagała udania się do Evans. Poza tym Black od jakiegoś czasu traktował tę rudą istotkę jak przyjaciółkę. To była jedyna dziewczyna, która nie obrażała się na niego kiedy miał inne na oku…
- James tylko proszę bez nerwów. – Lupin chyba doskonale wiedział na co się zapowiada.
- Bez nerwów?- okularnik prychnął. – A kto tu jest zdenerwowany? Jest cudnie! Po prostu najspokojniej w świecie!
- Właśnie tego się obawiam…- westchnął Remus, pewny iż cały zamek będzie wiedział, że Evans leży w SS…
- Tom!- aż krzyknęła, gdy ujrzała znajome pomieszczenie i fotel, w którym siedział mężczyzna o bladej twarzy i ciemnych włosach.
- Witaj Lilian.- odezwał się chłodnym głosem. Po dwóch spotkaniach nie zwróciła już na to uwagi. Jakby przywykła do jego odpychającego stylu bycia.
- Jak mówiłeś, że nie będziesz miał czasu się ze mną zobaczyć to nie sądziłam, że miną całe dwa tygodnie. – ściągnęła brwi i usiadła na drugim fotelu, który pojawił się naprzeciw fotela Toma.
- Szybko się uczysz.- stwierdził mężczyzna, zauważając, że po zaledwie dwóch odwiedzinach, nauczyła się szybko korzystać z możliwości własnego rozumu.
- Sam mówiłeś, że jestem tu panią. – rzuciła zaczepnie. – Moje myśli, więc mogę wszystko.
- Tak… Ale jesteś jedna z nielicznych osób, które tak szybko wiedzą jak wykorzystywać własną przewagę. Jestem zmuszony to uszanować. – chytrze pochylił przed nią czoła.
- Dałbyś spokój. – odezwała się nieco chłodno. Chyba takiej reakcji się nie spodziewał, gdyż uniósł wysoko brwi. – Zawsze gdy mnie wołasz, czegoś chcesz. O co chodzi tym razem?- spojrzała na niego pewnie siebie. Przez chwilę świdrowali się wzrokiem, jakby jedno chciało wybadać drugie. Wreszcie Tom uśmiechnął się.
- Chciałem porozmawiać, ale jeśli nie masz ochoty…- perfekcyjnie urwał odwracając swoją uwagę od rudowłosej istotki naprzeciw niego. Wstał i najwidoczniej zbierał się do wyjścia, gdy tuz przed nim wyrosła solidna, murowana ściana. Uniósł jeden kącik ust jeszcze wyżej. – Wspominałem już, że szybko się uczysz?
-Tak. – Lily uśmiechnęła się, wskazując mu fotel. Posłusznie usiadł, choć jego oczy na chwilę rozbłysły dziko. – Porozmawiajmy więc. – zaproponowała, gdy między nimi pojawił się stolik, a na nim butelki kremowego piwa. – Tom zacmokał z dezaprobatą.
- Kremowe piwo?- spytał z nieukrywanym zawodem, a po chwili zamiast dwóch butelek, na stole pojawiła się butelka i dwie szklanki. – Uważam, że jeśli cokolwiek może być dobre to z pewnością jest to miód od madame Rosmerty. – Lily nie odezwała się ani słowem. Zerknęła tylko na butelkę ze złotym płynem. – Poza tym po tym powinnaś o wiele lepiej spać.
- Myślałam, że to co w myślach, nie ma względu na prawdziwe życie. – zaniepokoiła się po jego ostatnich słowach. Tom zaśmiał się chłodno.
- Oczywiście, że ma. Jeśli upijesz się tutaj, to będziesz smaczniej spała tam. To jak prawdziwe życie, tylko nikt inny cię nie widzi. Tylko ty mnie spotykasz.. – Evans zmarszczyła brwi. Coś było nie tak.
- Tylko ja?- powtórzyła bez przekonania. – Widziałam taki pierścień u Doriana…- powiedziała, ściągając brwi.
- Tak…- Tom uniósł triumfalnie jedną brew. – Bystra jesteś. – zaczął nalewać sobie i jej miodu pitnego. – Jak ci minęły ostatnie tygodnie?- spytał, zmieniając temat.
- No cóż…- zaczęła, ale uciszył ją.
- Już wiem. – uśmiechnął się chytrze. – Wystarczyło, żebyś pomyślała.
- Dobrze, że ty masz taki całkowity dostęp do mojego umysłu. – rzuciła sarkastycznie Lilian. – Bo ja z twojego nic nie wyczytam.
- I może właśnie o to chodzi. – chłodne oczy wbiły w nią swój wzrok. Ponownie poczuła się nieswojo, ale poszła za przykładem towarzysza i wzięła szklankę z napojem. Przyłożyła ją do ust i przechyliła. Słodki alkohol rozpłynął się po jej przełyku. – Więc…- mężczyzna ponownie zamierzał zacząć zupełnie nowy temat. – Wydarzeniem dwóch tygodni była owa schadzka z tym…- tu skrzywił się lekko. -…chłoptasiem? – Lil poczuła się jak dziecko, które nie jest w stanie zachować własnych tajemnic. Taka bezbronna.
- Dlaczego mam ci udzielać odpowiedzi, jeśli ty nie dajesz mi żadnych?- spytała, marszcząc brwi.
- A jakich odpowiedzi byś chciała?- Tom spojrzał na nią chłodno, jakby nie miała prawa nawet o to prosić.
- Znalazłam w starych kronikach Toma Riddle’a.
- Brawo. – skwitował to brunet, a jego twarz dziwnie stała się jeszcze bardziej kamienna. Jak maska…
- Dotarło do mnie, że nic o tobie nie wiem. – ciągnęła Lily, jakby nigdy nic.
- Z biegiem czasu się dowiesz. – Riddle, zaczął uzupełniać szklanki, ale Evans prychnęła dziko. Popatrzył na nią swoim przenikliwym wzrokiem. Odwróciła twarz. – Coś nie tak?- spytał.
- Nie podoba mi się to…- stwierdziła zgodnie z prawdą.
- Co dokładniej?- głos pełen jadu potoczył się po komnacie.
- Ten układ. Ty wiesz wszystko, a ja nic!
- Myślisz, że wiem wszystko?- spytał, uśmiechając się w okropny sposób. Wstał i obszedł fotel, w którym siedziała Lil. Dziewczyna zamarła, gdy poczuła jak długie, chude palce zaciskają się na jej ramionach, a ktoś szepcze jej wprost do ucha:
- Mylisz się. Mogę dowiedzieć się tylko tego o czym pomyślisz akurat w tej chwili. Teraz się mnie boisz… A twój strach czuć na dużą odległość. – zadrżała, ale szybko się zreflektowała, wiedząc, iż nie powinna okazywać własnych słabości.
- Jesteś jak chory twór mojej wyobraźni. – powiedziała wreszcie, biorąc głęboki wdech. Tom zaśmiał się swoim piskliwym i przeraźliwym śmiechem.
- Uwierz mi dziewczyno, że jestem o wiele bardziej realny niż ci się wydaje. I mogą potwierdzić to miliony. – skomentował z dzikim błyskiem w oku.
- Szkoda tylko, że ja nie mogę tego stwierdzić. – spokojnie zaczęła opróżniać kolejną szklankę trunku. Riddle przyglądał się jej w zamyśleniu, aż powiedział:
- Może będziesz mogła to stwierdzić szybciej niż myślisz. – zielone spojrzenie zatrzymała się na nim, nie ukrywając zaskoczenia. – Może najbliższa wizyta w Hogsmeade nie musi być zmarnowana? – uśmiechnął się w ten sam budzący lęk sposób. – Ewentualnie mogę odwiedzić cię w Hogwarcie.
- Przy obecnych środkach bezpieczeństwa nie wpuszczą cię. Dumbledore pilnuje…- urwała, gdy Tom syknął na dźwięk nazwiska dyrektora szkoły. Zerknęła na niego podejrzliwie. Błękitne oczy na chwile zalśniły dzikością, która szybko została stłumiona.
- Kontynuuj proszę. – zachęcił ją Riddle szorstko, ale jego ton głosu wcale nie brzmiał jak prośba. Lily nazwałaby to raczej rozkazem.
- Nie lubisz profesora Dumbledore’a? – zaciekawiła się, nie zważając na to, iż najwyraźniej wchodzi na grząskie grunty.
- Powiedzmy, że za sobą nie przepadamy. – usłyszała.
- Dlaczego? – Tom spojrzał na nią z niechęcią. Nie odwróciła się. Wciąż czekała na odpowiedź. Mężczyzna chyba wreszcie stwierdził, że może jej powiedzieć.
- Starałem się o posadę nauczyciela w Hogwarcie. Moja prośba została…
- Nie przyjął cię. – stwierdziła sadystycznie Ruda. Wyglądało na to, iż ten temat nadzwyczaj mierzwił jej towarzysza. Riddle nie odezwał się. Lil westchnęła. – Nie wiem po co mnie odwiedzasz skoro nic nie mówisz tylko sam zbierasz informacje. – wstała, gotowa się pożegnać.
- Kochasz go?- usłyszała chłodny głos.
- Co?!- podniosła głos, nie wiedząc skąd to pytanie.
- Czy go kochasz? – Tom spojrzał na nią swoimi przenikliwymi oczętami. Lilian nie widziała powodów, by odpowiadać na takie pytania. Z kolei była pewna, iż Riddle i tak sam z niej to wyciągnie. Tylko, że… Czy mogła powiedzieć, że go kocha? Zastanowiła się… Przecież to byłoby niedorzeczne. Podoba jej się, to tak, ale…
- Dobrze. – przerwał jej. – To wystarczy. – stwierdził oschle. – I dam ci radę. – Lily zmarszczyła brwi. – Dopóki sprawy są w takim stanie rzeczy trzymaj się od niego z daleka. Daje ci to sto razy więcej bezpieczeństwa niż wtedy, gdy otacza cię on swoim ramieniem. – Ruda uniosła wysoko brwi, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć: - Teraz śpij. – kolejny rozkaz jaki otrzymała. Wszystko zaczęło się rozmywać. Pociemniało…
Spojrzała w lustro i znów okazała się być młodziutką dziewczyną, która bardzo żałuje, że kiedykolwiek cokolwiek powiedziała…
James’a dosłownie nie dało się powstrzymać. Wparował do SS, nie zważając nawet na Dorcas, która zaczynała jęczeć, żeby się opanował. Jednak nie był pierwszą osobą, która zdążyła wejść z hukiem do skrzydła szpitalnego. Przy jednym z łóżek tłoczyło się już pięciu chłopaków oraz 3 dziewczęta, a pani Pomfery na widok dodatkowej grupy osób wyglądała jakby zaraz miała dostać zawału.
- Są jasne przepisy określające liczbę osób odwiedzających!- krzyknęła, witając ich na wejściu.
- Mogłaby pani chociaż raz przymknąć na to oko. – poprosiła Dorcas, podczas, gdy James już zdążył podejść do grupy osób. Nie mogła liczyć na wsparcie z jego strony… Jednak wiedziała, że ktoś wciąż za nią stoi. Obróciła się lekko i ujrzała Syriusza, który z poważną miną wpatrywał się w szkolną pielęgniarkę.
- Mowy nie ma! Wynocha!
- O ile mi wiadomo, to gdyby leżałaby tu jeszcze jedna osoba, minimalnie przekroczylibyśmy limit w dwóch grupach, ale jeśli podzielilibyśmy się na trzech znajomych leżących w SS, to…
- Doceniam twoją spostrzegawczość, mój drogi. – przerwała mu Pomfery. Była młoda i chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, iż z Huncwotem nie wygra… Black zauważył jednak, że całkiem ładna z niej kobieta…- Ale nie masz tu trzech poszkodowanych! Jest jedna dziewczyna, która potrzebuje spokoju! A maksymalnie…
- Posłucha pani!- tym razem to Syriusz wtrącił mało uprzejmie. – Albo pozwoli nam pani odwiedzić koleżankę, albo za jakieś 5 minut otrzyma pani dodatkowo 2 pacjentów. – Meadows i Pomfery popatrzyły na Łapę równie zdziwione.
- Bezczelność!- oburzyła się pielęgniarka, na co Black przewrócił oczyma.
- Nie żartuję. Ja i kolegi jesteśmy na tyle zdeterminowani by…
- Dobrze! – kobieta ściągnęła wściekle brwi. – Zachowujcie się cicho…- dodała zdenerwowana, idąc do swojego gabinetu. Syri odprowadził ją wzrokiem. Wiedział, że Dorcas wciąż się na niego patrzy. Gdy tylko pielęgniarka zniknęła obrócił się w stronę blondynki i uśmiechnął w najcudowniejszy sposób jaki potrafił.
- Zwycięstwo!- wyszeptał do niej uradowany, ale Dori nie odwzajemniła uśmiechu. Wciąż gapiła się na niego zaskoczona. – No co?- spytał opanowując się.
- Nie wiedziałam, że tak potrafisz. – stwierdziła z podziwem.
- Potrafię wiele rzeczy dziecino. – uniósł wysoko jedną brew, a Dorcas w myślach przyznała, że jednak wciąż nie potrafi mu się oprzeć. Przez chwilę nawet była pewna, że to chłopak, z którym może się ponownie związać, tylko wtedy przypomniała sobie o Dorianie…
Odwróciła swoją uwagę od tego przystojniaka stojącego tuż obok niej i zerknęła na łóżko, przy którym tłoczyło się całkiem sporo osób. Dor nie znała 4 chłopaków osobiście, ale jednego widywała codziennie.
- Co tu robi Peter?- spytała.
- Nie wiem. – Łapa zmarszczył brwi, robiąc krok w kierunku łóżka. – Ale wydaje mi się, że James właśnie próbuje to ustalić. – stwierdził, słysząc pytanie „a ty Glizdek coś tak szybko zniknął?”. Blondynka poszła za przykładem innych i podeszła do grupy osób, skupionej wokół rudowłosej dziewczyny, która oddychała spokojnie.
- Tu jest zbyt ciasno!- rzuciła Sheryl zaczynając się denerwować. – Zawiadomiłam 3 osoby, a zbiegła się cała szkoła!
- Złość piękności szkodzi. – Corvin spojrzała zabójczym wzrokiem na rudzielca, który śmiał się odezwać, a teraz szczerzył do niej zębiska.
- Już jesteś pierwszy na mojej czarnej liście…- ostrzegła jadowitym tonem.
- A ty ostatnia na mojej białej liście. – Jack zachichotał w perfidny sposób.
- Kto cię tu w ogóle zaprosił, co?!
- Właśnie.- Rogacz zmarszczył brwi i spojrzał na czwórkę znajomych. – Skąd wiedzieliście?- spytał. Instynktownie wyczuwał w tym coś niepokojącego. Byli tu szybciej od niego… I nikt im nic nie mówił. Chociaż… James przypomniał sobie jak Tyron dowiedział się o tym co miało miejsce w późnych godzinach wieczornych w pewnym dormitorium i jak później obwiniał o to Lily. Czyżby znów informator?
- Mamy źródła z pierwszej ręki. – Conrad uśmiechnął się spokojnie. Rogaś zerknął na Pettigrewa. Był tu przed nimi… Czy szczur mógł być zdrajcą?
Popatrzył na Lilian i doszedł do wniosku, że w obecnej sytuacji nie będzie się tym zajmował. Wyglądała tak spokojnie. Zupełnie jak zwykły sen… A jednak tym razem James chciał żeby się obudziła. Mogła mu nawet powiedzieć, że jest durniem. Byleby się odezwała…
Nie zwracając uwagi na tłum innych ludzi uklęknął tuż przy niej i ujął jej dłoń. Zupełnie go nie obchodziło co sobie pomyślą, albo że jest nieostrożny. Liczyło się to, by teraz móc być blisko niej.
- James…- Dorcas westchnęła. Nie wiedziała co mu powiedzieć, ale jednego była pewna. Nie powinien był tego robić. Chciał ją podejść jako przyjaciel, to niech będzie jak przyjaciel. Z tym że żadne z obecnych tu przyjaciół nie usiadło obok niej i nie trzymało jej za rękę.
- Ja wiedziałem, że tak będzie. – stwierdził Syriusz z niezadowoleniem. Schrzanienie wszystkiego było najbardziej podobne do Pottera. Gdy na czymś mu zależało, nie mógł tego uzyskać szybko, bo przecież musiał stworzyć sam dla siebie multum komplikacji i przeszkód, by musieć wciąż zaczynać od nowa… To takie typowe.
- Nie możecie choć raz się odczepić?!- Rogacz spojrzał na nich wściekle. – Może zajmijcie się sobą, co?- zaproponował zgryźliwie. Blondynka zamrugała kilkakrotnie. Nie była w stanie dłużej znosić takiej opryskliwości. Odeszła do sąsiedniego łóżka i usiadła na nim, zastanawiając się, kiedy Lily otworzy wreszcie oczy.
- Brawo przyjacielu. – Syriusz rzucił z ironią, po czym poszedł za blondwłosą pięknością. Jasmine obróciła się, aby zobaczyć jak Black próbuje porozmawiać z Dorcas.
- To jakaś para?- spytał Tyron.
- Była para. – zauważył Remus, przyglądając się Jamesowi, który w wielkim skupieniu wpatrywał się w uwielbianą twarz nieprzytomnej dziewczyny.
- No tak… Była…- odezwał się Mark. – To w końcu bardzo typowe dla Łapy. – nikt nic już nie powiedział. Jas niespokojnie zerkała na Sher, która z zazdrością przyglądała się jak James gładzi dłoń Evans. Szatynka wyczuwała jeszcze jedną wrogo nastawioną do tego osobę. Musiała jednak przyznać, że ten chłopak idealnie się kamuflował.
Hitchswitch wyglądał na przejętego sytuacją, ale obojętnego na to co robił Potter. A jednak Elvin zauważyła jak złowrogo zaciska on pięści. Dziewczyna pokręciła głową. Niesamowite jak wielki talent do robienia sobie wrogów ma Rogacz. A wszystko przez jego sympatię do Rudej.
Spojrzała na Remusa, który zerkał w stronę Dorcas i Syriusza. Chłopak czując na sobie jej wzrok, uśmiechnął się i popatrzył w cudowne oczy szatynki.
- Rozmawiają…- wyszeptał. Jas zapragnęła móc go teraz pocałować. Zamiast tego zdobyła się tylko na to, by odszukać jego dłoń i zacisnąć ją we własnej dłoni. Również się uśmiechnęła. „Żeby jeszcze Dorcas pozbyła się swoich problemów…”, pomyślała.
A blondynka siedziała na tym łóżku i musiała przyznać, że nie czuła się na siłach rozmawiać z Blackiem. Ale skoro Potter nie miał skrupułów aby zerwać z udawaniem przyjaciela, to dlaczego ona nie ma w sobie tyle siły?
- Wiesz, to po prostu trudne. – stwierdziła marszcząc brwi.
- A co w tym trudnego?- Syriusz przyglądał się jej zamyślonemu profilowi. Siedząc tuż obok powinien mieć ją już w garści. Tylko tym razem potrzeba było tu sto razy więcej wyczucia. Nie mógł ot tak jej objąć, uśmiechnąć się, puścić oczko, bo to nie sprawi, by rzuciła się na niego. Musiał dotrzeć do sedna problemy i wyeliminować go. Może fałszywą obietnicą? Albo zmyślonym argumentem. Nie wiedział… Najpierw potrzeba było zmusić ją do wygadania się.
- Dla ciebie wszystko jest takie proste. – zwróciła się do niego. – Jestem boski, to do mnie wróci! A tak wcale być nie musi. To nie ty nakryłeś mnie na jawnym umawianiu się z kimś innym, nie ty byłeś rzucany, bo chciałam się spotkać z inną osobą, to nie ty się znudziłeś…
- Och, uwierz mi skarbie, że gdybyś mi się znudziła, to bym do ciebie nie wracał. – powiedział z nutką sarkazmu w głosie.
- Gdybym ci się nie znudziła to byś nie szukał atrakcji u innych. – popatrzyła na niego z nadzwyczajną pewnością siebie.
- Dorcas znasz mnie! One same się narzucają… Idę korytarzem i piszczą, podbiegają…- zaczął gestykulować, nie mogąc inaczej oddać swojego poirytowania zachowaniem owych dziewcząt.
- Aha.. Właśnie Syriuszu… Zapominasz, że cię znam. One piszczą, a ty oczywiście nie możesz się powstrzymać, żeby z którąś nie poflirtować.
- No wybacz, ale nigdy nie umówiłem się z dziewczyną z fanklubu! – zaprzeczył szybko. – Stać mnie na to, żeby sięgać po…- urwał, zdając sobie sprawę z tego, iż to co chciał powiedzieć nie za bardzo pomoże mu przekonać Meadows. Blondynka chyba jednak podchwyciła co chciał powiedzieć, bo tylko zerknęła na niego surowo. – On nie da ci tego wszystkiego, co możesz mieć ode mnie!- Łapa postanowił przyjąć inną taktykę.
- Masz rację. – powiedziała, a Syriusz zrobił triumfalną minę. – On da mi dużo więcej. – dodała, na co Black ściągnął brwi.
- Co więcej?! Kiedy ostatnio go widziałaś? On ci poświęca mniej uwagi niż ja, gdy jestem nawet z 5 na raz.
- Rzeczywiście Syri. Niezbity argument… - prychnęła Dorcas. – Mam przynajmniej pewność, że on będzie mi WIERNY. Wiesz co to wierność?- dziewczyna wbiła swój wzrok na przystojnego bruneta, który coś sobie kalkulował. Najwidoczniej ten sposób też nie był dobry, żeby ją podejść. Czas wrócić, do podstaw…
- A czujesz coś do niego?- zapytał z lekkim przygnębieniem. Na takie pytanie nie była przygotowana.
- Słucham?- zaskoczona, nie miała pojęcia co powiedzieć.
- Czy coś do niego czujesz? – Dorcas zrobiła duże oczy, ale Black się tym nie przejął. Zwinnym ruchem zbliżył się do niej, nachylając się nad nią i sprawiając, że gdyby chciała się odsunąć musiałaby się położyć. – Czy, kiedy zbliża się do ciebie, zaczynasz drżeć i bynajmniej nie jest to ze strachu… - nachylił się jeszcze bardziej, a Dorcas chcąc się ratować obniżyła się, tak że jej pozycja stawała się coraz bardziej pozioma.
- Black…- zaczęła słabym głosem.
- Czy patrzysz na niego z tym błyskiem w oku, jaki masz teraz? Czy te błękity szukają jego wzroku?
- Syriuszu…- chciała poprosić, żeby przestał, z każdą sekundą zbliżała się do materaca łóżka.
- Czy czekasz na jego dotyk?- Meadows już poczuła podparcie pod plecami. Leżała bezradnie a Łapa nachylał się nad nią. Dodatkowo czule dotknął jej policzka, a następnie przejechał dłonią po jej sylwetce, zatrzymując się na talii. Po tym w jaki sposób wciągnęła powietrze w płuca, wiedział, że ciężko jej bez niego wytrzymać. Prawda była taka, że blondynka wciąż za nim szalała. Uśmiechnął się z nadzwyczajną pewnością siebie. – Czy to jego pocałunek jest dla ciebie wyjątkowy. – nachylił się jeszcze bardziej, mając zamiar za kilka sekund dotknąć ust Dorcas. Sam gratulował sobie tak rozplanowanego zwycięstwa. Przytrzymując ją, zbliżył się.
- Nie…- wyszeptała. Była pewna, że nie może, nawet jeśli chce. To zły chłopak… Bardzo zły… Jednak Black się tym nie przejął i najwidoczniej i tam zmierzał do pocałunku. Dorcas walczyła ze sobą, żeby go nie objąć i nie przyciągnąć do siebie. Szukała jakiejkolwiek myśli, która pomoże jej przestać obsesyjnie myśleć o tym brunecie, który był tak blisko… I kiedy już sama układała usta do pocałunku, nagle przypomniała sobie Doriana. „Zdecyduj…” W ostatniej chwili trzeźwo odwróciła twarz, czując jak Syriusz całuje ją w policzek.
Coś poszło nie tak… Łapa zmarszczył brwi. Przecież miał ją w garści…
- Wybacz…- powiedziała blondynka, wyprostowując się i delikatnie odpychając zaskoczonego Syriusza. Dwójka szesnastolatków postanowiła szybko zmienić temat. Dori z zakłopotania, a Syri z szoku, iż jednak mu się oparła.
- Dorcas…
- Myślisz, że długo jeszcze poleży?- Meadows spojrzała w stronę grupy osób, tłoczącej się nad łóżkiem, gdzie spoczywała jej przyjaciółka.
- Myślę, że nie… A co mówiła Pomfery? – Łapa wiedział, iż Dorcas była o wiele lepiej poinformowana od wszystkich jeśli chodziło o sprawę zdrowia osób jej bliskich.
- Ona myśli, że to zasłabnięcie ze zmęczenia. Jak to ładnie ujęła, Lil musiała uczyć się do późna, a tam w sali po prostu padła i zasnęła. Teraz tylko czekać aż się wyśpi i potwierdzi ową wersję wydarzeń.
- Nie potwierdzi tego…
- Wiem. – blondynka uśmiechnęła się delikatnie do przystojniaka, który wyglądał na zawiedzionego. Postanowiła to zignorować… - Szkoda mi tylko James’a…- Syriusz pokiwał głową ze współczuciem.
Brunet, siedzący przy Rudej, patrzył czule na jej twarz, jakby oczekiwał, że za chwilę otworzy oczy. A ona oddychała spokojnie, zanurzona w świecie własnych snów. Ciekawe o czym myślała… Potter był pewny, iż swoim zachowaniem irytuje minimum jedną osobę, ale się tym nie przejął. Wiedział, że to jedyna okazja, żeby na nią popatrzeć. A zdążył się już uspokoić. Sheryl oświadczyła wszystkim, że to zwykłe omdlenie z przemęczenia, więc pozostało tylko czekać, aż Lilian się obudzi.
Rogaś chłonął każdą rysę jej twarzy. Sposób w jaki kosmyki włosów układały się na poduszce. Delikatne usta, które lekko rozchylone wyglądały jakby chłonęły powietrze. I chłopak nie mógł uwierzyć, że teraz jest tak blisko idealnej całości, a gdy śliczne powieki zwieńczone woalką rzęs podniosą się, będzie musiał usunąć się w cień, bo jako zwykły kolega, z którym nawet nie chciała mieć nic do czynienia, nie powinien odwiedzać jej w SS. I ta świadomość była sztyletem w jego sercu, a jeśli dodać Hitchswitcha czekającego aż on zniknie z jej życia, to sytuacja wydawała się dość beznadziejna. Dlaczego ona jeszcze do niego nie przyszła?
James trzymał jej delikatną dłoń, która zdawała się być taka krucha. Palce opadały bezwładnie… Nie mogąc się powstrzymać, złożył delikatny pocałunek na zewnętrznej stronie jej dłoń. Gdy tylko się odsunął zamarł. Poczuł jak dziewczyna ściska jego rękę. Nieco zaskoczony zerknął na jej twarz. Ściągnęła brwi i zamruczała cicho. Po chwili już ziewała, ale wciąż nie otwierała oczu…
- Budzi się…- wyszeptała podekscytowana Jasmine. Hitchswitch nachylił się bardziej nad Potterem.
Lily słyszała tylko jakieś szmery. Miała cudowny sen… Nie chciało jej się otwierać oczu, ale wiedziała, że ściska w ręku dłoń chłopaka. Może wciąż śni?
- James?- powiedziała cichutko, pogłębiając własny oddech. Rogacz już nic nie wiedział. Bał się odezwać. Jak to szybko zrobić? Jak stąd teraz uciec, kiedy ona trzyma go za rękę?! Obrócił głowę. Wszyscy patrzyli na niego. Jednak pierwszą osobą jaką zauważył był Tyron, który z poważną miną patrzył na przebudzającą się Lily. – Czy to wciąż sen?- spytała, gdy jedna z jej rąk powędrowała w stronę oczu. Potter chcąc nie chcąc chwycił przegub dłoni Hitchswitcha, który nie zdążył nic powiedzieć, a jego ręka już trzymała dłoń rudowłosej istotki. Rogacz zwinnym ruchem zdążył podmienić dłonie. Nie widział innego wyjścia. Wstał w pośpiechu. Uchwycił jeszcze karcące spojrzenia Dorcas i Syriusza, które mówiło „a nie mówiłem?”.
Sheryl odprowadziła wzrokiem uciekającego Pottera. Wciąż o niej myślał… Wciąż był przy Evans, gdy tego potrzebowała… A ona wymówiła jego imię. Corvin zmarszczyła brwi i popatrzyła na ciemnowłosego chłopaka. Kapitan drużyny Gryfonów… Teraz to on klękał koło łóżka Lilian i ściskał z czułością jej dłoń….
Lily otworzyła powoli oczy i spojrzała na postać przy jej łóżku.
- James?- wyszeptała półprzytomnie.
- Nie. – usłyszała w odpowiedzi. Przetarła oczy i ujrzała wyraźniej… Tyron. I inni… Nie rozumiała… Przecież on tu był. Słyszała jego głos, to on dotykał jej dłoni… To on o niej myślał. Była w 90% pewna, że końcówka snu była prawdziwa…
- On tu był?- spytała z nadzieją. Sama nie wiedziała czemu aż tak bardzo jej na tym zależy. Zauważyła, że Dorcas przygryza nerwowo jedną wargę, a Syriusz odwraca wzrok. Zaczęła szukać odpowiedzi dalej. Remus spuścił głowę, a Jasmine smutno się w nią wpatrywała, żaden z czwórki jej współlokatorów nie zamierzał udzielać jej odpowiedzi.
- Nie było go tu.- powiedziała wreszcie Sher, która jako jedyna siedziała na krześle przy łóżku. Evans popatrzyła na nią z lekkim zawodem, ale to nie wzruszyło brunetki. „Jamie nie chciał, żebyś go tu widziała”, pomyślała.
- Był.- wtrąciła Dori, zdobywając się na odwagę.
- Tak.- Syriusz wtrącił się, mierząc Dor zabójczym spojrzeniem. – Ale wpadł tylko na chwilę. Zobaczył czy nic ci nie jest i poszedł…- Ruda zerknęła niespokojnie na pościel. Próbowała poukładać sobie w głowie jak to było. Jednak nie miała do tego głowy. Był… na chwilę… Westchnęła. Może rzeczywiście już go tak bardzo nie obchodzi? Może znudził się albo cokolwiek innego? Wiedziała jedno… Pierwsza się do niego nie zbliży.
Wtedy poczuła jak ktoś ściska jej dłoń. Zaskoczona zauważyła Tyrona, który uśmiechnął się spokojnie. Uniosła lekko kąciki ust. On i James byli do siebie podobni…
Przemierzał korytarze, nie zwracając uwagi na to, iż słońce chowa się za horyzontem. Odczuwał straszliwy ciężar, którego nie mógł się pozbyć. Zatrzymał się dopiero w pokoju wspólnym. Pragnął czyjegoś towarzystwa. Bezwładnie opadł na wysiedzianą kanapę i zerknął na małego chłopca, który zajmował miejsce tuż obok niego. Przez chwilę szesnastolatek i jedenastolatek patrzyli na siebie badawczo. Siedzieli w ten sam sposób…. James szybko rozpoznał w nim swojego sobowtóra, tylko gdzie on zapodział swoje okularki?
- Witaj Colin. – rzucił mimochodem.
- Cześć.- odpowiedział chłopiec, dziecięcym jeszcze głosem.
- Nie próbujesz już tworzyć grupy Huncwotów? – Potter ziewnął potężnie. Męczący dzień dawał o sobie znać. Miał nadzieję, że rozmowa z Colinem da mu choć odrobinę zapomnienia. Odciągnie jego myśli od pewnej dziewczyny, która go nie chce…
- Wiesz… bycie Huncwotem jest fajne. Wszyscy cię lubią i w ogóle… Ale rola James’a Pottera… - chłopiec pokręcił ze zrezygnowaniem głową, a Rogacz zmarszczył brwi.
- Że niby do kitu jestem?- spytał zaniepokojony.
- Nie o to chodzi.- Colin uśmiechnął się, ukazując szczelinę między zębami. – Ale….- chłopiec urwał i spojrzał na okularnika podejrzliwie. – Nie obrazisz się?- James uniósł pytająco jedną brew.
- Nie. Możesz mówić szczerze. Wal prosto z mostu. – Potter był pewny, że dziś nic go już nie dobije. Co najwyżej liczył na poprawę humoru.
- Masz przerąbane. – Colin zacmokał ze współczuciem.
- Że co?- Rogaś prychnął. – Od zgrai takich maluchów jak ty? – spytał z lekkim rozbawieniem. – chłopak nachmurzył się i uniósł dumnie głowę.
- Chodziło mi raczej o tę twoją Evans.
- Och…- entuzjazm James’a zgasł tak szybko jak się pojawił.
- Nie masz z nią łatwo. To istna terrorystka. – Colin aż się wzdrygnął.
- Terrorystka mówisz? – powtórzył bez przekonania Potter.
- Tak! Żałuj, że jej nie widziałeś jak nam psuje najlepsze plany! – James mimo wszystko zaciekawił się tym co malec miał do powiedzenia. – Nie wiem skąd ona ma cynki, ale znajduje się zawsze w kulminacyjnych momentach i wszystko psuje! Ale wiesz co jest najgorsze? – Rogaś wpatrywał się w małego chłopca, czekając aby usłyszeć co takiego mogła mu jeszcze zrobić Evans. – Ona wie, że my coś knujemy, a kiedy uda się jej nas złapać, to mówi….
- I wy myśleliście, że jesteście tacy sprytni? – wtrącił James powoli zaczynając ożywiać się ową rozmową.
- Otóż to!- krzyknął Colin uradowany, że ktoś go wreszcie rozumie. – Na dodatek zrobi tę swoją mądrą minę!
- Ni to wściekłą, ni to zadowoloną z siebie. – teraz Potter odwrócił się przodem do małego chłopca.
- Dokładnie! I zawsze straszy…
- Szlabanem. – Rogacz uśmiechnął się. Ileż to razy zostali nakryci przez Lily, która niweczyła ich najlepsze plany, a na koniec rzucała komentarz w stylu „Nie jesteście tacy chytrzy, za jakich się uważacie”. Ile razy się na nią za to wściekali? Tylko dla James’a w niej zawsze było coś rozbrajającego, intrygującego. Jak teraz patrzył na to z perspektywy czasu, to nie potrafił nie zwracać na nią uwagi. Jedyna i niepowtarzalna, która nigdy nie należała do jego fanklubu. Nie przychodziła na mecze… Potter może właśnie dlatego wypatrzył ją z tłumu? Wiedział, że jeśli ją zdobędzie to nie dzięki pozycji szukającego, czy dobrej opinii w szkole. Ona nie dbała o takie rzeczy. Chciał dziewczyny, która będzie z nim za jego charakter, za to jaki jest…
James westchnął głęboko.
- Skąd wiedziałeś, że to będzie akurat ona? Że za tą będziesz się uganiał długie lata?- Colin na jak tak młody wiek zadawał dość zadziwiające pytania. Rogaś uśmiechnął się do niego łobuzersko.
- Wiesz… Dziś mam poważne wątpliwości co do tego, czy nie zmarnowałem tych długich lat. – stwierdził zgodnie z prawdą. – Ale wiedziałem, że to ona już po pierwszej wymianie zdań.
- Jak to?- chłopiec zaciekawił się.
- Podszedłem pewnego dnia do małej rudowłosej dziewczynki i powiedziałem jej, że ma ładne nogi. – James uśmiechnął się jeszcze szerzej. -Bawiłem się wtedy z Syriuszem w poddmuchiwanie…ekhem…- Potter odkaszlnął, zdając sobie sprawę, że nie powinien podawać takich pomysłów dziecku. – W każdym bądź razie wiesz co usłyszałem?- Colin pokręcił przecząco głową. – Powiedziała mi „Spadaj!”. – chłopiec zupełnie zbity s tropu zrobił pytającą minę.
- I za takie spadaj wybrałeś sobie dziewczynę?- ton dziecka mówił, że uważa to za totalną głupotę.
- Tak. A wiesz dlaczego? – dzieciak znów pokręcił przecząco głową. – Bo nigdy nie szukałem łatwym wyzwań. Chciałem dziewczyny, przy której sporo się namęczę. Uwielbiałem trudne zadania. – oparł głowę, rozkładając się wygodniej na swojej połowie kanapy. Colin wyglądał jakby coś sobie kalkulował. James teraz nie przywiązywał do tego zbytniej wagi. Pochłonęły go wspomnienia. Próbował ocenić swoje szanse na to, iż jeszcze kiedyś pogada z Evans w sposób więcej niż przyjacielski.
- I ty masz teraz wątpliwości? – Colin prychnął ku zaskoczeniu Rogasia. – Przeczysz sam sobie!- stwierdził chłopiec rezolutnie. James nie rozumiał. Sam fakt, że rozmawia z dzieckiem na tak poważne tematy zdawał mu się być nadzwyczajny, ale żeby to dziecko go pouczało? – Chciałeś ciężkiego wyzwania, to masz! Lilyanne Evans wciąż nie zdobyta. A ty po latach stwierdzasz, że nie dasz rady?!- Potter zmarszczył brwi. Maluch miał rację… Wybrał sobie trudne zadanie i chce zrezygnować w trakcie… - Opanuj się! Nazywasz się James Potter! Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych! Zostały ci 2 lata Hogwartu, żeby ją poderwać, a to sprawia, że w zasadzie 2/7 czasu przed tobą. Chcesz teraz to stracić?! To na co pracowałeś?
- Nie…- Rogacz aż otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Dziecko okazało się mądrzejsze od niego…
- To staraj się dalej! I przede wszystkim odpowiedz sobie na pytanie, czy Lily jest dla ciebie tylko celem, czy może czymś więcej. Bo mimo wszystko równa z niej dziewczyna. Potrafi być rozbrajająca, szczególnie gdy się uśmiecha i rzuca komplementem.
- Taaa…- James przypomniał sobie słowa „Jesteś przystojny…”. Naprawdę bywała rozbrajająca. A jej uśmiech był bezcenny.
- Nie chciałbym żeby jakikolwiek łowca nagród ją skrzywdził. Więc daj sobie spokój jeśli ma ci służyć za trofeum. – Colin wyciągnął z kieszonki spodni cukierka i zaczął go rozpakowywać.
- Wiesz co młody? – Rogacz przyjrzał się chłopczykowi.
-Hmm?- Colin spojrzał pytająco na swojego idola, kiedy wpakował już cukierka do buzi.
- Chyba powinienem częściej zasięgać u ciebie rad. – James uśmiechnął się, czochrając swojemu małemu kumplowi czuprynę.
- No wiesz… Zawsze do usług. Jak nie pobieram opłat od Lily to od Ciebie też nie będę. – Colin wyszczerzył ząbki. – Chociaż ona zawsze przynosi cukierki….
- Zaraz… - James zmarszczył brwi. – To Lily z tobą rozmawia?!
- Aha. – chłopiec odparł jakby to było coś zwyczajnego. – Wydaje mi się, że ostatnimi czasy nie ma zbyt wiele towarzystwa. Wydaje się być przygnębiona, a że ja zawsze z chęcią pogadam… - Potter był w ciężkim szoku. To dziecko mogło być w posiadaniu informacji niedostępnych nikomu innemu. – Nie pozwoliła mi tylko dotykać swojego pamiętnika. – James drgnął. Pamiętnik… Zawsze pisała go pod ulubionym drzewem.
- A wychodziła ostatnio na dwór? Żeby coś w nim zapisać?- zaciekawił się mając nadzieję na jakieś informacje.
- Doradziłem jej żeby pisała w środku. Wracała jeszcze bardziej przybita, zziębnięta i z przeświadczeniem, że przyjaciele ją zostawili. Mówiła coś kiedyś chyba o jakimś Dorianie… I była na niego za coś zła. – Colin zamyślił się, nie zważając, że teraz James chłonie każde jego słowo. A Potter aż zerwał się z kanapy i chwycił się za włosy. Jak mógł być tak głupi! Zapomniał o Rogaczu. Zapomniał o tym, że powinien być przy niej zawsze! Był na siebie wściekły. Została bez dziewcząt, bez Huncwotów, Doriana, a nawet swojego zwierzęcego przyjaciela…
- No pięknie!- powiedział sam do siebie. Lilyanne została skazana na towarzystwo Tyrona, Jacka, Marka i Conrada. I jeśli kiedykolwiek Hitchswitchowi uda się z nią związać, to James będzie mógł podziękować tylko sobie, bo to on pchnął ją w ramiona kapitana szkolnej drużyny Gryfonów….
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 15:52, 15 Cze 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
- Naprawdę nic mi nie jest!- spierała się, gdy 10 osób uparło się odprowadzić ją pod drzwi dormitorium.
- Pomfery kazała ci wypoczywać, więc chcemy się upewnić, że od razu się położysz. – Syriusz, który szedł ramię w ramię z Lily, wyszczerzył do niej swoje olśniewająco białe zębiska.
- Myślisz, że dobrowolnie pójdę spać o godzinie 19?- spytała z nutką sarkazmu w głosie.
- Dobrowolnie może nie…- przyznał Conrad.
- Ale jeśli się tobą odpowiednio zajmiemy. – Jack posłał jej iście diabelski uśmiech. Lilian zmarszczyła brwi, a Dorcas dostrzegła w jej oczach wredne iskierki. Ruda odrobinę się zmieniła…
- Dobra. Zajmujcie się mną. – rzuciła, nie ukrywając rozbawienia. – Jack ty pierwszy!- bez ostrzeżenia wskoczyła mu na barana. Chłopak jęknął cicho i rzucił pod nosem coś w stylu „dlaczego zawsze ja?”, ale dzielnie złapał Evans i doniósł ją do portretu Grubej Damy. Tam Lily sama stwierdziła, że jej niewygodnie, po czym stanęła na własne nogi.
- Proszę bardzo!- odezwała się Sheryl otwierając przejście za portretem i przepuszczając po kolei wszystkich. Spora grupa osób wkroczyła do PW.
Lil aż się uśmiechnęła. Ogień w kominku niczym nie przypominał tego samego ognia, który płonął w komnacie, gdzie spotkała Toma. Za to zauważyła coś nowego. Wśród tłumu osób, wzrokiem wyłowiła znajomego chłopca rozłożonego na kanapie i wżerającego cukierki, które sama mu dała jakieś kilka dni temu, no a tuż przy nim stał okularnik, strasznie klnąc i mówiąc jaki to z niego idiota. Zielonooka jeszcze nie wiedziała o co chodzi, ale miała wielką ochotę się dowiedzieć… Tylko nie chciała pierwsza się odzywać.
- Oho. – Black ściągnął brwi, widząc swojego przyjaciela, który mówi właśnie „Cholera, ale jestem głupi!” i małego chłopca, który mu przytakiwał. Łapa miał ochotę drugi raz powtórzyć „oho”, kiedy zdał sobie sprawę, że Lily bez krępacji, przygląda się tej scenie.
- James…- Dorcas najwyraźniej miała zamiar podejść i już gotowa była wymijać Evans, kiedy Syriusz zatrzymał ją, wystawiając przed nią rękę jak barierę. Na wytłumaczenie, Black wskazał ruchem głowy na Lilyanne.
Dziewczyna stała, przyglądając się temu wszystkiemu i zastanawiając się, czy po ludzku tam nie podejść. Co było za? Hmm… Ciekawość no i fakt, że była prefektem. To wystarczająco. Chyba… A niech tam! Jako prefekt Gryffindoru ma za zadanie pilnować porządku i dowiadywać się co się dzieje! Prawda? „Prawda!”, pomyślała, po czym zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę kanapy.
- Ona oszaleje jak jeszcze trochę z nimi pomieszka….- wyszeptała zdziwiona Meadows.
- To zróbcie coś żeby wróciła. – stwierdził rozsądnie Remus.
- Nie wróci, bo dobrze jej z nami. – zaśmiał się Mark, a Dor aż podskoczyła.
- Tak. U nas ma kogo męczyć. – stwierdził Jack, siadając na jednym z foteli tak jak większość. Tylko Dorcas, Syriusz, Sheryl i Tyron stali, obserwując jak Ruda zatrzymuje się przy kanapie…
Colin dostrzegł Lilian już kiedy była metr od kanapy. Ruda zauważyła jak pierwszoklasista uśmiecha się do niej radośnie i nie mogąc postąpić inaczej odwzajemniła ten uśmiech. Uwielbiała tego chłopca. Był dla niej jak młodszy braciszek.
Zerknęła na Pottera robiąc ostatni krok w stronę kanapy i zrobiła znudzoną minę.
- A tobie Potter gorzej?- spytała oschle, po czym przywołała na twarz łagodny uśmiech i nachyliła się nad Colinem, aby zmierzwić mu włosy. Chłopiec wyglądał na zadowolonego.
James zamarł słysząc swoje nazwisko. Czyżby to była ona? Tak szybko wypuścili ją z SS? Akurat był na etapie ukrywania twarzy w dłoniach i stwierdzania, że zachował się kretyńsko. Powoli wyprostował się i spojrzał na dziewczynę stojącą tuż przy kanapie, która pieszczotliwie czochrała Colina. Aż odebrało mu mowę. Lily… Z uśmiechem na twarzy i luźnym warkoczem przełożonym przez ramię. Pierwszy raz nie wiedział co powiedzieć.
- Jak tam mały rozrabiako?- Lily skupiła cała swoją uwagę na małym przyjacielu.
- Wiesz zdążyliśmy coś zbroić, kiedy ciebie nie było. – chłopiec uśmiechnął się do niej łobuzersko, a ona uniosła wysoko brwi, czekając na wyjaśnienia.
- Naprawdę?- spytała z niezadowoleniem. To byłby pierwszy raz, kiedy nie udałoby się jej przewidzieć dowcipu zgrai małych Huncwotów.
- Żartuję. – Colin zaśmiał się i szczypnął ją lekko w policzek z dziecięcą słodkością. James zauważył, że chłopiec potrafił w idealny sposób podejść Evans. A dziewczyna musiała mieć do niego słabość, gdyż od razu uśmiechnęła się łagodnie. – Cały czas siedziałem w Pokoju Wspólnym. No i warto dodać, że rozmawiałem trochę z Jamesem Potterem. – Colin wskazał swojego ukochanego idola z dumą. Lily spojrzała na zaskoczonego tokiem akcji okularnika.
- Taaak?- spytała przeciągając.
- Aha. A wiesz, że James obiecał mi podrzucić kilka całkiem nowych pomysłów na zrujnowanie szkoły?- Rogacz zamrugał kilkakrotnie. Nie wiedział w co to dziecko sobie pogrywa, ale powoli zaczynało strasznie zmyślać. Potter zmarszczył brwi kiedy poczuł jak chłopiec bierze go za rękę i ciągnie w swoją stronę. James, nie mając wyjścia posłuchał tym razem i usiadł na kanapie, zajmując miejsce koło chłopca.
- Nowych pomysłów?- powtórzyła Lily, patrząc ze złością na James’a. Rogaś stwierdził, że może Colin nie był zbyt dobrym kombinatorem, ale sprawił, że Lil znów na niego patrzyła. To dziecko było geniuszem!
- No wiesz…- Potter uśmiechnął się nerwowo. – Tylko tak rzuciłem, ale…
- A dziś było mi smutno. – pierwszoklasista spuścił głowę, kontynuując swoją gierkę.
- Och, skarbie…- Evans zrobiła smutną minę i usiadła na poręczy kanapy, zachowując bezpieczną odległość od Huncwota, który siedział po drugiej stronie jedenastolatka. Poczuła jednak jak Colin ujmuje jej dłoń, swoją malutką rączką i ciągnie ją do siebie. Lily nie potrafiła mu odmawiać. Powoli, aczkolwiek bezpiecznie, zsunęła się na miejsce koło chłopczyka.
- I wiesz, że nie miałem z kim o tym pogadać?- Lil poczuła się jeszcze gorzej. Jej maluch właśnie został sam… Objęła go jedną ręką, nie zwracając uwagi na to, że po drugiej stronie siedzi Potter, który z zaskoczeniem obserwuje jak Colin dostaje właśnie to czego chce. Świadomy, że został wciągnięty do tej zabawy jako jeden z aktorów, wciąż nie puszczał ręki chłopca. – Ale James do mnie przyszedł i mnie pocieszył. – Lily kolejny raz była zaskoczona wrażliwością jaką Potter mógł okazać wobec smutku innych. Przecież Colin powinien mu być obojętny. Z tego co pamiętała nawet za sobą nie przepadali, a teraz taka zmiana…
Spojrzała na Rogacza, który z huncwockim uśmiechem poprawiał małemu grzywkę, tak żeby sterczała mu w podobny sposób, jak jemu. Pomyślała, że jest w tym coś niesamowitego. Już bez cienia złości przyglądała się tej niewiarygodnej sytuacji. Wtedy James popatrzył w jej stronę. Jej oczy były pełne zaciekawienia, ale grunt w tym, że nie odwróciła wzroku! Uśmiechnął się do niej flirciarsko i przez chwilę był pewny, że i jej kąciki ust zadrgały lekko, ale szybko to stłumiła. Od tej pory będzie brał Colina wszędzie ze sobą. No może pomijając łóżko… Ale ten dzieciak ma podejście!
Nagle coś pstryknęło, a Lily oślepił blask rozprzestrzeniający się po całym pokoju. Ruda musiała zamrugać kilka razy, zanim białe plamy znikły jej przed oczyma.
- Co do…?- Potter urwał wpatrując się w jedną z osób siedzących na fotelach. Lily podążyła za jego wzrokiem i ujrzała Jacka z aparatem w ręku oraz cała resztę, która gapiła się na Sterne’a wściekle.
- No co?!- rudzielec prychnął. – Taka chwila, że trzeba na zdjęciu uwiecznić! Jak rodzina wyglądali!- usprawiedliwił się. Do Lily nagle dotarł ogrom jego słów. Obejrzała się. I ona i Potter trzymali się blisko Colina. W jednej chwili poderwała się z kanapy jak oparzona. Jakie miała szanse żeby wyjść z tego z twarzą? Zdała sobie sprawę z tego, że wszyscy zaczęli się na nią gapić.
- Ja…- zaczęła niepewnie. Co miała powiedzieć? Zerknęła tęsknie w stronę schodów do dormitoriów. – Źle się czuję. Idę spać!- oświadczyła szybko, po czym pewnym siebie krokiem zniknęła w przejściu.
W PW zapanowała cisza… Nikt nie wiedział jak to skomentować. Czy obrócić w żart, czy może…
- Ej ty!- Colin wskazał palcem na Jacka. Sterne zmarszczył brwi i spojrzał lekceważąco na pierwszoklasistę. – Poproszę odbitkę tego zdjęcia. – Jack uniósł wysoko brwi.
- Ta. – James oprzytomniał. Jeśli się nie mylił właśnie zawdzięczał temu malcowi bardzo wiele. – Ja też chcę. – uśmiechnął się huncwocko. – Jack daj je na jutro!
- Myślicie, że Lily też chce odbitkę?- Sterne trzymał w ręku swój aparacik.
- Myślę, że Lily zabije cię jeśli kiedykolwiek się dowie, że takowe zdjęcie ujrzało światło dzienne. – Łapa nagle zaczął dostrzegać zabawne aspekty tej sytuacji. Jutro będzie się miał z czego śmiać. – Ja też poproszę odbitkę!- zaklepał z uśmiechem.
- Jesteście okropni!- Dorcas oburzyła się.
- To znaczy, że nie chcesz odbitki skarbie?- Syriusz popatrzył na nią chytrze. W jej cudownych, błękitnych oczach widział jak ze sobą walczy. Dodatkowo przygryzła jedną wargę, co nadało jej dziecinnego wyglądu. Była słodka… Chciał ją odzyskać, dlatego iż zawsze powinna należeć do niego.
- Chcę…- blondynka powiedziała wreszcie cichutko.
- A ty Remusie?- Jack zdążył już wyciągnąć notesik, w którym zapisywał liczbę odbitek.
- Ja nie będę ryzykował gniewu Lily. – Lupin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli u kogokolwiek zobaczy to zdjęcie to przetrząśnie wszystkich, aż się dowie kto jeszcze takie ma. Następnie sadystycznie rozstrzela tych wybrańców.
- A ta dziewczyna, która jest ostatnia na mojej białej liście?- Sheryl zmierzyła Sterne’a nienawistnym wzrokiem. Gdyby mogła to by go zabiła…
- Obejdzie się bez twojego głupiego aparaciku i tego zdjęcia!- prychnęła po czym poszła na górę do swojego dormitorium.
- A tę co ugryzło?- Tyron odprowadził ją zaniepokojonym wzrokiem.
- Nie zwracajcie uwagi. – odezwał się Peter. – Ona tak zawsze.
- Nie prawda!- zaprzeczyła szybko Jasmine.
- Kiedyś kazała mi się odchudzać…
- Och, zamknij się!- wtrąciła wściekle Dorcas. Nie podobało jej się podejście Corvin. Było w tym coś bardzo niedobrego…
- Jesteś geniuszem!- głos James’a oderwał wszystkich od Sher. Rogacz nie potrafił ukryć swojej euforii.
- Wiem. – stwierdził Colin skromnie.
- A że już nie wspomnę o tym aktorstwie!- Potter uśmiechał się łobuzersko.
- Tak. No cóż… Jestem stworzony do pewnych rzeczy. – chłopiec zamrugał kilkakrotnie.
- Ja powinienem cię teraz brać ze sobą wszędzie! Za tą akcję to ci jestem winien… Hmm… Co byś chciał? – spytał już nieco poważniej Rogaś. Nikt nie potrafił tak podejść Evans. To dziecko to fenomen!
- Nic. Prócz odbitki zdjęcia mojej nowej rodziny.- Colin znów ukazał szczelinę między ząbkami, z wypracowaną precyzją.
- To masz jak w banku. – James uniósł wyżej jeden kącik ust, po czym opadł zadowolony na kanapę. Nie dość, że uzyskał od tego chłopca bezcenne rady, to jeszcze ten pierwszoklasista straszliwie mu pomógł. – Dzięki młody. – rzucił wreszcie, kiedy trochę ochłonął.
- Spoko. – Colin wyciągnął 2 cukierki. Jednego podał Potterowi, a drugiego sam wpakował sobie do buzi. – Z moją pomocą, - zaczął cmoktając. – To w niedługim czasie powinna być twoja.
- A nie boisz się mały, że ona się dowie i będziesz miał, delikatnie mówiąc, piekło? – Hitchswitch podszedł do nich, a jego mina wcale nie wskazywała na tak wielkie zadowolenie.
- A kto jej powie?- Colin spojrzał swoimi brązowiutkimi oczkami na kapitana drużyny Gryfonów.
- No wiesz…
- Tyron…- James użył najsurowszego tonu na jaki go było stać, oraz postarał się na najbardziej poważną minę jaką mógł zrobić, jeśli to w ogóle było możliwe, mając w buzi cukierka.- Chyba nie zamierzasz kablować na chłopca?- Rogacz zmarszczy brwi.
- Na chłopca nie…
- No doprawdy!- Łapa postanowił się wtrącić. – Stary druhu! Na James’a będziesz donosił?!- Black skrzywił się, jakby ten pomysł był niedorzeczny sam w sobie. Jednak Hitchswitch i Potter patrzyli na siebie twardo. O tym, iż James będzie musiał rywalizować z Tyronem było wiadomo w zasadzie od początku. Byli zbyt do siebie podobni. Jak bracia. Remus zawsze powtarzał, że ta bajka, w której Rogaś jest ulubieńcem starego psotnika, kiedyś padnie. Nikt jednak nie przypuszczał, że przyjdzie im się kłócić o dziewczynę.
- Słuchaj…- Colin ponownie zabrał głos, zwracając się tym razem do Hitchswitcha. – Ty już w tym roku kończysz Hogwart. – Zbyt wiele czasu z nią nie spędzisz. A z tego co mi wiadomo James był pierwszy jeśli chodzi o Lily. – wszyscy wlepili w chłopca swoje spojrzenia. Odezwał się w nieodpowiedni sposób w nieodpowiednim czasie.
- Nie sądzę, żeby to miało znaczenie. – Tyron odezwał się głosem pełnym jadu. – Poza tym James może potwierdzić, że oni są tylko przyjaciółmi. Prawda?- ciemnobrązowe oczy, przeniosły się na okularnika, nie ukrywając nienawiści.
- Dajcie spokój. – poprosił Lunatyk, zaniepokojony nagłym obrotem sprawy.
- Tak. – przyznał James niechętnie, na co Hitchswitch uniósł triumfalnie jedną brew. – Jestem na pozycji przyjaciela tak samo jak ty. – wycedził przez zęby.
- No, ale dodajmy, że ciebie nienawidziła, za twoje zachowanie i pewnie wciąż nienawidzi. – prychnął ciemnowłosy chłopak. Dla Rogacza to wystarczyło, żeby go rozzłościć. Nie pomagało już nawet to, że Colin ścisnął go za przegub dłoni i poprosił szeptem żeby się nie odzywać i już. Nie pomogło to, że Conrad syknął cicho i napomniał Tyrona. James pragnął teraz jednej rzeczy. Chciał go zniszczyć! Zdeptać z ziemią swojego dawnego kumpla. Dogadać mu tak bardzo, żeby go zapiekło! Bez zastanowienia zaczął:
- Tak! Nienawidziła mnie. Ale to nie z tobą, przyjacielem dobrym od samego początku, się całowała! Tylko ze mną! Tym złym, niedobrym i znienawidzonym palantem!
- James!- Dorcas aż krzyknęła. Sprawy zaszły za daleko. Jasmine nie mówiła nic. Tylko zakryła dłonią usta. Nikt już nie miał wpływu na dwóch chłopaków, którzy byli żądni swojej krwi.
- To nie ciebie dziś wołała, kiedy się budziła. – przypomniał Potter z dziką satysfakcją.
- Tak. Ale to nie ty z nią śpisz każdej nocy!- James nie wytrzymał i rzucił się na Tyrona, przyciskając go do ściany. Pozostałe, bezstronne dotąd osoby, na te ostatnie słowa, zaczęły teraz jawnie interesować się przebiegiem wydarzeń.
- To nie miało tak zabrzmieć. – Mark uśmiechnął się nerwowo, ale chyba nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Dorcas nie mogła w to uwierzyć. Tuż za plecami Lily rozegrało się piekło. Blondynka modliła się tylko, aby to wreszcie się skończyło… Sama bała się wtrącać.
Lupin zostawił oniemiałą Jasmine i z bardzo poważną miną podszedł do swojego przyjaciela. Położył mu dłoń na ramieniu i pociągnął lekko do tyłu, by oderwać go od Hitchswitcha.
- Chodź James. – powiedział łagodnie, ale Potter nie posłuchał. Dalej stał, przytrzymując Tyrona pod ścianą. Remus zacisnął palce mocniej na jego ramieniu. – Chodź…- powtórzył nieco bardziej stanowczo.
W końcu Syriusz pokręcił z politowaniem głową i również podszedł do James’a. Ścisnął go za przegub dłoni, która trzymała Hitchswitcha za przód szaty.
- Zostaw go. – rzucił, tonem, który mówił „nie warto”. Rogacz zmrużył wściekle oczy i pchnął Tyrona mocniej na ścianę, ale wreszcie go puścił. Łapa świadomy, że teraz czekają go ciężkie godziny, podczas których całe dormitorium zostanie zdemolowane, doszedł do wniosku, że bardziej mu szkoda Lily… Wraz z Remusem zaczęli prowadzić James’a w stronę schodów.
- Chodź Glizdogonie!- zawołał Lunio, a Peter rzucając przepraszające spojrzenie pozostałym chłopakom, pobiegł za przyjaciółmi.
W PW zapanowała cisza. Dorcas zerknęła niespokojnie na Jasmine i obie bez słów, zrozumiały, że pora wrócić do siebie i opowiedzieć co nieco Sheryl. Po dwóch minutach już ich tam nie było.
Tyron stał wciąż pod tą samą ścianą, czując na sobie potajemne spojrzenia osób przebywających przypadkiem w pokoju oraz pełen złości wzrok kumpli.
- Masz przerąbane. – śpiewnym tonem odezwał się Colin. Hitchswitch gdyby mógł to by go zmiażdżył. – James ci jeszcze pokaże…
- Chcesz mojej opinii?!- Syriusz aż podniósł głos. Właśnie nad jego głową przeleciała nocna szafka.
James nie odpowiedział. Gdyby odzwierciedlić to co działo się w nim samy, to wszystko wybuchałoby po kolei. Rozejrzał się desperacko po dormitorium.
- Uh!- krzyknął, kiedy stwierdził, że nawet łóżka są już połamane. Opadł bezwładnie na własną pościel, a jedna z nóżek drewnianej konstrukcji załamała się.
- Myślę…- Łapa nie przejął się brakiem zainteresowania ze strony kumpla. Postanowił delikatnie mu wszystko wyjaśnić. – … że i tak masz większe szanse. – James zamrugał na te słowa, co było jedynym dowodem na to, iż słuchał przyjaciela. – Spójrz na Lily. Jest otoczona przez ludzi, którzy będą ją przekonywać do ciebie, a nie do Tyrona. – jedno imię wystarczało, by Potter zmarszczył wściekle brwi.
- Niech ja go tylko dorwę… Niech on mi się napatoczy…- zaczął pomstować. Nienawidził w tej chwili Hitchswitcha. Nie tylko za to co powiedział, ale i za to, że teraz miał Lil w swoim dormitorium.
- Och, weź się w garść!- Lupin podszedł do połamanego łóżka i usiadł na nim. – Mam propozycję. – rzucił, mając nadzieję poprawić Rogaczowi humor. – Załatwmy to tak jak zwykle. – uśmiechnął się spokojnie.
- To mi się podoba!- Syriusz wyszczerzył wrednie ząbki. – Zastosujmy ZZZ.
- Zdobyć Zaliczyć Zostawić?!- James aż usiadł. – Przy Lily?!- w jego oczach pojawił się dziki ogień złości.
- Nie baranie!- Black stuknął go w czoło. – Glizdek!- brunet z dumą wskazał na swojego małego i grubego towarzysza. – Wytłumacz mu!- rozkazał władczo, pomny, iż ostatnio spędzić dobre 5h tłumacząc Peterowi, iż ZZZ ma różne zastosowania. Mały blondyn podszedł bliżej, tym razem mogąc pochwalić się wiedzą.
- Zakuć Zaliczyć Zapomnieć, to słowa ZZZ dla nauki, Zdobyć Zaliczyć Zostawić, to ZZZ dla dziewcząt. – zauważył chytrze Pettigrew. – Jeśli odnieść to do wrogów, to otrzymamy idealny środek, który ma poparcie Huncwotów, a mianowicie „Zgniatając Zademonstrować Zniszczenie”. – James słuchał w milczeniu.
- Wyobraź sobie…- wtrącił się ponownie Łapa. – Jak upokarzasz publicznie Tyrona. To istna wojna, którą ty i tak wygrasz. Możesz zagrać mu na nosie, jeśli chcesz, albo demolować dalej dormitorium. Evans, to Evans… Wiesz jakie są dziewczyny. – zakończył swój wywód i zerknął na Rogasia.
Chłopak wszystko dokładnie chciał przemyśleć. I tak zniszczyłby Hitchswitcha. Nie przeżyłby, wiedząc, że taki drań chodzi spokojnie po Hogwarcie, który zawsze należał do Huncwotów. Niczego tak nie pragnął jak rozlewu jego krwi…
- Jestem przyjacielem dla Lily. – zauważył.
- Więc jako przyjaciel zawsze możesz służyć jej radą, hmm? – te słowa były bardzo krzepiące. James uwielbiał swoich kumpli między innymi za to, że zawsze go popierali i mógł liczyć na ich wsparcie. Właśnie teraz otworzyli mu oczy na wiele spraw.
- No dobra…- zaczął ze zwyczajną, diabelską miną, która była jedyną pamiątką po poprzedniej złości. Potter dźwignął się z łóżka i jednym krótkim zaklęciem je naprawił. Następnie wyczarował tablicę, jakiej używał Tyron, aby wytłumaczyć wszystkie kombinacje, potrzebne na treningach. – Mam plan.
- No nareszcie!- Lunatyk najwidoczniej się ucieszył, tak jak reszta chłopaków.
- Po pierwsze- na tablicy pojawiła się jedynka.- Lily musi wrócić do dormitorium. – białe litery zaczęły same się wypisywać. – Po drugie…- James zrobił wielce usatysfakcjonowaną minę, na samą tę myśl. - … musimy zniszczyć swoich dotychczasowych sprzymierzeńców. Za wszelką cenę!- podkreślił, a owe zdanie pojawiło się na tablicy, zapisane czerwoną kredą.
- I kolejny punkt. – dodał nieśmiało Lupin.
- Tak. – przytaknął Syriusz ze zdeterminowaniem, a na tablicy wyświetlił się różowy napis „James & Lily = Love <3”
- Może mi ktoś grzecznie wytłumaczyć co się stało?!- dopiero kiedy podniosła głos, zauważyła jakieś rezultaty. Jack zmarszczył brwi i zamknął się w toaletce, Conrad zerknął w sufit i po prostu położył się do łóżka, zaś Mark rzucił coś w stylu „nie pytaj”, po czym sam zaczął szukać piżamy. Evans wściekle zerknęła na Tyrona, żądając wyjaśnień. Chłopak westchnął ciężko i usiadł na brzegu jej łóżka. Jak zwykle, miała mokre jeszcze włosy i skórę pachnącą olejkami, jak to po kąpieli.
- Powiedzmy, że to nie był najlepszy dzień. – Hitchswitch uśmiechnął się do niej słabo.
- Pokłócił się!- doszedł ich donośny głos Sterne’a, dobiegający z łazienki. Dziewczyna ściągnęła wściekle brwi.
- Poszło o dziewczynę. – dodał nieco bardziej zdecydowanie Mark.
- O dziewczynę?!- powtórzyła Lily z oburzeniem. – Doprawy Tyronie! – zwróciła się do swojego ciemnowłosego przyjaciela, który zajmował miejsce tuż obok niej. – Masz OWTM-y na karku i myślisz o dziewczynach?! Ja na twoim miejscu sięgnęłabym po książki i…
- To nie tak…- Hitchswitch pokręcił ze zrezygnowaniem głową. – Chcesz to zrobię każde zadanie na poziome owutemów, odpowiem na każde pytanie…
- Zawsze można się na czymś wyłożyć. – stwierdziła półobrażona Lilian.
- Zgodzę się. – chłopak zaskoczył ją swoją uległością. – Ale zdenerwował mnie ten maluch, przy którym dziś siedziałaś. – dodał nie ukrywając swojej złości.
- Colin?- Lily zadała pytanie z góry retoryczne. To był przecież jej malutki podopieczny. Miała z nim mnóstwo zabawy. Ten chłopiec i banda jego kolegów powtarzali każdy dowcip Huncwotów, na dodatek w takiej samej kolejności! Tak więc jeśli na samym początku banda Pottera zamieniła jakiegoś chłopca w gumochłona, to Lil wiedziała czego może się spodziewać. Mimo to uwielbiała miniaturkę Rogacza. Nie był zbyt do niego podobny, ale dziwnym trafem nie potrafiła mu odmawiać, gdy ta osóbka z dziecięcą determinacja zmuszała ją do rozmowy i wyżalania się.
- On nie jest dobrym dzieckiem…
- Co ty pleciesz?!- Ruda spojrzała na Tyrona, jakby widziała go pierwszy raz w życiu.
- On trzyma z Potterem. Nie widziałaś tego? Jak specjalnie próbował was złączyć?- Lil zastanowiła się trochę. Colin chwycił ich oboje za ręce… W zasadzie nie chciała uwierzyć w zdradę małego pierwszoklasisty, ale dlaczego Hitchswitch miałby kłamać? Nie wiedziała komu ufać, ale nie podobało jej się podejście jedenastolatka do Pottera. Jego uwielbienie do jego osoby mogło być zgubne.
- Porozmawiam z nim. – zdecydowała Lily, a Tyron natychmiast się uśmiechnął. Wiedział, że taka rozmowa, będzie przypominać bardziej przesłuchanie. – Coś jeszcze?- spytała jakby lekko ją to nudziło.
- Nie. – Tyron popatrzył na nią z uwielbieniem. – Już niczym się dziś nie martw. – nachylił się i pocałował ją w czoło, na co dziewczyna uniosła przyjaźnie kąciki ust.
- Jesteś złotym chłopakiem. – stwierdziła wtulając się w kołdrę. Hitchswitch ostatni raz zerknął na nią jak zamyka oczy. Lily nigdy nie czuła się bezpieczniejsza.
- Będziemy mieć wojnę z Huncwotami. – Jack wyszedł z łazienki. Obwieszczając wszystkim za jak bardzo beznadziejną uważa sytuację. Ręce lekko mu drgały, a sam wyglądał jakby był w ciężkim szoku.
- Że co?!- Evans otworzyła szeroko oczy i aż usiadła.
- Mamy przerąbane!- Sterne jęknął jak małe dziecko, siadając obok Lily. Choć dziewczyna nie za bardzo wiedziała o co chodzi to objęła rudzielca, klepiąc go pocieszająco po plecach.
- Jak to wojnę?- spytała nieco spokojniej. Mark właśnie postanowił nawiać do łazienki, a Conrad przestał udawać, że śpi.
- Wojnę!- Jack najwyraźniej postanowił histeryzować. – Huncwoci nas zniszczą! Zgniotą!
- Jack…- Lily była zdziwiona przerażeniem kolegi.
- To jest niedorzeczne! Tak nas wpakowywać w taką sytuację! Przecież rozniesiemy Hogwart w ósemkę! Mamy o wiele słabsza linię obrony! O wiele gorszy atak!
- Jack!
- Już jesteśmy martwi! Może lepiej poddać się od razu? Wyjść z tego cało, ale nie! Trzeba bronić honoru! Jak można było być tak lekkomyślnym…
- JACK! – Lil w końcu straciła cierpliwość. –Powiedz mi jaka wojna!- zażądała. Chłopak popatrzył na nią swoimi błękitnymi oczętami
- Mark mówił, że Tyron się pokłócił. – zauważył ze stoickim spokojem Conrad. Jednak ten spokój był nieco inny. Lilian przyzwyczaiła się do Strauta, który mimo swojej powagi, zawsze zachowywał poczucie humoru. Teraz wszyscy wydawali się być podenerwowani. Ruda spojrzała pytająco na Tyrona, który stał przy jej łóżku.
- Pokłóciłeś się z Huncwotem?- spytała zupełnie zaskoczona. Hitchswitch zawsze wyrażał się o nich w dość pozytywny sposób.
- Tak.- krótka odpowiedź ciemnowłosego chłopaka oznaczała tyle co „nie chcę o tym gadać”.
- No i?- Lil była niezmordowana. Sadystycznie czekała aż dowie się wszystkiego. – Pokłóciłeś się o dziewczynę z Huncwotem?!- powtórzyła z nutką niedowierzania. – To absurd! Peter nie broniłby dla siebie niczego poza czekoladkami, Remus jest spokojny, a Black… - zastanowiła się.- Nie mogło pójść o Dorcas, prawda?
- To ta blondynka?- Jack zaciekawił się. – Czy ta brunetka?
- Blondynka. – oświeciła go Evans, wciąż oczekując odpowiedzi.
- To nie poszło o żadną z nich.
- To o kogo?!- Ruda przenosiła swój wzrok z chłopaka na chłopaka. Wreszcie Conrad zerknął na nią niespokojnie.
- Nie wzięłaś pod uwagę Pottera…- zauważył.
- A o kogo on miałby…
- O ciebie!- Tyron nie wytrzymał tego owijania w bawełnę. – Ten mały drań oszukiwał, a Potter go za to wychwalał! Nie mogłem tego znieść…Pokłóciliśmy się.- zakończył ponuro. Lily nie wiedziała co ma powiedzieć. Była w szoku, że przez nią teraz wszyscy popadali w depresję. Wszyscy siedzieli przygaszeni, a ona doszła do wniosku, że nie może pozwolić na jakiekolwiek sprzeczki z Huncwotami. Znała taktykę czwórki szóstoklasistów i wiedziała, że dla wrogów są bezwzględni. Poza tym jeśli wziąć pod uwagę zdolności, to po ocenach doskonale widać, iż banda Pottera ma większe szanse. Evans ukryła twarz w dłoniach zastanawiając się co powinna teraz zrobić…
- Przeklinam dzień, w którym sprowadziłam się, zawracając wam głowy. – stwierdziła wreszcie.
- Co ty wygadujesz?!- Hitchswitch popatrzył na nią wściekle.
- Oszalałaś?- Mark wkroczył na środek pomieszczenia. Wszyscy nagle zaczęli przypatrywać się jej jakby traciła zmysły.
- Nic podobnego. – odparła nieco poważniej.
- To po co rzucasz tak absurdalnymi stwierdzeniami?- Conrad pokręcił z politowaniem głową.
- Źle ci tutaj?- Jack zmarszczył brwi z niezadowoleniem.
- Nie o to chodzi… Nie widzicie, że to z mojej winy?- spytała nie chcąc patrzeć im w oczy. Potarła twarz dłońmi, jakby miała nadzieję, że to jakiś koszmar. Zaraz się obudzi i okaże się, że dopiero ma jechać do Hogwartu.
- Lily, uwierz mi, że gdybyśmy cię obwiniali, to już by cię tu nie było. – Tyron w dość przekonujący sposób powiedział te słowa. – Poza tym wcale nie musimy dać się roznieść.- zwrócił się do reszty. – Przecież poszło o Lil, więc Huncwoci są na przegranej pozycji jeśli ona wciąż z nami jest. – Ruda przeanalizowała dokładnie jego słowa. Miał rację… Kłótnia jest o nią, a jeśli się postara to będzie mogła ich pogodzić. Musi tylko wszystko uporządkować… Już wiedziała od czego zacząć.
- Jutro porozmawiam z Colinem.
- Porozmawiasz w sensie zmusisz, żeby powiedział ci wszystko co… AU!- zawył Jack, kiedy oberwał poduszką od Zielonookiej.
- A jako prefekt…- dziewczyna uniosła triumfalnie jedną brew. - … mam prawo do prześladowania czwórki nieznośnych rozrabiaków, którzy byli wielokrotnie karani szlabanami. – uśmiechnęła się lekko.
- Nie…- Tyron popatrzył na nią z dumą i swego rodzaju podziwem. – Jako jedna z nas masz prawo do zrobienia wszystkiego, by ich zniszczyć.
- To dość niesamowite. – świtało, a dziewczyna mogłaby przysiąc, że wraz ze wschodem słońca wstaje nowa intryga.
- Aha…- Dorcas przytaknęła niechętnie.
- I mówicie mi to dopiero teraz?!- Sheryl zaczęła zakładać krawat.
- Wczoraj już spałaś.- wtrąciła dość trzeźwo Jasmine.
- Ach, no tak…- Corvin opamiętała się, poprawiając swoje włosy po raz ostatni.
- Dość wcześnie zasnęłaś. – zauważyła Dori, przyglądając się jej podejrzliwie.
- Zdenerwowałam się wczoraj. - brunetka prychnęła. – Dziwisz się?- spytała unosząc wysoko brwi, ale żadna z dziewcząt nic już nie powiedziała. James i Tyron… Sher nie mogła sobie tego lepiej wyobrazić. Musi tylko dorwać odpowiednią stronę i jej pomóc. – Wychodzę!- oświadczyła wesoło z promiennym uśmiechem na twarzy. – I kocham was!- posłała przyjaciółkom buziaka, kiedy znikała za drzwiami. To będzie cudny rok!
Zbiegła po schodach dormitorium z przeświadczeniem, że jest najlepsza. Hitchswitch i Potter walczą o Lily! Wystarczy lekko dopomóc Hitchswitchowi… Zeszła zwinnie do PW i ruszyła do dziury pod portretem, gdy usłyszała:
- Corvin!- krzyk kogoś o aksamitnym głosie zmącił jej spokój. Sher znała tę osobę. Zatrzymała się i obróciła na pięcie.
- Rachel?- spytała widząc wysoką i smukłą ciemnowłosą dziewczynę o iście królewskiej urodzie. Uchodziła za jedną z najładniejszych w szkole. Rachel uśmiechnęła się słodko. Nawet kiedy się złościła była idealna…
- Jeszcze pamiętasz. – Rachel uniosła jedną brew wyrażając swoją wyższość oraz zadziwienie. Była o rok starsza.
- Jasne, że pamiętam. – brunetka prychnęła lekko. – Ostatnio podeszłam do ciebie i rozmawiałyśmy o Potterze. – przypomniała z nadzwyczajną pewnością siebie. Na nazwisko szukającego cała obstawa siódmoklasistki poruszyła się niespokojnie i zaczęła szeptać gorączkowo. Kolejna cecha… ta istota nigdy nie chodziła sama, zawsze miała przy boku koleżanki. Na dodatek uchodziła za boginię wśród fanek Pottera, gdyż kiedyś (jak wiadomo) była jego dziewczyną.
- Właśnie co u mojego misia?- Rachel spytała nieco przesłodzonym głosem. Sheryl bardzo ją lubiła, ale dostrzegała w niej potencjalnego wroga…
- Może sama go spytaj?- zaproponowała zmuszając się na miły ton. – Według mnie to…
- Ostatnio jest jakiś nieswój. Słyszałam różne plotki…- Rachel w idealny sposób pobudziła ciekawość Sher. Corvin zmarszczyła brwi.
- Plotki?- powtórzyła gotowa usłyszeć najnowsze wiadomości z tych kształtnych i pełnych ust, które teraz uśmiechały się do niej zniewalająco.
- A takie tam…- Rachel lekceważąco popatrzyła na paznokcie. – Odpowiedz mi kochanie tylko na jedno pytanie.- jej ciemne oczy roziskrzyły się dziwnym blaskiem na dosłownie sekundę. Czyżby zazdrość?
- Jakie? Jeśli znam odpowiedź to ci jej udzielę. – Sheryl uśmiechnęła się w perfidny sposób. Jeśli ta dziewczyna coś planowała i chciała się dowiedzieć to dotyczyło to tylko powrotu do James’a. „Rozstaliśmy się bo on wolał uganiać się za tamtą…”, Sher wiedziała, że Rachel nienawidzi za to Evans.
- Powiedz mi… Czy niejaka Lily Evans spała dziś w swoim łóżku, u siebie w dormitorium?
Lilian wstała ze zwyczajnym optymizmem. Jak każdego dnia poszła się ubrać. Co jakiś czas zerkała na zegarek. Wreszcie nadeszła upragniona godzina. Na palcach podbiegła do okna i odsłoniła je krzycząc:
- Jaki piękny dziś dzień!- w istocie usłyszała pomruki i jęki przewracających się chłopaków, ale sama musiała przed sobą przyznać, że tego dnia były wyjątkowo pesymistyczne. – No co z wami?- spytała zawiedziona, kiedy nie miała się z kim przekomarzać.
- Myślisz, że Huncwoci już przystąpili do działań?- spytał z lekkim przestrachem Jack.
- Myślę, że ta cała wojna jest chora. Ale póki ja tu jestem, to żaden z was nie ucierpi. – dziewczyna ściągnęła brwi, kiedy ostatni raz poprawiała się przed wyjściem. Zrobiła kilka kroków w stronę drzwi i mijając próg omiotła wszystkich wzrokiem. Jack z wyraźną paniką, zmartwiony Mark, milczący Conrad oraz nadzwyczaj poważny Tyron. Lily patrząc na rzeźbioną sylwetkę doszła do wniosku, że tak spiętego Hitchswitcha widywała tylko na treningach quidditcha. Wtedy to Tyron stawał się zupełnie innym człowiekiem. Możnaby go porównać do opanowanego i chłodnego zwycięscy, który nie ukazuje żadnych uczuć. No miał pupili. Np. pozwalał na wiele Laketowi, ale to przez znajomości. Teraz jednak Evans zdała sobie sprawę z tego jak bardzo poważna jest sytuacja. „Oni się pozabijają”, pomyślała.
-Tyron…- odezwała się nieśmiało, a ciemnowłosy chłopak natychmiast popatrzył na nią bez cienia niedawnej powagi.
- Słucham?- spytał unosząc wysoko brwi.
- Nie próbuj atakować pierwszy…- poprosiła. Zdążyła tylko złapać pytający wzrok brązowych oczu nim zamknęła za sobą drzwi. Westchnęła głęboko. Musi im jakoś pomóc. Albo to załagodzić… Udać się do Pottera? Nie… Może na początek sprawdzić czy Colin rzeczywiście okazał się małym draniem i współpracuje z Rogaczem. Chociaż przez ostatnie dwa tygodnie, myśl, że Jamesowi mogło na niej zależeć w jakikolwiek sposób, zdawała się być nienaturalna. Olewali siebie nawzajem. Aż wczoraj nie wytrzymała…
Ziewnęła schodząc do pokoju wspólnego. Spodziewała się tam zwyczajnego porannego spokoju, ale nie. Panowało ożywienie. Weszła spokojnie. Poszeptywania natychmiast umilkły. W PW siedziało sporo dziewcząt, starszych i młodszych od niej. Lil zauważyła jak jedna szturcha koleżankę i ruchem głowy wskazuje ją. Poczuła się nieswojo… Tylko jedna ciemnowłosa ślicznotka zdawała się nie zwracać na to żadnej uwagi. Rachel… Lily pamiętała ją bardzo dobrze. Siódmioklasistka uwolniła ją od Pottera jakiś rok temu…
Ruda niepewnym krokiem kroczyła dalej. Co miała niby zrobić? Nie mogła ukarać grupy osób za to, że patrzą się na nią z żądzą mordu. Czuła jednak, że balansuje na bardzo cienkiej linie. Coś było nie tak… Przyśpieszyła i już miała minąć dziewczynę, która akurat wchodziła do PW, gdy tamta pchnęła ją mocno ramieniem i wyszeptała dość głośno „zdzira”.
Evans zatrzymała się. Ściągnęła złowieszczo brwi i zacisnęła usta. Nienawidziła chamstwa… Obróciła się patrząc na tę gburowatą wredotę.
- Słucham?- spytała nie kryjąc złości. Tamta obrzuciła ją znudzonym wzrokiem.
- Czego?- Lily nie mogła już tego znieść. Nikt, nigdy tak się do niej nie odezwał!
- Może jakieś przepraszam?!- podrzuciła krzyżując ręce.
- Przepraszać to ty będziesz. – bezczelność tej dziewczyny nie znała granic. – Za to, że się w ogóle urodziłaś szlamo… - Lil zamrugała kilkakrotnie chcąc opanować złość. Jeszcze chwila i wydrapałyby tamtej oczy, wyrwałaby te jasne włosy…
- Szlaban. – powiedziała chłodno Evans.
- Phi.- prychnęła tamta, a kilka innych dziewcząt się zaśmiało. Lily nie miała pojęcia jak się zachować. Skąd nagle tyle wrogości do niej? Czuła jak krew pulsuje w jej żyłach i miała wielką ochotę zadać tamtej wielki ból. Ale co miałaby zrobić? Zacisnęła pięści.
- Lily ty jeszcze tutaj?- do PW wszedł Jack, ziewając potężnie. Zanim Zielonooka się spostrzegła, wszystkie obecne przedstawicielki płci żeńskiej już udawały, że rudowłosa postać wcale ich nie obchodzi. Lil próbowała to sobie jakoś wytłumaczyć… O co chodziło? – Chodź na śniadanie. Zaraz tu będą Huncwoci. – stwierdził z wymuszonym uśmiechem Sterne.
- Oh…- Evans przypomniała sobie o kłótni. – Tak… Chodźmy… - ostatni raz podenerwowana zerknęła na grupkę dziewcząt. Narobiła sobie wrogów… Tylko jakim sposobem?
- James a jeśli oni…
- O to chodzi Peter!- Potter tracił cierpliwość. – Żeby oni wiedzieli, że to my!
- I myślisz, że dzięki temu ona się nie dowie?- Syriusz przewrócił oczyma, podczas, gdy Glizdek zaczął miętosić własną szatę.
- Słuchaj! Przestań sikać w gacie i popatrz na to tak… Oni będą wiedzieć, że to Potter, ale Rogaś ma po swojej stronie Colina, który rządzi Lily. Komu Evans uwierzy? Hitchswitchowi czy kochanemu pierwszoklasiście? – wtrącił się Black z szaleńczym błyskiem w oku. Wreszcie coś zaczynało się dziać.
- Nie zrobię tego…- Pettigrew pobladł.
- Zrobisz Glizdogonie. – zapewnił z uśmiechem James na co mały blondyn tylko pokręcił głową.
- Może dać mu spokój? – zaproponował Remus, zauważając spięcie na twarzy Petera.
- O właśnie!- krępy chłopak najwidoczniej w pełni popierał Lupina, gdyż popatrzył na niego z wdzięcznością.
- Dajże spokój!- żachnął się Łapa. – Nic w tym trudnego.
- Właśnie!- podchwycił James ze złowieszczym uśmiechem. – Wystarczy podłożyć to chłopakom. – Rogacz rozłożył dłoń, w której ściskał mała fiolkę.
- To się nie uda…- Glizdek panikował z każdą minutą coraz bardziej.
- Uda się. – Potter uniósł wysoko jedną brew ze zwykła dla niego pewnością siebie. – Wystarczy żebyś udawał szpiega. – Peter zamrugał kilkakrotnie na te słowa. – Pójdziesz do nich… I powiesz, że wiesz co zamierzamy. Zaczniesz zmyślać oczywiście i w międzyczasie podłożysz im to cudeńko. – zawartości fiolki zatrzepotała złowieszczo, gdy brunet potrząsnął nią. – Blondyn patrzył na nią przez chwile jakby wszystko próbował sobie przekalkulować. Reszta już wiedziała, że odniosła sukces.
- No dobrze…- odezwał się wreszcie. – Gdzie to położyć?- spytał biorąc fiolkę do ręki.
- Na widoku!- Syriusz wyglądał na ożywionego.
- Ale lekko schowane!- wtrącił ostrzegawczo Lunatyk.
- Tak żeby inni mogli to znaleźć. – podsumował James, nie mogąc ukryć triumfu na twarzy. Mała akcja a tyle radości…
- Dobra… Idę…- trójka Huncwotów obserwowała jak Pettigrew oddychając głęboko, wychodzi z dormitorium.
- Oni już nie żyją… - Łapa uwielbiał małe intrygi.
- Oni?- Rogacz zdawał się wracać do stanu typu „niepoprawny Huncwot”. – Tyron pożałuje, że kiedykolwiek zbliżył się do Lily…
- Wszystko w porządku?
- Hmm?- nieprzytomnie zerknęła na Jacka, który siedział tuż obok niej. Wiedziała, że pewnie ma za zadanie jej pilnować, ale mimo to była rada z jego towarzystwa. Wielka sala nigdy nie wydała jej się tak nieprzyjazna. Gdy co chwila zerkają w jej stronę jakieś podenerwowane dziewczyny.
- Jesteś jakaś nieobecna.
- Wszystko jest dobrze. – zapewniła wymuszając na sobie uśmiech. Nie było dobrze… Lily coraz bardziej bała się iść na lekcje. One ją zatłuką! Ale najgorsze jest to, że Evans nie wiedziała co złego uczyniła. Tak jakby nienawidziły jej za nic.
- Przecież widzę. – Sterne zmarszczył brwi, robiąc przy tym śmieszną minę. Ruda roześmiała się na ten widok. Jack uwielbiał ją rozśmieszać. Po chwili jednak westchnęła głęboko i znów zaczęła zmuszać się do zjedzenia czegokolwiek. – Powiesz co się stało?
- Huncwoci…- wyszeptała niemalże bezgłośnie, kiedy zauważyła jak trójka chłopaków wchodzi do WS.
- Taa…- przyznał z niechęcią Sterne. Jednak Lily nie zwracała na niego uwagi. Zastanawiała się czemu nie ma z nimi Glizdogona. No i oczywiście stwierdziła, że wszystkie panienki nagle zaczęły zerkać w ich stronę. Czyżby oni mogli mieć z całym dzisiejszym zajściem cokolwiek wspólnego? Nie ważne… Obserwowała jak szukają wzrokiem miejsca przy stole. Zadziwiające… Multum krzeseł było wolnych. Wtedy zdała sobie z czegoś sprawę. Lupin popatrzył w jej kierunku. Oni usiądą obok niej! Poruszyła się niespokojnie, rozglądając się po sali. Wszystkie dziewczęta, szczególnie te z fanklubów, zabiją ją! „Nie podchodźcie tutaj…”, modliła się w duchu, ale cos podpowiadało jej, że jest zbyt późno.
- Witaj Lily!- usłyszała pogodny głos Syriusza.
- Dzień dobry- burknęła. Praktycznie już jest martwa…
- Jack…- Potter skinął głowa do rudowłosego chłopaka, który również przywitał się w podobny sposób. – No i Liliana. – dziewczyna syknęła cicho. Nienawidziła jak się do niej mówiło pełnym imieniem. – Przepraszam. Lily. – poprawił się James.
- Mam do ciebie sprawę. – Remus usiadł tuz obok niej, bez witania się. Wcześniej uzgodnił z przyjaciółmi, że będzie udawał, iż ma jakieś problemy jako prefekt… Nie miał zielonego pojęcia co wymyślić, ale najwidoczniej stał się pretekstem do dosiąścia się do rudowłosej dziewczyny.
- Ciekawa jestem jaką. – rzuciła obojętnie. Niech sobie stąd idą…
- No w zasadzie to chodzi bardziej o…
- Te!- Łapa zwrócił się do Sterne’a. – Nie gniewasz się?- spytał, na co Jack zmarszczył brwi.
- Wiesz co? – wtrącił się Potter. – W zasadzie to nic do was nie mamy…
- W porządku. – Jack zdawał się to doskonale rozumieć.- To wojna miedzy tobą a Hitchswitchem, a my będziemy przypadkowymi ofiarami.
- Przestańcie!- Lily podniosła nieco głos. Jednak wciąż zachowywała się dość cicho. Kilka tuzinów słuchaczek próbowało podsłuchać… - Nie będzie żadnych ofiar. Zrozumieliście?- spytała z naciskiem. James uniósł wysoko brwi.
- Jesteś… wtajemniczona?- Łapa nie ukrywał zdziwienia.
- Jestem!- rzuciła zajadle. – I nie życzę sobie, żeby moja osoba w jakikolwiek sposób się do tego przyczyniała. – I jeśli ucierpi którykolwiek z…
- Widziałaś dzisiaj Colina?- Rogacz zdawał się całkowicie nie zwracać uwagi na to co ona mówi. Jakby było mu wszystko jedno. Na dodatek jego twarz wyrażała… znudzenie? Jak nigdy dotąd zapragnęła go uderzyć! Jednak jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Czy Tyron nie wspominał, że Potter dogadał się z Colinem? Była zbyt zaskoczona. Dotychczas odsuwała od siebie tę myśl, ale może…
- Nie. – odparła zdezorientowana. – A po co ci on potrzebny? – James popatrzył na nią spokojnie. Uwielbiał grać swoją rolę, kiedy wiedział, że przyniesie to rezultaty. Dotychczas udawanie przyjaciela uważał za coś strasznego, ale teraz… Teraz owładnięty był żądzą zniszczenia Hitchswitcha mógł wszystko…
- Obiecałem coś mu pokazać. – skłamał, uśmiechając się do niej delikatnie. Ale Lil tylko zmarszczyła lekko brwi.
- Przepraszam. – powiedziała wstając od stołu. Dokładnie wszystko kalkulując, zapomniała o wrednych dziewczynach, a wyszła z WS, zastanawiając się jak przycisnąć małego chłopca, żeby powiedział jej prawdę…
-Zrobiłam głupstwo!- Sheryl wbiegła do dormitorium. Była świeżo po śniadaniu, gdy zdała sobie sprawę z tego jak wielki błąd popełniła.
- Że co?- Dorcas popatrzyła zdziwiona na brunetkę o przerażonym spojrzeniu i rozwianych włosach. Corvin chyba pierwszy raz nie zadbała o swój wygląd.
- Źle zrobiłam…- Sher opadła ciężko na łóżko.
- A powiesz co się stało?- Meadows usiadła obok, a z toaletki wyszła Jasmine, która właśnie skończyła się szykować, a najwyraźniej również chciała posłuchać.
Sheryl popatrzyła na nie. Jeśli ma rację, to właśnie zdrowo przesadziła… Powinna była zastanowić się 100 razy zanim się odezwała!
- Sheryl?- blondynka przypomniała dziewczynie delikatnie o swojej obecności. Corvin natychmiast się opamiętała.
- W Pokoju Wspólnym spotkałam Rachel. – zaczęła.
- Rachel?- Jas zmarszczyła brwi.- Tę była dziewczynę Pottera?- spytała, chcąc się upewnić.
- Tak!- przytaknęła brunetka. – Właśnie tę! Zagadała do mnie. Kiedyś to ja miałam do niej sprawę, więc nie widziałam sensu się nie odzywać…
- A ta dawna sprawa to wypytywanie o Rogacza? – Dorcas uniosła wysoko jedną brew.
- Mniejsza z tym. – nachmurzyła się Sher, chcąc kontynuować dalej swoją opowieść. – Rachel zaczepiła mnie tylko dla jednego pytania. A dokładniej mówiąc, bardzo interesowało ją czy Lily była tej nocy u nas w dormitorium. – Dori pobladła.
- A niby czemu miałaby o to pytać?
- Nie zastanowiłam się wtedy nad tym…- Sheryl ukryła twarz w dłoniach. Jak mogła być aż tak głupia?!
- Przecież nie mogła wiedzieć…- Jasmine próbowała przekonać samą siebie oraz swoje koleżanki.
- Ona wie. Nie wiem skąd jej to przyszło do głowy, ale wie, że Lil tu nie było… - Corvin ściągnęła brwi ze zmartwieniem.
- Skąd miałaby wiedzieć?- Jas spierała się dalej przy swoim.
- Bo…- Sher zawahała się. – Bo ja jej powiedziałam, że Ruda nie spała u nas. – odwróciła twarz od oniemiałych koleżanek. Dorcas nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała. Czy w całym swoim zdeterminowaniu, by zdobyć James’a, Sheryl była zdolna wkopać przyjaciółkę?
- Nie zrobiłaś tego…- Elvin opadła ciężko na łóżko, zszokowana nagłym obrotem akcji.
- Wiem!- Corvin chwyciła się za włosy. – Jestem idiotką! Tylko za późno to do mnie dotarło! Rachel coś zamierza… Wiem o tym. Widziałam to w jej oczach. Moja odpowiedź strasznie ją usatysfakcjonowała.
- Jak to coś zamierza?!- Dori pobladła jeszcze bardziej. Sytuacja stawała się poważniejsza.
- No według mnie… Lily ma problem. I to bynajmniej poważniejszy niż te co miała dotychczas…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 15:52, 15 Cze 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
Bogu dzięki, że to był koniec dnia! Koniec lekcji. Równo z dzwonkiem czuła jak eksplodowała w niej radość wolności. Dziś nie znajdowała żadnego pocieszenia na lekcjach. A każdą przerwę starała się spędzać w osamotnieniu. Tak było bezpieczniej. Spławiła nawet Blacka, który najwidoczniej chciał zagadać i poprawić jej humor. Dzielnie znosiła nienawistne spojrzenia grupek dziewcząt i to jak szeptały za jej plecami, choć w głębi czuła się coraz słabsza, coraz bardziej zmęczona tym dniem… A do końca tygodnia jeszcze 3 dni nauki… Pomyślała chwilę o wypracowaniach jakie musi napisać. To było idealne wyjście… Prace domowe na jutro miała już zrobione. Dlaczego nie odrobić tych z dzisiaj? Zresztą, nie miała nic lepszego do roboty. Byle zając myśli czymkolwiek…
Spokojnie ruszyła w stronę biblioteki. Uwielbiała panią Pince, gdyż ta kobieta również potrafiła uczyć szacunku do książek. Lily wiedziała, że w kartkach można znaleźć czasem bardzo dużo. I już możnaby rzec, iż znalazła sposób na relaks, aż tu nagle zauważyła grupę wielbicielek Blacka i Pottera. Zamarła na chwilę w bezruchu. Mogła zawrócić, ale i tak już ją dostrzegły. Evans widziała te perfidne uśmieszki na ich twarzach. W zasadzie czego ma się bać? Grupy głupich ślicznotek, czy ich pilniczków do paznokci?
Wzięła głęboki oddech, po czym dzielnie zaczęła maszerować dalej przed siebie. Wiedziała już, że nie pozwolą jej przejść…
- No, no…- zacmokała jedna z nich, skutecznie zagradzając Lil drogę. – Kogo my tu mamy? – wredny uśmiech wypełzł powoli na jej twarz. Lily spojrzała wymownie w sufit. Znów się zaczyna…
- Lilyanne Evans. – odezwała się jakaś blondynka z grupy. Lily zerknęła w jej kierunku, nie kryjąc niechęci.
- Wybaczcie drogie panie. – odezwała się znudzonym tonem.- Lekko się śpieszę.
- Ale proszę bardzo!- wtrąciła się kolejna rozmówczyni. – Idź, jeśli przejdziesz!- wszystkie dziewczęta wyglądały na bardzo z siebie zadowolone. Oczywiste było to, iż Ruda nie miała najmniejszych szans, żeby przejść!
- Czy może mi któraś wytłumaczyć, co wam wszystkim dzisiaj do łbów strzeliło?- spytała w miarę spokojnie Zielonooka.
- Pfff!- ktoś prychnął. – A co tobie strzeliło, żeby wykorzystywać Pottera?!- Lily zamrugała kilkakrotnie. Pottera? Czyżby ten głupek coś nagadał?
- Wykorzystywać?- powtórzyła marszcząc brwi.
- A tak!- blondynka ponownie zabrała głos. – Odwiedzasz jego dormitorium, spotykacie się, całujecie… Dajesz chłopakowi złudną nadzieję…
- To absurd!- przerwała jej Lil krzywiąc się nieznacznie. – Przecież ja w życiu nie zbliżyłabym się do Pottera!
- Tak, jasne!- brunetka stojąca tuż obok przewróciła oczyma.- Do Hitchswitcha też się nie zbliżasz co?!
- Tyron to mój przyja…
- Przyjaciel?- wredna panna stojąca naprzeciw Lilian, ta która ją zaczepiła, uśmiechnęła się z pogardą. – Taki, z którym sypiasz?- rozległy się ciche chichoty, podczas gdy Lil mogłaby przysiąc, że coś w niej zaczyna drżeć ze złości. Te małpy wiedziały... Wiedziały, że nie spała w dormitorium dziewcząt…
- Jesteście głupie!- prychnęła wreszcie, odrzucając dumnie rude włosy. Miała zamiar stamtąd odejść, ale zauważyła, że grupa przeciwniczek zgrabnie zamknęła ją wewnątrz ciasnego koła.
- My głupie?- blondynka znów się odezwała, patrząc na nią z czystą zawiścią. – To ty krowo kręcisz z dwoma na raz!- reszta jakby całkowicie się z nią zgadzała.
- To jakieś nieporozumienie…- Lily westchnęła ze zrezygnowaniem, wiedząc, że ma przed sobą bandę zdeterminowanych kretynek.
- Nieporozumienie?!- kolejna fanka Huncwotów zabrała głos, a kilka innych dziewcząt prychnęło. Lily rozejrzała się. Było ich 10… Każda z różdżką w ręku…
- Tak. Nieporozumienie jest wtedy, gdy dwie strony opatrznie się zrozumiały z czego jedna wychodzi na głupka. W tym przypadku akurat wy źle zrozumiałyście i to wy wychodzicie na debilki. – podsumowała Lil z wyniosła miną, a kilka dziewcząt syknęła ze złością.
- Uważaj co mówisz…- ostrzegła ją blondynka.
- Czy to nie ty ostatnio prowadzasz się z Blackiem?
- Z moim chłopakiem się pokazuje?!- oburzyła się któraś z wrogiń.
- Syriusz z tobą chodzi?!- zdziwiła się Evans, zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Nie…- speszyła się tamta. – Ale kiedyś będzie….
- Pfff! Pomarzyć to sobie możesz!- Lily traciła cierpliwość. Zmierzyła krytycznym wzrokiem szatynkę o zielonych oczach. – Poza tym nie jesteś w jego guście. – demonstracyjnie skrzywiła się. – Syriusz lubi blondynki o błękitnych oczach.
- Jak śmiesz!- jedna z towarzystwa przepchała się na przód, podnosząc rękę. Lily ją już kiedyś widziała… Czy to nie była owa Ślizgonki, z którą Black się umówił? Czy to nie z jej winy Dorcas była taka nieszczęśliwa? W tej chwili może nie miało to dużego znaczenia… Lil była pewna, że za chwilę dostanie mocnego policzka, ale jej ciało reagowało zbyt wolno. Nie była w stanie się obronić, ale…
- Lily!- ktoś z zewnątrz krzyknął, a wszystkie żeńskie twarze zwróciły się w stronę małego chłopca. Był przerażony. – Lily, wszystko dobrze?- spytał z przestrachem, przepychając się w środek koła jakie stworzyło 10 osób.
- Tak. – Ruda zmarszczyła brwi. Miała z nim porozmawiać… Jeśli Tyron miał rację, to sytuacja podobała jej się coraz mniej. – Idź stąd!- rozkazała, ale pierwszoklasista tylko patrzył niepewnie w jej zdecydowane, zielone oczy.
-Ale Lily…
- Colin nie dyskutuj!- przerwała mu stanowczo. – Uciekaj stąd i to już!- jednym ruchem ręki wypchnęła chłopca poza krąg dziewcząt. Widziała jak Colin waha się. Zrobił kilka kroków do przodu, wciąż oglądając się za siebie, aż wreszcie na zakręcie ostatni raz zerknął w jej stronę, po czym czmychnął w głąb korytarza. Lily wiedziała, że została w zasadzie sama. A te przeklęte dziewuchy są gotowe na wszystko. No, ale czy mogłaby trzymać przy sobie dziecko, skoro i Colina mogłaby przez to narazić?
- No, no… Jaka troskliwa….
- Och, zamknij się!- Lil nie miała już najmniejszej ochoty na głupie zagrywki. – Rozejdźcie się i nie róbcie z siebie idiotek. – najwidoczniej zaskoczyła wszystkie swoim podenerwowaniem, gdyż dziewczęta popatrzyły na nią zdziwione.
- Nie tak szybko…- pierwsza opanowała się Ślizgonki, której przerwano „rozmowę” z Lily. – Musisz wiedzieć, że nie wolno ci kręcić z Potterem i w międzyczasie sypiać z Hitchswitchem, a dodatkowo zarywać Blacka.
- Na litość boską!- Ruda przewróciła oczyma. – Nienawidziłam Pottera! W życiu nie mogłabym z nim kręcić! Hitchswitch i Black to przyjaciele! Dużo mi pomagają.
- Pomagają?- podchwyciła blondynka, uśmiechając się drwiąco. – Pomagają w… łóżku? – wszystkie zaśmiały się perfidnie. Evans czuła jak coś się w niej gotuje. Takie absurdy… Czyżby myślały, że tak nisko upadła?
- W życiu nie spałam z Tyronem. – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- A to ciekawe… Dziś nie było cię w twoim dormitorium… A znajdą się świadkowie, którzy wczoraj usłyszeli, że sypiasz z Hitchswitchem. – Lily nie wiedziała co jest gorsze… To, że ktoś rozpuszcza fałszywe plotki, czy to, że zaraz będzie w stanie rzucić się na te wredne wiedźmy? Chciała im dopiec do żywego, byleby się rozeszły…
- Posłuchajcie ślicznotki…- zaczęła z wrednym błyskiem w oku. – Musi do was dotrzeć, że oni nigdy na was nie spojrzą. – wywołała ogólne poruszenie, ale nie przestawała mówić. – James i Syriusz brzydzą się pannami z fanklubu. – wyraz twarzy owych dziewcząt wydawał się być bezcenny, a dodatkowo sprawiał wielką satysfakcję. – Dla nich nie istniejecie. A ty- Lil wskazała byłą dziewczynę Blacka. – ty zawsze byłaś dla niego zabawką. – i tym razem Lil nawet nie zdążyła zauważyć, kiedy tamta podniosła rękę. Za to poczuła jak dostaje w policzek wewnętrzną stroną jej dłoni, a chwilę później zabolał ją drugi, w który musiała uderzyć zewnętrzną stroną ręki, gdyż Evans poczuła jej pierścionek, który uderzył ją w pobliżu kącika ust. To chyba bolało najbardziej… Tamta dyszała ciężko, a Lil rzuciła jej nienawistne spojrzenie. Zabije ją…
Przybiegł tam najszybciej jak mógł. Bez pukania wpadł do obcego dormitorium, nie zważając na bałagan, czy zaskoczone spojrzenia czwórki chłopaków. Dyszał ciężko…
- Colin!- James poderwał się błyskawicznie. – Co ty tu robisz? – chłopiec tylko oparł się o ścianę próbując złapać oddech.
- Nie ważne Rogaczu!- Łapa ucieszył się. – Czy to nie jego szukaliśmy?- dwójka huncwotów uśmiechnęła się z diabelskim błyskiem w oku.
- No tak…- przyznał Potter, gotowy dogadać się z pierwszoklasistą, który wciąż nie był w stanie wyksztusić słowa.
- A nie sądzicie, że skoro on tu przybiegł to musiał albo mieć ważna wiadomość, albo coś się stało…?- Remus rozejrzał się po przyjaciołach, a Colin wskazał w jego kierunku drżącym palcem i pokiwał głową, że właśnie o to chodzi. Wciąż nie mógł unormować oddechu.
- Ech…- Syriusz nachmurzył się. – No dobra młody. Mów. – rozkazał. Zdawało się, że Huncwoci nie za bardzo są przejęci jego towarzystwem i tym, że może ma złe wieści. Mimo to Colin nie zrażał się. Wziął głęboki oddech i zdołał wyksztusić:
- Kłopoty… dziewczyny… korytarz… biblioteka… kłótnia… - przerywał dysząc po każdym wyrazie, ale to jakoś nic nie dało. Nikt nie palił się, żeby iść pod bibliotekę i zobaczyć co się stało…
- Dziewczyny zawsze sprawiają kłopoty.- zaśmiał się Syriusz, ale chłopiec postanowił zaryzykować ostry ból w płucach i dodać jeszcze : - Lily…- jak na komendę. James podniósł głowę, a Black chyba zrozumiał o co chodzi, gdyż przestraszony zerknął szybko na swojego przyjaciela.
- Lily?- powtórzył Rogacz z lekkim ożywieniem, pomny poprzednich słów Colina. Pierwszoklasista kiwnął głową, szczęśliwy, że ktoś wreszcie go zrozumiał.
- James daj spokój!- żachnął się Łapa. – To może być fałszywa informacja. Jakiś jej strzępek.
- Chłopak chyba biegł ile sił w nogach. – zauważył Lunatyk. – Może warto sprawdzić?- zaproponował rezolutnie. – Mogę tam pójść i zobaczyć czy wszystko w porządku. W razie potrzeby mogę użyć odznaki prefekta. – uśmiechnął się.
- Ja w razie potrzeby mogę użyć całego swojego huncwockiego sprytu. – stwierdził Potter oschle. Korytarz do biblioteki… i kłopoty… - Idę tam!- oświadczył butnie.
- Gdzie! – Łapa stanął przed drzwiami. – Nie możesz iść!
- A niby to dlaczego nie?!- Rogaś denerwował się coraz bardziej.
- Nie możesz iść…- Colin odzyskał głos i teraz postanowił się wtrącić. James zerknął w jego stronę nie kryjąc złości.
- Jak to nie mogę?!- oburzenie na twarzy okularnika pojawiło się błyskawicznie.
- Ona…one…- Colin wziął głęboki wdech, po czym usiadł na jednym z łóżek i zaczął powoli: - Stała Lily a dookoła niej grupka innych dziewcząt. Myślałem, że rozmawiają, ale jak dotarło do mnie słowo „krowa”, to…
- Kto tak powiedział?- spytał twardo James, zaciskając pięści. Chłopak popatrzył na niego chwilę, ale Łapa dał pierwszoklasiście znać, żeby się nie przejmował i kontynuował dalej. Więc Colin niepewnie ciągnął swoje sprawozdanie.
- To byłem pewny, że się kłócą. To nie była zwykła kłótnia… Lily oskarżono o to, że podrywa James’a Pottera i Tyrona Hitchswitcha. W sumie nawet bym się nie wtrącał, ale taka jedna z dziewcząt podniosła na nią rękę, to aż się przestraszyłem. Ta Ślizgonka…
- Ślizgonka?! – Rogacz i Łapa podnieśli głos jednocześnie.
- No taka jedna…- speszył się Colin, zaskoczony reakcją chłopaków.
- Co ta Ślizgonka?!- przypomniał Remus, który zaczął się już nieco denerwować. Działo się coś złego, a oni wnikają w nie te szczegóły co trzeba.
- No jak chciała ją uderzyć to ja się wtrąciłem, a Lily kazała mi…
- Idę tam!- James odtrącił Syriusza.
- Nie!- Black zabronił mu stanowczym głosem. Rogacz zatrzymał się i spojrzał morderczo na przyjaciela. – Ja ją stamtąd zabiorę.- powiedział powoli i wyraźnie do wściekłego Pottera. – Będzie bezpieczniej… - dodał po chwili. James tylko z rozmachem opadł na łóżko w wyrazie największej złości. – Dobra…- Black wydawał się być odrobinę zdenerwowany. Nie miał zielonego pojęcia jak tę sprawę załatwić… - Idę…- rzucił i wyszedł przez drzwi. A w dormitorium zapanowała cisza… Wszyscy bali się odezwać. Oczywisty zdawał się być fakt, że pierwsza osoba, która coś powie posłuży za kogoś do rozładowania wściekłości James’a Pottera. Tylko mały chłopiec wydawał się być całkowicie spokojny.
- Dobrze, że to on poszedł…- nikt nie podchwycił tematu. Colin popatrzył na swoje palce. – No w sumie…- urwał zdając sobie sprawę, że i tak nikt nie zwróci na niego uwagi. Jednak najwidoczniej postanowił nie dawać za wygraną. – Niby nie powinien iść, ale…
- Nie powinien?!- James poderwał się, siadając.
- No… eeee….- pierwszoklasista tracił swoją pewność siebie. – Te dziewczyny były też wściekłe za Blacka. Twierdziły, że Lily spędza z nim czas, bo chce go poderwać… W zasadzie to Lil prawie dostała za Blacka, ale…
- Uh!- Potter wyglądałby jakby za moment zamierzał rozszarpać to dziecko. – Chcesz mi powiedzieć, że Black i ja byliśmy na tej samej pozycji, a mimo to zrobiłeś wszystko żebym nie mógł pójść do Lil?!- spytał nie ukrywając emocji. Od dłuższego czasu coś się w nim gotowało.
- Tak. – Colin zmarszczył nieco brwi. – Powinieneś mi dziękować. – wypalił nieco odważniej.
- Dziękować?!- Rogacz prychnął dziko. – Niby za co?! Łapa tam pójdzie i jej to nic nie da! W ten sam sposób pogorszy sytuację! Więc nie było różnicy, który z nas pójdzie! Mogłem to być JA!
- I co z tego?- chłopiec pozwalał sobie na coraz więcej.
- To, że wolałbym być teraz blisko niej…- wycedził James przez zęby.
- A ja wolałbym żebyś pozostał cały i nie znienawidzony. – stanowczy głos pierwszoklasisty zdawał się zadziwiać nie tylko Glizdka, ale również i Remusa.
- Pff!- Potter wstał i oparł się o ścianę, lekceważąc wszystko wokół.
- Znasz naszą panią prefekt? Wiesz jak zareaguje, po uwolnieniu jej z grona wrogo nastawionych dziewcząt?- spytał Colin.
- Ja bym stawiał na to, że zabije osoby, które wpędziły ją w tę sytuację. – wtrącił się Lupin.
- Właśnie. – podchwycił chłopiec. – Osobiście wolę, żeby pierwsza wściekłość spadła na Blacka niż na ciebie…
Syriusz przyśpieszał przez cały czas, chcąc pokonać korytarze w jak najkrótszym czasie. Nie wiedział jak się zachować, jak odciągnąć stamtąd Lil… Ale jeśli Colin miał rację, to nie było czasu do stracenia. Wchodził właśnie w kolejny korytarz, kiedy zobaczył grupkę dziewcząt zgromadzonych wokół rudowłosej dziewczyny. Oj, tak…. Evans wyglądała na nieźle zdenerwowaną. A któżto stał naprzeciw niej? Czyżby….?
Nagle Łapa zauważył jak dziewczyna szybkim ruchem wymierza Rudej policzek, uderzając ją jedną ręką dwa razy. Dosłownie ułamek sekundy… Przez chwilę nie był w stanie wykrztusić słowa. Podniosła rękę na Evans… To jak samobójstwo… Uchwycił wzrokiem jak Lil patrzy na tamtą nienawistnie i zauważył, że Zielonooka już ściska w ręku różdżkę.
- Fariel! – krzyknął wychodząc szybko na środek korytarza. Był chyba równie wściekły i zszokowany jak sama Evans.
- Syriusz!- wezwana panna obróciła się, zmieniając ton głosu. Lily obserwowała jej reakcję z największym obrzydzeniem. Nie obchodził jej zbliżający się Black, ani to, że czuła jak dolna warga ust lekko zaczyna jej puchnąć przy lewym kąciku. Dotknęła jej dłonią i zobaczyła małą kroplę krwi. Pięknie… Ten pierścionek musiał ją tak urządzić.
Łapa podszedł szybko do dziewcząt nie zważając nawet na ciche „ochy” i „achy”, zignorował swoją była od razu podchodząc do Lily z poważną miną. Zanim ktokolwiek zdążył się zorientować chłopak już delikatnie unosił twarz Rudej do światła, trzymając ją za podbródek, tak aby móc obejrzeć czy nic jej się nie stało. Lil natychmiast przypomniała sobie dlaczego ją otoczyły i za kogo dostała ten policzek. Odwróciła twarz, wyrywając się, bez ukrywania poirytowania.
- Zostaw!- rozkazała.
- Nic ci nie jest? – Syriusz zdawał się nie przejmować jej oschłością. – Dobrze się czujesz? – Evans zerknęła na niego morderczym wzrokiem.
- Nic mi nie jest. – powiedziała ściągając usta i brwi w groźny sposób.
- Jezu, dziewczyno!- Syriusz popatrzył na lewy kącik jej ust, natychmiast z powrotem przyciągając ją do światła. – Co one ci zrobiły?! Toż Rogacz mnie zabije!
- Co myśmy jej zrobiły?!- Fariel chyba odzyskała głos, gdyż teraz ze łzami w oczach patrzyła na przystojniaka, którego Evans kolejny raz odepchnęła od siebie. – To ona! Bawi się tobą, Potterem i Hitchswitchem!- Black na te słowa tylko objął Zielonooką ramieniem i popatrzył ze wstrętem na niegdyś, wydawałoby się piękną, dziewczynę.
- Wiesz co Fariel? – powiedział wreszcie, kiedy tamta dławiła łzy. – Dorcas miała rację, Ślizgonów się nie rusza, bo to największy szlam na świecie. – dodał z nienawiścią, po czym pociągnął Evans ze sobą ku PW Gryfonów.
Lily cała drogę myślała o tym kto może być temu winny. Nie Black… To pewne. Oskarżyły ją najpierw o Pottera… Ten Huncwot… Poczuła jak coś się w niej gotuje. Jak nisko może upaść człowiek, kiedy chce coś osiągnąć? Zatrzymali się pod portretem Grubej Damy i dopiero teraz dotarło do niej, że Syriusz ciągle coś mówi.
- Zabiorę cię do swojego dormitorium i opatrzę tę ranę na ustach, bo…
- Nie!- sprzeciwiła się stanowczo.
- Lily nie bądź śmieszna!- Black wyglądał na niemniej zdenerwowanego sytuacją od niej samej.
- Nie będę się z wami spotykać! To wszystko wasza wina! Twoja! Pottera! I Hitchswitcha! – krzyknęła wchodząc do dobrze znanego Pokoju Wspólnego. Zachowywała się jak dziki kot, który nie może się zdecydować co rozwalić.
- Jak nasza?! – Łapa wbiegł za nią, ale była już na schodach.
- A tak! I świetnie sobie poradzę sama! Wszyscy są jak dzieci…- miała szczerą ochotę coś stłuc, albo zniszczyć… Cokolwiek! Byleby ulżyć własnemu gniewowi.
- Dajże spokój!- Syriusz tuż przy drzwiach swojego dormitorium zdołał chwycić ją za ramię.
- Puszczaj!- wrzasnęła, wyrywając się z uścisku Huncwota.
- Ani mi się śni… - powiedział spokojniej. – Wejdziesz tu ze mną grzecznie i dasz się opatrzyć. No i nie zapomnij, że masz być grzeczna, rozumiesz?
- Dam ci szlaban!- krzyknęła odginając po kolei jego palce, ale i ta technika nic nie dawała.
- Lily! Przestań zachowywać się jak dziecko!- Black podniósł wreszcie głos, otwierając drzwi do dormitorium i wciągając rudowłosą dziewczynę za sobą.
- Ja jak dziecko?! To ty…- urwała widząc Pottera, Pettigrewa, Lupina i Colina patrzących na nią ze zdziwieniem. Popatrzyła chwilę na małego chłopca. Musiał przybiec tu jak tylko ją zobaczył…
- Liluś! Nic ci nie jest?- James podbiegł do niej z troską na twarzy. Od razu dostrzegł malutką rankę na ustach. Co te dziewczyny jej zrobiły?! I nagle zanim zdążył cokolwiek zrobić zarobił siarczystego liścia od ognistowłosej dziewczyny stojącej tuż obok.
- Nigdy więcej nie mów do mnie Liluś!- krzyknęła mijając Pottera obojętnie. Miała już swój cel…
- Eeee… Lily?- Colin przełknął ślinę. Nigdy jeszcze nie patrzyła na niego z taką wściekłością.
- Ty mały, podstępny łgarzu!- nie wiedziała co mu zrobić! Nie miała serca go uderzyć, jak tego pchlarza Pottera, ale teraz czuła się tak bardzo zdradzona jak jeszcze nigdy w życiu! – Ja ci zaufałam! – krzyknęła oskarżycielsko.
- Lily spokojnie…- Remus zdawał się próbować załagodzić sytuację swoim nieśmiałym stwierdzeniem. Nawet zrobił krok w kierunku drżącej dziewczyny i już kład rękę na jej ramieniu, kiedy obróciła się i go odepchnęła.
- Nie dotykaj mnie teraz!- zarządziła stanowczo. Kątem oka dostrzegła zdziwionego Blacka, przestraszonego Glizdka i rozcierającego policzek James’a. Szybko powróciła do wyrzucania własnej goryczy. Znów wbiła wzrok w pierwszoklasistę tuż przed nią. – Jesteś podły…- powiedziała oddychając głęboko. – Nie chcę cię więcej widzieć. – chłopiec wytrzeszczył na nią swoje oczy.
- Lily no co ty!- Syriusz podszedł do niej. – Toż to dziecko.
- Nie odzywaj się do mnie…- wycedziła przez zęby, a Black natychmiast cofnął się o krok.
- Ale…- Colin wtrącił się niepewnie. – Co ja zrobiłem?- spytał z dziecinną niewinnością.
- Uh!- Lil zacisnęła pięści. – Jeszcze masz czelność się pytać?! – podeszła do niego bardzo blisko z morderczą miną. – Tyron miał rację!
- Tyron?!- Colin poderwał się butnie.
- Tak! Miał rację! Nie cofniecie się przed niczym. – rozejrzała się po dormitorium z obrzydzeniem. – Byleby wygrać prawda? – spytała z nutką goryczy w głosie.
- Lily, pojęcia nie mam o czym mówisz…- James podszedł do niej, ochłonąwszy wreszcie po policzku, jaki mu wymierzyła.
- Nie zbliżaj się do mnie! – krzyknęła odsuwając się z odrazą. – Nienawidzę cię… - pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Lily! Tyron kłamie!- Colin już ze szklanymi oczami walczył o swoje.
- Nie! Ty kłamiesz… - skrzywiła się patrząc na chłopca. Chciał zagrać jej na uczuciach. Najgorsze było to, że skubańcowi się udało. Za bardzo się z nim związała… - Ty i Potter zgadaliście się przeciw mnie! A mnie to nie bawi Colin. Nie bawi mnie to co rozpowiadacie…- zawiesiła głos, czując jak sama już dławi łzy. To dziecko wiedziało kiedy i jak ją ugłaskać, ale nie tym razem!
- A co my niby rozpowiadamy?!- pierwszoklasista pozwolił, by po policzku spłynęła mu ogromna łza. To działało. Evans zaczynała mniej podnosić głos i bardziej ważyć własne słowa.
- A to, że niby kręcę z wieloma na raz! To, że nie śpię w swoim dormitorium! – wyrzuciła zakładając ręce na biodra, co nadało jej jeszcze groźniejszego wyglądu.
- To absurd! – Colin już płakał na dobre.
- My nic takiego nie mówiliśmy!- zaprzeczył również James.
- To skąd niby plotki, że sypiam z Hitchswitchem?! Co?!
- A może jego się spytaj?- zaproponował Syriusz.
- Wczoraj to on powiedział, że z nim śpisz! – Colin krzyczał płacząc.
- Znowu kłamiesz!- Lily nie wytrzymywała już. – Nie waż mi się zwalać więcej winy na niego! Nie ważcie mi się próbować czegokolwiek!
- Ale to naprawdę on!- pierwszoklasista nie dawał za wygraną. Nagle drzwi do dormitorium otworzyły się i do środka jak na zawołanie wparował Hitchswitch. Omiótł wzrokiem wszystkich obecnych, po czym natychmiast podszedł do Lily.
- Nic ci nie jest?!- spytał z podenerwowaniem. Również od razu dojrzał rozciętą wargę.
- Nie…- powiedziała bez cienia złości.
- To oni ci to zrobili?- popatrzył groźnie na Pottera.
- Nie, Tyron…- odepchnęła od siebie jego rękę.
- Spytaj go teraz!- Colin krzyknął przez łzy. Zerknęła na niego wściekle. – Powiedz jej!- chłopiec zwrócił się do nadzwyczaj poważnego Hitchswitcha. – Powiedz jej prawdę!
- Jaką prawdę?- Tyron nie ukrywał niechęci do tego dziecka, co doskonale odzwierciedlała mimika jego twarzy.
- Powiedz jej! Powiedz jej kto wczoraj rzucił tekst w stylu, że śpi z Lily każdej nocy?!- wszyscy zerknęli na ciemnowłosego chłopaka, stojącego obok Zielonookiej, która przyglądała mu się niby obojętnie, ale jednak z lekkim zainteresowaniem. Wszyscy znali prawdę… Wszyscy prócz jej. Mógł skłamać, albo się przyznać…
- Tyron?- spokojny, ale drżący głos Evans ponaglał do odpowiedzi.
- No ja, ale…- głośne zaczerpnięcie powietrza przez Lily kazało mu urwać w połowie zdania.
- Nie wierzę…- wyszeptała blednąc ze złości.
- Chodziło mi o to, że śpisz w naszym dormitorium!
- Milcz!- usprawiedliwienia zdawały się nic nie znaczyć dla Rudej. Zapanowała napięta cisza. Pomyliła się… Kolejny raz oskarżyła niewinne osoby o coś, co zrobił ktoś inny. Zerknęła na małego chłopca, który wycierał podpuchnięte oczy. Nigdy wcześniej nie było jej tak głupio… Wrzeszczała na niewinne dziecko… Na swojego kochanego ulubieńca. Coś ciężkiego spadło jej na serce.
- Colin…- zaczęła ściągając brwi z westchnieniem.
- Słuchasz jego.- chłopiec użył swojego spokojnego, ale drżącego od płaczu głosem. Jego oczy znów się zaszkliły. – Nakrzyczałaś na Blacka, Pottera uderzyłaś, a mnie bezpodstawnie oskarżyłaś. – dwie wielkie łzy spłynęły po jego policzkach.
- Pomyliłam się… - powiedziała dość twardo, ale w zieleni jej oczu widać było żal do samej siebie. Jak Hitchswitch mógł jej to zrobić.
- Oh, proszę!- Tyron prychnął. – Nie widzisz, że on kolejny raz gra na twoich uczuciach?!
- Jeśli jeszcze raz cokolwiek na niego powiesz to cię znienawidzę!- rzuciła się do kapitana szkolnej drużyny Gryfonów.
- Ale kiedy…
- Zamknij się i nie mów nic do mnie!- krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się iskierki złości. James oparł się o ścianę, doskonale pamiętając jak niegdyś sam często musiał oglądać te elektryzujące blaski.
- Obiecaj mi, że więcej we mnie nie zwątpisz!- Colin perfekcyjnie odegrał swoją rolę, wtulając się w Lily, która zaskoczona tym gestem, objęła go delikatnie.
- Nie będę na to patrzył!- oburzył się Tyron.
- Droga wolna. – James otworzył drzwi na oścież. Przez chwilę dwójka chłopaków świdrowała się nienawistnymi spojrzeniami. Wreszcie Hitchswitch wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Potter wygrał… Jeden zero dla niego. Rogaś powrócił do swojej poprzedniej pozy spokojnie oglądając Rudą, która obejmowała Colina. Ten chłopiec owinął ją sobie wokół palca…
- Przepraszam…- wyszeptała, ciesząc się z tego, że wszystko wraca do normy. To była jedyna dobra strona tego dnia. Colin jej nie zdradził. – Już nigdy, przenigdy w ciebie nie zwątpię. – pierwszoklasista odsunął się od niej i popatrzył badawczo w jej oczy.
- A ich nie przeprosisz?- spytał wreszcie. Lily z podenerwowaniem zerknęła na Pottera, który przyglądał jej się ze spokojem. Pewnie policzek jeszcze go piekł… Ją ręka bolała. Wreszcie doszła do wniosku, że Colin ma rację. Musi przeprosić.
Westchnęła ciężko po czym wstała. Najlepiej zacząć od tych najłatwiejszych. Podeszła do Syriusza.
- Wiesz, że cię lubię. – zaczęła, nie wiedząc jak się wytłumaczyć.
- Wiem. – Black uśmiechnął się. – I wiem, że czasem musisz wybuchnąć gniewem, żeby móc normalnie rozmawiać. Nie szkodzi. Twój temperament i twoje prawo, ale wiedz, że ja zawsze będę z tobą, a nie przeciw tobie. – uniosła lekko kąciki ust. – No może poza jednym wyjątkiem, gdy James coś wymyśli. Wtedy naturalnie pomogę przyjacielowi. – wyszczerzył się do niej huncwocko.
- Tego jestem pewna. – przyznała spokojnie. Połowę miała za sobą. Tylko jak przeprosić Pottera? Wzięła głęboki wdech po czym stanęła przed przystojnym brunetem. James wyprostował się, czekając na słowa, które od niej usłyszy.
- Ja…nie powinnam…- odwróciła wzrok szukając odpowiednich słów. Rogaś stwierdził, że jest słodka, gdy nie wie jak się zachować. Nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Spokojnie księżniczko. – dotknął delikatnie jej policzka, tak by przyciągnąć jej wzrok na siebie. – Miałem nadzieję usłyszeć coś takiego jak powiedziałaś do Łapy. Może „lubię cię James” przynajmniej, ale widzę nie miałaś zamiaru tak powiedzieć. – uśmiechnął się jeszcze szerzej, zauważając jak dziewczyna już otwiera usta żeby się jakoś wytłumaczyć. – Ciiii…- Potter przytknął jej palec do ust. – Nie musisz nic mówić. Każdy popełnia błędy, a ja nie potrafię się na ciebie gniewać. – stwierdził całkowicie szczerze.
- No tak, ale ten policzek…- znów zaczęła, ale James wtrącił się natychmiast:
- Jaki policzek? – zmarszczył brwi, a w jego orzechowych oczach pojawiły się iskry rozbawienia. – Księżniczko dostałem ich od ciebie już tyle, że jeden więcej nie robi różnicy. – zauważył jak Evans spuszcza wzrok i marszczy brwi. Uwielbiał ją za każdy najmniejszy gest. Dziwne, że kiedy była blisko, zdawał sobie sprawę jak bardzo mu jej brakuje. – Obiecajmy coś sobie, dobrze? – Lily na te słowa podniosła twarz i popatrzyła nieufnie na chłopaka, stojącego naprzeciw niej.
- Co takiego? – spytała ostrożnie, ale i z pewnego rodzaju ciekawością.
- Jak mamy być przyjaciółmi, to będziemy ze sobą normalnie rozmawiać. Czyli nie będziesz mnie już unikać. – przyglądał się jak przygryza jedną wargę. Musiała zapomnieć o skaleczeniu. Rogacz przysiągł sobie, że urządzi piekło dziewczynie, która podniosła na nią rękę.
Lily myślała przez chwilę. W zasadzie… To co jej szkodzi? Tym bardziej, że przestał okazywać się tak wielkim draniem.
- Hmmm… - zamyśliła się. – Zgoda.
Dorcas przebiegła już większość korytarzy, ale Lily albo nie chciała, żeby ktoś ją znalazł, albo siedziała bezpiecznie w jakimś dormitorium. Blondynka modliła się, by ta druga opcja okazała się prawdziwą. Jak Sheryl mogła okazać się tak głupia?
- I co?- Jasmine zaszła jej drogę z bardzo zmartwioną miną.
- Nic…- Meadows potarła twarz dłońmi.
- U mnie też nic…- Sheryl oparła się o najbliższą ścianę. Cała trójka dziewcząt przetrząsnęła Hogwart byle znaleźć jedną, głośną, żywą, rudowłosą istotę. – Pewnie siedzi sobie szczęśliwa i żartuje ze swoimi kolegami. – rzuciła niby obojętnie brunetka. Nie miała zwyczaju martwić się o Rudą. To było nie dla niej. Martwić się o Jamiego, to owszem, ale… Lil zawsze sobie radziła.
- Musi być jakiś sposób, żeby ją znaleźć… - Jas zmarszczyła brwi zastanawiając się intensywnie.
- Bo jest…- przyznała Sher z głębokim zamyśleniem.
- Jest?- nawet Dorcas wyglądała na zdziwioną.
- Jest. – błękitne oczy Corvin zabłyszczały na chwilę ożywiając całą jej postać.
- Chyba wiem o czym mówisz, ale…
- Jaki?- Dor niegrzecznie przerwała Elvin.
- Możemy poprosić nasza mała szatynkę, żeby nam powiedziała. Oh, Jas! Tylko obiecaj mi, że nie popatrzysz na mnie tymi swoimi oczami, bo są przerażające. – wzdrygnęła się Sheryl, widząc jak bardzo sceptycznie podchodzi do tego dziewczyna z lokami.
- Nie mam zamiaru w ogóle wykorzystywać swoich zdolności. – oświadczyła zdecydowanie. Prawda była taka, że nie mogła tego zrobić. Odkąd Lily nosiła przeklęty pierścień na palcu, nie było możliwości dostania się do niej bez odwrócenia procesu. Jeśli spróbowałaby znaleźć Evans, w efekcie to Evans znalazłaby ją.
- No to nie!- Sheryl najwidoczniej wcale się tym nie przejęła, ruszając w drogę powrotną do dormitoriów.
- Sher, no coś ty!- Dori pobiegła za nią. -Kończymy z szukaniem Lil?- spytała z niedowierzaniem.
- Nie…- wtrąciła Jasmine, równając się z przyjaciółkami. – Idziemy ją znaleźć, prawda?
- No a żeby grzebać w moich myślach to używasz swoich mocy!- zauważyła brunetka z lekkim oburzeniem.
- Oh, dajcie spokój!- Meadows podniosła nieco głos, widząc speszenie Jas.
- Dobra…- zgodziła się obojętnie Corvin nie zmieniając swojego kursu. Możnaby tylko rzecz, że dodatkowo przyśpieszyła.
- To szukamy Lil?- zapytała spokojniej Dor.
- Nie. Idziemy ją znaleźć. – oznajmiła Sheryl z lekkim uśmiechem. Blondynka jednak tylko zmarszczyła brwi, jakby ta odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała.
- Jak znaleźć?
- Jest jedno słowo i jedna odpowiedź. – podsumowała Sher otwierając przejście pod portretem. – Huncwoci….
Wkroczyła tam spokojnie, ale ze swego rodzaju dumą i wyniosłością. Jeszcze nigdy nie wydała się być wszystkim tak chłodna i opanowana. Jak skała… Nie zdziwiła się, że rozmowy ucichły. Wręcz tego się spodziewała. Była też pewna, że rozsiądą się po dormitorium i będą czekać na jej reakcję z lekkim przestrachem. Pewnie byli przekonani, iż zacznie krzyczeć… Nic bardziej błędnego.
Zgrabnie pozbierała swoje rzeczy i w ciszy, odprowadzana przez spojrzenia kolegów poszła do toaletki, aby się przebrać. Kątem oka dostrzegła Tyrona, który ściągnąwszy usta i brwi najwidoczniej postanowił schować się pod pierzynę. Lily wcale się tym nie przejęła. Jego widok ją drażnił. W sumie nie potrafiła pojąć, jak ktoś komu zaufała mógł zrobić wszystko, byle obrócić ją przeciwko niewinnemu pierwszoklasiście.
Starając się nie robić nic zbyt gwałtownie, próbowała opanować własną wściekłość. Bez pośpiechu przebrała się w przydużą koszulę, która sięgała jej do połowy uda. Niektórych nawyków już nigdy się nie pozbędzie. Petunia zawsze będzie mogła się z niej śmiać. „I co Lily? Kiedy wyjdziesz za mąż będziesz zabierała swojemu małżonkowi koszulki, bo lubisz w nich spać?!” Lil nie chciała myśleć o tym co będzie jak zmieni swój stan cywilny. Kiedy była malutka mogła sobie wspaniale zaplanować przyszłość. Przyszła pani doktor po dobrej uczelni medycznej z dzieckiem i ukochanym mężczyzną. Teraz dziewczyna miała 16 lat i zupełnie inne podejście. Przecież nie zostanie jakimś mugolskim lekarzem, kiedy należy do zupełnie innego świata. Patrząc w lustro widziała teraz twarz dziewczyny o rudych włosach, z zielonymi, migdałowymi oczyma. Kim ona będzie? Za rok pełnoletniość, a jakie aspekty na jutro? Mogła sobie to świetnie wyobrazić. Uzdrowicielka św. Munga… Całkowicie pochłonięta swoim życiem zawodowym, może pracoholiczka? Bez męża, co najwyżej zaadoptuje jakieś biedne dziecko…
Przeczesała długie pasma włosów szczotką. Nie potrafiła zachowywać się spokojnie. Wiedziała, że robi te zbyt energicznie, ale złość wciąż w niej pulsowała. Nie miała zamiaru podnosić głosu… Tylko to było silniejsze od niej. Wzięła głęboki wdech, próbując nastawić się na konfrontację z Hitchswitchem. Będzie dobrze…
Z opanowaniem pchnęła drzwi toaletki. Trójka par oczu natychmiast zwróciła się w jej kierunku. Zignorowała ich. Nie mówiąc ani słowa, weszła do swojego łóżka i przykryła się kołdrą.
- Lily?- usłyszała głos Conrada. Zmrużyła oczy siląc się na spokojny ton.
- Słucham? – spytała nieco nazbyt uprzejmie. Tak sztucznie jeszcze nic jej nie wyszło.
- Bardzo jesteś zła?- zmartwiony głos Marka mierzwił ją i szarpał nerwy.
- Nic do Ciebie nie mam Mark i uprzedzając, do Conrada też nic nie mam. – oznajmiła oschle.
- A do mnie coś…- nawet nie wiedziała skąd nad jej łóżkiem pojawił się Jack, ale zrobił bardzo zdziwioną minę urywając wpół zdania. – Jezu Chryste!- krzyknął. – Kto ci rozciął wargę?!- Ruda natychmiast schowała się cała pod pościel.
- Nie ważne!- odparła stłumionym głosem.
- Dla mnie ważne. – wtrącił się Mark, ściągając z niej kołdrę.
- Kto za tym stoi?- spokojny Straut, czekał na jej odpowiedź, nie zważając na wyraz twarzy dziewczyny.
- Kto za tym stoi?!- podniosła ton głosu. – On!- wskazała palcem łóżko Hitchswitcha.
- Tyron ci to zrobił?- wszyscy wyglądali na zdumionych. Tylko nagły ruch czwartego chłopaka, wydawał się być odpowiedzią. Ciemnowłosy współlokator wyskoczył z łóżka i zmierzył wszystkich złowrogim wzrokiem.
- Nic jej nie zrobiłem!- zaprzeczył stanowczo.
- Sam może nie. – Lily podniosła wysoko jedną brew, co było dowodem tego, iż całkowicie lekceważy Hitchswitcha. – Ale rozpowiadając nieprawdziwe…
- Dajże spokój!- Tyron tracił nerwy. – Potter powiedział, że się z tobą całował, to ja rzuciłem, że sypiasz ze mną co noc!
- Takie kłamstwo moim kosztem?! – Lily krzyknęła. – Byle wygrać?!
- Nie! Chodziło o to że sypiasz ze mną w jednym dormitorium! Nic więcej! – wytłumaczył Tyron. – To inni dopowiedzieli sobie cokolwiek do tego.
- Niech ktoś mu powie, że jeśli usłyszę jak mówi coś na Colina, to go zabiję. – stwierdziła Lil drżącym ze złości głosem.
- Eeee…- zdezorientowany Jack nie był pewien, czy ma to powtórzyć czy nie.
- Słyszałem!- Tyron wyglądał na nie mniej wkurzonego od samej Lily. – Tylko, że ten chłopczyk to mały łgarz! Oplótł sobie ciebie wokół palca, a ty robisz co on chce!
- Powiedzcie mu, że nie mam ochoty słuchać dziś bzdur i kłamstw!- krzyknęła patrząc groźnie na ciemnowłosego chłopaka.
- Świetnie!- Hitchswitch poczerwieniał. – Najlepiej w ogóle ze sobą nie rozmawiać!- rąbnął pięścią w stolik z taką siłą, że Evans aż drgnęła. Jednak szybko się reflektując, ściągnęła brwi drapieżnie. – Powiedzcie jej dobranoc ode mnie!- krzyknął łapiąc za kołdrę i przykrywając się nią w całości.
- Eeeee…. Słyszałaś prawda?- Jack speszył się kłótnią przyjaciół. Lily nie była w stanie wykrztusić słowa. Była wściekła. Rozszarpałaby go, gdyby mogła i gdyby nie to, że za bardzo go lubi. Kiwnęła tylko głową, nie zwracając uwagi, że przestraszona 3 chłopaków zaczęła chować się do swoich łóżek, zanim Ruda się na nich wyżyje. Jej wredny charakterek był wszystkim zbyt dobrze znany.
Lily nie wiedziała co ze sobą zrobić. Wiedziała jedno… Jutro znowu będzie musiała znosić bandę rozkapryszonych fanek huncwotów i tym razem była pewna, że winowajca śpi w łóżku obok. Dotknęła palcem rozcięcia na wardze. Nawet nie bolało, było praktycznie niewidoczne, chociaż…
Nastał nowy dzień. Dziewczyna była pewna, że coś się wydarzy. Czuła to… Niepokój towarzyszył jej od wczoraj. Rzecz w tym, że Huncwoci i ich cudowna mapka zawsze się przydają. Sheryl nigdy sobie nie wybaczy, że ktoś pobił Evans z jej winy… Nigdy… Mogła Lilian zazdrościć całym sercem, ale nie potrafiłaby jej skrzywdzić, uderzyć. Będzie musiała jakoś to odkręcić, albo Rachel doprowadzi do zniszczenia Rudej życia.
Brunetka zerknęła przez ramię na Lil. Zielonooka ćwiczyła transmutacje natury nieożywionej w ożywioną. Sher kątem oka dostrzegła, iż James Potter już dawno zdołał to opanować i teraz tylko obserwował poczynania rudowłosej dziewczyny. Corvin coś zakłuło. A może Evans na to zasłużyła? Może przemilczeć wszystko? Zostawić ją samą sobie? Rozejrzała się po klasie i zatrzymała wzrok na jakiejś ciemnowłosej dziewczynie z fanklubu Pottera, która patrzyła na Lily żądnym krwi wzrokiem. Evans na to nie zasłużyła…
W tym momencie Sheryl pochyliła głowę nad swoim kamieniem, który miała zamienić w jakiegoś ślimaka, gdyż McGonagall właśnie zaczynała robić obchód. Lil już uporała się ze swoim kawałkiem skały…
- Ładnie, ładnie…- Corvin usłyszała chwalący głos profesorki. Szlak ją trafiał, kiedy Ruda była lepsza.
- Dziękuję pani profesor. – dosłyszała dumny i chłodny głos Evans.
- Lilian,- nauczycielka musiała coś zauważyć. – co ci się stało? – Sher nie wytrzymała i spojrzała w tamtym kierunku tak samo jak Huncwoci oraz Dorcas i Jasmine.
- Powiedziałabym, że zostałam napadnięta, ale nie będzie to do końca zgodne z prawdą. Raczej wdałam się w głupią dyskusję w wyniku której…
- Słucham?!- opiekunka Gryfonów wyglądała na nieco zaskoczoną, ale i oburzoną tym co usłyszała.
- To nie jest godne uwagi, pani profesor. – podsumowała Lil, nachylając się nad swoim kamieniem.
- Ja uważam inaczej panno Evans. – McGonagall w stu procentach nie miała zamiaru odpuścić. – Więc kto ci to zrobił?
- Hmmm…- Lily zamyśliła się na chwilkę. Nie miała najmniejszej ochoty skarżyć się nauczycielce… - Powiedziałabym, że grupka niezrównoważonych psychicznie dziewcząt, które uganiają się za chłopakami i mają nadzieję, że kiedyś któryś z nich zwróci na nie uwagę, co jest kompletną niedorzecznością. Ale jak już mówiłam, to nie jest godne u…
- Ty podła świnio!- dziewczyna o ciemnych włosach krzyknęła na cała klasę w odruchu złości. Lil zerknęła na nią z politowaniem.
- To jedna z tych panienek, o których mówiłam pani profesor. – rzuciła obojętnie Lilian.
- Meg Patterson. – McGonagall ściągnęła groźnie brwi. – Podniosłaś rękę na koleżankę?!
- Nie ważne!- Ruda popatrzyła na nią i pomyślała, że ta biedna dziewczyna tylko się pogrąża podnosząc głos. Mimo to nie współczuła jej. Gdyby mogła to powybijałaby wszystkie koleżanki z fanklubów Huncwotów… - To nie fair!
- Nie ty dziecko będziesz mi mówić co jest fair!- nauczycielka wyglądała na zdenerwowaną.
- Ja przynajmniej nie sypiam w dormitorium chłopaków jak ona!- po klasie rozległ się odgłos głośno wciąganego powietrza. To Jasmine nie mogła uwierzyć, że można mieć aż tyle kłopotów, co Lil teraz. Dorcas tylko zakryła dłonią usta. Sheryl myślała… Evans praktycznie już jest martwa… Bez odznaki prefekta, bez dobrej opinii…
- Co to znaczy? – McGonagall wydawała się być coraz bardziej zdumiona.
- To znaczy, że Lily Evans od dłuższego czasu każdą noc spędza w dormitorium chłopaków. Mogę nawet wskazać drzwi, za którymi znajdzie pani jej rzeczy i miejsce spania. – Meg wyglądała na zadowoloną z siebie. Oczy wszystkich uczniów 6 roku wlepione były w skamieniała sylwetkę rudowłosej dziewczyny.
- To prawda?- chłodny głos McGonagall zdawał się być gwoździem do trumny. Lily nie wiedziała co powiedzieć. W życiu nie wyobrażała sobie samej siebie w tak głupiej sytuacji. Wczorajszy dzień był zły? Myliła się… Ten był dziesięć razy gorszy… Westchnęła spuszczając wzrok. Jej milczenie chyba było dość wymowne…
- Patterson i Evans, proszę zostać po lekcji. – profesorka szybko się opanowała. – A teraz dalej ćwiczymy zaklęcie. Sheryl nie mogła w to uwierzyć. Sama już nie wiedziała co zrobić… Nie zważając na innych modliła się w duchu, żeby jej się udało… WSZYSCY byli zszokowani nagłym obrotem sprawy. Brunetka ostatni raz zerknęła na Jamiego. Wiedziała, że jego poważny wyraz twarzy świadczy tylko o jednym- Rogaś obsesyjnie myślał jak wyciągnąć Lily z tego bagna… Sheryl wzięła głęboki oddech. „Skup się i bądź dobrą aktorką jak zawsze”, powiedziała sobie.
W ciągu jednej sekundy podjęła decyzję z wdziękiem padając na ziemię.
- Sher?!- usłyszała przestraszony głos Dorcas, a chwilę później odsuwanie wszystkich krzeseł i zbieranie się ludzi w dookoła niej. Oby się udało…
- Pani profesor ona chyba zemdlała. – Remus zdołał zauważyć błyskotliwie.
- Nie bądźcie głupi!- podenerwowana profesorka podniosła głos. – Niech ją ktoś docuci!- chwilkę później Corvin czuła jak ktoś delikatnie ją podtrzymuje i uderza w twarz. Teatralnie zmrużyła oczy i drżącymi rękoma złapała się tej osoby. Tak jak się spodziewała, Dorcas ruszyła jej na ratunek.
- Panno Corvin wszystko w porządku? – cierpki głos McGonagall wcale nie pomagał jej udawać słabej.
- Chyba… Tak… ale strasznie źle się…- urwała potykając się i mało co nie tracąc równowagi. Idealnie wykonywała chwiejne ruchy.
- Uwaga! – James przytrzymał ją, by nie upadła. To była chyba najtrudniejsza próba… Tylko, że w jego cudownych oczach jakby odbijała się postać Rudej, stojącej tuż obok. Dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy? Dlaczego o wszystko trzeba walczyć?
- Jestem słaba i tyle…- wyszeptała drżącym głosem, odpychając od siebie pomocna rękę Pottera. Nie tego teraz potrzebowała…
- Może zaprowadzić ją do skrzydła szpitalnego?- zaproponował jeden z uczniów.
- Nie, naprawdę!- Sher natychmiast wkroczyła do akcji.
- Dobry pomysł. – poparła nauczycielka.
- Nie… - Sher zmarszczyła brwi i przygryzła jedną wargę ze zmieszaniem.
- Lupin! Zaprowadź Corvin do pani Pomfery.
- Nie, proszę.- Sheryl odtrąciła jego ramię. – Dojdę sama. Nic mi nie jest. – na całe szczęście nikt nie oponował. Nie mogło pójść lepiej. Brunetka została odprowadzona pod drzwi sali. Nie śpiesząc się wyszła na korytarz, gdzie mogła już spokojnie przestać udawać chorą. Wyprostowała się odgarniając włosy z twarzy.
- Sheryl jesteś idiotką. – powiedziała sama do siebie. Zerknęła na zegarek. Zostało jej 15 minut… Tak mało czasu. Nie wybierała się do SS… Rozejrzała się, czy oby nikt jej nie widzi, po czym puściła się biegiem do dormitoriów Gryfonów…
- Dzwonek…- wyszeptała Dorcas, zerkając w stronę swojej rudowłosej przyjaciółki. Lil miała kłopoty i to było pewne. Wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy. Tylko Jas i Huncwoci również się z tym ociągali.
- Myślisz, że co jej zrobi?- Elvin wyglądała na zaniepokojoną, ale mimo powolnego tempa i tak zdążyła wszystko spakować.
- Myślę, że albo wlepi jej szlaban, albo całkowicie umili pobyt w Hogwarcie. Takich parodii tu jeszcze nie było…- Meadows minęła trójkę chłopaków, po czym opuściła salę. Doskonale wiedziała, że Syriusz zerkał na nią ukradkiem. Black najwidoczniej nie potrafił już inaczej. Kiedy wszystkie doskonale znane sposoby podrywu zawiodły, zastanawiał się jak inaczej ułożyć sobie życie, by przypadkowo „zaliczyć” Dori.
- A wy co tu jeszcze robicie?!- spytała wściekła McGonagall, gdy Evans i Patterson podeszły do jej biurka.
- My?- James uśmiechnął się niewinnie.
- My… eee…- Remus szukał odpowiedniego słowa.
- Mamy kilka pytań. – Łapa uratował sytuację bez cienia zastanowienia. Jakby miał gotowe kłamstwo.
- Bo widzi pani…- Lupin znów postanowił przejąć kontrolę, choć nie za bardzo mu to wychodziło.
- Ja nie do końca rozumiem ten temat. – wypalił Potter bez zastanowienia. Profesorka tylko wytrzeszczyła na niego oczy.
- Przecież nie miałeś problemów z…
- Ale ja nie rozumiem i poproszę o powtórzenie teorii. – Rogaś uśmiechnął się huncwocko. W tym momencie było już jasne, że gra na zwłokę, gdyż Minerwa McGonagall ściągnęła groźnie brwi. Nie obchodziło go to, że pewnie zaraz za swoją bezczelność zarobi kolejny szlaban. Modlił się by Glizdek zdążył dogadać się z Tyronem. System był prosty. Lily w niebezpieczeństwie… Co za smak wygranej, kiedy Evans będzie w poważnych tarapatach? James sto razy bardziej cenił sobie jej istotę od głupiej wojny. Dlatego pierwszy raz w życiu postanowił się poddać… Byle Hitchswitch przyjął ofertę.
- Natychmiast wynocha z sali! – krzyknęła nauczycielka.
- No już, już… Bez nerwacji pani profesor. – Syriusz uśmiechnął się nicponiowato, kiedy ociągając się ruszył w stronę wyjścia. – To się nazywa stresowanie uczniów!- zanucił wesoło. Tym samym chyba przekroczył widoczną granicę między pewnością siebie, a bezczelnością. Lily pokręciłaby z politowaniem głową, gdyby nie fakt, że pewnie zaraz wyrzucą ją ze szkoły. Nie miała zielonego pojęcia jak się wytłumaczyć…
- Szlaban Black!- oznajmiła McGonagall. – I minus 10 punktów dla Gryffindoru!
- Ile?!- oburzył się James. – Matole!- Rogacz zwrócił się do Łapy. – To po to ja te mecze quidditcha wygrywam, żebyś ty moje ciężko zarobione punkty tracił?!
- Wyjść!- rozkazała McGonagall, a oni radzi, nie radzi musieli posłuchać. Po zaledwie minucie ich głosy słyszalne były tylko na korytarzu. Za drzwiami…
Lily zmarszczyła ze zmartwieniem brwi. Jak lekkomyślnie postąpiła opuszczając dormitorium przyjaciółek… No ale wówczas to była olbrzymia kłótnia. Pamiętała wszystkie słowa jakie wtedy padły. Wciąż ją to bolało. Zastanawiała się teraz tylko czy opowiedzieć wszystko opiekunce domu, czy może wyrazić wielką skruchę?
- Więc…?- podniosła wzrok na postać dość młodej nauczycielki. Czekała… - Dostanę jakieś wyjaśnienia?- cierpki i podenerwowany ton głosu był na porządku dziennym przy tej kobiecie… Tylko dlaczego Lil teraz czuła się aż tak bardzo zagrożona.
- Prawda jest taka pani profesor, że Evans od dłuższego czasu śpi w męskim dormitorium wraz z Hitchswitchem, Sternem, Strautem i Brownem. – oświadczyła pewnie siebie Meg. Lil nie była nawet w stanie zastanowić się jak ją w przyszłości za to zabić. Była zbyt zdenerwowana. Wciąż myślała o konsekwencjach jakie poniesie… Taki wstyd, co powiedzą rodzice? Jak będą na nią patrzeć inni?
- A masz jakieś dowody Patterson?
- Jak najbardziej. – dziewczyna rzuciła jakby to było coś oczywistego. Ruda czuła jak zaschło jej w gardle. To najgorszy dzień w jej życiu… Być może ostatni dzień w Hogwarcie. – Wystarczy zwiedzić dormitorium tamtych chłopaków…
Drzwi otworzyły się z hukiem, a do pomieszczenia wpadła zziajana dziewczyna. To był najszybszy bieg w całym jej życiu. W niecałe 2 minuty znalazła się w dormitorium chłopaków, tylko… nie była sama. Łapczywie łapiąc oddech popatrzyła się na ciemnowłosego chłopaka, który mierzył ją niezbyt przyjaznym spojrzeniem znad książki, którą przeglądał. Znała go…
- Musisz mi pomóc…- wydyszała zmęczona.
- Słucham?- oschły ton głosu wskazywał na niezbyt dobry humor. Źle trafiła…
- Lily… ona… - wzięła kilka głębszych oddechów. Przymknęła oczy, chcąc się nieco uspokoić. Traci czas… Traci swój cennie zaoszczędzony czas na tłumaczenie…
- Co Lily?!- Hitchswitch nagle podniósł głos. – Nic mi nie mów o tej porywistej pannie!- rozkazał odkładając podręcznik. – Ona jest nieobliczalnie nieprzewidywalna! I poza tym nawinie głupia skoro…
- Dobrze!- Sheryl wtrąciła się ze zniecierpliwieniem. – Nie chcesz to nie będę nic mówić. – oznajmiła, stwierdzając z ulgą, że jest w stanie już normalnie funkcjonować po tak nieludzkim maratonie. – Ale wiedz, że jedna z dziewczyn, które wczoraj się na nią prawie rzuciły dziś ją wydała.
-Wydała? – Tyron zamrugał kilkakrotnie, zaskoczony doborem słów brunetki, która wtargnęła na cudzy teren.
- Powiedziała, że Lily śpi w innym dormitorium. – poinformowała dobitnie Sher, przypominając sobie po co przyszła, ale ku jej zaskoczeniu chłopak poderwał się z łóżka i zaklął głośno pod nosem.
- Która to zrobiła?!- spytał nie ukrywając złości. Sheryl była nieco zdziwiona postawą kapitana drużyny Gryfonów, ale budziło w niej to swojego rodzaju podziw. Był zdecydowany bronić Lil w każdej sytuacji. Jednocześnie sumienie paliło ją jak nigdy.
- Jeśli szukać bezpośredniej sprawczyni tego wszystkiego to stoi ona przed tobą. – para brązowych oczu popatrzyła na nią z niezrozumieniem. Nie przejęła się tym. Szybkim krokiem podeszła do szafki, na której leżał podręcznik eliksirów dla 6 klasy oraz kilka dziewczęcych drobiazgów. Mniejsze rzeczy zaczęła chować po kieszeniach.
- To znaczy, że to ty jesteś wszystkiemu winna?- spytał z zaciekawieniem. – To przez ciebie Lilian dostała w twarz, została obezwana, a teraz pewnie ma nieziemskie kłopoty? – coś w tonie jego głosu mówiło jej, że znalazła się w tarapatach.
- Posłuchaj…- zaczęła, otwierając przedział z ubraniami Rudej i szybko upychając je w walizce. - … nie mam czasu się teraz tłumaczyć.- oświadczyła nieco oschle. – Zaraz pewnie zjawi się tu McGonagall i zacznie szukać jakichkolwiek oznak pobytu Lily w tym dormitorium. Więc albo pomóż mi wszystko pozbierać, albo mi nie przeszkadzaj!- zakończyła dobitnie. Sama się sobie dziwiła… Pierwszy raz robi coś bezinteresownie, dla dobra osoby, która stoi na jej drodze. Bo w sumie, gdyby pozbyć się Lilki z Hogwartu, to Jamie zapomniałby o niej po kilku miesiącach. Tylko czy wtedy ona sama by sobie potrafiła wybaczyć?
- Tylko bez różdżki. – napomniała Tyrona Sheryl, kiedy tamten już chciał magicznym sposobem pozbierać rzeczy Evans. – Czarownice tacy jak McGonagall potrafią rozpoznać czy ktoś tu nie czarował. – przypomniała, nie zwracając uwagi na pomruk towarzyszący przewracaniu brązowych oczu. Po chwili Hitchswitch poszedł do toaletki, aby pozbierać pochowane tam rzeczy Rudej. Sher odprowadziła go wzrokiem. Dziwny typ… Nagle drgnęła, kiedy usłyszała dźwięk dzwonka. Przerwa…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 15:53, 15 Cze 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
- Proszę bardzo. – Meg z wyniosła miną zatrzymała się przed drzwiami dormitorium. Lily aż nazbyt dobrze znała te drzwi. Ile razy już znikała za nimi w nocy bądź za dnia? Teraz wpakowała w tarapaty nie tylko siebie, ale również czwórkę chłopaków…
McGonagall westchnęła ciężko. Ruda wyczuła w tym swoisty rodzaj zawodu połączonego z wściekłością. Nie było jej przykro, nie czuła się zawstydzona. Żałowała tylko, że wyrzucą ją ze szkoły… Podniosła głowę z buntowniczym wyrazem twarzy w momencie, gdy nauczycielka szybkim ruchem otworzyła drzwi. Postanowiła znieść to z godnością… Zobaczyła jak szata profesorki rozwiewa się za nią, gdy tamta wkroczyła wraz z Megan na teren dormitorium. Evans zauważyła tylko jedno… Było za czysto… Na jednym z łóżek leżał Tyron Hitchswitch, czytając jakiś podręcznik. Na szafce obok leżał drugi, bardzo podobny. Chłopak zdziwionym wzrokiem powitał 3 przedstawicielki płci żeńskiej.
- Coś się stało?- zmarszczył brwi, wbijając wzrok w pobladłą z furii McGonagall, która jak burza wpadła przeszukiwać szafkę przy pustym łóżku, na którym nie było śladów 5 współlokatora. Lil nie mogła tego pojąć. Nagle w jej duszy zatliła się mała iskierka nadziei. Czyżby Tyron ją uratował? Czyżby zdążył schować wszystkie rzeczy? Zerknęła na niego z lekkim ożywieniem. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Hitchswitch jednak nie dał jej żadnego znaku otuchy. Jego brązowe oczy jeszcze nigdy nie wydawały się być tak chłodne…
- Pani profesor, przepraszam, ale to jest wtargnięcie.- siódmoklasista zmienił ton głosu na bardziej zdecydowany, kiedy McGonagall wyszła z toaletki z jeszcze bardziej zdumioną miną. – Chciałbym chociaż wiedzieć co się stało. – nauczycielka zignorowała go. Evans zauważyła drobne drgania mięśni twarzy opiekunki Gryfonów. Kobieta najwyraźniej zastanawiała się nad czymś.
- Lilian co się dzieje?- Hitchswitch zwrócił się bezpośrednio do Rudej. Dziewczyna aż drgnęła.
- Chyba…- zaczęła niepewnie, myśląc nad każdym słowem. – …ktoś strasznie skłamał. – obejrzała się na Meg. McGonagall szybko to podchwyciła.
- Panno Patterson!- zwróciła się do oburzonej szesnastolatki, na której twarzy prócz gniewu pojawiło się przerażenie.
- Ona naprawdę tu spała!- Meg krzyknęła tracąc panowanie.
- Nie ma tu ani śladu po jakiejkolwiek dziewczynie. – nauczycielka ściągnęła wściekle usta i brwi, co nadało jej nieco drapieżnego wyglądu.
- Ale ta małpa tu spała!- dziewczyna w napadzie złości zaczęła przerzucać wszystkie rzeczy. Kołdra i poduszka poszybowały pod sufit, by spaść na ziemię. Evans powstrzymała się od komentarza, czując jak wraca jej zwykła pewność siebie.
- Przepraszam bardzo!- Hitchswitch zerwał się chwytając Meg za ramię. Miotała się dziko we wszystkie strony. – Nie pozwoli jej pani chyba robić tu większego bałaganu.- Minerwa McGonagall wyglądała jakby o czymś obsesyjnie myślała.
- Szlaban! – krzyknęła do oszalałej nastolatki.
- Za co?! Za to, że ta szlama znów się wywinęła?! Na pewno schowali jej rzeczy!
- Nie waż się nazywać Lilian szlamą…- Tyron odepchnął od siebie Meg, jakby była czymś odrażającym.
- Minus 20 punktów dla Gryffindoru!- oburzona profesorka nie spuszczała oka z Meg. Lily pierwszy raz czuła tak wielką wdzięczność. Gdyby mogła to już by się rzuciła na szyję Tyronowi.
- To jest nieuczciwe!- dziewczyna opadła na ziemię i zaczęła płakać u stóp McGonagall. Ruda miała wielką ochotę zdeptać ją jak jakiegoś robaka. Chciała zniszczyć jej życie, a zrujnowała własne… - Proszę dać mi jeszcze jedną szansę! Ona nawet nie rozmawia ze swoimi przyjaciółkami! Możemy pójść do ich dormitorium! - wyrzuciła przez łzy. Zielonooka jeszcze nigdy nie czuła do nikogo tak silnej nienawiści. Jednocześnie znów poczuła dreszcz strachu. Jej przyjaciółki zdziwią się jeśli teraz tam wejdzie.
- Nie będę już nigdzie chodzić!- oznajmiła wściekle McGonagall.
- Dobra decyzja pani profesor!- szybko poparł ją Tyron z przedziwną gorliwością. - Uważam za bezsensowne tak się ciągać po dormitoriach…- ale ta chwila, kiedy Hitchswitch włączył się do rozmowy, dla Meg była iskierką nadziei.
- Oni kręcą!- dziewczyna podniosła się powoli, obserwując nieprzenikniony wyraz twarzy chłopaka.
- Ależ to nonsens!- zaprzeczył nieco zbyt szybko. Lily już wiedziała, że popełnia zwyczajne błędy przy kłamstwach, ale przecież jej współlokatorzy byli w tym zbyt dobrzy… Co on chciał przez to osiągnąć? Przecież logiczne zdawało się, że nauczycielka zaraz zauważy, że coś jest nie tak i za moment zaprowadzi je do dormitorium dziewcząt.
I rzeczywiście! McGonagall badawczym spojrzeniem zmierzyła Hitchswitcha, a później Lilian. Musiała się w ich zachowaniu doszukać rzeczy podejrzanych, gdyż zarządziła:
- Dobrze panno Patterson. Ostatnia szansa… Idziemy odwiedzić twoje znajome Evans…- Lil niemal natychmiast została zepchnięta w stronę drzwi. Czyżby znów była zagrożona? Zerknęła przez ramię na Tyrona, który teraz, gdy nikt już na niego nie patrzył, przywołał na twarz swoją poważną minę. Był spokojny… Czy ona też mogła sobie pozwolić na spokój?
A Hitchswitch czuł dziwny ciężar w okolicach serca. Teraz to już nie od niego zależy czy Lilian Evans wyjdzie z tego cało. Miał nadzieję, że brunetka, która wpadła do tego dormitorium wszystko dobrze zaplanowała. Jednocześnie dziękował Bogu, że nikt nie zwrócił uwagi, iż czytał podręcznik do eliksirów dla klasy 6, choć obecnie wcale nie zdaje owutemu z tego przedmiotu… Przeniósł wzrok na tłustego szczura kulącego się w rogu dormitorium.
- Możesz im powiedzieć, że nie ma tu po niej śladu. – oświadczył ostro.- I że najprawdopodobniej jest bezpieczna….
Weszła do dormitorium, a w głowie kołotało jej się od różnych myśli. Jak beznadziejnie postąpiła idąc do niego! Dając się zobaczyć… Jaką miała gwarancję, że Black dotrzyma tajemnicy? Przecież Potter był mu bliższy… I co zrobi James kiedy się dowie?
„Musisz wziąć się w garść!”, mówiła sobie. Miałaś sen… z pewnością zwykły sen….
Rozdarta miedzy własne przemyślenia weszła do dormitorium, które służyło jej za sypialnie od kilku tygodni. Nie przyzwyczaiła się do końca, że tu „mieszka”. Wciąż pamiętała jak się tu znalazła… Poczuła ukłucie żalu na wspomnienie tej kłótni. Była prawdziwa… Ale czy wydarzenia, które widziała były prawdziwe? Sprawdź…
Podeszła do nocnej szafki. O ile dobrze pamięta to powinny tu byś wczorajsze dekoracje… I rzeczywiście. W mdłym świetle wczesnego słońca dostrzegła biżuterię podarowaną przez Pottera. Wieczorem nie widziała jak piękna była kolia… Odwróciła się. Nie tego cały czas szukała.
Przeczesała szafkę w poszukiwaniu malutkiego szczegółu. Nie znalazła… Wyprostowała się i uderzyła ją oszołamiająco szczęśliwa myśl. To był głupi sen… Jakieś splecione czary mary, które były nierzeczywiste. Nie istniał cudowny Potter, ani obietnice, które mu złożyła… To czysta iluzja. Nikogo nie musi szukać…
- Już wstałaś?- usłyszała za sobą głos jednego z kolegów. Conrad patrzył na nią łagodnie. Przeciągał się właśnie wstając z łóżka. Lily czuła dziwny spokój i lekkość na świadomość, że po prostu miała koszmarny sen. Uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Jak spotkanie z Potterem?- zagadnął, zbierając swoje rzeczy.
- Nie spodziewałam się, że może być tak spokojnie. – stwierdziła zgodnie z prawdą.
- Musiałaś wrócić bardzo zmęczona.- zauważył Conrad. – Rozrzuciłaś ubrania po całym dormitorium. – Lil zaśmiała się w duchu. Rzeczywiście… Nawet nie zwróciła na to uwagi. Czyżby ten fakt czynił ją bardziej podobną do towarzystwa, w którym się znalazła?
- Było ciemno, a wróciłam nie najwcześniej. – przyznała.
- Ładne. – Straut podniósł biżuterię z szafki nocnej.
- Dziękuję. – Lily przyjęła to za komplement. Zaczęła właśnie ubierać się na lekcje. Dziś wtorek… Kolejny dzień… No i szlaban Tyrona.
- To też twoje?- usłyszała pytanie Conrada, który podnosił coś z podłogi. Zmarszczyła brwi. Podeszła do chłopaka i wzięła od niego mały przedmiot. Przez chwilę wpatrywała się w niego zdziwiona. – Lily?- pokręciła z niedowierzaniem głową. Na swojej dłoni miała broszkę ze srebra, z cudownym szkarłatnym oczkiem. Tą samą, którą dostała poprzedniego wieczoru, ale odmienioną dzisiejszym snem. To była ta ładniejsza broszka… „Wykorzystałaś życzenia…”
W głowie zaczęło jej się kręcić. To prawda… To było…rzeczywiste.
- Ranne ptaszki już powstawały?- Tyron ziewnął przeciągle, a jego donośny głos obudził Marka i Jacka. Evans szybko schowała broszkę do kieszeni spodni, które zdążyła ubrać, zupełnie nieświadoma, iż Sterne przygląda jej się z niemym zaciekawieniem, podejrzewając, że dziewczyna ukrywa jakiś sekret.
- Ja idę na śniadanie. – oznajmiła Lily, pośpiesznie czesząc sobie włosy. Czwórka chłopaków popatrzyła na nią nieco zaskoczona. Ruda pobladła i najwidoczniej bardzo jej zależało na opuszczeniu dormitorium.
- A nie opowiesz o swojej randce z Potterem?- zaciekawił się Jack.
- Jak będziemy mieli chwilę spokoju. – zdecydowała. Tyron nie musiał o nic pytać, żeby wyczuć jej podenerwowanie. Przywodziła na myśl przestraszoną ofiarę, która zapędziła się do klatki, a teraz próbuje wyrwać się z uścisków niechybnej śmierci.
- Lily…- Hitchswitch zaczął spokojnie.
- Później. – rzuciła z naciskiem, kierując się w stronę drzwi.
- Evans!
- Porozmawiamy jak wrócę…- i już jej nie było…
Dorcas wstała czując, jak jej serce trzepocze w piersi. Straszna to była noc…
Jej przyjaciółki już wstały i teraz każda w zupełnej ciszy oddawała się codziennym przygotowaniom. Tak było odkąd Lily się wyprowadziła…
Meadows bardzo brakowała rudowłosej wredotki. Przede wszystkim za to, iż zawsze wprowadzała szaleństwo do ich dormitorium. Jak światło rozpraszające mrok, tak Lily odganiała smutki. Z nią nie dało się nudzić. Zawsze coś się działo… No i można się było jej wyżalić…
Właśnie… Ostatnio blondynka skrywała zbyt wiele problemów. Dzisiejsza noc otworzyła jej oczy na niektóre problemy. Może to był znak, żeby porozmawiać o tym z Lil? Zapewne… Musiała się kogoś spytać o radę. Przecież sama nie potrafi zdecydować. Odpowiedzialny Dorian, czy spontaniczny Black? Spokój czy szaleństwo? Wierność czy zdrada? To było zestawienie dwóch sprzeczności. Która drogę obrać?
- Gotowe?- spytała nieśmiało Jasmine. Sheryl tylko zerknęła na nią z ukosa, gdy związywała włosy błękitną wstążką.
- Teraz tak. –odparła brunetka gładząc swój niedawno zaplątany warkocz, sięgający jej do połowy pleców.
- Chodźmy już…- Dor chwyciła zniecierpliwiona za klamkę. Jej dwie przyjaciółki popatrzyły po sobie lekko zaskoczone i zdegustowane. Dorcas bywała już czymś zmartwiona, ale tak jej przybitej jeszcze żadna nie widziała. Sher zdobyła się na lekkie prychnięcie. W końcu Meadows mogłaby powiedzieć co ją gnębi. Nie tylko Lil jest w stanie słuchać…
Trzy przyjaciółki wyszły wdzięcznie z dormitorium i po chwili wchodziły już na wielką salę. Corvin z żalem stwierdziła, że dzisiaj Dori nie skierowała się w stronę 4 chłopaków znanych dobrze w całej szkole. Chyba wręcz przeciwnie. Blondynka robiła wszystko by usiąść jak najdalej zasięgu wzroku Blacka… Teraz Sher miała sto procent pewności. Kłopoty sercowe.
- Wiesz…- zaczęła półwila poprawiając z gracją kosmyk opadający na czoło. -…jesteśmy do siebie podobne. – stwierdziła nagle. Dorcas wyprostowała się i zmarszczyła brwi kiedy tylko zajęły miejsca przy stole.
- Podobne?- Dori zerknęła na pewną siebie brunetkę, która uparcie i po trupach dążyła do celu. – Nie sądzę…
- Ależ tak. – Sheryl najwidoczniej nie zamierzała dać za wygraną. – Obie chcemy tego samego. – jej oczy rozbłysnęły dziwnym blaskiem. Dori już wiedziała o co jej chodzi. Westchnęła ciężko.
- Jas, wytłumacz jej, że James Potter nawet w tej chwili patrzy w stronę Lil…- poprosiła zrezygnowanym tonem.
- Ja wolałabym się nie wtrącać. – odparła Jasmine.
- Jasmine chce Remusa! – ten wniosek wypowiedziany nieco zbyt głośno, sprawił, że szatynka spuściła głowę ukrywając swoje rumieńce. – Ja chcę Rogacza! A Ty Łapę! Więc w czym… - Dorcas nagle podniosła się wściekle.
- Nie masz zielonego pojęcia o tym czego tak naprawdę chcę!
- Dor, spokojnie…- poprosiła Elvin.
- Daj komuś spróbować zrozumieć czego chcesz. – rzuciła oschle Corvin.
- Oczywiście, że jest ktoś kto mógłby mnie zrozumieć! Ale to nie jesteś ty!- Dorcas nie zwracając uwagi na to, iż właśnie zachowała się jak kompletna idiotka, wyszła szybkim krokiem z WS. Ciekawe czy Dorian ją widział? Ciekawe czy do niej jeszcze podejdzie… Nie zamierzając odzywać się do końca dnia, Dorcas poszła na lekcje.
Lily westchnęła ciężko. Zostało jej 30 minut… Dzisiejszy dzień uznałaby za porażkę. Dorcas chyba też nie miała najlepszego nastroju. Prawdopodobnie pokłóciła się z przyjaciółkami. Tylko jak ona miała jej wysłuchać skoro sama ma wielki problem? „Znajdę cię…” jak mogła być tak beznadziejnie głupia?
Czule spojrzała na zwierzę, które drzemało z głową na jej kolanach. Ten jeleń był jej sprzymierzeńcem. Przeciągnęła ręką po jego grzbiecie. Spał… jej nieludzki przyjaciel…
Dłonią sięgnęła do kieszeni swoich spodni. Broszka… w świetle ciemniejącego nieba była cudowna. Rogaś od niechcenia podniósł swoją jelenią głowę i mętnym wzrokiem zerknął na przedmiot w dłoni dziewczyny. Lil nie zauważyła, że poruszył się niespokojnie. Była zbyt skupiona wokół własnych myśli… A on widział jej wyraz twarzy… I w jego myślach pojawiła się myśl tak przerażająca, że aż śmieszna.
- Dokąd idziesz?- spytała Lil swojego sprzymierzeńca, kiedy podniósł się i zmierzył powolnym krokiem w stronę Zakazanego Lasu. Obrócił się na chwilę. Evans wiedziała, że patrzył na broszkę… Tylko co ona ma z nim wspólnego? Nigdy nie wątpiła w inteligencje tego jelenia. Rozumiał ją jak nikt inny, choć śmiesznie to stwierdzenie brzmi.
Rogaś wbił wzrok w przestrzeń przed sobą i zniknął między drzewami gęstniejącego lasu. Rzadko ją tak zostawiał… Tym bardziej czuła się opuszczona w poszukiwaniu odpowiedzi na problemy, które sama stworzyła. Nie mogła stwierdzić ile tak siedzi, ale wiedziała, że robi się chłodniej i ciemniej…
Nie wiedziała, że zza jednego z drzew, chłopak o roztrzepanych włosach marszczy brwi i wpatruje się uparcie w broszkę. Znał ją… To więcej niż zbieg okoliczności. Był tego pewien. Tylko co zrobić? Obiecał jej przyjaźń. Ale jeśli miał rację to ona również mu coś obiecała…
Zdecydowanym krokiem wszedł pod ogromne drzewo, gdzie oparta o pień siedziała rudowłosa piękność.
- Witaj Lily. – dziewczyna drgnęła. Co on tu robi? Serce zabiło jej mocniej. Jeleń… Jak Rogaś kontaktował się z Potterem nie wiedziała, ale między nimi musiała istnieć dziwna więź.
- James!- nie musiała udawać zaskoczonej. Była przerażona. – Nie powinieneś iść powoli na swój szlaban? – spytała próbując schować broszkę. Instynktownie czuła, że nie powinien jej widzieć.
- Ładne. – zignorował jej pytanie i zgrabnym ruchem pochwycił ozdobę, tym samym siadając tuz obok Lil. Teraz kiedy miał ją w swoich dłoniach, nie ulegało wątpliwości, że miał rację.
- Dziękuję.- odparła ze zniecierpliwieniem, zabierając mu broszkę. Przez chwilę chowała ją mozolnie do kieszeni. Czuła na sobie baczny wzrok Pottera. Niech on stąd idzie… Ale chłopak chyba tylko czekał aż ją sprowokuje.
- Wiesz… Miałem dziś dziwny sen…- oznajmił najspokojniej w świecie. Lil zamrugała kilkakrotnie. No tak! Jeśli komuś na tobie zależy, to również pamięta, ale tylko jako sen… Jak mogła o tym zapomnieć!
- To był tylko sen…- zapewniła marszcząc brwi i dziwiąc się sobie, że chce jej się tak kłamać. Znienawidzi siebie, kiedy będzie po wszystkim.
- I całe szczęście!- westchnął Rogacz. – To był jakiś koszmar!- krzyknął rozkładając się wygodniej pod drzewem. Obserwował jak na twarz dziewczyny pojawia się zdziwienie. Przecież spędzili razem najszczęśliwsze chwile życia… A on twierdzi, że to było jak najgorszy z możliwych snów?!
- Jak to koszmar?- spytała zanim zdołała ugryźć się w język. James uśmiechnął się powalająco. Naprawdę potrafił czarować.
- No wiesz…- zaczął spokojnie, pozwalając sobie położył głowę na jej kolanach jak to zawsze miał w zwyczaju, kiedy spędzał z nią czas jako jeleń. Teraz przyglądał jej się z pozycji leżącej. Tak bardzo zależało jej na odpowiedzi, iż nie pozbyła się go z kolan. - … sama koncepcja była cudowna. Wiesz co mi się śniło? – Lily poczuła się jakby przeszywał ją na wylot swoim wzrokiem. Iskierki… uśmiech… panuj nad sobą Lily… nabrała głęboko powietrza i pokręciła głową ze zrezygnowaniem w geście mówiącym „nie mam zielonego pojęcia”.
- Obudziłem się rano, a ty byłaś dziewczyną Blacka. – powiedział. Wiedział, że może jej opowiedzieć wszystko. Chciał poznać prawdę… - To była pierwsza okropna rzecz. – Lily nic nie powiedziała. Zamrugała tylko kilkakrotnie jakby odganiając cień smutku. On pamięta… Nie chce tego przeżywać od początku… - Kiedy na was patrzyłem to tak jakby mnie ktoś uderzył rozgrzanym żelazem. Taka zazdrość, złość i ból w jednym. Bo wolałaś jego. A co gorsze, nie mogłem nawet na niczym się wyżyć. Wiesz dlaczego? – zmuszał ją żeby mu odpowiadała. Chciał mieć pewność, że słucha. Zaprzeczyła…
- No to lećmy dalej…Black cię zdradzał, dowiedziałaś się. Wszystko się zmieniło. Szansa dla nas… myślałem. Ale to było trudniejsze. Przyszłaś do mnie. Wyżaliłaś się. Opowiedziałaś historię o broszce… - tu uśmiechnął się lekko. – Uwierzyłem ci. Ale byłam uwięziony… Całą drogę do tej głupiej wiedźmy, cały czas kiedy przy mnie byłaś… Nie mogłem się uśmiechnąć, wykonać gestu… Tylko widziałem co się dzieje. Jakbym zamknął się w swojej osobowości. I tak cały czas… - Lily zamarła… Oczy… Jego oczy. Spojrzała w nie teraz. Piękne, ciepłe i bezpieczne. Ale one już nie były więzieniem dla iskierek. Tego im brakowało… Wolności. Nie wiedziała jak ma się zachować. Chciała przeprosić. Chyba powinna. Ale on nie wie, że to prawda…
- Ale były chwile… Byłaś tak blisko, tak na mnie patrzyłaś… - James podniósł się i popatrzył na swoją milczącą i smutną piękność. Zatrzymał się 20 centymetrów od jej twarzy. Chciał przyglądać się jej z bliska… - Dla takich chwil warto zostać więźniem samego siebie. – w dziewczynie coś pękło. On był ten sam… Cały czas ten sam… Żal ściskał jej gardło. Jak ma to sobie wytłumaczyć? Jak pojąć dlaczego jest tak ważny. Teraz kiedy patrzył na nią z tymi iskierkami, była pewna, że to właśnie jest ideał. Ten, którego chciała stworzyć… I nie może go mieć…
- Spędzałem z tobą czas nie jako jakiś śmieć, ale jako chłopak, na którym ci zależało. Czułem każde przyśpieszenie rytmu twego serca i byłem pewny, że mnie nie zostawisz… - James zauważył, że chyba w swoim opowiadaniu posunął się za daleko. Drżące plamki światła w jej zielonych oczach dawały o tym znać. Sam zresztą zaczął się w niej zatracać. Powróciły wszystkie uczucia ze snu…
- Śmieszny sen… - wyszeptała próbując się opanować.
- Tak… Pełen uczuć. – przyglądał jej się uważnie, jak oddychała. Z podenerwowaniem… - Potrafisz sobie wyobrazić, że byliśmy przez kilka godzin szczęśliwą parą?- spytał. Lil widziała w jego oczach zawód, nawet teraz, kiedy spuścił wzrok na trawę. Nie mogła znieść udawania… Dlaczego znów próbuje uciec? Przed tamtym Jamesem nie musiała się chować, przed tym też nie będzie!
- To co było nie wróci…- wyszeptała marszcząc brwi. Jamesowi serce zabiło mocniej. Poddała się! Wierzył w to od początku, ale mimo to przeżył lekki szok.
- I mówisz to tak spokojnie?!- spytał z lekkim podekscytowaniem nagłym odkryciem. W napływie nowego odczucia ujął jej twarz w dłonie. Unikała jego spojrzenia… Chciała zapomnieć. Jej przekaz był nazbyt jasny. Rogaś nie potrafił ukryć rozczarowania:- A obietnice? – te słowa wypowiedział bezwiednie, ale podziałało. Lily poczuła się jakby ktoś liznął ją czystym ogniem. Wbiła swój wzrok w jego ciepłe oczy.
- Obietnice?- powtórzyła z lekką pogardą w głosie. – Gdybym kiedykolwiek ci coś obiecała to uwierz, że dotrzymałabym słowa…- powiedziała jednym tchem zwracając się ku niemu.
- Więc go dotrzymaj! – podniósł głos w napływie desperacji. Znów ją straci… Mimo to wciąż czule dotykał jej twarzy, a ona go nie odtrąciła. Nagle zdał sobie z tego sprawę… Byli bardzo blisko siebie…
- Nie wiesz o co prosisz! – wyrzuciła dość głośno. – Tobie się wydaje, że to takie proste! Że pstrykniesz palcami i masz?! Nie tobie obiecywałam poza tym…- dodała z podenerwowaniem. – Obiecywałam iluzji, którą powinieneś uznać za sen! I tylko sen. I nic więcej. Nawet nie wiesz jak głupie to wszystko wydaje się teraz… Nie wiesz jak się czułam…- złość ustępowała miejsca żalowi. Lepiej się czuła krzycząc na niego. Chyba tęskniła za tym… - Jak się czułam, kiedy dwa razy źle wybrałam, a później okazało się, że może wcale nie chciałam wracać! Wszystko poszło źle, a ty teraz…- urwała. Dopiero wówczas przyjrzała się dokładniej jego twarzy. Wodził wzrokiem po jej zielonych oczach, po jej ustach, po kosmykach włosów opadających na ramionach, zdała sobie sprawę, że pozwoliła mu gładzić swój policzek jakby to było coś naturalnego. A jego orzechowo-brązowe oczy wydawały się nie widzieć nic innego poza nią. – Nie słuchasz mnie…- wyszeptała z zadziwiającym dla niej samej spokojem. Z zaskoczeniem odkryła, że przechodzi ją przyjemny dreszczyk. Im był bliżej tym robiło się cieplej i bezpieczniej…- James…- powiedziała chcąc go napomnieć, ale nie była pewna czy rzeczywiście pragnie żeby się odsunął. To było dziwne uczucie, które ją paraliżowało i kazało myślom krążyć wokół jego osoby.
A James? James nie był w stanie skupić się na jej słowach. Dlaczego to było aż tak trudne? Dotarło do niego, że wypowiedziała jego imię, ale kiedy usłyszał po raz kolejny, ale już zupełnie innym tonem:
- James?- nie mógł się oprzeć i przytknął jej palec do ust, dając znak żeby nic nie mówiła. Wiedział, że posłucha… Widział to w jej oczach, które obserwowały go bacznie z dziwnym blaskiem, który zdawał się elektryzować i przyciągać. Było w niej coś, co władało jego duszą. Nie chciał bądź nie potrafił tego określić, ale jej obecność była mu miła pod każdym względem. A świadomość, że wróciła, po tym wszystkich życzeniach, dodawała otuchy. Bo w końcu musiała tęsknić skoro go wróciła, prawda?
Bezwiednie zaczął przybliżać się do jej ust. Nie cofnęła się ani o milimetr… Co w niej takiego było, że tak bardzo potrzebował jej bliskości? Nie potrafił stwierdzić czy jest zaskoczona, czy może oburzona. Grunt, że go nie odtrąca. Powędrował dłonią z jej policzka, przez szyję, aby na koniec zatrzymać się w okolicach talii. To było swoiste zabezpieczenie. Gdyby nagle się zerwała mógł ją przytrzymać przez kilka sekund.
Lecz Lily nawet nie potrafiła wykrztusić słowa. Całkowicie pochłaniały ją jego oczy. Uczucie pochodzące z wczorajszego wieczoru powróciło. To samo bolesne szczęście zapełniające jej klatkę piersiową z każdym oddechem. Wciąż walczyła ze sobą. Zostać czy biec? Chcieć czy odtrącić? W rzeczywistości nie miała wyboru… Chciała… A dlaczego? Bo on stał się jej szczęściem. James Potter z wczoraj żyje w tym dzisiejszym. I co jeszcze odkryła? Że do pełni ideału musi mieć dwóch Jamesów…Nieświadomie czekała aż dystans między nimi zmniejszy się do minimum. I rzeczywiście…
James pochylił się na tyle głęboko, by już móc ją pocałować. Jednak nie zrobił tego… Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego lubował się w tym kiedy na niego czekała. Może dlatego, iż dotychczas to on czekał na nią? Całe lata… A teraz uwielbiał wstrzymywać się choć prze chwilę i delektować się jej cudowną twarzą, kiedy wyraźnie jest w niego zapatrzona. Para lśniących i rozbudzonych zielonych oczu, nierówny oddech oraz lekko rozchylone usta… Ponadto sylwetka młodej bogini… I to wszystko mogłoby być jego. Chyba nic nie sprawiłoby mu tak wielkiej radości jak wkroczyć z nią do wielkiej sali jako para… Machinalnie uśmiechnął się na tą myśl. Ona już jest jego…
- Śmiejesz się…- zauważyła drżącym głosem. Kiedy mierzył ją spojrzeniem swoich ciemnych oczu, przepełnionych iskierkami, czuła się słaba i mała… Pierwszy raz wiedziała, że nie może nic zrobić, bo tak naprawdę nie chce się wycofać.
James pogładził ręką jej talię. Uwielbiał to ciało…
- Na moim miejscu też byś się śmiała. – wyszeptał z tajemniczym uśmiechem. Nie minęła sekunda a on już zdążył delikatnie musnąć jej usta, jakby chciał sprawdzić czy nie ma nic przeciw temu.
Lil czuła, że brakuje jej powietrza… Blisko… Stanowczo za blisko… Jego zapach rozlewał się już od dawna, ale nauczyła się to ignorować, kiedy się śpi w sweterku Huncwota… Robił wszystko żeby sama poprosiła o więcej. Nie zrobi tego… Choćby nie wie jak bardzo by pragnęła… Jednak nie była w stanie opanować trzepotania serca, kiedy ponownie zaczął się zbliżać. Rozum powtarzał jej, że musi coś zrobić. Uciec…schować się…zatrzymać go. Tylko dlaczego nie mogła się poruszyć, a każda próba odtrącenia go zdawała się być beznadziejnym pomysłem?
- Szlaban…- wyszeptała słabym głosem, kiedy już prawie czuła dotyk jego ust. Wiedziała, że się uśmiechnął, chociaż był zbyt blisko, by mogła to dostrzec w pełni. Jednak zbyt dobrze pamiętała ten cudowny uśmiech… Widziała go oczyma wyobraźni…
- Mamy jeszcze 10 minut.- powiedział podciągając ją bliżej do siebie. Nie zrobiła nic… Nic żeby go zatrzymać…
- Dostaniesz nowy…- rzuciła, nie mając lepszego pomysłu. Wiedziała, że znów się uśmiecha, ale tym razem z większą pewnością siebie. Drżała od wewnątrz…
- Zaryzykuję. – stwierdził lekko rozbawiony. – Ciekawy jestem, jakby to wyglądało w dokumentacji. Szlaban: James Potter za całowanie Lily Evans, która absolutnie się nie wzbraniała. Skazany na pisanie zdań… 100 razy „Nie będę jej więcej całować”…- Lily wiedziała, że nie jest w stanie się obronić. Miała teraz swój ideał i miałaby go odtrącić? Z trudem powstrzymywała się, żeby go nie objąć, żeby się nie przytulić i jak wczoraj być blisko… To była ciężka walka z samą sobą, a póki co stać ją było tylko na brak ruchu i całkowite podporządkowanie jego woli. – Myślisz, że przez taką karę czegoś bym się nauczył? – w jego oczach zalśniły diabelskie iskierki. Znała odpowiedź. A on czuł się jakby całkowicie przejął kontrolę. Mógł zrobić niemal wszystko… Jak długo jeszcze wytrzyma jej silna wola? Nie obchodziło go to, bo sam ledwo wytrzymywał. Mogłaby dać mu i z 1000 szlabanów, a i tak by ją pocałował. Tym bardziej, kiedy przytrzymuje ją blisko siebie, przysuniętą maksymalnie… Taki klejnot nad klejnotami, który daje multum przyjemności. Oddychał głęboko przyglądając się po raz ostatni jej oczom. Wpatrywała się jak urzeczona w jego usta… Kiedyś, gdy skradł jej pocałunek, wydawało się, że nie ma rzeczy bardziej przyjemnej. Dziś wiedział, że o wiele więcej satysfakcji daje świadomość, że ona czuje to samo…
Nachylił się i pocałował ją, najchętniej w ogóle tego nie przerywając. W tym samym momencie bariera Evans pękła… Dziewczyna objęła go i pozwoliła sobie na odwzajemnienie pocałunku. To tak jakby oddawał jej część siebie, tym samym sprawiając, że nie liczy się nic więcej. Całował ją i przytulał, jedyne co Lil chciała pamiętać z dzisiejszego dnia to dotyk jego warg i dłonie obejmujące talię. Serce zdawało się wyrywać do niego…
James był pewien… Uwielbiał ją całować, bo nikt nie robił tego tak jak ona. Żadna z dziewcząt nie była w stanie sprawić, by chciał jednocześnie na nią patrzeć i być jak najbliżej. Poznawał Lil swoimi rękoma. Jego słodka dziewczynka, która nie jest pewna czego chce… Powoli, nie przerywając pocałunków, objął ją mocniej, przyciągnął do siebie i powoli położył na trawie pod drzewem, gdzie spotykali się już bardzo długo jako jeleń i pewna uczennica…
Dorcas doszła do wniosku, że Lily musi być na górze w dormitorium chłopaków. Ale nie pójdzie do 4 obcych osób, ryzykując przejście koło sypialni Blacka… Czemu się go bała? Nie potrafiła określić. Wiedziała jednak, że aby dopaść Lil po lekcjach, a nie spotkać Syriusz musiała szybko ulotnić się z PW. Tylko istniał jeden problem… Gdzie indziej zastać Lil?
Stała, wpatrując się w schody jak urzeczona, wciąż mając nadzieję, że pojawi się na nich Lily. Swoją drogą to nie miała zielonego pojęcia co jej powie. Zacząć od tego, że Black ją pocałował, czy od tego iż Dorian postawił własny warunek? Nie wiedziała… Wciąż miała nadzieję, że wyjdzie jej jakaś składna opowieść, a nie bełkot żalącej się osoby. Evans była jedyną osobą, na której dało się polegać i która zawsze widziała wyjście z sytuacji. Jedyna wada Rudej? Nie potrafiła radzić sobie z własnymi problemami, zaś cudze rozwiązywała w przeciągu sekundy.
- Dori?- blondynka aż podskoczyła. Obróciła się na pięcie i zrobiła krok w stronę dziury pod portretem. – Zaczekaj! Śliczna! – zatrzymała się. W sumie głupio by postąpiła uciekając i udając, że nie słyszy jak on ją nawołuje, prawda? A musiała być rozważna. Dlaczego tak trudno pozostać obojętną? Wzięła głęboki oddech i zawróciła się.
- Wybacz mi Syriuszu, ale naprawdę się śpieszę… - zrobiła lekko podirytowaną minę.
- Tak? – chłopak zdziwił się, unosząc lekko brwi. – A Dokąd się tak śpieszysz? – to pytanie było dość precyzyjne, a dziewczyna musiała mieć wiarygodny argument… Zastanowiła się chwilę.
- Na spotkanie z Lil. – odparła spokojnie. Wiedziała, że jej przyjaciółka nieźle by ją skrzyczała, gdyby dowiedziała się o jakimkolwiek, najdrobniejszym kłamstwie. Lilian chyba sama skłamała zaledwie kilka razy w całym życiu i gardziła ludźmi którzy kłamią częściej niż raz do roku. Ku zdziwieniu blondynki Black wyszczerzył zęby w wyrazie zadowolenia i pewności siebie. Dorcas uwielbiała ten uśmiech, pewna, że każdy sławny piosenkarz mógłby go pozazdrościć.
- Z Lil? Evans?- spytał jakby próbując się upewnić.
- O ile mi wiadomo z innymi Lil zbyt często nie rozmawiam. – prychnęła Meadows.
- A bo ja wiem… - Łapa udał obojętność. – Ale albo twoja przyjaciółka właśnie wystawiła cię do wiatru, albo ktoś tu kłamie. – dodał śpiewnym tonem.
- Że co?- Dorcas skrzywiła się nie do końca rozumiejąc co ta szalona głowa ma na myśli.
- Kochana, na chwilę obecną James na szlaban.
- A co ma do tego Rogacz?!- Dori zirytowała się jeszcze bardziej.
- Tyle, że osobą, która mu ten szlaban dała była Lilian. Więc obecnie mogę się założyć, że oni i Hitchswitch siedzą w jakiejś sali i odbębniają owy szlaban, przepisując nudne zdania typu „nie będę więcej…”. – Dor poczuła się jakby ktoś oblał ją zimną wodą, a triumfująca mina Blacka dopełniała odczuciu zrobienia z siebie idiotki.
- Idę z nią porozmawiać. – powiedziała niemal bezgłośnie.
- Zaczekaj chwilę skarbie. – rzuciła nieco gniewne spojrzenie na jego przystojną twarz. Łapa tylko uśmiechnął się. – Jak randka? – spytał ze swoją pewnością siebie. Jego odczucia? Już kiedy zobaczył reakcję dziewczyny wiedział, że się nie udała. I wiedział dlaczego… Na jej miejscu też nie mógłby zapomnieć pocałunku w tym kąciku. Dziwną satysfakcję sprawiała mu myśl, że Dorcas musiała o nim myśleć cały czas… Uwielbiał czuć się ważniejszy od jakiegoś tam Doriana. Przerośniętego poważniaka, który udaje mądralę, a tak naprawdę wcale nie wie więcej niż Syriusz.
- Nie twój interes. – odparła oschle.
- Powiedz szczerze złotko. Nie mogłaś mnie zapomnieć. W rzeczywistości umawiasz się z nim żeby zrobić mi na złość, prawda? – Dorcas patrzyła na tę cudowną twarz i doszła do wniosku, że chyba powinna stronic od mężczyzn. Nie mogła go nienawidzić za jego pychę i to, że podrywa 10 dziewcząt na raz. W ogóle nie była w stanie go nienawidzić. Co więcej pobiłaby każdego kto źle by się o nim wyraził. Najgorsze było, że on wiedział… I istniał jeszcze Dorian. Meadows tak bardzo nie chciała go skrzywdzić, czy zawieść. Wciąż zastanawiała się czy Syriusz próbowałby do niej wrócić gdyby nie było Doriana…
- Myślę, że doskonale sobie wszystko zaplanowałeś. – powiedziała wreszcie. – Całość z tym pocałunkiem i w ogóle… Zrobiłeś to specjalnie, mam rację? – spytała bez wyraźnej złości czy czegokolwiek w głosie. Syriusz popatrzył na nią z lekkim zaskoczeniem. Nieźle kojarzyła...
- Tak jakby. - uśmiechnął się bezczelnie, a dziewczyna prychnęła najwidoczniej znowu zaczynając się denerwować.
- To gratulacje!- podniosła głos. - Odniosłeś całkowity sukces. Dzięki tobie w zasadzie wszystko się zawaliło. Nie będzie już spotkań, nie będzie spokoju.
- To nie tak źle. - stwierdził nie ukrywając zadowolenia. - Przynajmniej pozbyliśmy się natręta prawda. - zbliżył się do niej, ale była zbyt zdenerwowana. Odsunęła się o kilka kroków, wciąż pamiętając o tym co miała zrobić.
- To ty jesteś natrętem. - pokręciła głową ze zrezygnowaniem.
Syriusz zmarszczył brwi. Nie rozumiał tego zachowania. Pozwolił jej wybiec z PW, gdyby teraz za nią poszedł to nic by nie osiągnął. "Jest podenerwowana" - tłumaczył sobie. Ale coś mu podpowiadało, że chyba nie dowiedział się wszystkiego...
Podenerwowana wbiegła do sali transmutacji.
- Tyron!- wydyszała próbując uspokoić oddech. – Już… już jesteś?- serce waliło jej jak oszalałe.
- Tak. – chłopak odparł ostrożnie. Czuła jak uważnie się jej przygląda. – Już od jakichś…- zerknął na zegarek. – 5 minut. – uśmiechnął się do niej łagodnie. – A Ty chyba pierwszy raz się spóźniłaś. I to jakieś 3 minuty.- Lil popatrzyła na niego, wciąż próbując unormować oddech. Wiedziała, że na policzkach ma różowe plamy od mrozu.
- A gdzie Potter? – spytała ściągając płaszcz.
- Jeszcze nie przyszedł. – powiedział Hitchswitch. Zapadło milczenie… Lily szybko podeszła do biurka i zaczęła szukać kartek, które miała przyszykować McGonagall. – Biegłaś. – zauważył Tyron, podchodząc do niej. Dlaczego tak się bała? – I byłaś na dworze. – Lilian obserwowała jak chłopak marszczy brwi i wyciąga ku niej rękę. Zadrżała i przymknęła oczy. Poczuła jak Hitchswitch wyciąga jej coś z włosów. Podniosła powieki i ujrzała źdźbło trawy w jego ręce. Zamrugała szybko. – Coś ty tam robiła? – spytał lekko rozbawiony. Lil zdobyła się tylko na wzruszenie ramionami. – I jeszcze jedno. – kapitan drużyny Gryfonów wyciągnął dłoń, ponownie chcąc wyciągnąć z jej włosów, ślad pobytu pod dobrze znanym drzewem. I nagle drzwi do sali otworzyły się z hukiem.
James nie był pewien na jaki fragment trafił, ale natychmiast złapał przerażone spojrzenie Evans, z którą tak niedawno się widział. Nie podobało mu się, że Tyron stoi tak blisko niej, nie podobało mu się, że chłopak uśmiechał się, nie podobało się to, że zanurzał dłoń w kosmykach jej włosów. Z trudem zdławił zazdrość zżerającą go od środka. Nie mógł wydać sekretu swojego i Rudej…
- Czy ja wam oby nie przeszkadzam?- spytał próbując udawać rozbawienie, choć na jego twarzy wystąpił grymas jakby lekkiej złości. Na dodatek Hitchswitch uśmiechnął się szeroko… Gdyby James mógł zrobić cokolwiek, to kapitan szkolnej drużyny Gryfonów już by nie żył.
- Nie bądź głupi!- prychnęła Lil. – Spóźniłeś się…- zauważyła niby obojętnie. W rzeczywistości zapiekły ją słowa Pottera. Nie potrafiła już wyjaśnić nijak tego co czuła. Zaczynała kłamać, ukrywać się i robić rzeczy, których nie powinna. Przede wszystkim teraz zarówno i ona i Potter grali… Na dodatek nie sądziła, że to co miało miejsce powróci tak żywo do jej świadomości. Patrząc na niego, przypominała sobie jak nagle dotarło do niej, że Rogacz ma szlaban. Jak oderwała się od niego resztą siły woli i powiedziała, że muszą wracać. James nie powiedział nic… Tylko zerknął na zegar Hogwartu i stwierdził, że mają 2 minuty na dotarcie do zamku. Lil szybko otrzepała się z traw i liści, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę zamku, a Potter tuż przy niej. I pamiętała jak zatrzymali się nagle, jak otrzymała ostatni pocałunek i usłyszała „biegnij, bo nie zdążysz”. I ta ostatnia myśl… „On wie, że nie mogą widzieć nas razem”. Zaiste… James Potter doskonale wiedział czego dziewczyna boi się najbardziej.
A teraz, gdy Lilian przyglądała mu się z ciężko bijącym sercem, wiedziała, że odczuwa on zazdrość. Wyczuła to w tonie jego głosu. I nie wiadomo skąd poczuła potrzebę tłumaczenia się. Tylko sytuacja nakazywała milczenie… Wtedy dostrzegła jeden mały szkopuł. Zamrugała kilkakrotnie. Na rozczochranych włosach Rogacza… Jeden malutki, pożółkły listek. Przeraziła się i zerknęła szybko na Tyrona. Oby tego nie zauważył…
- Siadajcie!- rozkazała wytrącona z zamyślenia tym nagłym odkryciem. James i Hitchswitch zajęli jedną ławkę. – Zaraz dam wam kartki… - z lekko drżącymi dłońmi Lily zaczęła szukać specjalnie zaczarowanych pergaminów. Dlaczego zaczarowanych? Ruda nie pierwszy raz dawała szlaban Huncwotowi. Doskonale wiedziała, że są oni w posiadaniu samopiszących piór. Dlatego wyciągnęła wreszcie odpowiednie arkusze papieru i z lekkim uśmiechem podała je chłopakom.
- A co mamy pisać?- spytał Tyron nie udając znużenia i chwytając swoje pióro do ręki.
- „Nie będę więcej wzniecał bójek, obrażał i groził komukolwiek.” razy 150. – wyrecytowała dziewczyna.- Możecie zaczynać. – zatrzymała się obok ich stolika. Najpierw przy Hitchswitch. Wpatrywała się jak atramentem wypisuje on już drugie zdanie. Następnie podeszła do Pottera, który o dziwo miał już 3 zdania. Jednak prawdziwym powodem jej obchodu, było nie sprawdzenie ilości wypisanych zdań, ale usunięcie jedynej rzeczy jaka jej zagrażała.
Upewniając się, że Tyron nie patrzy, powoli wyciągnęła rękę w stronę liścia na głowie Rogacza, po czym zaczęła powoli ją zabierać, mając nadzieję, że James nic nie poczuje. Myliła się… Obrócił głowę w jej kierunku na tyle szybko, ile pozwalała sytuacja. Byleby nie wzbudzić podejrzeń Hitchswitcha. Świetny refleks pozwalał mu również na złapanie jej ręki w nadgarstku. Lil zamrugała kilkakrotnie. Rzuciła zlęknione spojrzenie w stronę Tyrona. Nie patrzył… Pomachała Jamesowi przed nosem malutkim listkiem.
- Miałeś to we włosach. – wyszeptała, a ku jej zaskoczeniu James uśmiechnął się flirciarsko.
- Spotkajmy się. – jego niepoprawne zachowanie wprowadzało ją w zakłopotanie.
- Że co?- poruszyła bezgłośnie ustami upewniając się, że Hitchswitch nie słucha.
- Muffliato!- Potter wycelował różdżkę w Hitchswitcha, a zaklęcie pomknęło w ułamku sekundy.
- Spotkajmy się. – powiedział już dość głośno, ujmując jej dłoń i patrząc głęboko w soczyście zielone oczy, które wciąż wodziły nerwowo do Hitchswitcha. James’a niewiele obchodziło co zrobi jego przyjaciel jak się dowie. Ale jeśli Lil uważała dyskrecję za tak ważną…
- Ty chyba nie wiesz co ty gadasz!- syknęła, marszcząc brwi. – Rozum ci odjęło?
- Możesz i tak to ująć jeśli chcesz. – odparł uśmiechając się z arogancką pewnością siebie. Lily z przestrachem odkryła, że i ten uśmiech zaczyna uważać za cudowny. Wiedziała, że to co zrobiła dziś było złe… Czuła się jak małe dziecko, które wybrało coś czego nie powinno. A spotkać się z nim to jakby świadomie zrezygnować ze wszystkiego co do tej pory twierdziła. Przecież to Potter! Powinna go nienawidzić całym sercem. Dlaczego mu ustępowała? Co takiego zrobił, że nie potrafiła go odepchnąć? Nie mogła odpowiedzieć. Jedno było pewne- trzeba było jak najszybciej uciąć początek tego nowego poziomu znajomości…- Powiedz tylko gdzie i kiedy, ruszę niebo i ziemię, a będę. – powiedział już nieco poważniej. Najtrudniejsze było to, iż patrzył z wyczekiwaniem. Wbił w nią spojrzenie swoich ciepłych, orzechowych oczu…
- James…- zaczęła ostrożnie. – Chcesz być przyjacielem to bądź przyjacielem, ale jako przyjaciele nie musimy się spotykać po 5 razy dziennie. – westchnęła na koniec i zabrała rękę.
Rogaś patrzył na nią jeszcze przez chwilę. Wyraziła się jasno… O dziwo James stwierdził, że jakaś część jego podświadomości była świadoma takiej odpowiedzi. Nie ugodziło go to, tak bardzo jak się spodziewał. Wciąż czuł dotyk jej dłoni na swoim karku, albo pocałunki na ustach… Taka przyjaźń w zupełności mu wystarczała… - Pisz!- napomniała go, okrążając dalej ławkę. Potter posłał jej jeden ze swoich najcudowniejszych uśmiechów… Lily już wiedziała, że jego obecność jest dla niej zgubna…
- Nie wydaje mi się. – stwierdziła nieco znudzona, bawiąc się lśniącym kosmykiem swoich długich włosów.
- Kiedy ostatnio z nią rozmawiałaś?- dobiegł ją spokojny głos. Przewróciła oczyma, mając całkowicie dość tej konwersacji.
- Dawno… Pokłóciłyśmy się. – rzuciła obojętnie. Poczuła baczne spojrzenie pary sędziwych oczu. – Proszę przestać!- podniosła głos z podenerwowaniem.
- Mi się wydaje, że ty wciąż jej zazdrościsz. Wiesz, że kiedyś i tak będziesz ją musiała tu sprowadzić? – Sheryl skrzywiła się nieznacznie. Miała swoje argumenty.
- Lily nie wykazała chęci do dalszego praktykowania tego rodzaju magii. Po pierwszym spotkaniu nie przyszła ani razu…
- Pokłóciłyście się…- przypomniał Flitney (przyp.autorki: o ile dobrze pamiętam postać zawdzięcz nazwisko czytelniczkom, dokładniej prawdopodobnie Ann). – A z tego co mi opowiedziałaś, to wygląda na to, iż to nie była twoja kłótnia, tylko Dorcas. – Corvin wzruszyła ramionami.
- Proszę posłuchać…- Sher ponownie podjęła próbę wytłumaczenia swojej postawy. – Ona ucieka. Nie wmówi mi pan, że tego nie widzi. – uniosła wyżej jedną brew. – Poza tym… Uważam, że świetnie sobie radziliśmy zanim dołączyła. Przez nią musielibyśmy sporo się cofać. Ona wie tyle co nic, a jednak pan…
- A jednak to właśnie ona nie bała się ryzykować własnego życia dla człowieka względnie znienawidzonego. – Flitney wpadł jej w słowo, a Sheryl po raz jeden z nielicznych poczuła się zażenowana. – Nie pamiętasz jak się nią posłużyłaś, bo sama się bałaś?
- Pamiętam…- burknęła brunetka, marszcząc brwi. Pamiętała nazbyt dobrze… Pokój Wspólny… Noc… Plamy krwi… i James’a w środku, a nad nim Lily, blada jak ściana… Z rękoma w jego krwi. Sher aż nazbyt prześladowały koszmary nocne z tym motywem. Ileż to razy we śnie kłóciła się sama ze sobą. Musi mu pomóc, ale się boi! Jak mogła bać się zaryzykować swoje życie dla osoby, którą kocha?! Będzie się tego wstydzić do końca życia…
- Nie potrafiłaś wtedy podjąć próby.
- Wiem!- krzyknęła, a jej oczy zalśniły. – Ale gdyby nie ja to on by umarł, prawda? To ja pokierowałam Lil, sprowokowałam ją, kazałam pomóc…
- Tak…- Flitney westchnął ciężko. – I to czyni z ciebie jeszcze gorszą uczennicę. – Corvin wyprostowała się. Nie spodziewała się kiedykolwiek usłyszeć takich słów. Przecież przykładała się do Starożytnej Magii jak do niczego!
- Jak to gorszą?!
- Postawiłaś na szali życie nie jednej osoby, ale dwóch. Wolałaś poświęcić kogoś innego… - Sheryl patrzyła na nauczyciela pytającym wzrokiem, z lekką pretensją. – Ty wciąż nie dostrzegasz ogromu własnego błędu?- zapytał nie ukrywając zdziwienia. Brak reakcji ze strony dziewczyny mówił sam za siebie. Sher nie miała zielonego pojęcia co zrobiła źle. Czyżby to, że chciała go uratować to było okropieństwo? Flitney znów westchnął. – Właśnie dlatego potrzebujemy Lily. – błękitne oczy brunetki wbiły się w niego z nieukrywaną złością. – Ona była w stanie docenić siłę życia i uczucia. Ty też kiedyś będziesz jeśli skorzystasz z jej pomocy. Musisz popracować nas swoim egoizmem i zapanować nad niechęcią do tej dziewczyny. Wtedy będziemy mogli pójść dalej, bo póki co…zatrzymałaś się na poziomie wiedzy tzw. książkowej. – jego spokojny uśmiech potrafił dobić.
Sheryl nienawidziła uczucia jakiejś gorszości. Przecież była piękniejsza, pewniejsza siebie… Więcej potrafiła. A jednak on wolał ją… Nie chodziło o głupią Starożytną Magię czy cokolwiek podobnego… Nie było tajemnicą, że on władał sercem Sher od dłuższego czas, a Lily zgarniała go wiecznie dla siebie… I Corvin leżąc wieczorami w łóżku wyobrażała sobie jakby to mogła być… „Nienawidzę cię Lilian”- pomyślała, „A jednak cię toleruję, bo on nienawidziłby mnie…”
-Ech…- westchnęła odkładając podręcznik zielarstwa. – Jeśli wytłumaczysz mi dlaczego niektórzy muszą być uparci, a niektóre sprawy trudne to będziesz chyba bogiem. – stwierdziła z głębokim żalem. Widział, że miała jakiś problem i nie potrafiła sobie z nim poradzić, a mimo to zgrywała dzielną. Podziwiał ją za jej postawę.
- No cóż…- zaczął wciąż szukając w myślach pomysłu. – Upartość wychodzi z domu. Na przykład taki James. Jest jedynakiem. Nie wytłumaczysz mu, że Lily go nie chce, on po prostu będzie uparcie dążył do celu.
- A ty nie jesteś jedynakiem?- spytała chytrze Jas.
- Och… Ja jestem wyjątkowym przypadkiem. Uwierz mi. – uśmiechnął się do niej nieśmiało. Jednak Jasmine od dłuższego czasu walczyła z własnymi umiejętnościami. Babcia doradziła jej ufać. Zaufała i teraz…. To dawało jej znaczną przewagę. Widziała wiele więcej.
- Ja również.- stwierdziła. Jej oczy przez sekundę zabłyszczały bursztynem. Remus odskoczył, nie będąc pewnym czy widział, czy mu się zdawało… - Nie bój się…-na twarzy Elvin pojawiły się rumieńce. – Powinnam cię ostrzec. – stwierdziła zażenowana. Remus nie wiedział co chce mu powiedzieć śliczna szatynka z lokami sięgającymi ramion. – Moja babka była elfem. Czystej krwi. – dodała z przepraszającym uśmiechem. Lupin uniósł lekko brwi.
- Znaczy się…
- Znaczy się jestem mieszańcem. – wytłumaczyła wstydliwie. – Ojciec czarodziej, dziadek czarodziej… Matka półelfka. Widziałeś kiedyś bardziej porąbaną rodzinę?- spytała ze słabym entuzjazmem. Remus patrzył na jej loki i doszedł do wniosku, że i tak jest śliczna. Nie zmieniało tego jej pochodzenie, umiejętności, czy bogactwa.
- Tak…-odparł zachwycając się jej wdziękami. – Moja rodzina jest jeszcze bardziej porąbana. – uśmiechnął się do niej ze szczerego serca, a ona uczyniła to samo. Dawało to więcej satysfakcji niż W z najtrudniejszego z przedmiotów.
Jasmine pierwszy raz czuła, że znalazła bratnią duszę… Czytała mu w myślach…
- Znam twój sekret.- powiedziała, kiedy zajrzał do grubej księgi w bibliotece. Obserwowała jego reakcję. Zamarł… Popatrzył na nią z lekkim zdziwieniem.
- Nie wiem o co ci chodzi…- wyrzucił, udając, że czyta.
- Wilkołak nie jest najgorszym co może spotkać chłopca. Jakbyś się czuł po ujrzeniu Voldemorta? Który ma twoja rodzinę jak na smyczy? – nie uzyskała odpowiedzi. Cisza zdawała się być zbyt wymowna… Najwidoczniej fakt, że ona wie był zbyt przytłaczający.
- Musze iść. – powiedział Lunatyk, zbierając swoje rzeczy.
Jasmine przyglądała mu się, jak znikał za drzwiami. I doszła do wniosku, że nikt nie jest w stanie jej zrozumieć. Voldemorta wybrał jej babcię… Tak zostanie…
Nabrała powietrza w płuca i wypuściła je spokojnie.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy babciu, żeby go powstrzymać…- i choć intuicja i wiedza podpowiadały jej, że więcej swojej babci nie zobaczy, to jednak żyła myślą zniszczenia Lorda Voldemorta….
- Kończycie? – spytała znużona ich pracą. Od jakiejś godziny siedziała, mając nadzieję, że kończą…
- Gdybyś zadała mniej zdań byłoby szybciej. – stwierdził rezolutnie Tyron. W rzeczywistości w ciągu tej godziny zdołał dowiedzieć się wiele… Odpowiadało mu to. Na przykład podejście Lily do Pottera: „Wciąż mnie odpycha… Nie wiem co we mnie złego, ale nie chce się umówić”. To utwierdzało Hitchswitcha w przekonaniu, że Evans wciąż jest wściekła na szukającego Gryfonów. Uśmiechnął się obserwując, jak dziewczyna wznosi wzrok ku sufitowi i wzdycha ciężko, najwyraźniej powstrzymując się od złośliwego komentarza. Po chwili, tak jak przypuszczał, znów zanurzyła się w lekturze książki o transformacjach ludzi.
„Jak rozpoznać animaga, bądź co pomoże Ci w pełni odnaleźć w sobie zwierzę.” głosił tytuł. Lil czytając dowiedziała się o cechach charakterystycznych, których nie ukryjesz nawet jako zwierzę. Właśnie brała się za rozwiązywanie testu, który miał na celu powiedzieć jej w co powinna się przemieniać jako animag. Stłumiła ziewnięcie i przeczytała pierwsze pytanie:
Czy kolor Twoich włosów jest intensywny?- Lily chwyciła kosmyk swoich włosów i popatrzyła się na niego sceptycznie. „Głupi test”- pomyślała, zaznaczając „Tak”.
James zawzięcie trzymał pióro, które samo pisało zdania. Był za chytry na sztuczki Evans z pergaminami. Jeden jedyny raz nie był przygotowany na zaczarowaną kartkę, ale dziś… Po prostu miał już przygotowany arkusz pergaminu o identycznym wyglądzie, z identycznymi zaznaczeniami. A pióro pisało samo… Jedyną irytującą rzeczą był fakt, iż Tyron zadawał niepokojące pytania, korzystając z nieuwagi Lily. Potter był pewien, że zaraz usłyszy kolejną dawkę słów niemiłych dla jego uszu. I wiedział, że będzie musiał udawać obojętnego, choć z trudem powstrzymywał się żeby nie wstać i nie krzyknąć.
- Jeszcze jedno…- usłyszał szept Tyrona. Obrócił dyskretnie głowę w jego stronę, a twarz pozbawił jakiegokolwiek wyrazu. – Ona jest ci już obojętna? – na to James nie był przygotowany. Uniósł wysoko brwi. Oczywiście, że nie! Rzecz w tym, iż cos podpowiadało mu, aby skłamać…
- Ja i Lily postanowiliśmy zostać tylko przyjaciółmi. – powiedział chłodno. Hitchswitch zdawał się nawet nie dostrzegać zmiany tonu głosu przyjaciela.
- Więc nie będzie ci przeszkadzało jakbym chciał się koło niej zakręcić?- James wpatrzył się wściekle w swoje 150 zdanie i nieświadomie zaczął pisać kolejne, nie zwracając uwagi na to, że narobił kleksów.
- Jeśli myślisz, że masz u niej szanse…- odparł chytrze Potter, przypominając sobie o tym, że sen nie był snem, a pół godziny przed szlabanem spędził jedne z najcudowniejszych chwil swego życia. No nie licząc tych kiedy dokopał Snape’owi.
Nagle drzwi komnaty otworzyły się powoli. W wejściu z nieśmiałym wyrazem twarzy stała blondynka. Zatrzepotała rzęsami, gdy oczy wszystkich obecnych zwróciły się na nią. Lily odłożyła książkę i przestała czytać o tym jak dobrze byłaby zamaskowana udając wiewiórkę, choć jej zielone oczy mogłyby ją zdradzić.
- Dorcas?- spytała zdziwiona. Dziewczyna weszła do sali, mijając zgrabnie rzędy ławek. – Co ty tu robisz?
- Musimy pogadać. – stwierdziła poważnie. Lily w pierwszej chwili pomyślała, że coś zrobiła źle, ale… Przecież ostatnio pogodziła się z przyjaciółką.
- Coś się stało? – spytała zdezorientowana.
- Nie… Jeszcze nie. Muszę…- tu Dori popatrzyła podejrzliwie na Pottera. – Muszę się ciebie doradzić. – rzuciła ostrożnie. Evans zerknęła na dwójkę chłopaków.
- Skończyliście? – spytała podenerwowana.
- Nie.- powiedział James, szczerząc zęby. – Ale skończymy szybciej jeśli obiecasz na przykład, że pierwszy który skończy dostanie od Ciebie buziaka. – Rogaś z cała swoją bezczelnością wytrzymał zabójcze spojrzenie Rudej. Wiedział o czym myśli. Jej postawa mówiła „zabiję cię przy najbliższej okazji”.
- To kara Potter, a nie zawody!- zauważyła rezolutnie.
- Więc myślę, że za godzinę skończymy… - powiedział udając obojętność. Uwielbiał się z nią droczyć. Wiedział jak bardzo zależy jej na wysłuchaniu przyjaciółki.
- Och!- Lily nie wiedziała, dlaczego on jej to robi! – No dobrze! Cmok w policzek! – Rogacz uśmiechnął się do niej olśniewająco, ale co gorsza nie minęła sekunda a i on i Tyron wyciągnęli ręce ze swoimi kartkami. Dziewczyny zamrugały kilkakrotnie.
- No moja droga…- Dorcas zdziwiła się. – Widzę masz dziś wzięcie. – Lilian spojrzała na nią wściekle. Szybkim i zdecydowanym ruchem wyrwała im z rąk kartki.
- To gdzie buziak? – James uniósł triumfalnie jedną brew. Przez chwilę Lil patrzyła na niego z groźną miną. – No dalej Evans… Od tego się nie umiera. – rzucił uśmiechając się flirciarsko. Wtedy ku jego zdziwieniu Lil uśmiechnęła się, unosząc jeden kącik ust wyżej.
- Nie będzie cmoka. – odparła chytrze. – Oddaliście równocześnie. Nie było nic mówione o jakimkolwiek remisie. – Potter zamarł. Z jego twarzy można było wyczytać, że szuka w tej sytuacji jakiegokolwiek argumentu mówiącego o błędności jej stwierdzenia.
- Nie możesz tak zrobić.- powiedział wreszcie zaskoczony jej pomysłem.
- Mogę. – uśmiechnęła się triumfalnie. – A teraz sio mi stąd.
- Nie możesz!- rzucił desperacko. – Nie po to pisałem te 150 zdań….- Lil pokręciła głową i popchnęła go w stronę wyjścia, ale zaparł się nogami, wciąż gadając o niesprawiedliwości jaka go spotkała.
- James chodź!- Tyron również wyglądał na zdenerwowanego. Lily zdołała dopchnąć go drzwi wbrew jego oporowi.
- Zrozum, że muszę dostać….
- Papa. – powiedziała Ruda każąc mu zrobić jeszcze jeden krok za próg komnaty, po czym z rozmachem spróbowała zatrzasnąć drzwi, ale okazało się to niemożliwe. Została mała szczelina, w której pojawiła się głowa Pottera. Nie wiedziała czemu uważała to za zabawne, choć udawała nadzwyczaj poirytowaną. W duchu śmiała się z idiotyzmu tej sytuacji.
- Lily to jest nieuczciwe.
- Tak wiem. A teraz znikaj. – powiedziała uśmiechając się lekko, gdy zbliżyła się do tej szczeliny, przez która patrzył James. Bardzo blisko… Patrzyła w lśniącą parę oczu, w których tańczyły nicponiowate iskry.
- Daj całusa to zniknę. – powiedział napierając mocniej na drzwi. Nie spodziewał się takiej zabawy na koniec dnia. Tymczasem Lily upewniła się, że Hitchswitcha nie ma już za drzwiami. Po czym spojrzała poważnie na Rogacza i wyszeptała:
- Myślę, że powinieneś mieć dość całusów na dzisiaj.
- Och, twoich nigdy zbyt wiele. – uśmiechnął się do niej wrednie, a ona uniosła zniesmaczona jedną brew, włożyła minimalnie więcej siły i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Zanim James zdążył chwycić za klamkę, już usłyszał szczęk zamka.
Stał przez chwilę zdziwiony. Wciąż zaskakiwała… Uśmiechnął się sam do siebie.
„Ona mnie kocha”- pomyślał, przeczesując dłonią włosy. Jedno wiedział na pewno… Noe ma na ziemi bardziej wyjątkowej dziewczyny….
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 15:54, 15 Cze 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
Lily opierała się o drzwi i zastanawiała się czy on już poszedł. Czy nie ma go po drugiej stronie. Nieświadomie uśmiechnęła się sama do siebie. Ogólnie miała ochotę usiąść na ziemi i zacząć się śmiać. Jest głupia. Bardzo głupia. Ale ta głupota cieszy. I kiedy już poddając się tej dziwnej chęci zaczynała obsuwać się niżej i niżej, nagle spotkała zniesmaczone spojrzenie Dorcas, która wpatrywała się w nią jak w wariatkę. Lil spoważniała w jednym momencie i odchrząknęła prostując się.
- No więc?- zagadnęła do przyjaciółki, gdy nabrała pewności, że na jej twarzy nie zagości uśmiech.
- No więc?- powtórzyła Meadows krzyżując ręce i unosząc jedną brew.
- Ekhem… - Evans kaszlnęła nerwowo. – Mów co się dzieje. – poprosiła łagodnym głosem.
- Może ty mi wyjaśnisz co się dzieje?- dziwna wrogość w głosie blondynki dawała poczucie zagrożenia. Lilian zmarszczyła brwi i popatrzyła pytająco na przyjaciółkę. Mówiła, że przyszła po radę, więc co może być źle?
- Aaaaaa…. Co jest źle? – Lily kompletnie zbita z tropu nie wiedziała jeszcze czy będzie kłótnia czy rozmowa. Póki co zachowywała spokój, próbując zbierać informacje.
- Myślisz kobieto, że tego nie widać?- spytała Dori nieco napastliwie, ale mina Evans mówiła tyle co „o co ci chodzi?”. – Masz mi tu zaraz wszystko wytłumaczyć! – rozkazała blondynka, nie przejmując się tym, iż Ruda nawet nie wiedziała o czym mowa. – Bo ja nie wiem…. Mam się zawsze dowiadywać ostatnia! To jest…
- Dobrze!- Lily niegrzecznie wpadła jej w słowo. – Już dobrze. – powtórzyła nieco łagodniej. – Tylko powiedz mi łaskawie co się stało.
- Co się stało?- Meadows wciąż nie mogła uwierzyć, że osoba tak inteligentna jak jej przyjaciółka, może tak wolno kojarzyć. – Ja ci nie powiem co się stało! Bo tylko TY to wiesz! – tu dziewczyna tknęła Evans mocno palcem. Zielonooka zamrugała kilkakrotnie. – Dziewczyno, widać to jak nie wiem! Jak się na niego patrzysz, jak zachowujesz i się uśmiechasz!- Lily otworzyła szerzej oczy w wyrazie niemego zdumienia. – Nie powiedziałaś mi nic o randce…- tu Dorcas zrobiła nieco obrażoną minę. – Ale po tym co widzę między wami domyślam się, że była udana. – teraz kącik jej ust drgał lekko. Evans zerknęła na przyjaciółkę, a następnie w okno… Ciemne niebo wysłane gwiazdami, przypominało jej o wieczorze, w który dostała broszkę i odkryła James’a- przyjaciela. Czy rzeczywiście zachowywała się inaczej?
- Nie wiem o czym mówisz. – stwierdziła wreszcie, pewna, że nie mogła się aż tak zdradzać.
- Ach no tak…- westchnęła sztucznie blondynka. – No trudno. Więc mniemam, że to jak na niego patrzysz to z czystej nienawiści. – Lily zmarszczyła brwi obserwując jak jej najbliższa koleżanka podchodzi powoli do niej. – Ten uśmiech pełen jakiejś nieprzeniknionej radości, tajemnicy… Może jeszcze czegoś….- Meadows zamyśliła się. – Najmniejsze gesty, błysk w oku… To wszystko nic…- Ruda zamarła. Te słowa już kiedyś zostały wypowiedziane. Doskonale pamiętała jak niegdyś wyciągała z Dorcas informację o jej skrytym uczuciu do Blacka. O ich wspólnych spotkaniach… Jej przyjaciółka wrednie postanowiła ją zacytować!
- Zostaliśmy przyjaciółmi!- broniła się Lily. – Może stąd ta lekka zmiana?
- Taaaaak. – przeciągnęła Dori najwyraźniej zaczynając zabawę w najlepsze. – I nie spotkałaś się z nim od wczoraj?- to pytanie było bynajmniej dziwne. Lil ściągnęła brwi…
- Przecież widziałam go dzisiaj. Podczas szlabanu. – wyjaśniła pewniej siebie.
- Ale nie spotkałaś się z nim dzisiaj na osobności? – wzrok błękitnych oczu nie przestawał przebijać Lil. Ruda była jednak na to odporna. To ona uczyła piorunujących spojrzeń. Jednak to pytanie zasiało w niej ziarno strachu. Zawahała się…
- Nie…- odparła spokojnie. To kłamstwo było odruchem samym w sobie. Jakby wiedziała, że musi chronić swój sekrecik.
- Oczywiście. – Dor uśmiechnęła się do niej przymilnie. Już wydawało się, że sytuacja została opanowana, że Meadows niczego się nie dowie, ale wówczas blondynka wyciągnęła malutki listek i pomachała nim przed nosem Evans.
- Och!- wyrwało się Lil. To był ten sam listek, którego wyciągnęła z włosów James’a Pottera…
- Och?- spytała Dorcas z nieukrywaną satysfakcją. – Jak to wyjaśnisz?- Lily zastanowiła się chwilę… Już znała odpowiedź. Bez kłamstw.
- James tuż przed szlabanem musiał być na dworze. Wyciągnęłam tego listka z jego rozczochranej czupryny. – prychnęła pokazowo.
- No dobrze.- westchnęła Dorcas zawiedziona, tym iż przyjaciółka nie chce jej powiedzieć prawdy. Zapadłą chwila ciszy, podczas której blondynka rozglądała się po komnacie, a Ruda upewniała się, że Dori nie ma więcej argumentów.
- Skończyłaś już ten idiotyczny wywiad?- spytała wreszcie Lil, pozwalając sobie na lekki uśmiech, który był wyrazem rozluźnienia.
- W zasadzie tak. – Dori również uśmiechnęła się. – Jeszcze jedno. Był na dworze tak? -Dorcas wpatrzyła się w przyjaciółkę podejrzliwie.
- Tak…- odparła machinalnie Lily, unosząc wzrok do góry. Nudziło ją to.
- I jesteś pewna tak?
- Tak.
- A skąd wiesz?- Lil tym razem była przygotowana.
- Kiedy odrabiał szlaban, wyciągnęłam mu ten listek z włosów, więc to chyba logiczne, że był na podwórku, prawda? – pewna siebie mina Lily zaczęła nagle strasznie bawić Dorcas. Blondynka zamyśliła się na chwilę. Wyciągnąć z niej te informacje, czy nie wyciągnąć? Może gdyby nie była tak ciekawa…
- No tak. – Dori uśmiechnęła się, a Lil poczuła się całkowicie bezpieczna. Wybrnęła… Właśnie pozbyła się kłopotliwych pytań. Nagłe nerwy sprawiły, że zapomniała o owej radzie jakiej miała udzielić przyjaciółce. Po prostu odczuwała wielką ulgę… - Ty też byłaś na podwórku. – usłyszała nagle.
- Co?- spytała zdezorientowana.
- Tam wisi twój płaszcz. – blondynka beztrosko wskazała coś schowanego w rogu komnaty.
- Ach…- Lily speszyła się. – No tak. – wydobyła z siebie niezbyt pewnie. – Byłam na dworze, ale…- urwała widząc jak Meadows podchodzi do części jej garderoby. – Nie ruszaj!- zawołała, ale było za późno. Blondynka przyglądała się płaszczowi dokładnie, a to co zobaczyła dziwnie ją wstrząsnęło. Zmarszczyła brwi i spojrzała pytająco na koleżankę.
Lilian nie wiedziała co tam takiego było dopóki Dorcas nie podrzuciła jej płaszcza. No tak… Cale plecy w źdźbłach trawy… Lily skrzywiła się rozumiejąc jak bardzo ją to pogrąża. Chociaż… Jeśli dobrze wszystko wyjaśnić…. Jednak Dor nawet nie dała jej otworzyć buzi.
- Całe plecki. – uśmiechnęła się strzepując paproszki na posadzkę. – Więc leżałaś na plecach. – No tak… Praktycznie rzecz biorąc nie musiałaś być z Rogaczem, prawda? – nie czekając na odpowiedź oniemiałej Rudej, dziewczyna ciągnęła dalej. – No, ale jeden mały szkopuł. -Dorcas zanurzyła dłoń w kapturze płaszcza i wyciągnęła drobny, pożółkły listek. Teraz Lil pobladłą.
- Chyba że wziąć pod uwagę to. – potrząsnęła dopiero co zdobytym dowodem. – Chyba pochodzi z tego samego drzewa co liść Pottera. Więc leżałaś tam. Hmmm….- Meadows urwała zamyślając się. – A on…na tobie?!- Dori podniosła głos, nie wierząc we własne słowa. To zdawało się brzmieć komicznie. Czekała aż Lilian zaprzeczy, poda kontrargumenty i zrobi swoją triumfalną minę. Ale zielonooka dziewczyna stojąca obok zmarszczyła brwi i wyglądała jakby zbierała w sobie odwagę.
Evans westchnęła… Musi jej opowiedzieć wszystko… To…przyjaciółka.
- Dorcas, - Lil urwała na chwilkę, zastanawiając się jak to wyjaśnić. – może zacznę od początku…. – i tak opowiedziała jej po krótce randkę, omijając wizytę w sklepiku z biżuterią. Pominęła też cały incydent z broszką, instynktownie wyczuwając, że jest to zbyt niesamowite, żeby Dorcas mogła uwierzyć. Na koniec wyjaśniła dzisiejsze zejście z Jamesem, choć czuła się naprawdę głupio…- I… tak wyszło.- zakończyła nieskładnie. Niespokojnie zerknęła na przyjaciółkę.
Dori usiadła na ławce z ogłupiała miną. Czy to jakiś żart? Dopiero kiedy usłyszała to z ust Lily, dotarł do niej ogrom sytuacji. Popatrzyła zaskoczona na rudowłosą dziewczynę stojącą z lekko zniesmaczoną miną. Chyba rzeczywiście nie wiedziała co robi, ale… Z kolei… Dorcas uśmiechnęła się promiennie.
- No i?- spytała z tą nutką zaciekawienia. Lil wbiła w nią swój pytający wzrok, nie za bardzo rozumiejąc o co blondynce chodzi. – Uch! – westchnęła Dor. – I jak całuje głuptasie!- wyjaśniła po chwili, oczekując odpowiedzi z szerokim uśmiechem. Lily zamrugała kilkakrotnie. Całowała się z nim tyle razy i nigdy się nad tym nie zastanowiła… Zerknęła w okno. Jak całował? Przypomniała sobie wszystkie te chwile, kiedy z ciężkim sercem się od siebie odrywali… Te sekundy wielkiego żalu i ochłaniania po czymś cudownym… Jak całował James Potter?
- Bosssko. – powiedziała wreszcie głęboko zamyślona. Dorcas zachichotała widząc rozmarzoną minę przyjaciółki. Tyle lat obzywania i nienawiści, a dziś tych dwoje…razem… Lil szybko się opanowała, wracając do brutalnej rzeczywistości. – Ale to nie powinno mieć miejsca!- stwierdziła szybko z lekkim przestrachem.
- To znaczy, że żałujesz?- blondynka popatrzyła na nią podejrzliwie. Czy Lily żałowała? Ruda westchnęła. Na samo wspomnienie odczuwała dziwny ucisk w klatce piersiowej, który dawał uczucie tęsknoty i przynależności. To jak przelewali swoje oddechy z ust do ust może zaliczyć do najszczęśliwszych chwil swojego życia, ale ogłosić to publicznie to jak rzucić się pod pociąg…
- Nie żałuję. – odparła smętnie.
- Wiesz co to znaczy?- Dorcas podeszła do niej blisko, odrzucając na bok niepotrzebny płaszcz. Ujęła twarz Lil w swoje dłonie tak, by dziewczyna musiała na nią patrzeć.
- Że źle postąpiłam? I będę musiała długo pracować zanim znów powiem „nienawidzę cię Potter?”? – Meadows uśmiechnęła się na te słowa.
- Nie. – powiedziała spokojnie z ciepłym błyskiem w oku. – Ty się w nim zakochałaś…
James wracał spacerkiem do PW. Pewnie Lily dziś długo będzie rozmawiała z Dorcas, ale jeśli zaczai się przy drzwiach dormitorium, to może ją spotka. Jakoś nie potrafił nacieszyć się tym co dziś otrzymał. Jakby to była obietnica lepszej przyszłości. No oczywiście był świadomy tego, że pewnie zacznie go unikać…odtrącać… Prosić żeby dał sobie spokój. Rzecz w tym, że on wcale nie zamierza się jej naprzykrzać. Nie mógł sobie tego lepiej wymarzyć… Poczeka aż sama do niego przyjdzie.
Mijał właśnie kolejny zakręt korytarza, wciskając ręce głębiej w kieszenie spodni, gdy nagle tuż przy jego boku znalazła się ciemnowłosa dziewczyna z nieco zdenerwowaną miną.
- Cześć!- burknęła nieco ponuro. Potter popatrzył się chwilę na nią, lekko zaskoczony jej złym samopoczuciem.
- Witaj Sheryl. – uśmiechnął się dla kontrastu. Ona wściekła… on szczęśliwy… Nawet nie chciało mu się zbytnio odzywać. Z Czasem zaczął pogwizdywać cicho jakąś melodię, nie zwracając uwagi na to, że Corvin przygląda mu się od czasu do czasu.
- Co ci tak wesoło?- spytała wreszcie niby obojętnie.
- Bo życie jest piękne, nie uważasz?- wyszczerzył do niej swoje lśniące ząbki.
- Phi. – prychnęła cicho. – Czyżby Lily dała ci szansę?- spytała zgryźliwie. Nie potrafiła inaczej. Sama myśl, że Evans miała wszystko to czego pragnęła na wyciągnięcie dłoni, wydawała się zbyt niesprawiedliwa. James spoważniał.
- Nie…- odparł zdawkowo. – Ale to nie zmienia faktu, że jest najbardziej zadziwiającą dziewczyną w Hogwarcie, prawda? – spytał przyglądając się reakcji Sher. Wyraźnie się w niej zagotowało. Była mu obojętna w tej chwili. A nawet irytująca. Psuła jego idealnie wspaniały humor…
- Mógłbyś choć na chwilę o niej zapomnieć?!- brunetka podniosła głos, a w jej chłodnych oczach pojawiła się żądza mordu.
- Nie. – stwierdził zgodnie z prawdą Rogaś. – A nawet jakbym mógł, to bym nie chciał. Bo ona jest CU-DOW-NA! – dodał, dobitnie podkreślając ostatni wyraz.
- W tym zamku jest wiele cudownych dziewcząt! – zaperzyła się Sheryl.
- No tak. Ale jak znajdziesz taką jak Lil, z jej wyglądem, jej charakterem i taką która będzie mnie dodatkowo chciała, to daj znać. – uśmiechnął się szeroko. – Bo póki co ja będę czekał na swoją Księżniczkę. – stanęli przed portretem Grubej Damy. Rogaś rozpromieniany już chciał podawać hasło, gdy poczuł jak dziewczyna obok zarzuca mu ręce na szyję i wskakuje na ręce. Odruchowo złapał ją, ale stracił równowagę i wpadł plecami na ścianę. Stłumił syknięcie z bólu, mrużąc tylko oczy. Ta Corvin jest nieobliczalna… Po kilku sekundach poczuł jak fala bólu rozprowadziła się już po jego ciele. Co najwyżej zostanie jakieś obtarcie, albo siniak. Pojawiła się za to złość na tę idiotkę. Pierwszy raz był rzeczywiście wściekły na dziewczynę.
- Co ty sobie myślisz?!- spytał wściekle. – Złaź natychmiast. – rozkazał, przestając ją podtrzymywać. Niestety Sher zdążyła go objąć nogami na tyle mocno, by utrzymać się jeszcze przez jakiś czas.
- Nie. – powiedziała już z lekkim uśmiechem. – Tak wygodnie. – w jej oczach pojawiły się wredne iskierki.
- Mnie to nie bawi!- James podniósł stanowczo głos. Sheryl zaśmiała się.
- Jaki jesteś poważny. – zauważyła rozbawiona. Nie widziała jeszcze swojego ukochanego, jak jest zły i krzyczy, albo jak ma poważny ton głosu. Mimo to jakoś poprawiało jej to humor.
- Ja nie żartuję Sheryl!- Potter ściągnął brwi, na co tylko się uśmiechnęła.
- Skrzywdziłbyś dziewczynę? – spytała zaczepnie. Wiedziała, że pod tym względem jest zbyt dobrze wychowany. Obgadywał tylko Ślizgonki, co nie zmienia faktu, że nie ubliżał im publicznie.
James postanowił jej nie odpowiadać. Czy tej Sher zupełnie odbiło? Nudziła się? Nie miała co robić?! Odwrócił wzrok i postanowił poczekać aż sama zejdzie, pewny, że nie mógłby jej po prostu zrzucić. Ale najwidoczniej wciąż jej było mało, gdyż ujęła jego twarz w swoje dłonie i spojrzała mu w oczy. Jeśli to miało być zabawne to nie było…
- Ja jestem 10 razy od niej lepsza. – powiedziała wreszcie, a w oczach o królewskim błękicie pojawiła się niechęć i uraza. – Pod każdym względem. Zapamiętaj to sobie Jamie. – chłopak popatrzył na nią pytająco. Czyżby uraził jej ambicję, mówiąc tak dobrze o Evans? – I wiesz co jeszcze?- tym razem ton jej głosu zrobił się miękki i spokojny.
- Co takiego?- spytał od niechcenia.
- Masz niesamowite oczy. – powiedziała nie spuszczając z niego wzroku.
- To wiem. – stwierdził. – Lily powtarzała mi to już nie raz. – dodał oschle. Sheryl tylko uśmiechnęła się słabo, najwidoczniej nie przejmując się tą ważną uwagą i dalej wpatrując się w niego jak urzeczona. Zaczynał mieć tego dość… Postanowił to skończyć. – Sheryl ja…- nie dokończył, bo w tym momencie usta dziewczyny sprawnie zabrały mu słowa. Poczuł palące uczucie złości i dosłownie w tej samej sekundzie, nie patrząc na to co robi zrzucił ją z siebie. Jak mogła?! Czy chociaż spytała go o zdanie?! Nie zwrócił uwagi na to, że Corvin upadła na ziemię. Miał ochotę ją zabić… Nie wiedział co jej powie, ale jednego był pewien. Niech ona trzyma się od niego jak najdalej!
- Wiesz co?!- podniósł głos piorunując ją wściekłym spojrzeniem.
- Nie wiem, ale to było niemiłe. – dziewczyna wstała rozcierając sobie bok, na który upadła.
- Powinienem cię…- urwał. Nagle poczuł się obserwowany. Przestraszony, w tle dostrzegł szatynkę o bursztynowych oczach, która z szeroko otwartą buzią obserwowała cała scenę. – Jasmine?- spytał kojarząc wszystkie fakty. To przyjaciółka Lil. Jeśli to wyglądała inaczej niż było, to Lily usłyszy z czyichś ust całkowicie zdeformowaną wersję wydarzeń. A to oznaczało tylko kłopoty…
Elvin podeszła do Sheryl i pomogła jej wstać, patrząc na Pottera z niedowierzaniem. Jamesowi mowę odjęło. Nie wiedział czy ma się tłumaczyć, czy może olać i iść dalej… Ale coś mu podpowiadało, że właśnie się pogrążył.
- Ja…co ty tu robisz? – spytał próbując wymyślić cokolwiek.
- Najlepiej się nie odzywaj Potter. – powiedziała dziewczyna, wlepiając w niego swoje wielkie oczy.
- Właśnie Jamie. – Sheryl uśmiechnęła się triumfalnie. – Najlepiej się nie odzywaj, a póki co… Do zobaczenia później. – uśmiechnęła się perliście i pomachała ręką na pożegnanie, gdy wraz z Jas przechodziły przez dziurę pod portretem.
- Cholera!- zaklął James, uderzając pięścią w ścianę. Szybko jednak stwierdził, że był to zły pomysł. Teraz bolały go nie tylko plecy, ale i ręka. Będzie musiał tej Sheryl co nieco powiedzieć zanim zrujnuje mu ona życie…
Nabrał powietrza w płuca i powoli je wypuścił, zastanawiając się o czym teraz rozmawiają Dorcas i Lily… Oczyma wyobraźni ujrzał twarz dziewczyny o lśniących zielonych oczach i kosmykach rudych włosów. Złość powoli mijała… Będzie dobrze. Nie takie problemy się miało…
Ponownie włożył ręce w kieszenie spodni i najspokojniej w świecie wkroczył do Pokoju Wspólnego.
- To co ja mam zrobić?!- załamała ręce. Taka sytuacja była dla niej nowa… Inna…
- Może daj mu szansę?- Lily wytrzeszczyła oczy na swoją przyjaciółkę. Czyżby ona oszalała?!
- Wykluczone! – powiedziała szybko. – Dorcas ja… ja nie chcę chyba. – zmarszczyła brwi. Sama już nie wiedziała.
- A czego chcesz? – to pytanie było trudne. Ruda zastanowiła się chwilę… Jeśli miała być szczera, to zaczynała żałować tego, że tak się dała podejść… Wszystko przez tę broszkę! Poczuła jej ciężar w kieszeni… Ale teraz przynajmniej wie…
- Chcę przestać o nim myśleć. Najlepiej by było gdybym mogła zapomnieć. – spojrzała na posadzkę, mając nadzieję, że Dorcas jej coś doradzi. Ale blondynka milczała. Cisza wypełniona była współczuciem, ale i niemożnością pomocy… Lily wiedziała, że sama musi coś wymyślić. Znów miała się przed nim chować? Nie… To nic nie da. Pokazuje tylko jak bardzo jest słaba. Dlaczego nie istniała rzecz, która zbierałaby uczucia i niszczyłaby je na dobre? Dlaczego Lil nie mogła zwrócić uwagi na jakiegokolwiek innego chłopaka, tylko właśnie na Pottera? Przecież był denerwujący i go nienawidziła… Co się stało, że nagle nabrał dla niej innego wyrazu? Dlaczego on?!
I nagle w rudej główce coś zaskoczyło. Wpadła na szalony pomysł.
- Dorcas!- zaczęła z lekką ekscytacją oraz nadzieją.
- Słucham?
- Tobie podobał się Black, tak? – to pytanie można było uznać za retoryczne. Mimo to Dori kiwnęła ostrożnie głową, nie wyczuwając z tego wywiadu niczego dobrego. – Nie potrafiłaś mu odmawiać i wracałaś do niego, dopóki nie spotkałaś Doriana, prawda?
- No tak… ale to był zawód miłosny…
- Więc ja znajdę kogoś innego!- wpadła jej w słowo Lilian, nie zwracając uwagi na spochmurniała minę Dorcas. Pomysł wydawał się być idealny… Zwrócić swoją uwagę w stronę kogoś innego. Odpowiedniego i odpowiedzialnego…
- Myślisz, że mogłabyś tak? – słowa Dor wyrwały ją z zamyślenia. Blondynka była nadzwyczaj poważna. – Patrzeć z utęsknieniem na chłopaka, który cię wybrał i za którym szalejesz, a jednocześnie wiązać się z kimś na tyle dobrym, że aż odpowiednim?
- Ja…
- Bo uwierz mi, że to trudne. Nie przestaniesz o nim myśleć. Ale za to skrzywdzisz tego drugiego. W końcu wpadniesz we własną pułapkę. Będziesz musiała wybrać. Albo ukochany, albo facet idealny. Powiesz mi co wybrać? Bo cokolwiek nie zrobisz i tak będziesz nieszczęśliwa. Albo zrezygnujesz ze swojego szczęścia, albo zranisz kogoś bliskiego. Któremu powiesz nie, a któremu tak? Potrafisz zdecydować? – Lily zamarła… Musiało się coś stać. Doskonale wiedziała, że cała ta mowa wcale nie jest bez przyczyny…
Dorcas posmutniała i odwróciła się plecami. Chyba było jej bardzo ciężko… Rudej zrobiło się głupio, iż tak egoistycznie przejmowała się swoim jakże mikroskopijnym problemem.
- Który kazał ci podejmować takie decyzje?- spytała wreszcie z nutą współczucia dla koleżanki i nieukrywanej pogardy do osoby, która miała się okazać tak podła.
- Ogólnie źle to wyszło… - Dorcas spojrzała na przyjaciółkę szklanymi oczętami. Wiedziała, że może być wobec niej szczera… Po upływie 5 minut zdołała wszystko streścić. A Lil była wdzięczną słuchaczką, która wszystkie uwagi zostawiała na koniec.
- Całowałaś się z nim przed randką z Dorianem…- wyszeptała zszokowana.
- Tak!- Meadows już nie wytrzymywała całej tej sytuacji. Żal i smutek ukrywane przez całe długie godziny teraz mogły spokojnie ujść. – Ale to dlatego, że on jest taki… taki… To po prostu Syriusz!- jęknęła, a po jej policzku spłynęła łza. Lily widziała jak bródka jej się trzęsie, a oczy lśnią od mokrej powłoki, która lada chwila miała się zamienić w krople spływające po jej twarzy.
- A Dorian kazał decydować…- Evans nie mogła w to uwierzyć. To było do niego niepodobne. – Muszę z nim poważnie porozmawiać. – oświadczyła stanowczo.
- Nie!- Dorcas poprosiła, ocierając szybko oczy. – Nie chcę żeby wiedział, że ci mówiłam. Ja… potrzebowałam się wygadać. – stwierdziła blondynka, próbując się szybko opanować.
- Kochanie…- zaczęła Lilian pewna, że nie może zawieść przyjaciółki. – Chcesz mojej rady?- spytała delikatnym głosem. Dori pokiwała głową, dławiąc łzy. – Odstaw dwóch. Z czasem okaże się, któremu zależało, a który się tylko bawił. – powiedziała najcieplej jak potrafiła, uwieńczając to delikatnym uśmiechem.
- Wiesz… Dziękuję ci… - Dor wyciągnęła chusteczkę i wydmuchała w nią nosek. Wyglądała jak duża dziewczynka, której ktoś ukradł ulubioną lalkę. Śliczna, młoda, załzawiona i z zaczerwienionym noskiem…
- Nie ma za co skarbie. – Lily uśmiechnęła się szerzej na to skojarzenie. Blondynka zatrzepotała rzęsami kilka razy, po czym odwzajemniła uśmiech na tyle na ile pozwalał jej humor.
- James ma na ciebie dziwny wpływ. – zauważyła blondynka ostrożnie.
- Jak to? – zaciekawiła się Lil.
- Zaczynasz mówić „skarbie” i „kochanie”….
Weszła zadowolona do dormitorium i z o wiele lepszym samopoczuciem rzuciła się na łóżko. Całkowicie usatysfakcjonowana tym, co właśnie zrobiła. Jasmine spojrzała na nią z lekką dezaprobatą.
- No co?- Sheryl uśmiechnęła się, nie widząc nic złego we własnym postępowaniu.
- Nie uważasz, że to było dość podłe? – spytała szatynka, przyszykowując sobie rzeczy do spania.
- Podłe? Nie wiem o co ci chodzi…- Corvin wzruszyła obojętnie ramionami.
- Myślisz, że nie wiem co zrobiłaś? – Sher zastanowiła się na te słowa… No tak. Jas musiała użyć swoich „super mocy”.
- Skoro widziałaś to dlaczego nie zbeształaś mnie przy nim?- spytała o wiele chłodniej.
- Bo jesteś moją przyjaciółką. – burknęła szatynka, a jej loki zatrzęsły się, gdy obróciła głowę.
- To jako przyjaciółka odegrałaś świetną scenę. – rozpromieniła się brunetka. – Wyglądało na to, że uważasz nas za ukrywającą się parę. – zachichotała uradowana tą myślą.
- Bo tak wyglądaliście. – syknęła podenerwowana Jasmine. Nie podobało jej się to co robiła jej przyjaciółka…
- No i dobrze!- stwierdziła butnie Sheryl.
- Może byłoby dobrze, gdyby nie to, że z jego umysłu wciąż szła ta sama myśl. – Sher zmarszczyła brwi i usiadła, wpatrując się w tę zazwyczaj spokojną dziewczynę.
- Nie rozumiem twojego gniewu. – powiedziała po chwili milczenia w dość napiętej atmosferze. – Przecież nic złego nie zrobiłam, a tak przynajmniej wiem, że mam szansę, żeby…
- Nie.- Elvin weszła jej w słowo. – W ten sposób dowiadujesz się, że nie masz szansy. – powiedziała szatynka z nieukrywanym podenerwowaniem. – A wiesz dlaczego? Kiedy z nim szłaś, myślał o niej… Kiedy rozmawialiście, myślał o niej. Gdy wpakowałaś mu się na ręce, a on z czystej grzeczności nie zrzucił cię na podłogę, myślał o niej. Nawet gdy go całowałaś to myślał o NIEJ. Nie o tobie.
- Kto o kim myślał?- do dormitorium weszła kolejna dziewczyna. O blond włosach do ramion i łagodnej twarzy. Powoli zamknęła drzwi… Jej koleżanki wymieniły między sobą spojrzenia, które nie znaczyły nic dobrego… Dorcas wyczuła kłopoty.
- Niech Sheryl ci opowie. – rzuciła Jasmine, idąc przebrać się do snu.
- A może nasza mała miss „wiem wszystko”? – Sher przewróciła oczyma i znów położyła się na łóżku. Nie ma racji… Jasmine nie ma nawet w jednej setnej racji.
- Dosyć tego… - wtrąciła się Meadows, siadając obok leżącej Corvin. – Poproszę od początku. – brunetka westchnęła głośno, jakby znudzona tym wszystkim.
- Kiedy wracałam do dormitorium, spotkałam James’a. Spędziliśmy razem kilka miłych chwil. – wyrecytowała od niechcenia. – Niestety…
- Nie pfafda! – z toaletki wyszła Elvin, ze szczoteczką do zębów w ustach. Obie dziewczęta spojrzały na nią, jedna ze zdziwieniem, a druga z niechęcią. Jas zniknęła na chwilę w łazience, dało się słyszeć odgłos płukania ust wodą. Po chwili szatynka ze szczotką w ręku wyszła do przyjaciółek. – Wracał James, ale nie wiem skąd…- Dorcas uśmiechnęła się słabo, uznając że jeśli wie coś więcej to musi zachować to dla siebie. – I Sheryl, też nie wiem skąd, ale to mało istotne. – machnęła ręką i zaczęła rozczesywać swoje włosy. – Wiem, że razem szli, że rozmawiali, a później zobaczyłam jak przy portrecie Sheryl pakuje mu się na ręce. – Dorcas z oburzeniem spojrzała na brunetkę, która tylko przewróciła oczyma.
- Sheryl, czy ty nie wiesz gdzie jest widoczna granica?! – spytała Dori, nie mogąc uwierzyć w bezczelność koleżanki.
- Ale nie protestował, prawda?!- broniła się Sher, poirytowana tą nagonką. Jedna mała rzecz, a tyle rabanu. Wiedziała, że posiadała dobry argument, ale..
- Nie..- przyznała Jasmine. – Nie protestował, ale grzecznie prosił żebyś zeszła. – zauważyła oschle. – A ty nie dość, że nie posłuchałaś, to jeszcze musiałaś go pocałować!- szatynka dodała z jawnym oskarżeniem.
- Pocałowałaś go?!- tego Dorcas nie była w stanie pojąć. Lily oszalałaby, gdyby się dowiedziała. To znaczy… Z pewnością nie dałaby po sobie poznać, ale… Nie! Wróć! Czy ktokolwiek widział Evans zazdrosną? Kiedykolwiek?
- Tak…- przyznała Sheryl. – I James całuje po prostu cudownie!- krzyknęła na zakończenie. Dorcas zamarła… Czyżby Potter bawił się dwiema dziewczętami?
- Nie kłam!- Jas jeden z tych nielicznych razy podniosła głos. – Zrzucił cię jak tylko się na niego rzuciłaś z ustami! Był wściekły! I nie wiem co ty sobie wyobrażasz, ale to nie pomaga, bo on dalej myśli o Lily! – po tych słowach zapadło milczenie. Elvin bardzo rzadko krzyczała na kogokolwiek, a teraz jej pierś falowała, pod wpływem złości. Dwie pozostałe dziewczęta bały się odezwać, może po części z zaskoczenia, a może dlatego, że chciały mieć święty spokój. Jednak nawet cisza nie może trwać wiecznie…
- Jasne…- powiedziała wreszcie Sheryl. – Niech liczy się Lily. Nie zabierajmy jej kolejnego adoratora, który nie ma u niej szans. Bo co cię to obchodzi, że ona go rani?
- Oni kiedyś ze sobą będą. – wycedziła przez zęby Jasmine.
- Ale jaki ty masz zysk w tym interesie. Że ich tak bronisz, co? – zjadliwy ton głosu przyjaciółki zdawał się podsycać do walki. Corvin nie panowała nad swoimi nerwami wobec niesprawiedliwości. Lilian zabrała jej Jamiego, zabrała lekcje Starożytnej Magii, odznakę prefekta i szczęśliwe życie…
- Może czyjąś radość Sheryl?- spytała ostrożnie Dorcas. Wiedziała więcej niż jej koleżanki… Ale wiedziała, że Lil powinna sama im się przyznać.
- Czyją Dor? Powiedz mi czyją?- poprosiła z żalem w głosie. – Rogacza, który jest cały czas odrzucany? Czy może Lily, która egoistycznie na nim pasożytuje? A może myślisz, że ja będę szczęśliwa bez niego? – Meadows nie wiedziała co powiedzieć. Nie mogła uświadomić Corvin w tym jak bardzo się ona myliła.
- Powinnaś dostrzec ile ona dla ciebie zrobiła, a nie ile jeszcze mogłaby zrobić…- podsumowała najpoważniej w świecie Jasmine, a jej bursztynowe oczy zalśniły w mdłym blasku lamp.
Remus nie mógł się skupić na nauce. Niczego się dziś nie nauczy.
Ona wie…
Jakiś głos powtarzał mu w myślach wciąż to samo. A w głowie plątało się jedno wspomnienie… Jak powiedziała słowo „wilkołak”. Pewnie bardzo mu współczuje… Myśli sobie „biedny chłopak, nikt nie może mu pomóc…na zawsze zostanie wyrzutkiem społeczeństwa”. Pewnie się go boi… Może już szuka srebrnych przedmiotów u siebie w szafkach…
Lupin sam nie wiedział czego się spodziewać. Był taki głupi, że przez chwilę pomyślał, iż mógłby tak jak jego przyjaciele posiadać wspaniałe dziewczyny. Chyba na zawsze będzie musiał pozostać sam… Jak Peter.
Lunatyk zerknął na swojego puszystego kumpla. „Może ja również powinienem zatracić się w czekoladzie?”, pomyślał, widząc jak Pettigrew głaszcze czekoladową żabę. Nagle drzwi dormitorium otworzyły się powoli, a do środka spokojnym krokiem wszedł Rogaś, pogwizdując i trzymając ręce w kieszeniach z tą swoją nonszalancją.
- No nareszcie!- Syriusz jakby tylko na to czekał. Od razy zerwał się z łóżka i podbiegł do Pottera. – Stary z nimi zanudzić się można! Remi udaje dziś poważniaka, a Glizdek podnieca się…- urwał przyglądając się wyrazowi twarzy przyjaciela. – Co ci jest? – spytał po chwili zaniepokojony. Wszyscy natychmiast zerknęli na James’a, który z dziwnym spokojem i powagą powiesił swój płaszcz i właśnie zaczął ściągać sweter.
- Nic…- odparł Rogacz, ale ton jego głosu wskazywał na coś zupełnie innego. Łapa tylko skrzyżował ręce i spojrzał surowo na okularnika. Zawsze w ten sposób zmuszał go do mówienia. – To nie był sen. – jednym zdaniem Rogacz był w stanie wytłumaczyć wszystko.
- Że co?!- Remus i Peter byli bardzo wdzięczni Blackowi za zadanie tego pytania. Sami niewiele rozumieli…
- Ona tu rzeczywiście była. Mam rację?- James zmierzył kumpla chłodnym wzrokiem, unosząc wysoko jedną brew. Syriusz nie zmienił wyrazu twarzy.
- Ja nie wiem o czym ty…- zrezygnował z taktyki udawania, gdy zobaczył niebezpieczne iskierki w oczach Rogosia. – No dobra! – rzucił wreszcie zrezygnowany. – Była! I co z tego?
- Kto był? – wtrącił się Lunio.
- I kiedy?- Glizdogon usiadł na swoim łóżku, gotów wysłuchać kolejnej opowieści przyjaciela.
- Och, Lily!- odpowiedział podenerwowany Syriusz.
- Warto dodać, że dziś rano. - James uśmiechnął się, ale szybko przywrócił poważny wyraz twarzy. Rzucił Syriuszowi chłodne spojrzenie. – Dlaczego mnie okłamałeś?- Black długo patrzył na swojego przyjaciela. Zabije kiedyś tę Evans, za to, że pakuje go w takie tarapaty. Co więcej James był najwyraźniej obrażony. Zresztą… Gdyby Potter przemilczał wizytę Dorcas nad jego łóżkiem, to Black zapewne nie odezwałby się do końca życia… No i warto dodać, że Syri na Meadows czeka od kilkunastu dni, a James na Evans…. Ech…
- A skąd wiesz, że kłamałem? – to wydawało się być dość mądrym pytaniem, biorąc pod uwagę, że nie był pewny, czy Rogacz po prostu nie stosuje jakiegoś tricku.
- Pff!- prychnął okularnik. – Od Lily!- teraz Syriusz wyraźnie poczuł jak się w nim gotuje… Jeśli ona mu się przyznała, a jego skłoniła do kłamstwa, to w zasadzie już jest martwa!
- Lily w życiu nie przyznałaby się do czegoś takiego!- to był doskonały argument… Black potrzebował się upewnić…
- Masz rację. – stwierdził obojętnie Potter. – Ale są sposoby na wyciąganie informacji, którym nie oprze się nawet Evans. – tu Rogacz uśmiechnął się nicponiowato. Syriusz zamarł. Tym razem był pełen podziwu. W porę ugryzł się w język żeby nie powiedzieć „I wiąż żyjesz?!” . Namówienie Evans do powiedzenie czegokolwiek co ukrywała, było niemożliwe nawet dla jej koleżanek, a co dopiero mówić dla Pottera! Czyżby to był kolejny dowód na jakowąś zmianę?
Łapa westchnął, wiedząc, że nie uchroni go nic. Skoro krył Lil, która sama się przyznała, to teraz wreszcie może być całkowicie szczery.
- Gdy nakryłem ją tu dziś rano, kazała mi obiecać, że nic nikomu nie powiem. Nie wyglądała najlepiej… - stwierdził na koniec, przypominając sobie jej dziwne zachowanie.
- Jak to? – Lunatyk zaciekawił się. Teraz wszyscy wsłuchiwali się w słowo Blacka, który chyba jako jedyny posiadał pełne informacje.
- Zadawała śmieszne pytania, była spłoszona… Jakby… do czego by ją tu porównać…- zastanowił się chwilę. – Jak Glizdek, kiedy zgubi swoje zapasy!- rzucił dumny z siebie, ale po chwili skrzywił się. – Nie… Glizdek wtedy piszczy i panikuje, a ona… hmmm…. – podrapał się po brodzie.- Jak…. Nie dam rady tego porównać!- Syri wreszcie się poddał. – Zdawało się, że bliska płaczu, jakby smutna, nietrzeźwo myśląca.
- Dobra, mniejsza z tym!- przerwał mu poirytowany Rogaś. W końcu ile można się zagłębiać w opisywanie czyjegoś stanu?!
- Mówiłeś coś o śmiesznych pytaniach? – Peter zamrugał nieśmiało.
- Tak. – Syriusz dość szczęśliwy z odwrócenia jego uwagi na pytania, zaczął opowiadać…- Wypytywała o James’a. – Rogaś poruszył się niespokojnie. – Kto to jest? Jaki jest? Jakby nie pamiętała…- stwierdził na koniec. Potter zamrugał kilkakrotnie. Upewniała się… Właśnie dostał jeszcze jeden dowód na to, iż nie śnił… Kiedyś Lily spędziła z nim cały dzień… Ponadto spędziła noc w jego ramionach… Dla tej świadomości warto było spędzić na uwięzi te 24h. Mógł być więziony przez samego siebie do końca życia, byleby mieć ją blisko siebie… Nagle ktoś pomachał mu ręką przed nosem.
- Halo! Jest tam kto?- Syriusz w dość drastyczny sposób przywrócił go do rzeczywistości.
- Ach, jest przyjacielu. – James uśmiechnął się pełnią szczęścia. – I to wcale nie taki wredny i podły palant jaki wydawał się na początku. – wyszczerzył zęby na koniec tej zagadkowej uwagi. Łapa zmarszczył brwi obserwując jak jego przyjaciel najprościej w świecie zachowuje się jak idiota…
- Odbiło mu…- stwierdził Remus, który również obserwował James’a.
- I to nieźle…- podsumował Syriusz, kiedy James stwierdził, że może już iść spać…
Lily posłała łóżko, zrobiła względny porządek… I stwierdziła, że jest dziesięć po siódmej. Za wcześnie…
Weszła do toaletki, w której od jakichś dwóch tygodni musiał być porządek utrzymywany przez cały czas. Stanęła przed lustrem i przeciągnęła dłonią po kosmykach rudych włosów. Tak długo je hodowała, że czasem zastanawiała się co zrobi jak je zetknie i czy kiedykolwiek je zetnie. Może dziś związać je jakoś inaczej? Rozpuściła swoje długie włosy, a te natychmiast opadły jej na ramiona, z lekkością i gracją.
- Któż taki zasłużył, aby specjalnie dla niego te cudowne płomienie tańczyły swobodnie?- Tyron ziewnął przeciągle, stojąc w wejściu do toaletki. – Czyżby jakiś przystojniak? – spytał już nieco trzeźwiej, podczas, gdy Evans uśmiechnęła się do niego i zaczęła splątywać włosy w ciasny warkocz.
- Jeśli już ktoś to akurat ty mnie taką widziałeś. – stwierdziła pogodnie, mijając go w wejściu. Była siódma dwadzieścia. Zasadniczo rzecz biorąc czas budzenia chłopaków. Hitchswitch wyszedł za nią do dormitorium.
- Powiedzieć im, że czas wstawać? – Lil spojrzała surowo na Hitchswitcha, który odkaszlnął, zdając sobie sprawę, że tym głupim pytaniem zniszczył cały rytuał. – Nie krępuj się. – dodał wreszcie zachęcając ją do codziennych czynności. Lily uśmiechnęła się z satysfakcją, po czym pewnym siebie krokiem ruszyła do okna. Szybkim ruchem odciągnęła zasłony na boki, zalewając dormitorium wczesnym słońcem.
- Jaki dziś piękny dzień!- krzyknęła teatralnie, słysząc jęki trójki pozostałych lokatorów.- Pora ruszyć się z łóżek i zacząć się zbierać! Kolejny szkolny tydzień!- oznajmiła z dzikim zadowoleniem. Uwielbiała to robić… Odwróciła się i napotkała wzrok Tyrona, który najspokojniej w świecie ją obserwował. Posłała mu pewny siebie uśmiech, na co on tylko pokręcił głową, rozbawiony sceną, która zwykła mieć miejsce już od jakiegoś tygodnia.
- Kiedy ty się od nas wyprowadzisz?- jęknął Jack, chowając się pod kołdrę. – Porządek w dormitorium… łazience…Pobudka o 6…
- Jest po 7…- poprawił go Conrad, ziewając.
- Co to za różnica?!- oburzył się Sterne. – Gdybym miał jakąś motywację. Powiedzmy takie jedno przytulenie, mogłoby mnie jakoś wyciągnąć z łóżka, ale…- wtedy chłopak poczuł jak ktoś powoli zabiera mu kołdro. Ujrzał rozpromienioną twarz rudowłosej dziewczyny. – Czyżbym zasłużył na porannego całusa?- spytał uśmiechając się żartobliwie i układając usta do pocałunku.
Lily roześmiana przyjrzała się Jackowi. „Głupek”, pomyślała, kiedy przydusiła go poduszką.
- Wstawać!- krzyknęła i nagle poczuła jak ktoś owija ją w kołdro i rzuca na łóżko obok. Zdezorientowana, próbowała wydostać się z tego kokonu jaki, któryś ze współlokatorów utworzył wokół niej.
- Ha ha!- usłyszała śmiech Sterne’a. – I co jej zrobimy?
- A bo ja wiem…- Mark odezwał się zaspanym głosem. – Myślę, że możnaby zabrać jej głos, żeby nas więcej nie budziła. – powiedział po chwili z lekkim ożywieniem.
- Taaa…- Straut znów ziewnął. – Albo zamknąć ją na kilka dni, to może nauczy się bałaganu, bo jako budzik mi nie przeszkadza.
- Jak mnie tylko wypuścicie, to już jesteście martwi. – powiedziała wreszcie próbując rozkopać kołdrę, którą ktoś musiał zaczarować.
- Ja mam lepszy pomysł.- dosłyszała pewny siebie głos Tyrona. – Przetrzepmy pościel. – powiedział z nutą rozbawienia w głosie.
- Nie ośmielisz się!- krzyknęła Ruda, rozpaczliwie próbując się uwolnić.
- A założymy się?- poczuła jak ktoś bierze kołdrę i przewiesza ją sobie przez ramię.
- Nie pozwalam!- krzyknęła. – Nie możecie! Urządzę wam takie piekło…
- Może ją wypuścić. – zaproponował nieśmiało Mark, zagłuszany przez krzyki Zielonookiej. Jack zrobił obrażoną minę, ale pozwolił na uwolnienie Evans. Hitchswitch z uśmiechem z rzucił ją na kolejne łóżko, wystarczyło machnięcie różdżki Conrada i Lil Była wolna. Zdyszana i z kosmykami włosów na twarzy, które musiały uwolnić się z dzisiejszych splotów. Dziewczyna zmierzyła wszystkich podenerwowanym wzrokiem. Czwórka chłopaków stała dookoła niej i każdy uśmiechał się równie bezczelnie.
- Już nie żyjecie…- wyszeptała i po chwili rzuciła się na Jacka. Rudzielec, zaskoczony, iż tym razem to on oberwie nie zdążył się nawet ochronić, więc wylądował powalony na ziemi.
Bytowanie Evans w dormitorium czterech chłopaków, którzy po części byli twórcami Huncwotów, miało swoje oddziaływanie na życie dziewczyny. Przede wszystkim szybko nauczyła się nimi rządzić. Zaprowadzała porządek i prywatność. Ale po kilku kłótniach i przekomarzaniach się, nabyła nawyk rzucania się na nich. Tyron zwał to skokiem kotka. Powalała na ziemie najbliższą osobę. Oni sami mieli podobny zwyczaj, tyle, że zaczynały się przepychanki, a z dziewczyną przepychać się nie należy…
Lily wstała i dumnie zgarnęła kosmyki włosów z czoła. Lekko zziajana, rozejrzała się po bałaganie jakiego narobili.
- Idę na śniadanie. Posprzątajcie… - rozkazała dumnie. Nie wiedziała jak to wyjaśnić, ale uwielbiała 4 tych niepoprawnych chłopaków. Żarty z nimi, budzenie ich… Wszystko stawało się codziennym rytuałem.
- Ej, ej, ej! A Ty nie pomożesz?- Conrad zmarszczył brwi patrząc jak Ruda otwiera drzwi.
- Nie!- rzuciła uśmiechając się wrednie. – I powodzenia. – zatrzasnęła za sobą drzwi słysząc jak cała grupa chłopców zaczyna na nią narzekać. Stłumiła śmiech i ruszyła w stronę schodów do PW.
Po drodze minęła drzwi do dormitorium Huncwotów. Codzienna droga tędy była walką z samą sobą. Zajść, czy nie zajść? Nigdy nie zachodziła… A dwa tygodnie temu myślała, że wszystko będzie trudniejsze…
Weszła na schody i zaczęła schodzić, stopień po stopniu.
Nie tak to miało wyglądać. Po owym incydencie pod wierzbą, była w stu procentach pewna, że Potter nie da jej spokoju… Tymczasem rzeczywistość wyglądała cokolwiek inaczej. Widywała James’a na korytarzach, przy stole wspólnym Gryfonów podczas posiłków, czasem w Pokoju Wspólnym, oraz na lekcjach… Ale przez te całe dwa tygodnie nie podszedł on do niej ani razu. Nie wiedziała czy to dobrze, czy źle, ale rozum podpowiadał „tak jest bezpieczniej”. Więc nic z tym nie robiła… Był jak każdy inny kolega. Nawet nie męczył jej zwyczajowym „Umówisz się ze mną Evans?”.
Westchnęła ciężko…
Dorcas też widywała o wiele rzadziej. Co innego Jasmine, która wciąż coś jej dopominała… Ale to nie było istotne. Lil czekała dzisiaj lekcja OPCM, co oznaczało kolejną sprawną ucieczkę. Nienawidziła wracać myślami do dnia, w którym „wilk” napadł James’a. A jednak to wówczas zaczęły się jakieś dodatkowe lekcje z Flitneyem. Druga sprawa, że Lilian zrezygnowała z nich, kiedy pokłóciła się z Sheryl. Głupi był pomysł z użyciem eliksiru wielosokowego… Do dziś tego żałuje. Chociaż pamięta satysfakcję, jaką sprawił jej fakt, iż James jednak zauważył różnice w zachowaniu dziewcząt.
Rozpuściła swoje długie włosy i zaczęła od nowa pleść warkocz.
Przynajmniej z Syriuszem została dość blisko. Co prawda tuż po jej urodzinach gniewał się odrobinę, za to iż wymusiła na nim obietnicę milczenia i nakłoniła do kłamstwa, ale szybko mu przeszło, kiedy zaczął wypytywać o sprawy między nią a Rogaczem. Doskonale pamiętała stwierdzenie „Skarbie, nie kituj, ja nie okno… Nie trzeba być specjalistą, żeby zauważyć pewne różnice, a biorąc pod uwagę, że ze mnie specjalista doskonały i znam odrobinę ciebie, a swojego kumpla jak własną kieszeń, to…”
Lil westchnęła, wchodząc do Wielkiej Sali. Obojętnie mijała uczniów pochłaniających swoje śniadanie. Kolejny tydzień szkolny się zaczął… Widać to było po minach wszystkich. W poniedziałki zazwyczaj większość osób była przygaszona, zaś w piątek budził się dziwny duch euforii. Jednak przy długim stole Lily dostrzegła dwie osoby, które były nadzwyczaj przygnębione. Zmarszczyła brwi.
Dorcas nachylała się nad swoim talerzem, a w jej pobliżu nie było nikogo prócz James’a Pottera, mówiącego coś z miną zbitego psa. Jeszcze wczoraj ten chłopak był pełny życia i gotowy na zaliczenie kilku szlabanów, a dziś nagle taka zmiana… Lil poczuła niepokój skręcający się w jej brzuchu. Zauważyła jak jej przyjaciółka, zasmuca się i mówi coś do niego półszeptem, grzebiąc widelcem w swoim daniu. Wyglądało na to, że oboje są nieźle podłamani i właśnie znaleźli osobę, której można się wyżalić. Evans poczuła się jeszcze gorzej… Zaniedbała Dorcas… Mimo wielkiej chęci podejścia i spytania o co chodzi postanowiła minąć ich w miarę obojętnie z rozrywającym się sercem. Ciekawe co się stało… Będzie musiała wypytać o to Dori… Tylko czy wciąż jest na tyle blisko blondynki, by nazywać się jej przyjaciółką?
Poszukała wzrokiem kogoś znajomego przy stole. Pusto… Dziwnym trafem nie mogła przestać patrzeć się na smutną twarz Pottera. To było silniejsze od niej. A im dłużej mu się przyglądała tym bardziej czuła się podle. Jakby to była jej wina… Nagle James zamrugał kilkakrotnie i wyprostował się, marszcząc brwi. Lily zdała sobie z tego sprawę zbyt późno. Chłopak zdążył złapać jej spojrzenie. Natychmiast się odwróciła, udając, że wcale nie patrzyła w tamtym kierunku…
Jak ciężko jest walczyć z samą sobą…
- Coś się stało?- usłyszał dość wyraźnie tuż przy swoich uchu. Nie odpowiedział… Dziwne wrażenie okazało się prawdziwe. Po prostu wiedział, że ktoś na niego patrzy, ale pojęcia nie miał, że to była ona… Wciąż ją obserwował. Odwróciła się, szukając jakiegokolwiek podparcia w tłumie obcych jej ludzi. Jakie to uczucie? Jest sama… Codziennie wychodzi sama z dormitorium chłopaków i idzie na śniadanie. Sama czeka pod salą, a później spędza czas na lekcjach, rozmawiając czasem ze swoimi przyjaciółkami. Później wychodzi niespostrzeżenie. Zapewne przesiaduje w bibliotece, odrabiając prace domowe, wraca do dormitorium i spędza czas w towarzystwie 4 szalonych chłopaków. Nie potrafił o niej nie myśleć. Za bardzo weszło mu to w krew. Tylko dlaczego teraz musiał ją przyłapać na tym iż się mu przyglądała? Przez to cała jego siła woli, która powstrzymywała go od chociażby odezwania się do niej, nagle stopniała… Miał ochotę zerwać się i podbiec do niej. Wymienić kilka słów… Uchwycić jej uśmiech.
- James słyszysz mnie?- Dorcas pomachała mu dłonią przed oczyma. Oderwał się od patrzenia na Evans i zerknął spokojnie, ale smutnie na Dorcas.
- Tak. Przepraszam cię, po prostu…
- Nie jesteś sobą. – dokończyła dziewczyna, wzdychając ciężko. – Zresztą kto na twoim miejscu by był…- ona również rzuciła krótkie spojrzenie w stronę rudowłosej istoty, która teraz siadała dumnie, aczkolwiek z bardzo zamyśloną miną.
- Najgorsze jest to, że wcale nie wiem czy dobrze robię…- stwierdził smętnie. – Nie tak to miało wyglądać…- Dori poklepała go lekko po plecach. Od jakiegoś tygodnia ona i James bardzo się do siebie zbliżyli. Była to dziwna znajomość. Może dlatego zaczęli się dogadywać, iż Meadows miała problemy z najlepszym przyjacielem Rogacza, a on problemy z jej najlepszą przyjaciółką. W każdym bądź razie niedługo po rozmowie z Lilian, Dorcas natychmiast zauważyła, Pottera w nadzwyczaj melancholijnym nastroju. Wtedy to oboje trochę sobie porozmawiali. Teraz Dor była jedną z nielicznych osób wtajemniczonych w plan James’a Pottera.
- Może ona potrzebuje czasu…- zagadnęła nieśmiało.
- Czasu?!- okularnik spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. – Czy dwa tygodnie to mało czasu? Myślałem, że po kilku dniach zdarzy się okazja, żeby z nią porozmawiać… Ale ona udaje, że mnie nie ma… Wiesz co jest najgorsze? – spytał blondynki, która pokręciła przecząco głową. – Teraz zabrnąłem w to zbyt daleko, żeby się wycofać.
- Nie prawda!- Dorcas podniosła nieco głos. – Zawsze możesz się z tego wycofać. Zawsze możesz podejść i po ludzku spytać, czy się z tobą umówi!
- Tak… Masz rację. – rzucił Potter z ironią. – Podejdę po 2 tygodniach nie odzywania się i powiem „Hej, Evans! Umówisz się ze mną?”. A ona popatrzy na mnie krytycznie i odpowie jak zwykle „Spadaj Potter!”. Wiesz, nie o to mi chodziło…- był rozgoryczony. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego wszystko musi się komplikować. Powinna do niego przyjść po 2 dniach. On osobiście już po 3 tracił nerwy. Przyłapywał sam siebie na tym, że zastanawia się czy do niej nie podejść i nie zagadać. Jednak sytuacja nigdy nie była korzystna. Szybko uciekała… Wydawała się być szczęśliwa… Bez niego. – Może Sheryl miała rację…
- Co?!- spytała Dorcas nieco zaskoczona.
- Może ona nigdy nie miała zamiaru dać mi żadnej szansy i tylko się bawiła…
- Nawet tak nie mów!- blondynka oburzyła się. – Znam Lily od 5 całych lat! Nigdy, przenigdy nikim się nie bawiła, nie kłamała. I uwierz mi, że jeśli nie rozmawia z tobą to nie dlatego, że ma cię gdzieś. Wyobraź ją sobie…- Rogaś nie musiał się zbytni wysilać. Miał ja przed oczami prawie cały czas…- Ona uchodzi za silną i zdecydowaną. W rzeczywistości to tylko skorupa. Ona chowa w sobie więcej niż możesz sobie wyobrazić. – James nie miał siły tłumaczyć Dorcas, że zna też nieco inną Lilian. Dziewczynę nadzwyczaj kruchą i wrażliwą, którą łatwo zranić. – I jakby ją spostrzegli inni, gdyby nagle zaczęła się umawiać ze swoim największym wrogiem? No nie wliczając w to Malfoya, bo to inny paskudny przypadek… Ale…ale ona cię nienawidziła! Jawnie.
- Umiesz pocieszyć…- James popatrzył na nią sarkastycznie.
- Spróbuj ją zrozumieć. Jest… Ona…- Dori szukała odpowiedniego słowa.
- Nie potrafisz wytłumaczyć jej zachowania. – stwierdził oschle okularnik.
- Tak samo jak ty nie potrafisz wytłumaczyć zachowania Syriusza. – odgryzła się.
- Syriusz chce do ciebie wrócić, więc w związku z tym zrobi wszystko, żebyś zapomniała o tym Dorianie. – powiedział James. – Nie rozumiem co tu jest jeszcze nie do zrozumienia? – Dorcas zrobiła bardzo sceptyczną miną. – No może poza twoim zachowaniem. Przecież zależało ci na Łapie, a teraz nagle wyskoczył jakiś Dorian i masz zamiar zapomnieć o Syrim?
- Black nie był do końca uczciwy i doskonale o tym wiesz…- zauważyła Meadows.
- Teraz to już mówisz po nazwisku? A nie pamiętasz jak jeszcze na początku roku za nim szalałaś? – Dor zmarszczyła brwi. Nie za bardzo podobało jej się to co mówił.
- Nie za bardzo. – odparła niezadowolona. Chociaż nikt nie musiał przypominać jej tego jak z utęsknieniem czekała spotkania z tym przystojnym brunetem z królewskiej rodziny.
- Problem jest w was. – stwierdził James już nieco pewniej. – Kobiety są wiecznie niezdecydowane. A Lily jest najbardziej wyjątkową ze wszystkich. Jeśli każdą z osobna można poznać, to jej nigdy do końca nie odkryjesz. – zerknął jeszcze raz w stronę rudowłosej panienki. Właśnie wstawała od stołu i zamierzała najwidoczniej wyjść z sali, a to oznaczało, iż będzie musiała przejść obok nich. – Wraca…- burknął cicho. Dorcas ściągnęła usta. Nie podobało jej się to jak sprawy się potoczyły… - Uśmiechnij się Dorcas i tak jak ja spróbuj udawać, że wcale ci jej nie brakuje. – zanim blondynka się spostrzegła na twarzy okularnika zagościł codzienny huncwocki uśmiech.
- Ty i ona zachowujecie się jak dzieci…- westchnęła dziewczyna, obserwując jak jej przyjaciółka nawet nie zerknie w ich stronę, gdy wychodzi z WS….
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Śro 15:55, 15 Cze 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
Jasmine ubrała się i stwierdziła, że nie jest na tyle głodna aby zejść na śniadanie. Dlaczego? Od dłuższego czasu jadła bardzo mało… Za bardzo się stresowała… Czas uciekał, a ona nie uczyniła żadnych postępów z przekonaniem Evans do oklumencji. Przecież powinna ją tego nauczyć… To podstawowa forma obrony…Tylko Lil chytrze unikała rozmów z Elvin. „Wybacz Jas, ale śpieszę się. Nie martw się, nad wszystkim panuje”, mówiła zawsze, po czym ulatniała się jak kamfora.
Szatynka wzięła swoje rzeczy i zaczęła schodzić do WS, mając nadzieję spotkać tam przyjaciółki. Swoją drogą wszyscy zaczęli się dziwnie zmieniać. James zostawił Lily, chociaż Jas doskonale wiedziała, że w tym jest nieco więcej tajemnicy, a spokój i normalność są udawane. Zaś Sheryl nigdy nie cieszyła się bardziej. „On już jej nie chce!”- popiskiwała od czasu do czasu radośnie. Nie zwracała jednak uwagi na to, jak bardzo okularnik jej unika. No sobotnia wymówka, że szukał spodni w kupie ubrań, która całkowicie go przykrywała, było po prostu śmieszna. A Sher albo nie chciała uwierzyć, że ona jest mu obojętna, albo rzeczywiście ślepo wierzyła we własne możliwości. Ale ten pocałunek 2 tygodnie temu… Był przegięciem samym w sobie.
- Witaj Jas.- usłyszała za sobą głos Remusa.
- Cześć. – wyszeptała przytulając do siebie swoje książki. Kolejna porażka jej życia… Popełniła błąd przyznając się, że wie… Teraz była tego pewna. Nie zamienili ze sobą słowa od tych dwóch tygodni. Jasmine po kilku dniach, gdy jedynym słowem jakie mogła powiedzieć do niego było zwyczajne „cześć”, doszła do wniosku, że ta znajomość nie ma szans… Została odtrącona… Nie miała nawet ochoty przebywać w jego towarzystwie, gdyż przyprawiało ją one o niemiłe skurcze żołądka.
Kiedy tylko otworzyło się przejście pod portretem, Jas zwinnie wyskoczyła na korytarz, a następnie nie odwracając się, ruszyła szybciej przed siebie. Lunatyk zaskoczony patrzył jak dziewczyna zostawia go w tyle. Jakby był zupełnie zwyczajnym znajomym. Dotychczas tak nie było… Poczuł dziwny ciężar, jakby był temu po części winny. Przemógł w sobie niepewność i podążając za myślą krzyknął:
- Jasmine zaczekaj!- odwróciła się machinalnie, a jej słodkie loki zatrzęsły się miękko, jak sprężynki, zmieniające swoje rozciągnięcie. Nie każąc jej dłużej czekać, podbiegł do niej i uśmiechnął się niepewnie. Patrzyła na niego zaskoczona, a spojrzenie jej wielkich, bursztynowych oczu zdawało się być bezcenne. – Nie chcesz już mego towarzystwa?- spytał, gdy tylko się z nią zrównał.
- Przecież i tak nie rozmawiamy. – stwierdziła bez ogródek, ponownie zmierzając na lekcje.
- No tak…- przyznał nieco speszony.
- Nie odzywasz się do mnie od naszej ostatniej rozmowy. A ja nie widzę powodów takiego zachowania…
- No wiesz…- Lupin zaczął nieśmiało. – Pomyślałem sobie, że jak większość osób nie chcesz mieć nic wspólnego z…- urwał. To słowo nawet nie chciało mu przejść przez gardło. Za to szatynka zatrzymała się gwałtownie i przeszyła go groźnym wzrokiem.
- Wilkołakiem?- spytała ściągając brwi. – To chciałeś powiedzieć?- powoli poczuła jak traci kontrole nad własnymi emocjami.
- Poniekąd. – Remus nie mógł spojrzeć jej w oczy. Czuł się zawstydzony, gorszy… Ona z całkowitą pewnością nie chce już z nim rozmawiać, a on po prostu jest nachalny. Tylko, że oczy Jas zalśniły.
- Nie obchodzi mnie to!- powiedziała dość głośno, zaciskając piąstki. – Rozumiesz? Nie obchodzi mnie to, że jesteś wilkołakiem. – Lunio spojrzał na nią smętnie. Pierwszy raz była aż tak zdecydowana. Dwa bursztyny lśniły od powłoki łez. – To nie zmienia tego, że cię lubię. Ale tobie oczywiście musi się wydawać, że jest inaczej, prawda? Jak mogłeś nawet pomyśleć, że mogłabym przywiązywać wagę do rzeczy tak powierzchownych?! Myślisz, że nie zwracam uwagi na nic więcej?! – słowa same toczyły jej się z ust. Była rozżalona.
- To nie tak…- Remus poczuł palącą potrzebę wytłumaczenia się.
- Nie tak?!- dziewczyna wpadła mu w słowo, zbliżając się do niego. Po jej policzku spłynęła mała kropla. – Mam gdzieś to, że jesteś wilkołakiem! Więc powiedz mi dlaczego się tak zachowujesz? – zanim się opamiętała już trzymała go za przód szaty, łkając. – Dlaczego nie może być normalnie i dobrze?!- dławiła się własnymi łzami. Remus poczuł się jak ostatni drań.
- Już ciiicho….- wyszeptał przytulając ją do siebie. Nie wiedział jak to wytłumaczyć… - Musisz zrozumieć, że jestem niebezpieczny. – zaczął wreszcie. – Raz mało nie zabiłem James’a, a uwierz mi, że nie zniósłbym, gdybym musiał mieć jeszcze ciebie na sumieniu. – dziewczyna oderwała się od niego i popatrzyła mu w oczy. Jego wzrok zawsze był o wiele bardziej spokojny i poważny. A dziś dodatkowo widziała w nim gorycz i smutek. Chłopak mimo woli musiał stwierdzić, iż nawet zapłakana, Elvin wyglądała ślicznie i zachwycająco.
- Nie boję się tego. – wyszeptała nie spuszczając z niego oka. – Musisz zacząć dopuszczać do siebie innych ludzi…
- Dopuszczam…
- Nie tylko trójkę swoich przyjaciół. Pozwól i mi podejść bliżej. – Lupin zmarszczył brwi, podczas, gdy ona wciąż patrzyła na niego z nadzieją. Te cudowne oczy lśniły jak żadne inne. Uśmiechnął się delikatnie i otarł jej ostatnią łzę. Prosiła o wiele… Najgorzej jest odrzucić strach…
Sheryl, nie mogąc ukryć zdenerwowania, dziś wyjątkowo na lekcji OPCM zajęła miejsce obok Evans. Taki wymóg… Gdyby Flitney jej nie kazał to z pewnością nawet by nie podeszła. Corvin bardzo podobał się ostatni układ rzeczy. Lil daleko od James’a, daleko od dormitorium dziewcząt…
Dziewczęta nie odzywały się do siebie przez cała lekcje. Lilian skupiona była na wykładzie o inferiusach. Doprawdy ciężko jej było sobie wyobrazić, iż być może gdzieś tam daleko, Voldemort przewodzi armii umarlaków. Dodatkowo obmyślała kolejny plan ucieczki na koniec lekcji. Wiedziała, że musi to zrobić sprawnie i szybko. Tak by profesor Flitney nawet nie zdążył poprosić jej żeby została.
I rzeczywiście. Równo z dzwonkiem była gotowa do wyjścia. Chwyciła w pośpiechu torbę i ruszyła do wielkich drzwi na końcu komnaty. Nawet Huncwoci nie byli szybsi od niej. Wtedy usłyszała jak coś ciężko pada na podłogę. Zamarła. Obróciła się i ujrzała swoje cenne księgi, rozłożone na posadzce. Torba musiała jej pęknąć.
- Och!- westchnęła, zaczynając w pośpiechu zbierać rzeczy.
- Może pomóc?- obok niej uklęknęła ciemnowłosa dziewczyna z iście diabelskim uśmieszkiem.
- Nie, dziękuję Sheryl. – odparła Lil dość obojętnie. – Poradzę sobie. – stwierdziła zgarniając wszystko do siebie. Corvin była jedyną osobą, która nie pozwalała jej wrócić do starego dormitorium. Lilian pogodziła się z Dori i z Jasmine, ale Sher wciąż pozostawała gdzieś daleko.
- A to co?- brunetka chwyciła jeden z podręczników.
- Też masz taki. – Lily przewróciła oczyma. – To do eliksirów. – wyciągnęła dłoń po książkę, ale Sheryl chytrze schowała ją za plecy, tak by Evans nie mogła jej dosięgnąć.
- Wiem o tym Lily.- Sher uśmiechnęła się na swój chytry sposób.
- Grasz na zwłokę…- wyszeptała Ruda, zdając sobie nagle sprawę z tego, że ostatnia osoba właśnie opuściła komnatę.
- Świetnie!- obie dziewczęta usłyszały klaskanie sędziwego nauczyciela. – Cudowny pomysł Sheryl!- Corvin dumnie wstała, oddając podręcznik do eliksirów swojej zielonookiej towarzyszce.
- Dziękuję profesorze. – powiedziała chłodno, podczas gdy Lil zdążyła naprawić torbę i spakować do niej wszystko.
- Tak…- odezwała się wreszcie niezbyt pewnie. – Dowidzenia. – powiedziała uśmiechając się delikatnie i odwróciła się do wyjścia. Nikt nic nie mówił. Podeszła do drzwi i pociągnęła za klamkę. Nic. Szarpnęła po raz kolejny. Nic… Zamarła. Została tu uwięziona. – Przepraszam. – odwróciła się w stronę starca i brunetki o znudzonym spojrzeniu. – Mógłby mnie pan wypuścić?- spytała jak najgrzeczniej potrafiła.
- Wyjdziesz stąd gdy tylko skończymy rozmawiać. – Lily poczuła jak coś się w niej gotuje. Wzięła głęboki oddech.
- Pan nie ma prawa trzymać mnie tu siłą!- wyrzuciła nieco niegrzecznie.
- Właśnie!- Sheryl najwyraźniej podzielała jej zdanie. – Ona nie chce! NIE CHCE!- podkreśliła Corvin. Flitney jednak zdawał się tym zupełnie nie przejmować. Wpatrzył się w sufit i zaczął spokojnie wygwizdywać jakąś melodię. Po minucie natrętnego milczenia Lil zrozumiała, że nie ma innego wyjścia jak wysłuchać co nauczyciel ma jej do powiedzenia. Nie cieszyło jej to…
Oznaczało to powrót do wszystkiego co było wcześniej. Głupie zasady, rady i formuły, których ani ona, ani Sheryl nie potrafiły przestrzegać. Szczęśliwa czy nie, podeszła do pierwszej lepszej ławki i usiadła przy niej, na co Flitney zareagował lekkim uśmiechem. Sher prychnęła głośno, ale również zajęła jedną z ławek.
- Nie usiądziecie razem?- spytał wreszcie nauczyciel. Brunetka zmierzyła go zabójczym spojrzeniem. Lilian było wszystko jedno… Zastanawiała się jak ma wyjaśnić fakt, iż postanowiła zrezygnować z lekcji Starożytnej Magii. Chwilę później Sheryl przesiadła się do Evans.
- Dobrze…- podsumował profesor. – Wreszcie udało mi się was zmusić do tego spotkania. – dwie dziewczyny patrzyły w różnych kierunkach z niezbyt zadowolonymi minami. – Więc możemy chyba kontynuować nasze lekcje…
- Panie profesorze. – Evans podniosła rękę.
- Słucham?
- Nie mam zamiaru brać udziału w żadnych dodatkowych zajęciach. Mogę wyjść?- spytała ze zdeterminowaniem.
- Nie. – staruszek uśmiechnął się serdecznie, na co Lily ściągnęła brwi, co nadało jej złowrogiego wyglądu. Jednak nie ruszyła się z miejsca. – Zbliżyłyście się do siebie? – zadał pytanie jakby nigdy nic. Lil i Sher zerknęły na siebie nieprzyjaźnie. – Posłuchałyście mojej rady? – Lily zmarszczyła brwi. Dziwnym trafem czuła, iż profesor rozmawiał już wcześniej z Sheryl i zna jej podejście do wspólnych zajęć.
- Owszem posłuchałyśmy. – odezwała się wreszcie. – Z tym iż nie sądzę byśmy w odpowiedni sposób zinterpretowały pana słowa. Wzięłyśmy je zbyt dosłownie. Uciekłyśmy się do zakazanych eliksirów, a musze przyznać, że w sumie nic nam to nie dało.
- Co zrobiłyście?!- spytał nieco zszokowany.
- Uh!- Sher najwyraźniej postanowiła się wtrącić. – Namówiłam Lily do zażycia eliksiru wielosokowego. Ona na jeden dzień miała być mną, a ja stałam się nią.
- No i?- Flitney najwyraźniej uważał to za bardzo ciekawe.
- No i Potter…- Lily urwała. Przypomniała sobie dzisiejszą smutną minę Rogacza. Zadziwiające było to, iż wystarczyła mała wzmianka o Jamesie, żeby Ruda zaczynała o nim myśleć. Bała się cokolwiek wspominać, gdy miał w tym swój udział…
- Potter? – Flitney popatrzył z zaciekawieniem na Evans. – James Potter?- powtórzył. – To ten chłopak, któremu uratowałaś życie?- Lily była już w kompletnej kropce. Nie rozumiała dlaczego on jej nie zauważa. Chciała móc zamienić z nim chociaż słowo… Ale przecież pierwsza nie podejdzie, bo… Właśnie… Bo co? Co złego się może stać? Upadnie jej chory honor? – Lilian słyszysz mnie?- wyrwał ją z zamyślenia głos nauczyciela.
- Tak…- przyznała. – Ten sam. – spuściła głowę, pragnąc uniknąć czyjegokolwiek wzroku.
- Więc co on znowu zrobił tym razem?- profesor pytał obu dziewcząt, ale żadna nie była skora do odpowiedzi. Lily była dziwnie świadoma tego, iż Sheryl w życiu nie dokończy za nią. Ruda zebrała w sobie resztki pewności siebie, by móc dopowiedzieć cała resztę.
- Zdemaskował nas…- powiedziała ponuro.
- Jak to zdemaskował?
- Nie wiem!- burknęła Lil. – Jakimś cudem wiedział. Na dodatek się obraził bo…- Zielonooka urwała, zdając sobie sprawę, że zaszła zbyt daleko z tymi wyjaśnieniami.
- Bo…?- Flitney teraz świdrował je obie wzrokiem, ale Lilian zerknęła niespokojnie na Sher. Brunetka zrozumiała, że teraz jej kolej opowiadać. Skrzyżowała ręce na piersi. Nie będzie się z niczego tłumaczyła!
- Bo, gdy udawałam Lily, trochę się zapomniałam i pozwoliłam się uwieść. – wypowiedziała te słowa ze stoickim spokojem. Zapadła cisza, w której dało się wyczuć zdenerwowanie Corvin, niepewność i zamyślenie Lil, która nagle zapragnęła wyjść stąd i pobiec przeprosić Pottera oraz lekkie rozbawienie Flitneya.
- Dziewczęta, dziewczęta…- zaczął. – Istotnie nie tak dosłownie miałyście potraktować moje słowa. – uśmiechnął się do nich serdecznie. – Chociaż was pomysł był całkiem dobry na poznanie siebie nawzajem. A teraz chcę wnioski. – Lily i Sheryl spojrzały na siebie niepewnie. Wnioski?
- Wnioskiem jest to, że błędnie zinterpretowałyśmy pańską prośbę. – Sher użyła tonu, który mówił, iż to powinno być oczywiste.
- Chodziło mi o wasze indywidualne wnioski i obserwacje. – wyjaśnił profesor. – Proszę bardzo. Sheryl, może zaczniesz?- dziewczyna zmarszczyła brwi.
- No cóż… Bycie Lily Evans wcale nie było takie ciężkie. – rzuciła, przypominając sobie jak to wówczas wyglądało.
- No dobrze… ale może jakieś różnice między twoim życiem a jej?- zapytał starzec. Corvin patrzyła na niego przez chwilę. Te pytania były idiotyczne.
- Tak, moje życie jest o wiele cięższe. – stwierdziła ze znudzeniem brunetka.
- Ech…- Flitney westchnął. – To może ty Lily?- zachęcił rudowłosą dziewczynę, która zdawała się dziwnie nieobecna. Evans zamrugała kilkakrotnie. Znała odpowiedź… Była ona dla niej aż nazbyt oczywista.
- Będąc Sheryl, zauważyłam jak blisko trzyma się ona kolegów Pottera. Znała wiele tajemnic, do których mnie i moich przyjaciółek oni nie dopuścili. Dodatkowo odkryłam, iż peszy ona wielu chłopaków. Zawstydza ich. Niektórzy wolą schodzić jej z drogi. – tu Sher parsknęła lekko, ale mimo to nie zaprzeczyła. – Nie napomina też uczniów, kiedy łamią oni regulamin szkolny. Przywykłam do tego, że idąc korytarzem mam idealny spokój, a gdy szłam jako Sheryl nikt nie zwracał na mnie uwagi!
- No tak… - Flitney uśmiechnął się spokojnie. – Może Sheryl chce spróbować jeszcze raz wyznaczyć jakieś różnice?
- U mnie nie było żadnych…
- Bo nie próbowałaś nawet się wczuć!- profesor wszedł jej w słowo z triumfalną miną. Dziewczyna była lekko zaskoczona.
- Próbowałam! – zaprzeczyła szybko. – Przecież…
- No tak! Przecież dostałaś wówczas wszystko czego chciałaś. – Corvin pożałowała, że ten staruch jeszcze żyje i naucza w Hogwarcie. Modliła się, żeby go wywalili. Tak jak poprzedniego nauczyciela OPCM. Jeśli tego nie zrobią, to ona chyba sama pewnego dnia przyjdzie i go udusi…
Lily patrzyła jak Flitney i Sher zaczynają się kłócić. Z pewnością nie przypominało jej to rozmowy nauczyciela z uczennicą. Jednak odkryła, że nie dociera do niej ani jedno ich słowo. Nie przejęła się tym. Nie pierwszy raz była aż tak rozkojarzona. Popatrzyła na amiriadel w swoim pierścieniu. Wiedziała, że to ma związek z nim. Ostatnio co noc miewała ten sam sen. Była w nim dziewczyną o długich, złotych lokach. Była smukła i krucha. Z nocy na noc coraz słabsza. Umierała… Nie wiedziała co ten sen znaczy. Pamiętała tylko, że co noc odmawiała pomocy jakimś ludziom, którzy z niej szydzili. Tylko nie wiedziała ile jeszcze wytrzyma mówiąc „nie”… I to palące uczucie wstydu… W którymś momencie musiała okazać się bardzo słaba…
„Lilian…”
Obróciła się gwałtownie. Ktoś ją wołał. Popatrzyła niepewnie na kłócących się Sheryl i Flitneya.
- Słucham?- spytała mając nadzieję, że któreś z nich wymówiło jej imię. Wymiana zdań ucichła. I dwie osoby obecne w komnacie spojrzały na nią zaskoczone. – Ktoś coś chciał?- upewniała się. Może jej się przesłyszało…
- Nie wydaje mi się…- powiedział nauczyciel, zaniepokojony nagłym wtrąceniem się Evans właśnie w taki sposób.
- Lily dobrze się czujesz?- Sheryl wpatrywała się w nią z lekko zaskoczoną miną.
- Tak…- odparła Ruda powoli wstając.
- Jesteś cała blada. – zauważyła brunetka z lekkim przestrachem.
- Nic mi nie jest. – stwierdziła dziewczyna, czując na sobie wzrok dwóch osób. Zrobiło się duszno…
„Lily…”
- Znowu!- krzyknęła Evans, rozglądając się po komnacie.
- Co znowu?- Sher zaczynało się to coraz mniej podobać. Mogła nie lubić Lil za James’a, ale kiedyś świetnie się dogadywały. Nie zniosłaby chyba myśli, że nie zrobiła nic, gdy jej koleżanka popada w obłęd.
- Ktoś mnie wzywa…- wyszeptała Lil. Nagle coś skojarzyła. Oni tego nie słyszą… dotknęła czule amiriadelu na swoim palcu. To musiał być głos… z myśli… Bez dłuższego namysłu pogładziła ciemnozielony kamień z lubością. „Tom..”, pomyślała. I nie wiedząc skąd, po prostu była pewna, że ten młody mężczyzna, znalazł wreszcie czas, żeby się z nią zobaczyć…
- W skrzydle szpitalnym?!- James podniósł głos. I nie podszedł do niej ani razu… Całe dwa tygodnie zmarnowane, a ona trafiła do SS. – Co ona tam robi?!
- Chyba leży…- stwierdziła rezolutnie Dorcas, choć sama była w lekkim szoku.
- A ty skąd to wiesz?- Remus zmarszczył brwi.
- Sheryl przed chwilą przybiegła do dormitorium i powiedziała, że Lily zabrali do skrzydła szpitalnego. – wyjaśniła blondynka z ożywieniem.
- Jak to zabrali?- Syriusz zeskoczył z łóżka i podszedł do dziewczyny, która nie wiedziała czy ma panikować czy uspakajać innych, podczas gdy jej przyjaciółka leży w SS!
- Nie wiem…- Dori pokręciła głową. – Sher mówiła, że Lil zaczęła zachowywać się dziwnie. Coś chyba usłyszała, pobladła i nagle bum! Niby miała zemdleć, ale nie otworzyła oczu. – zapadła cisza. Black zmarszczył brwi i patrzył się na dywan w dormitorium. Peter otworzył szeroko usta ze zdziwienia, Remus zamrugał i usiadł na łóżku, zaś James… James ukrył twarz w dłoniach. „Nie otworzyła oczu”… I on z nią nie rozmawiał. O czym myślał całe te dwa tygodnie?!
- Przyszłam wam powiedzieć, bo pomyślałam… że chcielibyście wiedzieć. – dodała nieśmiało Meadows, przyglądając się zdruzgotanemu Potterowi.
Nagle Rogaś chwycił bluzę i zaczął ją zakładać.
- A ty gdzie narwańcu?!- Łapa podbiegł do niego i zatrzymał go w drzwiach.
- Idę tam!
- Zastanowiłeś się?!- Syriusz wyglądał na nieźle podenerwowanego. – Nie po to pracowałeś dwa tygodnie, żeby teraz wszystko spaprać. Jeśli cię zobaczy nad swoim łóżkiem to możesz się pożegnać z ideologią pięknej przyjaźni.
- W dupie mam tę przyjaźń! – rzucił wściekle James, próbując się wyrwać.
- Może ty teraz nie myślisz trzeźwo, ale ja nie pozwolę ci nic zepsuć!
- Przestańcie.- Lupin popatrzył na nich poważnie, ale nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi.
- Więc co?! Ty sobie tam pójdziesz i oczekujesz, że ja będę grzecznie siedział w miejscu?!- James wyglądał jakby zaraz miał zamiar zdzielić Syriusza z pięści.
- On ma rację. – wtrąciła się Dorcas. – Nie możesz mu zakazać pójścia do niej. – Black zerknął na nią surowo, ale mimo to puścił swojego przyjaciela. James poprawił bluzę i nie czekając na czyjekolwiek pozwolenie gotowy był wychodzić. – James, tylko proszę cię…- blondynka zwróciła się do niego z lekkim zmartwieniem. – Uważaj żebyś niczego nie zepsuł.
- Odrobina zaufania Dor. Wytrzymałem 2 tygodnie, a to o czymś, świadczy, ale nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie, kiedy z nią może dziać się coś niedobrego. – powiedział oschle.
- Czekaj.- Lunatyk chwycił swoje rzeczy. – Idziemy wszyscy. – zdecydował w jednym momencie. Black tylko kiwnął głową.
- A gdzie Glizdek? – Łapa rozejrzał się.
- Przed chwilą jeszcze tu był…- Dorcas zmarszczyła brwi, gotowa przeszukiwać całe dormitorium.
- Cholera!- Rogacz zaczynał tracić cierpliwość. – Będziecie tracić czas na tego głupka?!- spytał wściekle.
- Lepiej chodźmy.- zauważyła Meadows. Nigdy jeszcze nie widziała James’a aż tak zdenerwowanego.
- Taaa.- Syriusz przyznał jej rację. Szkoda tylko, że nie może jej teraz zatrzymać na miejscu i wymienić z nią kilku słów. Sytuacja wymagała udania się do Evans. Poza tym Black od jakiegoś czasu traktował tę rudą istotkę jak przyjaciółkę. To była jedyna dziewczyna, która nie obrażała się na niego kiedy miał inne na oku…
- James tylko proszę bez nerwów. – Lupin chyba doskonale wiedział na co się zapowiada.
- Bez nerwów?- okularnik prychnął. – A kto tu jest zdenerwowany? Jest cudnie! Po prostu najspokojniej w świecie!
- Właśnie tego się obawiam…- westchnął Remus, pewny iż cały zamek będzie wiedział, że Evans leży w SS…
- Tom!- aż krzyknęła, gdy ujrzała znajome pomieszczenie i fotel, w którym siedział mężczyzna o bladej twarzy i ciemnych włosach.
- Witaj Lilian.- odezwał się chłodnym głosem. Po dwóch spotkaniach nie zwróciła już na to uwagi. Jakby przywykła do jego odpychającego stylu bycia.
- Jak mówiłeś, że nie będziesz miał czasu się ze mną zobaczyć to nie sądziłam, że miną całe dwa tygodnie. – ściągnęła brwi i usiadła na drugim fotelu, który pojawił się naprzeciw fotela Toma.
- Szybko się uczysz.- stwierdził mężczyzna, zauważając, że po zaledwie dwóch odwiedzinach, nauczyła się szybko korzystać z możliwości własnego rozumu.
- Sam mówiłeś, że jestem tu panią. – rzuciła zaczepnie. – Moje myśli, więc mogę wszystko.
- Tak… Ale jesteś jedna z nielicznych osób, które tak szybko wiedzą jak wykorzystywać własną przewagę. Jestem zmuszony to uszanować. – chytrze pochylił przed nią czoła.
- Dałbyś spokój. – odezwała się nieco chłodno. Chyba takiej reakcji się nie spodziewał, gdyż uniósł wysoko brwi. – Zawsze gdy mnie wołasz, czegoś chcesz. O co chodzi tym razem?- spojrzała na niego pewnie siebie. Przez chwilę świdrowali się wzrokiem, jakby jedno chciało wybadać drugie. Wreszcie Tom uśmiechnął się.
- Chciałem porozmawiać, ale jeśli nie masz ochoty…- perfekcyjnie urwał odwracając swoją uwagę od rudowłosej istotki naprzeciw niego. Wstał i najwidoczniej zbierał się do wyjścia, gdy tuz przed nim wyrosła solidna, murowana ściana. Uniósł jeden kącik ust jeszcze wyżej. – Wspominałem już, że szybko się uczysz?
-Tak. – Lily uśmiechnęła się, wskazując mu fotel. Posłusznie usiadł, choć jego oczy na chwilę rozbłysły dziko. – Porozmawiajmy więc. – zaproponowała, gdy między nimi pojawił się stolik, a na nim butelki kremowego piwa. – Tom zacmokał z dezaprobatą.
- Kremowe piwo?- spytał z nieukrywanym zawodem, a po chwili zamiast dwóch butelek, na stole pojawiła się butelka i dwie szklanki. – Uważam, że jeśli cokolwiek może być dobre to z pewnością jest to miód od madame Rosmerty. – Lily nie odezwała się ani słowem. Zerknęła tylko na butelkę ze złotym płynem. – Poza tym po tym powinnaś o wiele lepiej spać.
- Myślałam, że to co w myślach, nie ma względu na prawdziwe życie. – zaniepokoiła się po jego ostatnich słowach. Tom zaśmiał się chłodno.
- Oczywiście, że ma. Jeśli upijesz się tutaj, to będziesz smaczniej spała tam. To jak prawdziwe życie, tylko nikt inny cię nie widzi. Tylko ty mnie spotykasz.. – Evans zmarszczyła brwi. Coś było nie tak.
- Tylko ja?- powtórzyła bez przekonania. – Widziałam taki pierścień u Doriana…- powiedziała, ściągając brwi.
- Tak…- Tom uniósł triumfalnie jedną brew. – Bystra jesteś. – zaczął nalewać sobie i jej miodu pitnego. – Jak ci minęły ostatnie tygodnie?- spytał, zmieniając temat.
- No cóż…- zaczęła, ale uciszył ją.
- Już wiem. – uśmiechnął się chytrze. – Wystarczyło, żebyś pomyślała.
- Dobrze, że ty masz taki całkowity dostęp do mojego umysłu. – rzuciła sarkastycznie Lilian. – Bo ja z twojego nic nie wyczytam.
- I może właśnie o to chodzi. – chłodne oczy wbiły w nią swój wzrok. Ponownie poczuła się nieswojo, ale poszła za przykładem towarzysza i wzięła szklankę z napojem. Przyłożyła ją do ust i przechyliła. Słodki alkohol rozpłynął się po jej przełyku. – Więc…- mężczyzna ponownie zamierzał zacząć zupełnie nowy temat. – Wydarzeniem dwóch tygodni była owa schadzka z tym…- tu skrzywił się lekko. -…chłoptasiem? – Lil poczuła się jak dziecko, które nie jest w stanie zachować własnych tajemnic. Taka bezbronna.
- Dlaczego mam ci udzielać odpowiedzi, jeśli ty nie dajesz mi żadnych?- spytała, marszcząc brwi.
- A jakich odpowiedzi byś chciała?- Tom spojrzał na nią chłodno, jakby nie miała prawa nawet o to prosić.
- Znalazłam w starych kronikach Toma Riddle’a.
- Brawo. – skwitował to brunet, a jego twarz dziwnie stała się jeszcze bardziej kamienna. Jak maska…
- Dotarło do mnie, że nic o tobie nie wiem. – ciągnęła Lily, jakby nigdy nic.
- Z biegiem czasu się dowiesz. – Riddle, zaczął uzupełniać szklanki, ale Evans prychnęła dziko. Popatrzył na nią swoim przenikliwym wzrokiem. Odwróciła twarz. – Coś nie tak?- spytał.
- Nie podoba mi się to…- stwierdziła zgodnie z prawdą.
- Co dokładniej?- głos pełen jadu potoczył się po komnacie.
- Ten układ. Ty wiesz wszystko, a ja nic!
- Myślisz, że wiem wszystko?- spytał, uśmiechając się w okropny sposób. Wstał i obszedł fotel, w którym siedziała Lil. Dziewczyna zamarła, gdy poczuła jak długie, chude palce zaciskają się na jej ramionach, a ktoś szepcze jej wprost do ucha:
- Mylisz się. Mogę dowiedzieć się tylko tego o czym pomyślisz akurat w tej chwili. Teraz się mnie boisz… A twój strach czuć na dużą odległość. – zadrżała, ale szybko się zreflektowała, wiedząc, iż nie powinna okazywać własnych słabości.
- Jesteś jak chory twór mojej wyobraźni. – powiedziała wreszcie, biorąc głęboki wdech. Tom zaśmiał się swoim piskliwym i przeraźliwym śmiechem.
- Uwierz mi dziewczyno, że jestem o wiele bardziej realny niż ci się wydaje. I mogą potwierdzić to miliony. – skomentował z dzikim błyskiem w oku.
- Szkoda tylko, że ja nie mogę tego stwierdzić. – spokojnie zaczęła opróżniać kolejną szklankę trunku. Riddle przyglądał się jej w zamyśleniu, aż powiedział:
- Może będziesz mogła to stwierdzić szybciej niż myślisz. – zielone spojrzenie zatrzymała się na nim, nie ukrywając zaskoczenia. – Może najbliższa wizyta w Hogsmeade nie musi być zmarnowana? – uśmiechnął się w ten sam budzący lęk sposób. – Ewentualnie mogę odwiedzić cię w Hogwarcie.
- Przy obecnych środkach bezpieczeństwa nie wpuszczą cię. Dumbledore pilnuje…- urwała, gdy Tom syknął na dźwięk nazwiska dyrektora szkoły. Zerknęła na niego podejrzliwie. Błękitne oczy na chwile zalśniły dzikością, która szybko została stłumiona.
- Kontynuuj proszę. – zachęcił ją Riddle szorstko, ale jego ton głosu wcale nie brzmiał jak prośba. Lily nazwałaby to raczej rozkazem.
- Nie lubisz profesora Dumbledore’a? – zaciekawiła się, nie zważając na to, iż najwyraźniej wchodzi na grząskie grunty.
- Powiedzmy, że za sobą nie przepadamy. – usłyszała.
- Dlaczego? – Tom spojrzał na nią z niechęcią. Nie odwróciła się. Wciąż czekała na odpowiedź. Mężczyzna chyba wreszcie stwierdził, że może jej powiedzieć.
- Starałem się o posadę nauczyciela w Hogwarcie. Moja prośba została…
- Nie przyjął cię. – stwierdziła sadystycznie Ruda. Wyglądało na to, iż ten temat nadzwyczaj mierzwił jej towarzysza. Riddle nie odezwał się. Lil westchnęła. – Nie wiem po co mnie odwiedzasz skoro nic nie mówisz tylko sam zbierasz informacje. – wstała, gotowa się pożegnać.
- Kochasz go?- usłyszała chłodny głos.
- Co?!- podniosła głos, nie wiedząc skąd to pytanie.
- Czy go kochasz? – Tom spojrzał na nią swoimi przenikliwymi oczętami. Lilian nie widziała powodów, by odpowiadać na takie pytania. Z kolei była pewna, iż Riddle i tak sam z niej to wyciągnie. Tylko, że… Czy mogła powiedzieć, że go kocha? Zastanowiła się… Przecież to byłoby niedorzeczne. Podoba jej się, to tak, ale…
- Dobrze. – przerwał jej. – To wystarczy. – stwierdził oschle. – I dam ci radę. – Lily zmarszczyła brwi. – Dopóki sprawy są w takim stanie rzeczy trzymaj się od niego z daleka. Daje ci to sto razy więcej bezpieczeństwa niż wtedy, gdy otacza cię on swoim ramieniem. – Ruda uniosła wysoko brwi, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć: - Teraz śpij. – kolejny rozkaz jaki otrzymała. Wszystko zaczęło się rozmywać. Pociemniało…
Spojrzała w lustro i znów okazała się być młodziutką dziewczyną, która bardzo żałuje, że kiedykolwiek cokolwiek powiedziała…
James’a dosłownie nie dało się powstrzymać. Wparował do SS, nie zważając nawet na Dorcas, która zaczynała jęczeć, żeby się opanował. Jednak nie był pierwszą osobą, która zdążyła wejść z hukiem do skrzydła szpitalnego. Przy jednym z łóżek tłoczyło się już pięciu chłopaków oraz 3 dziewczęta, a pani Pomfery na widok dodatkowej grupy osób wyglądała jakby zaraz miała dostać zawału.
- Są jasne przepisy określające liczbę osób odwiedzających!- krzyknęła, witając ich na wejściu.
- Mogłaby pani chociaż raz przymknąć na to oko. – poprosiła Dorcas, podczas, gdy James już zdążył podejść do grupy osób. Nie mogła liczyć na wsparcie z jego strony… Jednak wiedziała, że ktoś wciąż za nią stoi. Obróciła się lekko i ujrzała Syriusza, który z poważną miną wpatrywał się w szkolną pielęgniarkę.
- Mowy nie ma! Wynocha!
- O ile mi wiadomo, to gdyby leżałaby tu jeszcze jedna osoba, minimalnie przekroczylibyśmy limit w dwóch grupach, ale jeśli podzielilibyśmy się na trzech znajomych leżących w SS, to…
- Doceniam twoją spostrzegawczość, mój drogi. – przerwała mu Pomfery. Była młoda i chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, iż z Huncwotem nie wygra… Black zauważył jednak, że całkiem ładna z niej kobieta…- Ale nie masz tu trzech poszkodowanych! Jest jedna dziewczyna, która potrzebuje spokoju! A maksymalnie…
- Posłucha pani!- tym razem to Syriusz wtrącił mało uprzejmie. – Albo pozwoli nam pani odwiedzić koleżankę, albo za jakieś 5 minut otrzyma pani dodatkowo 2 pacjentów. – Meadows i Pomfery popatrzyły na Łapę równie zdziwione.
- Bezczelność!- oburzyła się pielęgniarka, na co Black przewrócił oczyma.
- Nie żartuję. Ja i kolegi jesteśmy na tyle zdeterminowani by…
- Dobrze! – kobieta ściągnęła wściekle brwi. – Zachowujcie się cicho…- dodała zdenerwowana, idąc do swojego gabinetu. Syri odprowadził ją wzrokiem. Wiedział, że Dorcas wciąż się na niego patrzy. Gdy tylko pielęgniarka zniknęła obrócił się w stronę blondynki i uśmiechnął w najcudowniejszy sposób jaki potrafił.
- Zwycięstwo!- wyszeptał do niej uradowany, ale Dori nie odwzajemniła uśmiechu. Wciąż gapiła się na niego zaskoczona. – No co?- spytał opanowując się.
- Nie wiedziałam, że tak potrafisz. – stwierdziła z podziwem.
- Potrafię wiele rzeczy dziecino. – uniósł wysoko jedną brew, a Dorcas w myślach przyznała, że jednak wciąż nie potrafi mu się oprzeć. Przez chwilę nawet była pewna, że to chłopak, z którym może się ponownie związać, tylko wtedy przypomniała sobie o Dorianie…
Odwróciła swoją uwagę od tego przystojniaka stojącego tuż obok niej i zerknęła na łóżko, przy którym tłoczyło się całkiem sporo osób. Dor nie znała 4 chłopaków osobiście, ale jednego widywała codziennie.
- Co tu robi Peter?- spytała.
- Nie wiem. – Łapa zmarszczył brwi, robiąc krok w kierunku łóżka. – Ale wydaje mi się, że James właśnie próbuje to ustalić. – stwierdził, słysząc pytanie „a ty Glizdek coś tak szybko zniknął?”. Blondynka poszła za przykładem innych i podeszła do grupy osób, skupionej wokół rudowłosej dziewczyny, która oddychała spokojnie.
- Tu jest zbyt ciasno!- rzuciła Sheryl zaczynając się denerwować. – Zawiadomiłam 3 osoby, a zbiegła się cała szkoła!
- Złość piękności szkodzi. – Corvin spojrzała zabójczym wzrokiem na rudzielca, który śmiał się odezwać, a teraz szczerzył do niej zębiska.
- Już jesteś pierwszy na mojej czarnej liście…- ostrzegła jadowitym tonem.
- A ty ostatnia na mojej białej liście. – Jack zachichotał w perfidny sposób.
- Kto cię tu w ogóle zaprosił, co?!
- Właśnie.- Rogacz zmarszczył brwi i spojrzał na czwórkę znajomych. – Skąd wiedzieliście?- spytał. Instynktownie wyczuwał w tym coś niepokojącego. Byli tu szybciej od niego… I nikt im nic nie mówił. Chociaż… James przypomniał sobie jak Tyron dowiedział się o tym co miało miejsce w późnych godzinach wieczornych w pewnym dormitorium i jak później obwiniał o to Lily. Czyżby znów informator?
- Mamy źródła z pierwszej ręki. – Conrad uśmiechnął się spokojnie. Rogaś zerknął na Pettigrewa. Był tu przed nimi… Czy szczur mógł być zdrajcą?
Popatrzył na Lilian i doszedł do wniosku, że w obecnej sytuacji nie będzie się tym zajmował. Wyglądała tak spokojnie. Zupełnie jak zwykły sen… A jednak tym razem James chciał żeby się obudziła. Mogła mu nawet powiedzieć, że jest durniem. Byleby się odezwała…
Nie zwracając uwagi na tłum innych ludzi uklęknął tuż przy niej i ujął jej dłoń. Zupełnie go nie obchodziło co sobie pomyślą, albo że jest nieostrożny. Liczyło się to, by teraz móc być blisko niej.
- James…- Dorcas westchnęła. Nie wiedziała co mu powiedzieć, ale jednego była pewna. Nie powinien był tego robić. Chciał ją podejść jako przyjaciel, to niech będzie jak przyjaciel. Z tym że żadne z obecnych tu przyjaciół nie usiadło obok niej i nie trzymało jej za rękę.
- Ja wiedziałem, że tak będzie. – stwierdził Syriusz z niezadowoleniem. Schrzanienie wszystkiego było najbardziej podobne do Pottera. Gdy na czymś mu zależało, nie mógł tego uzyskać szybko, bo przecież musiał stworzyć sam dla siebie multum komplikacji i przeszkód, by musieć wciąż zaczynać od nowa… To takie typowe.
- Nie możecie choć raz się odczepić?!- Rogacz spojrzał na nich wściekle. – Może zajmijcie się sobą, co?- zaproponował zgryźliwie. Blondynka zamrugała kilkakrotnie. Nie była w stanie dłużej znosić takiej opryskliwości. Odeszła do sąsiedniego łóżka i usiadła na nim, zastanawiając się, kiedy Lily otworzy wreszcie oczy.
- Brawo przyjacielu. – Syriusz rzucił z ironią, po czym poszedł za blondwłosą pięknością. Jasmine obróciła się, aby zobaczyć jak Black próbuje porozmawiać z Dorcas.
- To jakaś para?- spytał Tyron.
- Była para. – zauważył Remus, przyglądając się Jamesowi, który w wielkim skupieniu wpatrywał się w uwielbianą twarz nieprzytomnej dziewczyny.
- No tak… Była…- odezwał się Mark. – To w końcu bardzo typowe dla Łapy. – nikt nic już nie powiedział. Jas niespokojnie zerkała na Sher, która z zazdrością przyglądała się jak James gładzi dłoń Evans. Szatynka wyczuwała jeszcze jedną wrogo nastawioną do tego osobę. Musiała jednak przyznać, że ten chłopak idealnie się kamuflował.
Hitchswitch wyglądał na przejętego sytuacją, ale obojętnego na to co robił Potter. A jednak Elvin zauważyła jak złowrogo zaciska on pięści. Dziewczyna pokręciła głową. Niesamowite jak wielki talent do robienia sobie wrogów ma Rogacz. A wszystko przez jego sympatię do Rudej.
Spojrzała na Remusa, który zerkał w stronę Dorcas i Syriusza. Chłopak czując na sobie jej wzrok, uśmiechnął się i popatrzył w cudowne oczy szatynki.
- Rozmawiają…- wyszeptał. Jas zapragnęła móc go teraz pocałować. Zamiast tego zdobyła się tylko na to, by odszukać jego dłoń i zacisnąć ją we własnej dłoni. Również się uśmiechnęła. „Żeby jeszcze Dorcas pozbyła się swoich problemów…”, pomyślała.
A blondynka siedziała na tym łóżku i musiała przyznać, że nie czuła się na siłach rozmawiać z Blackiem. Ale skoro Potter nie miał skrupułów aby zerwać z udawaniem przyjaciela, to dlaczego ona nie ma w sobie tyle siły?
- Wiesz, to po prostu trudne. – stwierdziła marszcząc brwi.
- A co w tym trudnego?- Syriusz przyglądał się jej zamyślonemu profilowi. Siedząc tuż obok powinien mieć ją już w garści. Tylko tym razem potrzeba było tu sto razy więcej wyczucia. Nie mógł ot tak jej objąć, uśmiechnąć się, puścić oczko, bo to nie sprawi, by rzuciła się na niego. Musiał dotrzeć do sedna problemy i wyeliminować go. Może fałszywą obietnicą? Albo zmyślonym argumentem. Nie wiedział… Najpierw potrzeba było zmusić ją do wygadania się.
- Dla ciebie wszystko jest takie proste. – zwróciła się do niego. – Jestem boski, to do mnie wróci! A tak wcale być nie musi. To nie ty nakryłeś mnie na jawnym umawianiu się z kimś innym, nie ty byłeś rzucany, bo chciałam się spotkać z inną osobą, to nie ty się znudziłeś…
- Och, uwierz mi skarbie, że gdybyś mi się znudziła, to bym do ciebie nie wracał. – powiedział z nutką sarkazmu w głosie.
- Gdybym ci się nie znudziła to byś nie szukał atrakcji u innych. – popatrzyła na niego z nadzwyczajną pewnością siebie.
- Dorcas znasz mnie! One same się narzucają… Idę korytarzem i piszczą, podbiegają…- zaczął gestykulować, nie mogąc inaczej oddać swojego poirytowania zachowaniem owych dziewcząt.
- Aha.. Właśnie Syriuszu… Zapominasz, że cię znam. One piszczą, a ty oczywiście nie możesz się powstrzymać, żeby z którąś nie poflirtować.
- No wybacz, ale nigdy nie umówiłem się z dziewczyną z fanklubu! – zaprzeczył szybko. – Stać mnie na to, żeby sięgać po…- urwał, zdając sobie sprawę z tego, iż to co chciał powiedzieć nie za bardzo pomoże mu przekonać Meadows. Blondynka chyba jednak podchwyciła co chciał powiedzieć, bo tylko zerknęła na niego surowo. – On nie da ci tego wszystkiego, co możesz mieć ode mnie!- Łapa postanowił przyjąć inną taktykę.
- Masz rację. – powiedziała, a Syriusz zrobił triumfalną minę. – On da mi dużo więcej. – dodała, na co Black ściągnął brwi.
- Co więcej?! Kiedy ostatnio go widziałaś? On ci poświęca mniej uwagi niż ja, gdy jestem nawet z 5 na raz.
- Rzeczywiście Syri. Niezbity argument… - prychnęła Dorcas. – Mam przynajmniej pewność, że on będzie mi WIERNY. Wiesz co to wierność?- dziewczyna wbiła swój wzrok na przystojnego bruneta, który coś sobie kalkulował. Najwidoczniej ten sposób też nie był dobry, żeby ją podejść. Czas wrócić, do podstaw…
- A czujesz coś do niego?- zapytał z lekkim przygnębieniem. Na takie pytanie nie była przygotowana.
- Słucham?- zaskoczona, nie miała pojęcia co powiedzieć.
- Czy coś do niego czujesz? – Dorcas zrobiła duże oczy, ale Black się tym nie przejął. Zwinnym ruchem zbliżył się do niej, nachylając się nad nią i sprawiając, że gdyby chciała się odsunąć musiałaby się położyć. – Czy, kiedy zbliża się do ciebie, zaczynasz drżeć i bynajmniej nie jest to ze strachu… - nachylił się jeszcze bardziej, a Dorcas chcąc się ratować obniżyła się, tak że jej pozycja stawała się coraz bardziej pozioma.
- Black…- zaczęła słabym głosem.
- Czy patrzysz na niego z tym błyskiem w oku, jaki masz teraz? Czy te błękity szukają jego wzroku?
- Syriuszu…- chciała poprosić, żeby przestał, z każdą sekundą zbliżała się do materaca łóżka.
- Czy czekasz na jego dotyk?- Meadows już poczuła podparcie pod plecami. Leżała bezradnie a Łapa nachylał się nad nią. Dodatkowo czule dotknął jej policzka, a następnie przejechał dłonią po jej sylwetce, zatrzymując się na talii. Po tym w jaki sposób wciągnęła powietrze w płuca, wiedział, że ciężko jej bez niego wytrzymać. Prawda była taka, że blondynka wciąż za nim szalała. Uśmiechnął się z nadzwyczajną pewnością siebie. – Czy to jego pocałunek jest dla ciebie wyjątkowy. – nachylił się jeszcze bardziej, mając zamiar za kilka sekund dotknąć ust Dorcas. Sam gratulował sobie tak rozplanowanego zwycięstwa. Przytrzymując ją, zbliżył się.
- Nie…- wyszeptała. Była pewna, że nie może, nawet jeśli chce. To zły chłopak… Bardzo zły… Jednak Black się tym nie przejął i najwidoczniej i tam zmierzał do pocałunku. Dorcas walczyła ze sobą, żeby go nie objąć i nie przyciągnąć do siebie. Szukała jakiejkolwiek myśli, która pomoże jej przestać obsesyjnie myśleć o tym brunecie, który był tak blisko… I kiedy już sama układała usta do pocałunku, nagle przypomniała sobie Doriana. „Zdecyduj…” W ostatniej chwili trzeźwo odwróciła twarz, czując jak Syriusz całuje ją w policzek.
Coś poszło nie tak… Łapa zmarszczył brwi. Przecież miał ją w garści…
- Wybacz…- powiedziała blondynka, wyprostowując się i delikatnie odpychając zaskoczonego Syriusza. Dwójka szesnastolatków postanowiła szybko zmienić temat. Dori z zakłopotania, a Syri z szoku, iż jednak mu się oparła.
- Dorcas…
- Myślisz, że długo jeszcze poleży?- Meadows spojrzała w stronę grupy osób, tłoczącej się nad łóżkiem, gdzie spoczywała jej przyjaciółka.
- Myślę, że nie… A co mówiła Pomfery? – Łapa wiedział, iż Dorcas była o wiele lepiej poinformowana od wszystkich jeśli chodziło o sprawę zdrowia osób jej bliskich.
- Ona myśli, że to zasłabnięcie ze zmęczenia. Jak to ładnie ujęła, Lil musiała uczyć się do późna, a tam w sali po prostu padła i zasnęła. Teraz tylko czekać aż się wyśpi i potwierdzi ową wersję wydarzeń.
- Nie potwierdzi tego…
- Wiem. – blondynka uśmiechnęła się delikatnie do przystojniaka, który wyglądał na zawiedzionego. Postanowiła to zignorować… - Szkoda mi tylko James’a…- Syriusz pokiwał głową ze współczuciem.
Brunet, siedzący przy Rudej, patrzył czule na jej twarz, jakby oczekiwał, że za chwilę otworzy oczy. A ona oddychała spokojnie, zanurzona w świecie własnych snów. Ciekawe o czym myślała… Potter był pewny, iż swoim zachowaniem irytuje minimum jedną osobę, ale się tym nie przejął. Wiedział, że to jedyna okazja, żeby na nią popatrzeć. A zdążył się już uspokoić. Sheryl oświadczyła wszystkim, że to zwykłe omdlenie z przemęczenia, więc pozostało tylko czekać, aż Lilian się obudzi.
Rogaś chłonął każdą rysę jej twarzy. Sposób w jaki kosmyki włosów układały się na poduszce. Delikatne usta, które lekko rozchylone wyglądały jakby chłonęły powietrze. I chłopak nie mógł uwierzyć, że teraz jest tak blisko idealnej całości, a gdy śliczne powieki zwieńczone woalką rzęs podniosą się, będzie musiał usunąć się w cień, bo jako zwykły kolega, z którym nawet nie chciała mieć nic do czynienia, nie powinien odwiedzać jej w SS. I ta świadomość była sztyletem w jego sercu, a jeśli dodać Hitchswitcha czekającego aż on zniknie z jej życia, to sytuacja wydawała się dość beznadziejna. Dlaczego ona jeszcze do niego nie przyszła?
James trzymał jej delikatną dłoń, która zdawała się być taka krucha. Palce opadały bezwładnie… Nie mogąc się powstrzymać, złożył delikatny pocałunek na zewnętrznej stronie jej dłoń. Gdy tylko się odsunął zamarł. Poczuł jak dziewczyna ściska jego rękę. Nieco zaskoczony zerknął na jej twarz. Ściągnęła brwi i zamruczała cicho. Po chwili już ziewała, ale wciąż nie otwierała oczu…
- Budzi się…- wyszeptała podekscytowana Jasmine. Hitchswitch nachylił się bardziej nad Potterem.
Lily słyszała tylko jakieś szmery. Miała cudowny sen… Nie chciało jej się otwierać oczu, ale wiedziała, że ściska w ręku dłoń chłopaka. Może wciąż śni?
- James?- powiedziała cichutko, pogłębiając własny oddech. Rogacz już nic nie wiedział. Bał się odezwać. Jak to szybko zrobić? Jak stąd teraz uciec, kiedy ona trzyma go za rękę?! Obrócił głowę. Wszyscy patrzyli na niego. Jednak pierwszą osobą jaką zauważył był Tyron, który z poważną miną patrzył na przebudzającą się Lily. – Czy to wciąż sen?- spytała, gdy jedna z jej rąk powędrowała w stronę oczu. Potter chcąc nie chcąc chwycił przegub dłoni Hitchswitcha, który nie zdążył nic powiedzieć, a jego ręka już trzymała dłoń rudowłosej istotki. Rogacz zwinnym ruchem zdążył podmienić dłonie. Nie widział innego wyjścia. Wstał w pośpiechu. Uchwycił jeszcze karcące spojrzenia Dorcas i Syriusza, które mówiło „a nie mówiłem?”.
Sheryl odprowadziła wzrokiem uciekającego Pottera. Wciąż o niej myślał… Wciąż był przy Evans, gdy tego potrzebowała… A ona wymówiła jego imię. Corvin zmarszczyła brwi i popatrzyła na ciemnowłosego chłopaka. Kapitan drużyny Gryfonów… Teraz to on klękał koło łóżka Lilian i ściskał z czułością jej dłoń….
Lily otworzyła powoli oczy i spojrzała na postać przy jej łóżku.
- James?- wyszeptała półprzytomnie.
- Nie. – usłyszała w odpowiedzi. Przetarła oczy i ujrzała wyraźniej… Tyron. I inni… Nie rozumiała… Przecież on tu był. Słyszała jego głos, to on dotykał jej dłoni… To on o niej myślał. Była w 90% pewna, że końcówka snu była prawdziwa…
- On tu był?- spytała z nadzieją. Sama nie wiedziała czemu aż tak bardzo jej na tym zależy. Zauważyła, że Dorcas przygryza nerwowo jedną wargę, a Syriusz odwraca wzrok. Zaczęła szukać odpowiedzi dalej. Remus spuścił głowę, a Jasmine smutno się w nią wpatrywała, żaden z czwórki jej współlokatorów nie zamierzał udzielać jej odpowiedzi.
- Nie było go tu.- powiedziała wreszcie Sher, która jako jedyna siedziała na krześle przy łóżku. Evans popatrzyła na nią z lekkim zawodem, ale to nie wzruszyło brunetki. „Jamie nie chciał, żebyś go tu widziała”, pomyślała.
- Był.- wtrąciła Dori, zdobywając się na odwagę.
- Tak.- Syriusz wtrącił się, mierząc Dor zabójczym spojrzeniem. – Ale wpadł tylko na chwilę. Zobaczył czy nic ci nie jest i poszedł…- Ruda zerknęła niespokojnie na pościel. Próbowała poukładać sobie w głowie jak to było. Jednak nie miała do tego głowy. Był… na chwilę… Westchnęła. Może rzeczywiście już go tak bardzo nie obchodzi? Może znudził się albo cokolwiek innego? Wiedziała jedno… Pierwsza się do niego nie zbliży.
Wtedy poczuła jak ktoś ściska jej dłoń. Zaskoczona zauważyła Tyrona, który uśmiechnął się spokojnie. Uniosła lekko kąciki ust. On i James byli do siebie podobni…
Przemierzał korytarze, nie zwracając uwagi na to, iż słońce chowa się za horyzontem. Odczuwał straszliwy ciężar, którego nie mógł się pozbyć. Zatrzymał się dopiero w pokoju wspólnym. Pragnął czyjegoś towarzystwa. Bezwładnie opadł na wysiedzianą kanapę i zerknął na małego chłopca, który zajmował miejsce tuż obok niego. Przez chwilę szesnastolatek i jedenastolatek patrzyli na siebie badawczo. Siedzieli w ten sam sposób…. James szybko rozpoznał w nim swojego sobowtóra, tylko gdzie on zapodział swoje okularki?
- Witaj Colin. – rzucił mimochodem.
- Cześć.- odpowiedział chłopiec, dziecięcym jeszcze głosem.
- Nie próbujesz już tworzyć grupy Huncwotów? – Potter ziewnął potężnie. Męczący dzień dawał o sobie znać. Miał nadzieję, że rozmowa z Colinem da mu choć odrobinę zapomnienia. Odciągnie jego myśli od pewnej dziewczyny, która go nie chce…
- Wiesz… bycie Huncwotem jest fajne. Wszyscy cię lubią i w ogóle… Ale rola James’a Pottera… - chłopiec pokręcił ze zrezygnowaniem głową, a Rogacz zmarszczył brwi.
- Że niby do kitu jestem?- spytał zaniepokojony.
- Nie o to chodzi.- Colin uśmiechnął się, ukazując szczelinę między zębami. – Ale….- chłopiec urwał i spojrzał na okularnika podejrzliwie. – Nie obrazisz się?- James uniósł pytająco jedną brew.
- Nie. Możesz mówić szczerze. Wal prosto z mostu. – Potter był pewny, że dziś nic go już nie dobije. Co najwyżej liczył na poprawę humoru.
- Masz przerąbane. – Colin zacmokał ze współczuciem.
- Że co?- Rogaś prychnął. – Od zgrai takich maluchów jak ty? – spytał z lekkim rozbawieniem. – chłopak nachmurzył się i uniósł dumnie głowę.
- Chodziło mi raczej o tę twoją Evans.
- Och…- entuzjazm James’a zgasł tak szybko jak się pojawił.
- Nie masz z nią łatwo. To istna terrorystka. – Colin aż się wzdrygnął.
- Terrorystka mówisz? – powtórzył bez przekonania Potter.
- Tak! Żałuj, że jej nie widziałeś jak nam psuje najlepsze plany! – James mimo wszystko zaciekawił się tym co malec miał do powiedzenia. – Nie wiem skąd ona ma cynki, ale znajduje się zawsze w kulminacyjnych momentach i wszystko psuje! Ale wiesz co jest najgorsze? – Rogaś wpatrywał się w małego chłopca, czekając aby usłyszeć co takiego mogła mu jeszcze zrobić Evans. – Ona wie, że my coś knujemy, a kiedy uda się jej nas złapać, to mówi….
- I wy myśleliście, że jesteście tacy sprytni? – wtrącił James powoli zaczynając ożywiać się ową rozmową.
- Otóż to!- krzyknął Colin uradowany, że ktoś go wreszcie rozumie. – Na dodatek zrobi tę swoją mądrą minę!
- Ni to wściekłą, ni to zadowoloną z siebie. – teraz Potter odwrócił się przodem do małego chłopca.
- Dokładnie! I zawsze straszy…
- Szlabanem. – Rogacz uśmiechnął się. Ileż to razy zostali nakryci przez Lily, która niweczyła ich najlepsze plany, a na koniec rzucała komentarz w stylu „Nie jesteście tacy chytrzy, za jakich się uważacie”. Ile razy się na nią za to wściekali? Tylko dla James’a w niej zawsze było coś rozbrajającego, intrygującego. Jak teraz patrzył na to z perspektywy czasu, to nie potrafił nie zwracać na nią uwagi. Jedyna i niepowtarzalna, która nigdy nie należała do jego fanklubu. Nie przychodziła na mecze… Potter może właśnie dlatego wypatrzył ją z tłumu? Wiedział, że jeśli ją zdobędzie to nie dzięki pozycji szukającego, czy dobrej opinii w szkole. Ona nie dbała o takie rzeczy. Chciał dziewczyny, która będzie z nim za jego charakter, za to jaki jest…
James westchnął głęboko.
- Skąd wiedziałeś, że to będzie akurat ona? Że za tą będziesz się uganiał długie lata?- Colin na jak tak młody wiek zadawał dość zadziwiające pytania. Rogaś uśmiechnął się do niego łobuzersko.
- Wiesz… Dziś mam poważne wątpliwości co do tego, czy nie zmarnowałem tych długich lat. – stwierdził zgodnie z prawdą. – Ale wiedziałem, że to ona już po pierwszej wymianie zdań.
- Jak to?- chłopiec zaciekawił się.
- Podszedłem pewnego dnia do małej rudowłosej dziewczynki i powiedziałem jej, że ma ładne nogi. – James uśmiechnął się jeszcze szerzej. -Bawiłem się wtedy z Syriuszem w poddmuchiwanie…ekhem…- Potter odkaszlnął, zdając sobie sprawę, że nie powinien podawać takich pomysłów dziecku. – W każdym bądź razie wiesz co usłyszałem?- Colin pokręcił przecząco głową. – Powiedziała mi „Spadaj!”. – chłopiec zupełnie zbity s tropu zrobił pytającą minę.
- I za takie spadaj wybrałeś sobie dziewczynę?- ton dziecka mówił, że uważa to za totalną głupotę.
- Tak. A wiesz dlaczego? – dzieciak znów pokręcił przecząco głową. – Bo nigdy nie szukałem łatwym wyzwań. Chciałem dziewczyny, przy której sporo się namęczę. Uwielbiałem trudne zadania. – oparł głowę, rozkładając się wygodniej na swojej połowie kanapy. Colin wyglądał jakby coś sobie kalkulował. James teraz nie przywiązywał do tego zbytniej wagi. Pochłonęły go wspomnienia. Próbował ocenić swoje szanse na to, iż jeszcze kiedyś pogada z Evans w sposób więcej niż przyjacielski.
- I ty masz teraz wątpliwości? – Colin prychnął ku zaskoczeniu Rogasia. – Przeczysz sam sobie!- stwierdził chłopiec rezolutnie. James nie rozumiał. Sam fakt, że rozmawia z dzieckiem na tak poważne tematy zdawał mu się być nadzwyczajny, ale żeby to dziecko go pouczało? – Chciałeś ciężkiego wyzwania, to masz! Lilyanne Evans wciąż nie zdobyta. A ty po latach stwierdzasz, że nie dasz rady?!- Potter zmarszczył brwi. Maluch miał rację… Wybrał sobie trudne zadanie i chce zrezygnować w trakcie… - Opanuj się! Nazywasz się James Potter! Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych! Zostały ci 2 lata Hogwartu, żeby ją poderwać, a to sprawia, że w zasadzie 2/7 czasu przed tobą. Chcesz teraz to stracić?! To na co pracowałeś?
- Nie…- Rogacz aż otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Dziecko okazało się mądrzejsze od niego…
- To staraj się dalej! I przede wszystkim odpowiedz sobie na pytanie, czy Lily jest dla ciebie tylko celem, czy może czymś więcej. Bo mimo wszystko równa z niej dziewczyna. Potrafi być rozbrajająca, szczególnie gdy się uśmiecha i rzuca komplementem.
- Taaa…- James przypomniał sobie słowa „Jesteś przystojny…”. Naprawdę bywała rozbrajająca. A jej uśmiech był bezcenny.
- Nie chciałbym żeby jakikolwiek łowca nagród ją skrzywdził. Więc daj sobie spokój jeśli ma ci służyć za trofeum. – Colin wyciągnął z kieszonki spodni cukierka i zaczął go rozpakowywać.
- Wiesz co młody? – Rogacz przyjrzał się chłopczykowi.
-Hmm?- Colin spojrzał pytająco na swojego idola, kiedy wpakował już cukierka do buzi.
- Chyba powinienem częściej zasięgać u ciebie rad. – James uśmiechnął się, czochrając swojemu małemu kumplowi czuprynę.
- No wiesz… Zawsze do usług. Jak nie pobieram opłat od Lily to od Ciebie też nie będę. – Colin wyszczerzył ząbki. – Chociaż ona zawsze przynosi cukierki….
- Zaraz… - James zmarszczył brwi. – To Lily z tobą rozmawia?!
- Aha. – chłopiec odparł jakby to było coś zwyczajnego. – Wydaje mi się, że ostatnimi czasy nie ma zbyt wiele towarzystwa. Wydaje się być przygnębiona, a że ja zawsze z chęcią pogadam… - Potter był w ciężkim szoku. To dziecko mogło być w posiadaniu informacji niedostępnych nikomu innemu. – Nie pozwoliła mi tylko dotykać swojego pamiętnika. – James drgnął. Pamiętnik… Zawsze pisała go pod ulubionym drzewem.
- A wychodziła ostatnio na dwór? Żeby coś w nim zapisać?- zaciekawił się mając nadzieję na jakieś informacje.
- Doradziłem jej żeby pisała w środku. Wracała jeszcze bardziej przybita, zziębnięta i z przeświadczeniem, że przyjaciele ją zostawili. Mówiła coś kiedyś chyba o jakimś Dorianie… I była na niego za coś zła. – Colin zamyślił się, nie zważając, że teraz James chłonie każde jego słowo. A Potter aż zerwał się z kanapy i chwycił się za włosy. Jak mógł być tak głupi! Zapomniał o Rogaczu. Zapomniał o tym, że powinien być przy niej zawsze! Był na siebie wściekły. Została bez dziewcząt, bez Huncwotów, Doriana, a nawet swojego zwierzęcego przyjaciela…
- No pięknie!- powiedział sam do siebie. Lilyanne została skazana na towarzystwo Tyrona, Jacka, Marka i Conrada. I jeśli kiedykolwiek Hitchswitchowi uda się z nią związać, to James będzie mógł podziękować tylko sobie, bo to on pchnął ją w ramiona kapitana szkolnej drużyny Gryfonów….
- Naprawdę nic mi nie jest!- spierała się, gdy 10 osób uparło się odprowadzić ją pod drzwi dormitorium.
- Pomfery kazała ci wypoczywać, więc chcemy się upewnić, że od razu się położysz. – Syriusz, który szedł ramię w ramię z Lily, wyszczerzył do niej swoje olśniewająco białe zębiska.
- Myślisz, że dobrowolnie pójdę spać o godzinie 19?- spytała z nutką sarkazmu w głosie.
- Dobrowolnie może nie…- przyznał Conrad.
- Ale jeśli się tobą odpowiednio zajmiemy. – Jack posłał jej iście diabelski uśmiech. Lilian zmarszczyła brwi, a Dorcas dostrzegła w jej oczach wredne iskierki. Ruda odrobinę się zmieniła…
- Dobra. Zajmujcie się mną. – rzuciła, nie ukrywając rozbawienia. – Jack ty pierwszy!- bez ostrzeżenia wskoczyła mu na barana. Chłopak jęknął cicho i rzucił pod nosem coś w stylu „dlaczego zawsze ja?”, ale dzielnie złapał Evans i doniósł ją do portretu Grubej Damy. Tam Lily sama stwierdziła, że jej niewygodnie, po czym stanęła na własne nogi.
- Proszę bardzo!- odezwała się Sheryl otwierając przejście za portretem i przepuszczając po kolei wszystkich. Spora grupa osób wkroczyła do PW.
Lil aż się uśmiechnęła. Ogień w kominku niczym nie przypominał tego samego ognia, który płonął w komnacie, gdzie spotkała Toma. Za to zauważyła coś nowego. Wśród tłumu osób, wzrokiem wyłowiła znajomego chłopca rozłożonego na kanapie i wżerającego cukierki, które sama mu dała jakieś kilka dni temu, no a tuż przy nim stał okularnik, strasznie klnąc i mówiąc jaki to z niego idiota. Zielonooka jeszcze nie wiedziała o co chodzi, ale miała wielką ochotę się dowiedzieć… Tylko nie chciała pierwsza się odzywać.
- Oho. – Black ściągnął brwi, widząc swojego przyjaciela, który mówi właśnie „Cholera, ale jestem głupi!” i małego chłopca, który mu przytakiwał. Łapa miał ochotę drugi raz powtórzyć „oho”, kiedy zdał sobie sprawę, że Lily bez krępacji, przygląda się tej scenie.
- James…- Dorcas najwyraźniej miała zamiar podejść i już gotowa była wymijać Evans, kiedy Syriusz zatrzymał ją, wystawiając przed nią rękę jak barierę. Na wytłumaczenie, Black wskazał ruchem głowy na Lilyanne.
Dziewczyna stała, przyglądając się temu wszystkiemu i zastanawiając się, czy po ludzku tam nie podejść. Co było za? Hmm… Ciekawość no i fakt, że była prefektem. To wystarczająco. Chyba… A niech tam! Jako prefekt Gryffindoru ma za zadanie pilnować porządku i dowiadywać się co się dzieje! Prawda? „Prawda!”, pomyślała, po czym zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę kanapy.
- Ona oszaleje jak jeszcze trochę z nimi pomieszka….- wyszeptała zdziwiona Meadows.
- To zróbcie coś żeby wróciła. – stwierdził rozsądnie Remus.
- Nie wróci, bo dobrze jej z nami. – zaśmiał się Mark, a Dor aż podskoczyła.
- Tak. U nas ma kogo męczyć. – stwierdził Jack, siadając na jednym z foteli tak jak większość. Tylko Dorcas, Syriusz, Sheryl i Tyron stali, obserwując jak Ruda zatrzymuje się przy kanapie…
Colin dostrzegł Lilian już kiedy była metr od kanapy. Ruda zauważyła jak pierwszoklasista uśmiecha się do niej radośnie i nie mogąc postąpić inaczej odwzajemniła ten uśmiech. Uwielbiała tego chłopca. Był dla niej jak młodszy braciszek.
Zerknęła na Pottera robiąc ostatni krok w stronę kanapy i zrobiła znudzoną minę.
- A tobie Potter gorzej?- spytała oschle, po czym przywołała na twarz łagodny uśmiech i nachyliła się nad Colinem, aby zmierzwić mu włosy. Chłopiec wyglądał na zadowolonego.
James zamarł słysząc swoje nazwisko. Czyżby to była ona? Tak szybko wypuścili ją z SS? Akurat był na etapie ukrywania twarzy w dłoniach i stwierdzania, że zachował się kretyńsko. Powoli wyprostował się i spojrzał na dziewczynę stojącą tuż przy kanapie, która pieszczotliwie czochrała Colina. Aż odebrało mu mowę. Lily… Z uśmiechem na twarzy i luźnym warkoczem przełożonym przez ramię. Pierwszy raz nie wiedział co powiedzieć.
- Jak tam mały rozrabiako?- Lily skupiła cała swoją uwagę na małym przyjacielu.
- Wiesz zdążyliśmy coś zbroić, kiedy ciebie nie było. – chłopiec uśmiechnął się do niej łobuzersko, a ona uniosła wysoko brwi, czekając na wyjaśnienia.
- Naprawdę?- spytała z niezadowoleniem. To byłby pierwszy raz, kiedy nie udałoby się jej przewidzieć dowcipu zgrai małych Huncwotów.
- Żartuję. – Colin zaśmiał się i szczypnął ją lekko w policzek z dziecięcą słodkością. James zauważył, że chłopiec potrafił w idealny sposób podejść Evans. A dziewczyna musiała mieć do niego słabość, gdyż od razu uśmiechnęła się łagodnie. – Cały czas siedziałem w Pokoju Wspólnym. No i warto dodać, że rozmawiałem trochę z Jamesem Potterem. – Colin wskazał swojego ukochanego idola z dumą. Lily spojrzała na zaskoczonego tokiem akcji okularnika.
- Taaak?- spytała przeciągając.
- Aha. A wiesz, że James obiecał mi podrzucić kilka całkiem nowych pomysłów na zrujnowanie szkoły?- Rogacz zamrugał kilkakrotnie. Nie wiedział w co to dziecko sobie pogrywa, ale powoli zaczynało strasznie zmyślać. Potter zmarszczył brwi kiedy poczuł jak chłopiec bierze go za rękę i ciągnie w swoją stronę. James, nie mając wyjścia posłuchał tym razem i usiadł na kanapie, zajmując miejsce koło chłopca.
- Nowych pomysłów?- powtórzyła Lily, patrząc ze złością na James’a. Rogaś stwierdził, że może Colin nie był zbyt dobrym kombinatorem, ale sprawił, że Lil znów na niego patrzyła. To dziecko było geniuszem!
- No wiesz…- Potter uśmiechnął się nerwowo. – Tylko tak rzuciłem, ale…
- A dziś było mi smutno. – pierwszoklasista spuścił głowę, kontynuując swoją gierkę.
- Och, skarbie…- Evans zrobiła smutną minę i usiadła na poręczy kanapy, zachowując bezpieczną odległość od Huncwota, który siedział po drugiej stronie jedenastolatka. Poczuła jednak jak Colin ujmuje jej dłoń, swoją malutką rączką i ciągnie ją do siebie. Lily nie potrafiła mu odmawiać. Powoli, aczkolwiek bezpiecznie, zsunęła się na miejsce koło chłopczyka.
- I wiesz, że nie miałem z kim o tym pogadać?- Lil poczuła się jeszcze gorzej. Jej maluch właśnie został sam… Objęła go jedną ręką, nie zwracając uwagi na to, że po drugiej stronie siedzi Potter, który z zaskoczeniem obserwuje jak Colin dostaje właśnie to czego chce. Świadomy, że został wciągnięty do tej zabawy jako jeden z aktorów, wciąż nie puszczał ręki chłopca. – Ale James do mnie przyszedł i mnie pocieszył. – Lily kolejny raz była zaskoczona wrażliwością jaką Potter mógł okazać wobec smutku innych. Przecież Colin powinien mu być obojętny. Z tego co pamiętała nawet za sobą nie przepadali, a teraz taka zmiana…
Spojrzała na Rogacza, który z huncwockim uśmiechem poprawiał małemu grzywkę, tak żeby sterczała mu w podobny sposób, jak jemu. Pomyślała, że jest w tym coś niesamowitego. Już bez cienia złości przyglądała się tej niewiarygodnej sytuacji. Wtedy James popatrzył w jej stronę. Jej oczy były pełne zaciekawienia, ale grunt w tym, że nie odwróciła wzroku! Uśmiechnął się do niej flirciarsko i przez chwilę był pewny, że i jej kąciki ust zadrgały lekko, ale szybko to stłumiła. Od tej pory będzie brał Colina wszędzie ze sobą. No może pomijając łóżko… Ale ten dzieciak ma podejście!
Nagle coś pstryknęło, a Lily oślepił blask rozprzestrzeniający się po całym pokoju. Ruda musiała zamrugać kilka razy, zanim białe plamy znikły jej przed oczyma.
- Co do…?- Potter urwał wpatrując się w jedną z osób siedzących na fotelach. Lily podążyła za jego wzrokiem i ujrzała Jacka z aparatem w ręku oraz cała resztę, która gapiła się na Sterne’a wściekle.
- No co?!- rudzielec prychnął. – Taka chwila, że trzeba na zdjęciu uwiecznić! Jak rodzina wyglądali!- usprawiedliwił się. Do Lily nagle dotarł ogrom jego słów. Obejrzała się. I ona i Potter trzymali się blisko Colina. W jednej chwili poderwała się z kanapy jak oparzona. Jakie miała szanse żeby wyjść z tego z twarzą? Zdała sobie sprawę z tego, że wszyscy zaczęli się na nią gapić.
- Ja…- zaczęła niepewnie. Co miała powiedzieć? Zerknęła tęsknie w stronę schodów do dormitoriów. – Źle się czuję. Idę spać!- oświadczyła szybko, po czym pewnym siebie krokiem zniknęła w przejściu.
W PW zapanowała cisza… Nikt nie wiedział jak to skomentować. Czy obrócić w żart, czy może…
- Ej ty!- Colin wskazał palcem na Jacka. Sterne zmarszczył brwi i spojrzał lekceważąco na pierwszoklasistę. – Poproszę odbitkę tego zdjęcia. – Jack uniósł wysoko brwi.
- Ta. – James oprzytomniał. Jeśli się nie mylił właśnie zawdzięczał temu malcowi bardzo wiele. – Ja też chcę. – uśmiechnął się huncwocko. – Jack daj je na jutro!
- Myślicie, że Lily też chce odbitkę?- Sterne trzymał w ręku swój aparacik.
- Myślę, że Lily zabije cię jeśli kiedykolwiek się dowie, że takowe zdjęcie ujrzało światło dzienne. – Łapa nagle zaczął dostrzegać zabawne aspekty tej sytuacji. Jutro będzie się miał z czego śmiać. – Ja też poproszę odbitkę!- zaklepał z uśmiechem.
- Jesteście okropni!- Dorcas oburzyła się.
- To znaczy, że nie chcesz odbitki skarbie?- Syriusz popatrzył na nią chytrze. W jej cudownych, błękitnych oczach widział jak ze sobą walczy. Dodatkowo przygryzła jedną wargę, co nadało jej dziecinnego wyglądu. Była słodka… Chciał ją odzyskać, dlatego iż zawsze powinna należeć do niego.
- Chcę…- blondynka powiedziała wreszcie cichutko.
- A ty Remusie?- Jack zdążył już wyciągnąć notesik, w którym zapisywał liczbę odbitek.
- Ja nie będę ryzykował gniewu Lily. – Lupin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli u kogokolwiek zobaczy to zdjęcie to przetrząśnie wszystkich, aż się dowie kto jeszcze takie ma. Następnie sadystycznie rozstrzela tych wybrańców.
- A ta dziewczyna, która jest ostatnia na mojej białej liście?- Sheryl zmierzyła Sterne’a nienawistnym wzrokiem. Gdyby mogła to by go zabiła…
- Obejdzie się bez twojego głupiego aparaciku i tego zdjęcia!- prychnęła po czym poszła na górę do swojego dormitorium.
- A tę co ugryzło?- Tyron odprowadził ją zaniepokojonym wzrokiem.
- Nie zwracajcie uwagi. – odezwał się Peter. – Ona tak zawsze.
- Nie prawda!- zaprzeczyła szybko Jasmine.
- Kiedyś kazała mi się odchudzać…
- Och, zamknij się!- wtrąciła wściekle Dorcas. Nie podobało jej się podejście Corvin. Było w tym coś bardzo niedobrego…
- Jesteś geniuszem!- głos James’a oderwał wszystkich od Sher. Rogacz nie potrafił ukryć swojej euforii.
- Wiem. – stwierdził Colin skromnie.
- A że już nie wspomnę o tym aktorstwie!- P
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 23:01, 19 Cze 2011
|
|
|
Dołączył: 09 Lip 2010
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Płock
|
|
BYŁO TO JEDNAK ZBYT MĘCZĄCE, WIĘC TERAZ POBIERAJCIE WSZYSTKIE NOTKI TUTAJ: [link widoczny dla zalogowanych] W FOLDERZE DOKUMENTY. BĘDĘ STARAŁA SIĘ NA BIEŻĄCO UAKTUALNIAĆ, KIEDY NOWE NOTKI UJRZĄ ŚWIATŁO DZIENNE
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|